„Krótką chwilę uniesienia za stodołą przypłaciłam ciążą. Teraz czeka mnie wstyd na całą wieś i wytykanie palcami”

dziewczyna w ciąży fot. Adobe Stock, Kawee
„W głębi duszy przeczuwałam, że w naszych czterech ścianach rozpęta się istne piekło. Kiedy w końcu przestąpiłam próg domu, zobaczyłam mamę siedzącą przy stole. Trzymała się kurczowo za serce, głośno rozpaczając”.
/ 06.05.2024 14:30
dziewczyna w ciąży fot. Adobe Stock, Kawee

Mój brzuszek się zaokrągla, więc przed rodzicami udaję zrozpaczoną, ale w rzeczywistości to jestem zadowolona. Może nie z powodu dziecka, ale z tego, jak potoczyły się sprawy z Jankiem.

Nie tak miał skończyć się wieczór

Tamtego wieczoru pojechałam z Elką i Marianną na dyskotekę do miasteczka. Popijałyśmy, szalałyśmy na parkiecie. W pewnym momencie przyczepili się do nas jacyś faceci. Wśród nich był Janek, syn sołtysa z pobliskiej wioski. Kojarzyłam go, może nawet trochę lubiłam, ale bardziej jak koleżanka. Żadnych głębszych uczuć. Nie w moim stylu i w ogóle taki jakiś nijaki. Ale tamtej nocy razem zaszaleliśmy. W którymś momencie Marianna gdzieś zniknęła z Krzyśkiem, Elka wpadła w objęcia Rafała, no to i ja nabrałam ochoty na trochę czułości.

Po drinkach czułam się rozkosznie lekko, a towarzystwo Janka sprawiało mi przyjemność. Nie oponowałam zatem, gdy poprowadził mnie w jakiś zaciszny kąt. Liczyłam na miłe chwile i uniesienia, ale spotkało mnie rozczarowanie. Wszystko trwało może trzy minuty. Totalna nuda i wstyd. Chyba miałam to wymalowane na buzi, bo chwilę później Janek spurpurowiał aż po same uszy, bąknął coś o tym, że mogłam okazać więcej sympatii, i zwyczajnie uciekł.

Od tamtej pory ani razu go nie widziałam. Przygoda tamtego wieczoru szybko wyleciała mi z głowy, i to z dwóch powodów: po pierwsze, wypiłam wtedy naprawdę za dużo alkoholu, a po drugie – jak już mówiłam – nie było to jakieś wyjątkowe przeżycie, które zapadłoby mi w pamięć. Nie przyszło mi nawet do głowy, że mogę być w ciąży. Kiedy nie dostałam miesiączki, też się nie zaniepokoiłam. Od paru miesięcy nie miałam faceta, więc niby z kim miałabym zajść w ciążę? Podejrzewałam raczej, że to jakieś zaburzenia hormonalne. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że takie rzeczy często zdarzają się u dziewczyn w wieku 19 lat.

Zaczęłam panikować, ale było za późno

Moje starsze siostry też w pierwszych miesiącach ciąży godzinami przesiadywały w łazience. Zrobiłam mały rachunek sumienia i przypomniałam sobie tę całą żenującą scenę z Jankiem. Poszłam do miasta, kupiłam test ciążowy i wyszło na to, że jestem w ciąży. Wcale nie chciałam jeszcze zostać matką, poza tym, u nas na wsi to ciągle wielki wstyd i ujma na honorze dla całej rodziny, jak panna z brzuchem chodzi.

Tutaj obowiązuje zasada, że najpierw trzeba się zaręczyć, pobrać, a dopiero potem myśleć o dzieciach, ta święta reguła u nas w miasteczku jest wciąż żywa. Moje starsze siostry poszły tą utartą ścieżką. Jedynie ja, jako najmłodsza z rodzeństwa, wyłamałam się zupełnie, więc spodziewałam się, że rodzice niezbyt przychylnie przyjmą tę wiadomość.

Oprócz Janka, rzecz jasna. Szczerze powiedziawszy, sama nie wiem, czemu w ogóle do niego poszłam. Może miałam nadzieję, że coś wymyśli, jakoś mi pomoże? Ale oczywiście nic z tego nie wyszło. Kiedy usłyszał, o co chodzi, zwyczajnie mnie wyśmiał. Powiedział, że nie kojarzy tej sytuacji w klubie i że chyba z kimś innym go pomyliłam w tych ciemnościach. Wtedy naprawdę się zdenerwowałam.

Wykrzyczałam mu, że takiego łobuza to raczej ciężko z kimkolwiek pomylić w tych sprawach i przypomniałam mu, jak uciekał potem cały zawstydzony. No to już całkiem się uparł. Oświadczył, że nie da się wrobić w dzieciaka i koniec. W takiej sytuacji musiałam poradzić sobie sama z tym problemem.

Ale się porobiło!

Siedziałam w wannie pełnej parującej wody, podskakiwałam na sztywnych nogach z dużej wysokości. Nic to nie dało. Czułam się tak zdołowana, że ostatecznie zdecydowałam się komuś o wszystkim opowiedzieć. Jako pierwszej zwierzyłam się najstarszej siostrze. Stuknęło jej już prawie czterdzieści lat, ma bogate doświadczenie życiowe. Sądziłam, że usiądziemy, pogadamy na spokojnie, coś wspólnie wykombinujemy.

A ta tylko przewróciła oczami, zwyzywała mnie od głupich i natychmiast pobiegła wszystko przekazać mamie. Nie miała daleko, bo wyszła za chłopaka z naszej miejscowości i mieszka o ulicę dalej. Pobiegła tak szybko, że nie zdążyłam jej złapać i powstrzymać.

Następne kilka godzin spędziłam, spacerując bez celu po mieście. Musiałam przeczekać, aż największa awantura minie. W głębi duszy przeczuwałam, że w naszych czterech ścianach rozpęta się istne piekło. Kiedy w końcu przestąpiłam próg domu, zobaczyłam mamę siedzącą przy stole. Trzymała się kurczowo za serce, głośno rozpaczając. Tata za to krążył po pokoju niczym dzikie zwierzę uwięzione w zbyt małej klatce. Rzucił mi takie spojrzenie, że najchętniej schowałabym się pod ziemię. Zamiast tego usłyszałam jego bezpośrednie pytanie, czy spodziewam się dziecka. Kłamstwo nie miało sensu, dlatego po prostu przytaknęłam.

Rzucili się na mnie jak na jakąś kryminalistkę. Nasłuchałam się o sobie tylu przykrych rzeczy, że głowa mała – że niby ze wszystkich dzieciaków to ja mam najmniej oleju w głowie, zero szacunku do siebie, zachowuję się nieodpowiedzialnie, wstyd na całą rodzinę ściągam i powinni mnie z domu wyrzucić. Co się dalej działo, to już sama nie jestem pewna, bo zaczęłam płakać i już nic do mnie nie docierało. Krzyczeli tak chyba z jakieś pół godziny, aż tu nagle nastała cisza.

Koniecznie chcieli mnie wydać za mąż

– Dobra, mleko się rozlało i płacz nic nie da. Stało się i już tego nie zmienimy. Zastanówmy się lepiej nad tym, co teraz – rzekł tata.

– A co tu dużo myśleć, po prostu urodzę. Innej opcji nie ma – wybąkałam przez łzy.

– Jak to, bez ślubu? W naszym domu czegoś takiego nigdy nie było i być nie może. Dziecka przecież nie przyniosła ci bociania poczta. No, mów, kto cię w ciążę wpakował? – zmierzył mnie surowym wzrokiem.

– To bez znaczenia... A poza tym, to było tylko raz, na... na zabawie tanecznej.

– I co z tego, że raz. Liczy się skutek. Strzał był celny, prosto w dziesiątkę. Albo ten gałgan za ciebie wyjdzie, albo pożałuje dnia, w którym się urodził – głos ojca zabrzmiał złowieszczo.

– Nie, tato, nie jestem w nim zakochana i nie mam zamiaru zostać jego żoną! – wyraziłam stanowczy sprzeciw. Mój ojciec niemal poderwał się z miejsca.

– Doprawdy? W takim razie dlaczego poszłaś z nim do łóżka?! – ryknął. Poczułam, jak się kurczę.

– Sama nie wiem... Po prostu tak się złożyło.

– No złożyło się, złożyło się, trudno zaprzeczyć. Mów zaraz, kim on jest, bo nie odpowiadam za swoje czyny – zacisnął dłonie w pięści.

– To Janek.

– Jaki znowu Janek?

– A wiesz, ten chłopak z pobliskiej wsi, syn sołtysa.

– Ach tak. A on wie, że zaszłaś z nim w ciążę?

– Owszem, ale zareagował śmiechem i mi nie uwierzył.

– W takim razie nadszedł czas, aby mu przeszła ochota na drwiny. Zaraz wsiadamy do auta i jedziemy na poważną rozmowę z nim. Szczerze, po męsku. Jak uważasz, Irenko? – zerknął w stronę matki.

– Dokładnie, tak trzeba zrobić – przytaknęła.

– W takim razie ruszamy – oznajmił.

– W tym momencie? – załkałam.

– A co, wolisz poczekać aż ci się brzuch zaokrągli? – mama popatrzyła na mnie ze współczuciem; następnie zwróciła się w stronę taty mówiąc:

– Stasiu, zabierz parę butelek pigwówki na drogę, musimy to wszystko przedyskutować. Nie tylko z tym Janem, ale głównie z sołtysem i jego żoną. Bez ich akceptacji nic z tego nie będzie! – uniosła w górę palec. Tata spojrzał na nią z podziwem.

– Święta prawda, Iruś, absolutna racja. Jak oni dadzą zielone światło, to możemy być spokojni, że sprawa załatwiona – odparł.

Zamurowała ich ta informacja

Kiedy zajechaliśmy na podwórko, dowiedzieliśmy się, że Janka właśnie nie ma, bo pojechał do miasteczka. Na miejscu byli tylko sołtys z żoną. Właśnie kończyli jeść obiad. Trochę ich zaskoczyliśmy naszą wizytą, ale grzecznie nas zaprosili do domu. Powiedzieliśmy „dzień dobry”, tata postawił flaszki na stole. I od razu zaczął mówić, o co chodzi.

– Przejdę od razu do sedna sprawy. Moja Kasia, która tu przy mnie stoi, spodziewa się dziecka. Z waszym Jankiem. Powiedziała mu o tym, a on ją wyśmiał – wypalił.

Kiedy dotarły do nich te słowa, byli tak zszokowani, że mało brakowało, a pospadaliby z krzeseł. Spoglądali na zmianę na mnie i moich rodziców, totalnie zszokowani. Dopiero łyk domowej nalewki postawił ich na nogi. Opróżnili chyba z cztery kieliszki, jeden za drugim.

– Ty w ciąży z naszym Jankiem? Serio? Przecież wy nawet ze sobą nie chodzicie. No sama przyznaj, Kaśka. W życiu nie byłaś u nas w domu – sołtysowa spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.

– No generalnie to nie. Ale raz się spotkaliśmy. Na dyskotece. No i jakoś tak wyszło

– I to by było na tyle – uzupełnił tata. – Kasia już swoje wycierpiała i oberwała za to, ale wina nie leży tylko po jej stronie. Nie pozwolę, żeby stała się pośmiewiskiem i tematem plotek. Ślub musi się odbyć jak najszybciej, póki jeszcze nie widać po niej ciąży. W przeciwnym razie inaczej się policzę z waszym synalkiem. Połamię mu wszystkie gnaty! I sprawę do sądu zgłoszę! – rąbnął pięścią w blat stołu.

Twarz sołtysa nabrała czerwonego koloru. Podniósł się energicznie i pochylił nad rozmówcą.

– Uważaj sobie, bo mnie tu nie będziesz bezkarnie ubliżał i sądami straszył! Cała wioska wie, że my swój honor mamy. Jak mój Janek coś przeskrobał, to teraz musi się zachować jak prawdziwy facet. Ślub będzie, jak Bóg przykazał. No i zaręczyny wcześniej, normalnie. Żaden chłopak z naszej rodziny jeszcze nigdy dziewczyny w ciąży nie porzucił. I teraz też tego nie zrobi, daję słowo. Klnę się na Matkę Boską Przenajświętszą – to mówiąc, przeżegnał się nabożnie.

Jakoś im się nie śpieszyło

Uśmiechnął się szeroko, serdecznie wyściskał z sołtysem i jego żoną, po czym napełnił kieliszki alkoholem. Pili aż do opróżnienia wszystkich trzech butelek. Sołtys skończył na podłodze kompletnie pijany, a mój ojciec nie wyglądał wcale lepiej. Razem z mamą musiałyśmy go zaciągnąć do samochodu, bo ledwo trzymał się na nogach. O prowadzeniu auta nie mogło być mowy w jego stanie. Nie miałam prawa jazdy, ale to ja usiadłam za kierownicą.

Nim jednak sołtys upił się z tatą, dogadali się, że kiedy Jasiek wróci do domu, to sołtys sobie z nim pogada i przekaże wieści, jak ma być. W końcu należało porozmawiać z proboszczem i zabierać się za szykowanie wesela.

– Sołtys to uczciwy facet. Skoro obiecał, że jego syn stanie z tobą przed ołtarzem, to nie ma zmiłuj – rzuciła moja mama, kiedy wracałyśmy do domu.

Trochę się ucieszyłam, bo dotarło do mnie, że przynajmniej sąsiedzi nie będą mnie obgadywać, ale z drugiej strony... Przecież nie byłam zakochana w Janku, nawet mi się nie spodobał. Kiedy tylko pomyślałam, że miałabym z nim dzielić życie aż po grób, robiło mi się słabo. Nie chciałam się jednak z nikim dzielić tymi przemyśleniami. Doszłam do wniosku, że i tak już wystarczająco narobiłam rodzicom problemów. A miłość? Być może przyjdzie z czasem... Samotna matka to jednak nie to samo, co wolna dziewczyna.

Matka z ojcem spodziewali się, że sołtys pojawi się u nas już następnego ranka. Wraz z nim miał zjawić się także jego syn. Niestety, ani pierwszego, ani drugiego dnia nikt nie przyjechał. Tata stawał się coraz bardziej nerwowy, co chwila zerkając w stronę drogi. W końcu stracił cierpliwość.

– Mam tego dosyć! Jak do jutra wieczór się tu nie pokażą, to ja sam do nich pojadę. Ale nie z jakimś alkoholem, tylko z porządną siekierą. I nie będzie zmiłuj! Nie pozwolę, żeby ktoś sobie ze mnie kpił! – ojciec zaczął odgrażać się podczas wieczornego posiłku.

– Daj spokój, nie gadaj bzdur. Oni są w porządku. Skoro powiedzieli, że pogadają z Jankiem, to na pewno tak zrobią. Pewnie został trochę dłużej w mieście i po prostu nie mieli jeszcze okazji z nim pomówić – uspokajała mama.

– Akurat, został dłużej. On po prostu nie chce tego ślubu, koniec kropka. Ani on mnie nie kocha, ani ja jego – wtrąciłam. Rodzice spojrzeli na mnie, jakby piorun w nich strzelił.

– Nawet tak nie mów! – zirytował się tata.

– Nie wywołuj wilka z lasu, lepiej odpukaj w niemalowane drewno – wystraszyła się mama. Odpukałam, ale i tak było już po ptokach.

No i tyle go widzieliśmy

Następnego dnia sołtys się u nas nie zjawił. Zamiast niego przyszła sołtysowa. Wyglądała jak skazaniec idący na ścięcie.

– A gdzie ten twój? – spytał tata.

– W domu został, cały czas pije. Ze wstydu i wściekłości – odrzekła.

– Na kogo? – zdumiał się.

– Na Janka.

– A co się stało?

– Uciekł, wyjechał na zawsze. Żadnego wesela nie będzie – wydukała, a następnie streściła, w jaki sposób sołtys na wszelkie możliwe sposoby usiłował przekonać syna do małżeństwa.

Na początku po dobroci, a potem na ostro. Najpierw łagodnie, później awanturami. Straszył nawet, że go wydziedziczy. Janek jednak nie ustąpił. Oświadczył, że nie ożeni się z dziewczyną, do której nic nie czuje, bo jeden błąd nie zniszczy mu przyszłości, a ojciec nie może o tym decydować.

– W końcu mąż powiedział, że choćby siłą przed ołtarz go zawlecze. Bo przysięgał na Matkę Boską i musi słowa dotrzymać. Sądziłam, że Janek odpuści. A on w nocy się spakował i odjechał. Nawet się nie pożegnał – dokończyła płacząc.

Co tu dużo gadać, wszyscy chyba wiedzą, co się potem wydarzyło. Mama zaczęła płakać, a ojciec po prostu oszalał z wściekłości. I tak się wściekają aż do teraz. Ojciec odgraża, że jak tylko Jasiek pokaże się gdzieś w pobliżu, to go dopadnie i połamie mu wszystkie kości. Ale nie będzie to proste, bo Janek nie ma zamiaru tu wracać. Ponoć wyjechał do pracy za granicę. A ja? Udaję załamaną, a w rzeczywistości skaczę z radości. No bo co by to był za związek bez miłości?

Katarzyna, 19 lat

Czytaj także:
„Wyleciałem z pracy, bo stanąłem w obronie zwierząt. Będę jadł chleb z pasztetem, ale jestem z siebie dumny”
„Byłam głupia, że wybaczyłam mężowi zdradę. A mama mówiła, >>nie wchodź 2 razy do tej samej rzeki<<”
„Po moim wyjeździe, mąż i syn żyli w totalnym chlewie. To moja wina. Zawsze robiłam wszystko za nich”

Redakcja poleca

REKLAMA