„Miał być ślub i wnuki, a jest wstyd i zgrzytanie zębów. Mój syn to przykład idealnie zmarnowanego życia”

znudzony mężczyzna fot. Getty Images, Hector Roqueta Rivero
„Nie jestem teściową, bo ślubu nie było i pewnie nie będzie, a skoro nie ma ślubu, to i o wnukach nie ma co myśleć. Bo co ja mam powiedzieć? Że będę babcią z nieformalnego związku? W życiu. I tak się cały czas łudzę, że jak Seba w końcu skalkuluje, ile wydaje na wynajem, to wróci do domu”.
/ 20.12.2024 22:00
znudzony mężczyzna fot. Getty Images, Hector Roqueta Rivero

Koleżanki z biura ciągle wypytują o mojego Sebę: co u niego, czy dobrze się urządził w nowym mieszkaniu, czy znalazł stałą pracę… Serce mi pęka! Kiedyś mogłam być z niego dumna, opowiadać, jaki jest zaradny i samodzielny, a teraz? Mam im mówić, że ledwo wiąże koniec z końcem?

Co się stało z moim dzieckiem?

Jego wszystkie pieniądze idą na czynsz, rachunki i jedzenie i na nic więcej go nie stać. Sama zresztą niewiele wiem. Ciągle próbuję się do niego dodzwonić, ale zawsze albo jest w pracy, albo odsypia nocki. Czasem wyśle mi SMS-a: „Spoko, mamo. Żyję”. Tyle w temacie. I weź tu się człowieku nie martw!

Czasem wieczorami siedzę sama przy kuchennym stole, patrzę na stare zdjęcia i przypominam sobie, jak to było kiedyś. Sebastian w liceum, przynosi świadectwo z paskiem. Wygrał olimpiadę z matematyki, wszyscy nauczyciele go chwalili. A teraz? Życie w wynajętej klitce, praca od świtu do nocy, bo jego Agata nie kwapi się nawet do tego, żeby iść na pół etatu.

Zresztą, czego się spodziewać, kiedy chłopak wiąże się z dziewczyną, która ma plan studiować do trzydziestki i nawet nie myśli o pracy? Agata – wiecznie z nosem w książkach, wiecznie z teorią na wszystko, a Sebastianek musi zasuwać na dwa etaty, żeby ją utrzymać. I po co mu to było?

Poprzednia dziewczyna była kimś

Przed Agatą spotykał się z cudowną Majką. Ładna, spokojna dziewczyna, taką żonę tylko ze świecą szukać. Już się mówiło o zaręczynach, pierścionek prawie wybrany, a tu nagle – jak grom z jasnego nieba – pojawiła się ta Agata. Wyciągnięta nie wiadomo skąd, całkiem inny świat. I rozwaliła moje dziecko od środka. Wyprowadził się, spakował walizki i powiedział: „Mamo, zaczynam własne życie. Pa!”. A ja co miałam zrobić? Zamknęłam drzwi i płakałam całą noc.

Nie mam pojęcia, jak ja się mam teraz w tej sytuacji zachować. Przecież nie jestem teściową, bo ślubu nie było i pewnie nie będzie, a skoro nie ma ślubu, to i o wnukach nie ma co myśleć. Bo co ja mam powiedzieć? Że będę babcią z nieformalnego związku? W życiu. I tak się cały czas łudzę, że jak Seba w końcu skalkuluje, ile wydaje na wynajem, to wróci do domu.

Przecież mogłabym mu odstąpić całe piętro! Już widzę, jak mu to mówię: „Synku, wracaj do siebie. Masz tu swój kąt”. Ale jest jeden warunek: ma być ślub. Żadnego mieszkania na kocią łapę w moim domu nie będzie! Agata? Ja do niej nic nie mam. Ale to jej kombinowanie mnie wkurza. Widzę, że mój syn zakochany jest po uszy, a ona? Chodzi po mieszkaniu, jakby szukała czegoś lepszego. Jakby tylko czekała na okazję, żeby go zostawić.

Telefon zszargał mi nerwy

Wróciłam z pracy, zmęczona jak pies, i zabrałam się za gotowanie na kilka dni. Życie w pojedynkę nauczyło mnie oszczędności. Wrzuciłam ziemniaki do garnka, nastawiłam rosół, a w tym czasie kotletami zajęła się patelnia. Czasami myślę, że gdybym tak nie gotowała na zapas, to chyba bym się zapomniała, jak się w ogóle obsługuje garnek.

Nagle telefon rozdzwonił się jak szalony. Wystraszyłam się, bo kto dzwoni o tej porze? Spojrzałam na ekran – Agata. Jakby ją kto wywołał.

– Przepraszam, że przeszkadzam… – zaczęła niepewnie. Głos jej drżał, więc od razu coś mnie tknęło. – Pani Zosiu… Sebastian miał wypadek w drodze do pracy.

– Co?! – patelnia z kotletami spadła na podłogę z hukiem. – Jaki wypadek?!

– Zabrali go do szpitala. Ale mnie tam nie chcą wpuścić, bo nie jestem rodziną! Proszę przyjechać.

Podała mi adres, ja tylko wyłączyłam gaz i wybiegłam z domu. Trzęsły mi się ręce, gdy wsiadałam do samochodu. Myślałam: „Boże, tylko żeby to nie było nic poważnego! Żeby żył!”. Jechałam jak najszybciej, łamiąc pewnie ze trzy przepisy. Kiedy zaparkowałam pod szpitalem, serce mi waliło, jakby chciało wyrwać się z piersi. Cała sytuacja przypomniała mi, jak Sebastian był mały i trafił do szpitala z zapaleniem płuc. Te same mury, ten sam strach.

Jakieś to było biedactwo!

Zobaczyłam Agatę w korytarzu. Roztrzęsiona była jak galareta, ale makijaż miała idealny. Nawet paznokcie pomalowane jak do sesji zdjęciowej. Pomyślałam z goryczą: „Biedna, zestresowana, ale na kosmetyki czas znalazła”.

– Proszę ich przekonać, żeby mnie wpuścili – prosiła. – Muszę go zobaczyć.

– Najpierw się dowiem, co z moim dzieckiem – burknęłam i ruszyłam do recepcji.

W okienku siedziała pani mniej więcej w moim wieku, na oko sympatyczna. Przynajmniej tyle dobrego. Po kilku minutach zaprowadzili mnie do syna. Jak tylko go zobaczyłam, nogi się pode mną ugięły. Leżał cały w bandażach, rurki, wyciągi, siniaki. Nie mógł mówić, był nieprzytomny.

– Sebciu… – wyszeptałam, biorąc go za rękę. – Synku, mamuśka tu jest. Będzie dobrze, obiecuję.

Lekarz tłumaczył mi coś o złamanych żebrach, szyciu ran po odłamkach szyby i kilku badaniach, które już zrobili. Byłam w szoku, ale zrozumiałam jedno: jest stabilny, a to znaczy, że będzie żył. Zostałam przy nim do późna. Zadzwoniła Agata. Mówiła, że musi go zobaczyć, że nie wytrzyma, ale ja powiedziałam stanowczo:

– Ja tu jestem. Jestem matką. Zajmę się Sebastianem najlepiej. Ty przyjdź jutro.

Wcisnęła się na moje miejsce

Następnego dnia pojechałam z samego rana, pełna siatek z kanapkami i termosami. Ale co zobaczyłam? Agata siedziała przy łóżku Sebastianka. I to jak siedziała! Wygodnie, jakby była u siebie.

– Proszę jechać do domu, ja już się wszystkim zajmę – powiedziała.

– To ja jestem matką – wypaliłam, ale Seba otworzył oczy, spojrzał na mnie, a potem na nią. Nic nie powiedział.

I w tym momencie coś we mnie pękło. Bo kto, jak nie matka, powinien wiedzieć, co jest najlepsze dla jej dziecka? A ona? Wepchnęła się, jakby była najważniejsza. Wyszłam ze szpitala z płaczem. Czułam, że moje miejsce ktoś mi odbiera. Ale czy naprawdę? Czy Sebastian jeszcze kiedyś zrozumie, że matka jest jedna?

Zofia, 49 lat

Czytaj także:
„Święta spędziliśmy w łóżku i to była najlepsza decyzja w życiu. To nic, że teściowa mnie przeklęła”
„Chciałam choć raz przeżyć romantyczne święta z mężem, ale teściowa nie dała nam żyć. Nigdy nie zapomnę jej słów”
„Po 25 latach małżeństwa nie dotknę męża nawet kijem. Będę się z nim męczyć, bo rozwód to grzech”

Redakcja poleca

REKLAMA