„Zarabiam najniższą krajową i nie stać mnie na prezenty. Odejmę sobie od ust, byle dać dzieciom rodzinne święta”

kobieta z prezentami fot. Getty Images, Anna Efetova
„Sprawdziłam saldo konta bankowego. Nie zostało mi zbyt wiele, ale doszłam do wniosku, że jeżeli przestanę wydawać na siebie, będę mogła im kupić coś poza skarpetkami i czekoladą”.
/ 26.12.2024 20:00
kobieta z prezentami fot. Getty Images, Anna Efetova

Podobno Polska to kraj mlekiem i miodem płynący. Może i tak. Ale mnie ta cała rzeka dobrobytu omija szerokim łukiem. Przy moich zarobkach, ledwo udaje mi się związać koniec z końcem. Każdy wydatek inny od niezbędnego jest dla mnie ogromnym problemem i sprawia, że muszę z czegoś zrezygnować. Święta za pasem, a ja nawet nie mam prezentów dla dzieci. Trudno. Będę musiała odjąć sobie od ust, by Patrycja i Dominik znalazły coś pod choinką.

Ludzie mnie nie rozumieją

– Wiolka, w tym nowym sklepie z zabawkami mają fajne promocje. Może chcesz zabrać się ze mną i wybrać coś dla swoich maluchów? – zapytała mnie niedawno Monika, moja sąsiadka.

– Mówisz o sklepie, który otworzył się na miejscu drogerii?

– Dokładnie o tym.

– Spasuję. Nie stać mnie na zakupy w takim miejscu.

– Jak to? Przecież pracujesz i masz 800 plus na dzieciaki.

– Nie wiem, co miałabym ci jeszcze powiedzieć – wzruszyłam ramionami. – Nie stać mnie i już. Poszukam dla nich czegoś tańszego i praktyczniejszego. Dzieci rosną jak na drożdżach, więc ubrania będą lepszym prezentem.  

– Jak chcesz. Ale czasami naprawdę mogłabyś być bardziej spontaniczna. Sprawiłabyś radość dzieciakom.

Ludzie zawsze tak reagują, gdy próbuję im wytłumaczyć, że nie mogę sobie na coś pozwolić. Czasami odnoszę wrażenie, że tylko ja mam w tym kraju ciężko. A przecież nie chodzi o to, że jest mi obojętne, czy moje dzieci mają wesołe święta. Przeciwnie. Syn i córka są dla mnie całym światem. Ale pewnych rzeczy po prostu nie przeskoczę.

W życiu mam pod górkę

Nie wszyscy dostają takie same karty od losu. Sławek, mój partner, zmarł, zanim urodziła się Patrycja. Zostałam sama z synem i z córką, która za chwilę miała przyjść na świat. Nie miałam na kogo liczyć. Ojca nigdy nie poznałam, a matka... matka pokazała mi drogę do drzwi, gdy skończyłam osiemnaście lat. Od tamtego czasu nie mam z nią kontaktu. Rodzice Sławka w ogóle nie interesują się wnukami. Ale trudno się temu dziwić, skoro nigdy mnie nie akceptowali. Dla nich byłam po prostu przybłędą.

Nie miałam szansy zdobyć wykształcenia, więc nie mogę liczyć na dobrą posadę. Pracuję w firmie porządkowej. Sprzątam klatki schodowe w blokach na osiedlach, a że to zajęcie nie wymaga wysokich kwalifikacji, pensja jest marna. Na moje konto wpływa najniższa krajowa, a potrzeby są duże. Gdy zapłacę odstępne za wynajęte mieszkanie i rachunki, zostają mi marne grosze. Wystarcza, żebyśmy mogli przeżyć do następnej wypłaty. Zostaje też na jakieś drobne wydatki, a przy dwójce dzieci zawsze pojawia się coś nieplanowanego. Na więcej nie mogę sobie pozwolić.

Najtrudniej jest mi w święta. Nasza Wigilia zawsze jest skromna, a pod choinką dzieci znajdują drobiazgi, które i tak musiałabym im kupić. Udają, że się cieszą, ale ja wiem, że prezenty ode mnie zawsze są dla nich rozczarowaniem. Wyobrażam sobie, jak muszą się czuć, gdy ich koledzy przechwalają się nowymi zabawkami lub gadżetami. Czym mają pochwalić się moje dzieci? Nowym piórnikiem? Skarpetkami? To nie są prezenty, które chce się pokazywać komukolwiek.

Nie było mnie stać na takie luksusy

Po rozmowie z sąsiadką zaczęłam zastanawiać się nad jej słowami. „Mogłabyś być bardziej spontaniczna”. Łatwo jej powiedzieć. Ona zarabia kupę kasy, a jej mąż – jeszcze więcej. Ale miała rację, że gdybym trochę „zaszalała”, dzieciaki byłyby szczęśliwe. Poszłam do sklepu, o którym mówiła Monika. „Nie zaszkodzi rzucić okiem. To przecież nic nie kosztuje” – pomyślałam.

Weszłam do środka i zaczęłam przecierać oczy ze zdumienia. Takiego asortymentu jeszcze nie widziałam. Wszystkie zabawki były wykonane z drewna, jak za starych dobrych czasów, a wybór... to po prostu nie mieściło mi się w głowie. Gdybym zabrała tam dzieci i pozwoliła im wybrać tylko jedną rzecz, nie potrafiłyby się zdecydować.

Moje pociechy są już za duże, żeby bawić się konikiem na biegunach, ale nie brakowało tam zabawek dla malców w ich wieku. Drewniane klocki i układanki, drewniane gry logiczne, drewniane domki dla lalek, drewniane zestawy małego majsterkowicza. Rany, nie zdawałam sobie sprawy, że tak dużo rzeczy można wykonać z drewna!

– Wspaniała, prawda? – zapytała sprzedawczyni, gdy zauważyła, że przyglądam się małej drewnianej toaletce.

– Tak, bardzo ładna – przyznałam.

– Szuka pani czegoś dla córeczki?

– Na razie tylko się rozglądam.

„I na rozglądaniu się skończy” – pomyślałam. Nie było mnie stać na nic, co tam sprzedawali. Toaletka, która zwróciła moją uwagę, kosztowała ponad 400 zł! Nawet za najtańszy zestaw klocków musiałabym zapłacić ponad 100 zł. Gdybym wyszła stamtąd z zakupami, nie miałabym co do garnka włożyć.

Odejmę sobie od ust

Do domu wróciłam ze skromnymi zakupami spożywczymi. Dzieciaki przywitały mnie w drzwiach. „Co nam kupiłaś, mamo?” – padło zwyczajowe pytanie. Dostały ode mnie po serku homogenizowanym i cieszyły się, jakby był to jakiś rarytas. Aż ściska mi się serce, gdy pomyślę, że muszą się zadowolić byle czym. „Dosyć tego. Święta są tylko raz w roku!” – pomyślałam i zaczęłam kalkulować.

Sprawdziłam saldo konta bankowego. Nie zostało mi zbyt wiele, ale doszłam do wniosku, że jeżeli przestanę wydawać na siebie, będę mogła im kupić coś poza skarpetkami i czekoladą. W poniedziałek po pracy udałam się do sklepu, który tak bardzo mnie zachwycił. Spędziłam tam chyba godzinę, zanim trafiłam na coś, co było w moim zasięgu. Udało mi się znaleźć drewniany dźwig i wózek dla lalek. Obie zabawki były przecenione o dwadzieścia pięć procent, ale i tak wydałam na nie niemałe pieniądze.

To, co zostało mi w portfelu, powinno wystarczyć na skromne zakupy wigilijne i zdrowe posiłki dla dzieci. Sama będę musiała żyć o chlebie i smalcu do następnej wypłaty. Trudno. Bywało już tak, że jedną saszetkę herbaty zaparzałam cztery razy i jakoś przeżyłam. Przynajmniej raz moje dzieci będą miały szczęśliwe święta. A może szef w tym roku przemówi ludzkim głosem i da mi premię świąteczną? Przecież cuda się zdarzają. 

Wioletta, 31 lat

Czytaj także:
„Miał być ślub i wnuki, a jest wstyd i zgrzytanie zębów. Mój syn to przykład idealnie zmarnowanego życia”
„Żona myślała, że jadę po choinkę na święta i wybieram ozdoby. A ja pociłem się w lesie z całkiem innego powodu”
„Po tym, co wymyśliła moja żona, czuje do niej niechęć i odrazę. Nie wiem, jak kiedykolwiek mogłem kochać tę kobietę”

Redakcja poleca

REKLAMA