„Rodzice powtarzali, że więzi rodzinne są najważniejsze. Gdy odmówiłam siostrze pomocy, nazwali mnie podłą wiedźmą”

kobieta fot. Rafael Elias
„– To, czego ode mnie oczekujesz, jest wbrew obowiązującemu prawu. Jeżeli ktoś to wykryje, to wyląduję za kratami”.
/ 13.05.2024 07:15
kobieta fot. Rafael Elias

Niespełna piętnaście minut od chwili, gdy moja siostra opuściła mój gabinet, zatrzaskując za sobą drzwi, odebrałam telefon od mamy.

– Bardzo mnie zawiodłaś, Basiu – odezwała się. – Nie pomogłaś własnej siostrze, kiedy tego potrzebowała. To po prostu nie mieści mi się w głowie.

– Ona oczekiwała…

– Nie wymagała od ciebie niczego, czego nie byłabyś w stanie zrobić – weszła mi w słowo mama. – A ty po prostu powiedziałaś „nie”. Nie chcę cię oglądać. W każdym razie przez jakiś czas – dodała i zakończyła połączenie.

Nagle cofnęłam się w czasie

Miałam wtedy może z piętnaście lat. W którąś niedzielę zebrała się u nas na obiedzie cała familia: dziadkowie, wujostwo i ciotki. Jedna z maminych sióstr zaczęła mnie tulić i całować na powitanie. Poczułam z jej ust okropny odór, więc odruchowo odwróciłam twarz. Mama złapała mnie zdecydowanie za ramię i zaciągnęła do pokoju.

– Co to miały znaczyć te twoje wybryki? – warknęła poirytowana. – Jak ty się w ogóle zachowujesz?

– Bo cioci nieświeży oddech… – próbowałam tłumaczyć.

– Przede wszystkim pamiętaj, że to starsza osoba i należy jej się szacunek z twojej strony. Poza tym okazywanie swojej niechęci w taki sposób sprawia przykrość drugiej osobie, a tak po prostu nie można. No i nie zapominaj, że to twoja ciocia, a więc członek rodziny. A rodzina to rzecz święta. Nigdzie stąd nie wyjdziesz, dopóki obiad się nie skończy i goście nie wyjdą. Jak zgłodniejesz, to może wtedy dotrze do ciebie, że zachowałaś się nieodpowiednio.

Nie była to przyjemność, ponieważ na deser miały być lody, które po prostu kocham. Gdy wieczorem leżałam w łóżku, do pokoju wszedł tato. Usiadł na krzesełku obok łóżka i powiedział:

– Musisz pojąć, moja droga, że jeśli będziesz posłuszna, ugodowa, miła i stroniąca od konfliktów, zaskarbisz sobie sympatię innych. A jeśli ludzie będą cię darzyć sympatią, ułatwią ci życie. Jest też takie mądre powiedzenie: „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Pomagając innym, możesz liczyć na ich pomoc – zamyślił się przez chwilę. – Wiesz, to trochę jak poręczenie kredytu. Nigdy nie wiesz, kiedy będziesz w potrzebie. Życie bywa skomplikowane, Basieńko. Ci, którzy myślą tylko o sobie, często kończą w samotności i nie mają nikogo, kto mógłby im pomóc, gdy zachorują. Czy to jest dla ciebie jasne? – spytał.

Zawsze mówiłam „tak”

To, co powiedział mi ojciec, zapamiętałam na długo. Pragnęłam powszechnej sympatii i nie chciałam skończyć w samotności, dlatego starałam się być miła, uczynna i uległa wobec innych. Nigdy nie odmawiałam. Ani bliskim, ani znajomym. I faktycznie, cieszyłam się powszechną sympatią. Mówili o mnie: „promyczek, „najlepsza kumpela”, „złotko”.

Było jasne, że na dwa tygodnie zajmę się latoroślami mojej siostry, która wraz z mężem planowała wyjazd na urlop. Musiałam też pomóc ogarnąć dom rodziców po remoncie. A do tego zawieźć psiaka brata do weterynarza, bo on akurat musiał odespać dyżur.

Oznaczało to wprawdzie, że musiałam zapłacić sąsiadce za przypilnowanie mojej półrocznej córki, no i jeszcze wyłożyć kasę za weterynarza, bo brat jak zwykle nie miał ani grosza przy duszy. „Kiedyś ci to wynagrodzę z nawiązką, siostrzyczko. Jesteś prawdziwym skarbem, uwielbiam cię” – tyle usłyszałam.

Chociaż byłam padnięta po półrocznym podsumowaniu w pracy, to co zrobić? Taki los, gdy człowiek ma bliskich. Przysługa za przysługę, jak ty komuś, tak on tobie, albo inaczej mówiąc – kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. No i tyle w temacie.

Pracuję jako księgowa. To trochę jak bycie doktorem. Kiedy w familii jest lekarz, wiadomo, do kogo najpierw się udać po radę i recepty. Każdy musi odprowadzać podatki, więc księgowa wśród krewnych jest od tego, żeby je ogarnąć i uzupełnić PIT–y.

A jeśli ktoś prowadzi biznes, jak moja siostra albo ciocia Klaudia, to po co płacić postronnej osobie, skoro Basia wszystko zrobi w zamian za dobre słowo?

Minęło sześć lat , gdy wspólnie z moim mężem Piotrkiem (który również trudni się rachunkowością – los zetknął nas w firmie) postanowiliśmy pożegnać się z korporacyjnymi posadami i otworzyć własną działalność księgową. Nasz interes jest skromny, ale za to mamy więcej wytchnienia w pracy, a zarobki w zupełności wystarczają nam na dostatnie życie, choć raczej nie szalejemy z wydatkami.

Przecież to moja rodzina

To jasne jak słońce, że nasz biznes miał pod swoimi skrzydłami kosmetyczny interes Ani i cukiernię cioci Klaudii. Bez dwóch zdań. Kasa za to była ze trzy razy mniejsza niż od obcych klientów. No ale w końcu to najbliżsi. Piotrek nie był zachwycony, choć nic nie powiedział. Raz czy drugi coś mu się wyrwało o „wyzyskiwaniu”.

Sytuacja trwała tak do momentu, gdy pewnego dnia moja siostra bez zapowiedzi zjawiła się w moim biurze. Mimo że już wcześniej ją ostrzegałam, poprosiła mnie o pomoc w oszukaniu urzędu skarbowego.

– Anetko – odparłam bez emocji – to, czego ode mnie oczekujesz, jest wbrew obowiązującemu prawu. Jeżeli ktoś to wykryje, to wyląduję za kratami. Przecież już o tym rozmawiałyśmy.

– Wierzę, że dasz radę to zrobić tak, aby nie było żadnych podejrzeń. Jesteś w tym świetna! W zamian przez najbliższy rok nie zapłacisz u mnie za pedikiur. Dobra, muszę już pędzić, bo Iza czeka na mnie po zajęciach tanecznych. Cześć!

Anka zostawiła mi na biurku rachunki, z którymi miałam sobie poradzić, po czym pognała do wyjścia. Patrzyłam na te dokumenty jak na żmiję, która czai się do skoku. Głowiłam się, jak to rozegrać, żeby nikt mnie nie przyłapał. Nagle do pokoju wparował Piotrek. Spytał, co się dzieje, kiedy zobaczył moją zbolałą minę. Wytłumaczyłam mu.

– Nad czym ty w ogóle dumasz, Basiu? – zdziwił się Piotrek. – No jasne, że musisz powiedzieć „nie” – orzekł.

– Ale to przecież moja siostra. Jeśli zapłaci te wszystkie podatki, to nic jej nie zostanie. Ona potrzebuje tej kasy.

– A ja potrzebuję cię tutaj, a nie za kratkami. Poza tym cała firma wyleci w powietrze, chyba to rozumiesz. Anka dobrze wiedziała, co robi, ostrzegałaś ją przecież. Basiu, są jakieś granice poświęcenia, czy, jak to tam mówisz, wzajemnego krycia tyłków.

Pokiwałam głową. Wiedziałam, że to, co mówi mój małżonek, jest słuszne i muszę zdawać sobie sprawę z ewentualnych następstw, łącznie z odsiadką, ale nawet myślenie o tym, by odmówić pomocy siostrze, napawało mnie lękiem.

Poczułam, jak robi mi się słabo

– Oni są moją rodziną. Darzymy się miłością. Nie jestem w stanie ich zawieść – ciągle powtarzałam.

– Ona oczekuje od ciebie łamania prawa. Nikt nie może wymagać czegoś takiego od bliskiej osoby. Jej uczucia najwyraźniej nie są tak głębokie jak twoje – stwierdził.

– Jak możesz tak mówić!

– Według mnie nadszedł moment, abym ci to uświadomił. Basiu, jesteś łatwowierna i dajesz się rodzinie wykorzystywać. Porzucasz wszystko i pędzisz, ponieważ mama oczekuje, że ją zawieziesz do ciotki. A kiedy nasze auto odmówiło posłuszeństwa, musiałaś dzwonić po taksówkę, bo tata nie mógł odwieźć ciebie i Jagody do przychodni. Gdy mama przebywała w szpitalu, codziennie zanosiłaś jej obiady. Ale kiedy ty byłaś w szpitalu po zabiegu, kto cię odwiedzał? I co odpowiedzieli, gdy zapytałem, czemu nikt się nie pojawił?

– Że nie mieli na to czasu… – smutno dokończyłam.

– Wiesz, że się tobą zajmowałem i na pewno wolałaś mieć trochę spokoju. Anka co roku zostawia u nas swoje dzieci na dwa tygodnie, jak tylko jedzie z Markiem na urlop. A my? Ile razy poprosiliśmy ją, żeby przygarnęła Jagódkę?

– Kiedyś chciała, ale akurat nie dała rady.

– Nawet nie wykazała najmniejszego wysiłku. W przeciwieństwie do ciebie, bo ty dajesz z siebie wszystko. A jeśli chodzi o kwestie zawodowe, to nie dość, że dostajesz marną kasę za to, że zajmujesz się biznesami Anki i cioci Klaudii, to na dodatek one się ociągają z przelaniem ci jej, a ty tylko uśmiechasz się i odpuszczasz. Jak tak dalej pójdzie, to w końcu zupełnie przestaną płacić, bo będą wiedzieć, że i tak o swoje się nie upomnisz. A przy okazji, twój braciszek oddał już pożyczkę, za którą poręczyłaś? Czy znowu weźmiesz to na siebie? – rzucił na koniec pytaniem.

– Piotr… – poczułam się okropnie.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że ma rację, lecz mimo wszystko trudno mi było zaakceptować taki stan rzeczy.

– Posłuchaj, Basieńko. Mówię ci otwarcie, że jeśli pójdziesz Ance na rękę w tej sprawie, to ja od razu składam papiery o podział naszego dobytku. I wykluczę cię ze spółki. Wszystko po to, żeby chronić to, co wspólnie zbudowaliśmy. A jakie to będzie miało konsekwencje dla naszego związku, to już sama się nad tym zastanów. Poza tym, jeżeli bliscy naprawdę cię kochają taką, jaka jesteś i za to, kim jesteś, jeśli szczerze im na tobie zależy, to powinni zrozumieć, że nie mogą stawiać cię w takiej sytuacji. Anka może przez chwilę się dąsać, ale żaden rozsądnie myślący człowiek nie będzie cię z tego powodu rozliczał – zaakcentował.

Wiedziałam, że Piotrek trafnie ocenił sytuację. Późnym wieczorem skontaktowałam się z Anką, mówiąc, że musimy się spotkać. Gdy pojawiła się u mnie następnego dnia, oświadczyłam, że nie spełnię jej oczekiwań.

– To może skończyć się więzieniem – wytłumaczyłam. – Nie masz prawa wymagać ode mnie fałszerstwa dokumentów. To zbyt duże ryzyko. Naraziłabym na szwank los swoich najbliższych.

– Jakich najbliższych? – odparła dziwnie brzmiącym tonem. – Ja jestem ci najbliższa. Twoja rodzina to ja – zaznaczyła.

Poczułam gulę w gardle, ale spojrzałam na fotografię stojącą na biurku, przedstawiającą mnie, Piotrka i Jagodę. I wreszcie zdobyłam się na odwagę, by jej się przeciwstawić.

– Moja córka i Piotr to moi najbliżsi. To o nich muszę przede wszystkim myśleć i troszczyć się o nich.

– Okej, podjęłaś decyzję. Przez twój wybór czeka mnie wzięcie pożyczki, którą będę spłacać latami. Nie wystarczy nam pieniędzy na wakacje, zajęcia taneczne dla Izy ani na żadne inne przyjemności.

Podniosłam wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. W środku aż się zagotowałam.

– Mówiłam ci, że tak to się skończy, jak będziesz wydawać, a nie oszczędzać. Nie brałaś moich słów do serca, to teraz masz za swoje.

– Sądziłam, że mnie z tego wyciągniesz! – Anka darła się wniebogłosy. – No bo w końcu jesteśmy siostrami! A ty się okazałaś niewdzięczna, podła szujo!

Z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi, opuszczając pokój. Zaledwie piętnaście minut później telefon rozdzwonił się – dzwoniła moja matka.

Od pół roku nikt z rodziny nas nie zaprasza. Zupełnie nie rozumiem, czemu nie potrafią zrozumieć, że ta rzekoma „pomoc” byłaby zbyt wielkim wyzwaniem dla mnie, mojego przedsiębiorstwa, a nawet małżeństwa. Nikogo to nie interesuje.

Latami starałam się przypodobać rodzinie, zabiegać o sympatię bliskich, a teraz nagle zdałam sobie sprawę, że w gruncie rzeczy żaden z nich nawet nie podałby mi szklanki z wodą, gdybym zachorowała. Gdzie popełniłam błąd?

Barbara, 34 lata

Czytaj także:
„Chciałam dorównać byłej męża. Wiedziałam, że wróciłby do niej, gdyby tylko kiwnęła palcem”
„Żona zarabiała kokosy na emigracji, a do domu wysyłała marne ochłapy. Wiła sobie nowe gniazdko z kochankiem”
„Nauczycielka syna szukała przygód wśród rodziców. Tak długo kusiła i uwodziła, aż jeden z tatusiów wpadł jej do łóżka”

Redakcja poleca

REKLAMA