„Chciałam ojca dla mojego syna, więc złapałam pierwszego faceta, który się nawinął. Wpadłam jak z deszczu pod rynnę”

matka z dzieckiem fot. iStock by Getty Images, Cavan Images
„Paweł okazał się także świetnym kolegą. Kilka razy zaprosił mnie na kawę, podczas której rozmawialiśmy niemal o wszystkim. Paweł wiedział, że mam małego syna i że to właśnie ciąża zweryfikowała moja plany i marzenia”.
/ 23.06.2024 22:00
matka z dzieckiem fot. iStock by Getty Images, Cavan Images

Zawsze chciałam być lekarzem. „Będę ratować ludzi” – mówiłam dumnie wszystkim tym, którzy pytali mnie, co zamierzam robić w przyszłości. I dokładnie takie miałam plany. Od początku szkoły średniej uczęszczałam na korepetycje i dodatkowe kursy z przedmiotów, które gwarantowały dostanie się na akademię medyczną. Czułam się dobrze przygotowana i byłam pewna, że nie będę miała żadnych problemów ze zdaniem matury i osiągnięciem odpowiedniej liczby punktów.

Moje plany legły w gruzach

Niestety wszystko potoczyło się inaczej, a ja nie miałam okazji do wprowadzenia swoich planów w życie. Na kilka tygodni przed maturą poznałam chłopaka. Adam był ode mnie kilka lat starszy i imponował mi samodzielnością, wolnością i studenckim życiem. Zakochałam się. 

– Już zawsze będziemy razem, prawda? – pytałam naiwnie. W mojej młodej główce nawet nie zalęgła się myśl, że mój starszy chłopak marzy tylko o zaciągnięciu mnie do łóżka i ani myśli wiązać się ze mną na stałe.

– Oczywiście, że tak – odpowiadał z uśmiechem.

A ja mu uwierzyłam. Dałam się omotać jego słodkim słówkom, które nie były nic warte. Kiedy kilka tygodni później okazało się, że jestem w ciąży, Adam mnie zostawił.

– Sama jesteś sobie winna – powiedział, gdy poinformowałam go, że za kilka miesięcy zostaniemy rodzicami. – Ja się nie dam wrobić w pieluchy – dodał.

I tyle go widziałam

Bałam się powiedzieć rodzicom o ciąży, ale nie mogłam ukrywać prawdy w nieskończoność.

– To tyle było z twoich marzeń o zdawaniu na medycynę – westchnęła mama. Tata nic nie powiedział, ale w jego oczach widziałam rozczarowanie. On zawsze we mnie wierzył i był bardzo dumny z tego, że postanowiłam iść właśnie taką drogą. A teraz to wszystko miało lec w gruzach.

– Przykro mi – wyszeptałam. Było mi smutno, że ich zawiodłam. Ale jeszcze smutniej było mi z tego powodu, że ta głupia wpadka pozbawiła mnie szans na spełnienie moich marzeń.

Rodzice nie zostawili mnie samej. Wprawdzie nie tak wyobrażali sobie moje życie, ale mimo to postanowili mi pomóc. To dzięki nim nie zrezygnowałam z matury i w maju zdałam egzamin dojrzałości. I osiągnęłam bardzo wysoki wynik. „Teraz to i tak mi się to nie przyda” – myślałam z rozgoryczeniem. Ale rodzice byli dumni.

– Jesteś jeszcze młoda i wszystko jest przed tobą – mówił tata, który chyba już pogodził się z myślą, że zostanie dziadkiem. Przytakiwałam mu posłusznie, ale w głębi duszy nie byłam optymistką. Przecież nie pójdę na studia będąc młodą matką.

– Wszystko się jakoś ułoży – wtórowała mu mama. I chyba naprawdę w to wierzyła, bo od razu zaczynała snuć plany na moją przyszłość.

Widziałam przyszłość na czarno

Gdy na świat przyszedł Kubuś, uświadomiłam sobie, że zupełnie nie jestem przygotowana na bycie matką. Wszystko mnie denerwowało – płacz dziecka, wstawanie w nocy, ciągłe niewyspanie i zmęczenie. A do tego wciąż ogarniały mnie czarne myśli.

„Moje życie jest skończone” – myślałam zrozpaczona. Znajomi studiowali, chodzili na imprezy, bawili się i poznawali nowych ludzi. A ja co? Tkwiłam w domu z małym brzdącem, który tylko jadł, spał, płakał i wymagał opieki. Czasami miałam tego serdecznie dosyć.

Nie wiem jakbym sobie poradziła bez moich rodziców. Mama z tatą nie tylko utrzymywali mnie i mojego syna, ale także opiekowali się wnukiem, chodzili z nim na spacery i poświęcali mu cały wolny czas. To właśnie dzięki nim mogłam się wyspać, odpocząć, wyjść sama na spacer i po prostu odetchnąć od własnego dziecka.

Kiedy Kubuś miał cztery latka, rodzice zasugerowali mi, abym poszła do stałej pracy.

– Oddasz małego do przedszkola. A jak trzeba będzie z nim posiedzieć, to zawsze możesz na nas liczyć – argumentowała mama.

To nie było dla mnie dobre

I nie chodziło jej tylko o to, abym w końcu zaczęła zarabiać i wreszcie się usamodzielniła. Moja mama widziała, że siedzenie w domu z dzieckiem zaczyna mnie dobijać. Wprawdzie łapałam jakieś dorywcze prace, ale wszystkie były wykonywane w domu. A ja potrzebowałam towarzystwa ludzi w swoim wieku.

Miałam dwadzieścia trzy lata, a czułam się jakbym była na emeryturze. Nie spotykałam się z rówieśnikami, nie miałam chłopaka, a moim jedynym towarzystwem byli rodzice i czteroletni syn.

Tata pomógł mi znaleźć pracę. Okazało się, że jeden z jego znajomych potrzebuje pracownicy do biura. Wprawdzie nie miałam ani wykształcenia, ani doświadczenia, ale nadrabiałam zapałem i chęciami do pracy. I okazało się, że radzę sobie naprawdę dobrze.

– Jestem z ciebie bardzo zadowolony – powiedział mi szef, jednocześnie informując mnie o podwyżce. 

Byłam bardzo zadowolona. Ta praca sprawiła, że odżyłam. Każdego dnia spotykałam się z ludźmi, z którymi mogłam porozmawiać, pośmiać się i od czasu do czasu wyjść na popołudniową kawę lub wieczornego drinka. Powoli zaczynałam czuć, że moje życie w końcu wkracza na właściwe tory.

W pracy poznałam Pawła

Był jednym z handlowców, dla których przygotowywałam dokumenty, prezentacje i wszystko to, co potrzebne było im do pracy.

– To dzięki tobie osiągam tak dobre wyniki – usłyszałam pewnego popołudnia. Obok mnie stał Paweł i chwalił mnie za moją pracę. Oblałam się rumieńcem.

– Takie wyniki osiągasz dzięki temu, że jesteś dobrym handlowcem – odwdzięczyłam się komplementem. Ale mimo to zrobiło mi się ciepło na duszy. Byłam dumna z tego, że ktoś mnie docenia.

Paweł okazał się także świetnym kolegą. Kilka razy zaprosił mnie na kawę, podczas której rozmawialiśmy niemal o wszystkim. Paweł wiedział, że mam małego syna i że to właśnie ciąża zweryfikowała moja plany i marzenia.

– Powinnaś być z siebie dumna – powtarzał mi. A ja coraz częściej przekonywałam się, że faktycznie mam do tego powody.

Ani się obróciłam, a nasze spotkania nabrały nieco innego charakteru. Paweł zapraszał mnie do kina, na romantyczne kolacje i na wycieczki poza miasto. Towarzyskie spotkania zamieniły się w randki, a my ze zwykłych znajomych staliśmy się parą. Gdyby ktoś wcześniej mi powiedział, że jako panna z dzieckiem będę miała szansę na miłość, to bym nie uwierzyła.

Okazał się zupełnie innym człowiekiem

Po kilku miesiącach znajomości Paweł poprosił mnie o rękę. Początkowo się wahałam.

– Przecież prawie w ogóle się nie znamy – mówiłam do mamy, która była zachwycona swoim przyszłym zięciem.

– Trafiłaś jak szóstkę w lotto – odpowiadała mi. – Jako panna z dzieckiem trudno będzie ci kogoś znaleźć. A Paweł to idealny kandydat. I do tego widać, że jest w tobie zakochany do szaleństwa.

Uwierzyłam jej. Zresztą w głębi duszy wiedziałam, że ma rację. I chociaż miałam mnóstwo wątpliwości, to przyjęłam pierścionek i ustaliłam datę ślubu. A podczas uroczystości wmawiałam sobie, że to najlepsza decyzja w moim życiu.

Szybko przekonałam się, że ślub był błędem. Mój mąż bardzo szybko pokazał swoją twarz.

– Myślę, że powinnaś rzucić pracę – powiedział mi kilka tygodni po ślubie. – Ja zarabiam tyle, że spokojnie nas utrzymam.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Ale ja lubię swoją pracę – odpowiedziałam. I chociaż wtedy Paweł odpuścił, to po jakimś czasie znów zaczął mnie namawiać do rozstania się z pracodawcą.

Nie chciałam się zgodzić

– Nie lubię, jak inni faceci patrzą na ciebie – mówił przez zaciśnięte zęby. A kiedy próbowałam go przekonać, że nie ma żadnych powodów do zazdrości, to stawał się agresywny, krzyczał i machał rękami.

W kolejnej kłótni wykrzyczałam mu, że nie będzie układał mi życia zawodowego i zanim się zorientowałam, to uderzenie w twarz.

– Przepraszam – Paweł szybko mnie objął i zaczął przekonywać, że to się więcej nie powtórzy. – Ja po prostu cię kocham. I nie chcę się tobą dzielić z innym ludźmi.

Wtedy mu uwierzyłam. Ale gdy spoliczkował mnie kolejny raz, to już wiedziałam, że Paweł się nie zmieni. I wtedy zrozumiałam, że wyszłam za mąż za przemocowca. A Paweł już nawet nie próbował mnie przepraszać.

– Zasłużyłaś sobie na to – mówił po fakcie. A moim największym grzechem było przywitanie się z sąsiadem, umówienie się z koleżanką na kawę lub uśmiechnięcie się do kuriera dostarczającego paczkę.

Uświadomiłam sobie, że nie mogę tak żyć. Do tej pory udawałam, że jesteśmy zgodnym i kochającym się małżeństwem. Ale nie mogłam się dłużej oszukiwać. Nie chciałam, aby mój syn wychowywał się w takim domu i codziennie patrzył, jak jego ojczym wyżywa się na jego matce.

Postanowiłam złożyć pozew o rozwód. Nikt nie mógł zrozumieć mojej decyzji. A ja nie zamierzałam nic nikomu tłumaczyć. O prawdziwej przyczynie rozstania wiedziała tylko moja dobra koleżanka z pracy i rodzice. To oni mnie wspierali. I chociaż doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że kolejne miesiące nie będą łatwe, to robię wszystko, aby uwolnić się od mojego męża. 

Anna, 25 lat

Czytaj także:
„Z cichej, nieśmiałej dziewczyny zrobiłem imprezowiczkę i hulajduszę. Bezradnie patrzyłem, jak flirtuje z innymi facetami"
„Marzyłam o potomstwie, ale moja matka kazała mi najpierw nacieszyć się życiem. Bawiłam się, a zegar biologiczny tykał”
„Nie miałam nadziei na dziecko, więc podjęłam radykalne kroki. Ten dzień wywrócił nasze życie do góry nogami”

 

Redakcja poleca

REKLAMA