Choć mam już 36 lat, każdego roku wyczekuję wakacji z ogromnym utęsknieniem, jakbym wciąż była małą dziewczynką. Co w tym dziwnego? Przecież odpoczynek należy się człowiekowi jak psu buda. Każdy potrzebuje choćby na krótką chwilę odciąć się od codziennych spraw i oczyścić umysł. Zwłaszcza że życie pędzi przed siebie i ani myśli zwalniać.
Planowaliśmy wakacje na Malediwach, ale w życiu tak już bywa, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Niestety, w tym roku ja i Krystian mogliśmy zapomnieć o długim, drogim urlopie. Prowadzimy działalność gospodarczą, a słaba pierwsza połowa roku dała się nam mocno we znaki.
– Musimy przedyskutować kwestie wakacji – powiedział Krystian. – W zeszłym roku o tej porze mieliśmy dwukrotnie większy przychód.
– Też to zauważyłam – przyznałam.
– Do czego zmierzam, wygląda na to, że w tym roku musimy sobie odpuścić letni wypoczynek.
– Chyba rzeczywiście nie mamy innego wyjścia. Ale aż mnie skręca na samą myśl o lecie spędzonym w mieście.
– Może nie będzie tak źle. Zawsze możemy poszukać jakiegoś półśrodka.
– Co masz na myśli?
– Może zamiast dwóch tygodni na Malediwach, zdecydujemy się na weekend na wsi? Pomyśl tylko, my we dwoje w jakiejś małej chatce pośrodku niczego. Bez telewizji i zasięgu telefonów. Będzie całkiem romantycznie.
– Hmmm... wpadłeś na całkiem niezły pomysł – powiedziałam z uznaniem.
Wyjazd był nam potrzebny
Romantyzm jest tym, czego ostatnio brakowało w naszym życiu. Oboje ciężko pracujemy i nie mamy dla siebie zbyt dużo czasu. Wstajemy skoro świt i wychodzimy do pracy, a gdy wracamy, na zewnątrz jest już ciemno, a my jesteśmy zmęczeni jak górnik po szychcie. Nic dziwnego, że w łóżku zaczęliśmy tylko sypiać. Na małżeńskie figle zwyczajnie brakowało nam sił.
Byłam przekonana, że świeże wiejskie powietrze tchnie w nas nową energię. Wyobrażałam sobie, jak spacerujemy wśród pól i lasów, siedzimy wieczorem przy ognisku i kochamy się przy blasku świec. Tak, ten wyjazd zdecydowanie był nam potrzebny.
Znalazłam idealny domek. To miało być dla nas coś nowego. Oboje jesteśmy typowymi mieszczuchami, więc wieś znamy tylko z telewizji. Zapaliłam się do tego pomysłu. Jeszcze tego samego dnia zaczęłam przeglądać ogłoszenia z domkami na wynajem. Przewertowałam chyba tysiąc ofert, aż w końcu trafiłam na taką, która wydała mi się idealna.
– Krystian, zobacz! – zawołałam podekscytowanym głosem. – Czy ta chatka nie jest urocza?
– Właśnie o czymś takim myślałem.
To był mały drewniany domek z białymi okiennicami i ślicznym gankiem. Właściciel wybudował go pod lasem, wzdłuż którego przebiegała niewyasfaltowana dróżka. Wnętrze składało się z niewielkiego pokoju z aneksem kuchennym i sypialni. Wystrój? Raczej ascetyczny, ale to właśnie czyniło to miejsce romantycznym. W pokoju znajdował się stół, krzesła, kanapa i najważniejsze – kominek. W sypialni nie było niczego poza staroświecką szafą i łóżkiem pochodzącym z tej samej epoki. Niewielki ogródek miał do zaoferowania markizę, ławę ze stołem, palenisko i murowanego grilla.
Zachęcona reakcją Krystiana, zadzwoniłam na podany w ogłoszeniu numer i zaproponowałam termin. „Na te dni nie ma żadnej rezerwacji, więc po wpłaceniu zaliczki mogę państwa zapisać” – powiedział właściciel. Natychmiast wykonałam przelew ekspresowy na numer konta, który mi podał.
Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku
W końcu nastał dzień wyjazdu. Oboje ekscytowaliśmy się, jakbyśmy jechali na egzotyczne wczasy. Podróż dłużyła mi się niemiłosiernie, ale im bliżej byliśmy miejsca docelowego, tym szerszy uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. W końcu dotarliśmy. Właściciel uprzedził nas, że zostawi klucz u najbliższych sąsiadów, mieszkających jakieś pół kilometra dalej. Okazało się, że mężczyzna, który miał nam go przekazać, już nas wyczekiwał.
– Dalej droga jest fatalna, więc pomyślałem, że zaczekam na was, żebyście przypadkiem nie uszkodzili sobie auta.
– Bardzo miło z pana strony.
– To żaden problem. Do roboty biorę się dopiero za godzinę. Miłego wypoczynku szanownemu państwu.
– Dziękujemy i życzymy przyjemnej pracy.
Staliśmy przed domem i przyglądaliśmy się mu z zachwytem, jakbyśmy patrzyli na coś niesamowicie pięknego.
– Jest dokładnie taki, jak na zdjęciach – powiedziałam do Krystiana.
– Zadowolona? – zapytał.
– Czy jestem zadowolona? Kochanie, nawet na Malediwach nie byłabym szczęśliwsza.
– Chyba trochę przesadzasz – zaśmiał się. – Ale jak się nie ma tego, co się lubi...
– To się lubi, co się ma.
– Wejdźmy do środka.
Nagle czar prysł
Rozpakowaliśmy się i nie chcąc stracić nawet jednej chwili, poszliśmy na spacer. Szliśmy polną drogą, gdy zerwał się wiatr, a do naszych nosów dotarł wyjątkowo przykry zapach.
– Rany, co tak śmierdzi? – zapytałam. – Komuś wylało szambo?
– To chyba stamtąd – odpowiedział mi mąż i wskazał na duży biały budynek, znajdujący się kilkaset metrów od nas. – Podejdźmy bliżej i zobaczmy co to.
– Zwariowałeś? Uciekajmy od tego odoru.
– To zajmie tylko chwilkę.
Okazało się, że to chlewnia.
– Szkoda, że w ogłoszeniu nie było napisane, że w pobliżu znajduje się hodowla trzody – zauważył Krystian.
– Uciekajmy do domu. Nie zniosę tego odoru.
– Mam dla ciebie złą informację, kochanie. Wieje w naszą stronę, więc dopóki wiatr nie ucichnie, i tak jesteśmy skazani na te zapachy.
I tak nie mieliśmy innego wyjścia, bo chwilę później lunął deszcz. Dobiegliśmy do chatki i natychmiast zrzuciliśmy z siebie przemoczone ciuchy.
– Krystian, zamknij okno – upomniałam męża. – Wieje, a ja nie chcę się przeziębić.
– Ale przecież wszystkie są zamknięte.
Podeszłam bliżej i przyłożyłam dłoń do ramy. Powiedzieć, że okna były nieszczelne, to jak nic nie powiedzieć. Jakby tego było mało, podłoga w sypialni była mokra.
– No pięknie! W dodatku dach przecieka – zdenerwowałam się. – Dzwoń do właściciela.
– Tu nie ma zasięgu – zauważył Krystian. – Poza tym takich defektów nie da się usunąć w pięć minut.
Chwilę później rozległ się piekielny jazgot.
– Co to za hałas?
– To chyba od tego sąsiada, który przyniósł nam klucz. Brzmi, jakby przecinał stalowe pręty albo kształtowniki.
– To taką robotę miał na myśli?
To nie był domek z bajki, tylko z horroru
– Nie dajmy zepsuć sobie weekendu. Przygotujmy sobie obiad. Niedługo zacznie się ściemniać. Wtedy na pewno przerwie pracę.
– Obyś miał rację.
Rzeczywiście, gdy zaczęło się zmierzchać, hałasy ustały. Mogliśmy bez żadnych przeszkód skupić się na sobie. Krystian zapalił świece, a ja rzuciłam się na niego i zaczęłam go rozbierać, jakbyśmy przeżywali swój pierwszy raz. Chwilę później znaleźliśmy się pod kołdrą. Nagle poczułam coś nieprzyjemnego na ramieniu i brzuchu.
– Krystian, przecież wiesz, że nie lubię łaskotek – upomniałam go.
– Ale ja cię nie łaskoczę – usprawiedliwił się.
Zrzuciłam z nas kołdrę. Po moim nagim ciele chodziły jakieś małe brązowe robaczki.
– Pluskwy! – wrzasnął Krystian, a ja zaczęłam krzyczeć z przerażenia.
– Zdejmij je ze mnie! Proszę, zdejmij je ze mnie! – panikowałam.
– Łóżko jest zapluskwione – stwierdził, strzepując ze mnie te małe ohydy. – Nie możemy tu spać, bo do rana będziemy cali pogryzieni.
– Krystian, nie chcę tu zostać.
– Ja też nie. To już przesada. Ten przeklęty oszust przyniesie mi nasze pieniądze w zębach.
– Jedźmy, proszę.
– Nie musisz mnie namawiać. Mogę znieść smród chlewni. Mogę przymknąć oko na nieszczelne okna i przeciekający dach. Ale robactwa nie zniosę. To już gruba przesada.
Ubraliśmy się w pośpiechu i zebraliśmy nasze rzeczy. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do najbliższego hotelu. Tyle wyszło z naszego romantycznego weekendu na wsi. A tak bardzo cieszyłam się na ten wyjazd. Miało być romantycznie, a było jak w horrorze.
Olga, 36 lat
Czytaj także:
„Wyjazd na emigrację za kasą nie był wart tego, co przeżyłam. Miłości rodziny nie odkupię na wypłatę w euro”
„Mąż zaserwował mi zdradę na śniadanie, a ja jemu zemstę na kolację. Dziś błaga mnie o kasę i przeprasza na kolanach”
„Zazdrościłam przyjaciółce, że mąż o nią dba i obsypuje prezentami. Do czasu aż dowiedziałam się, po co”