„Załatwiłam sąsiadowi pracę w firmie męża. Znalazł tam kochankę, a jego żona obwinia mnie o rozbicie małżeństwa”

kobieta, która chciała pomóc sąsiadce fot. Adobe Stock, Jeremy Francis
„– To wszystko przez ciebie – syknęła. – Gdyby nie praca u Marka, Wojtek nigdy nie poznałby tej kobiety i nigdy by mnie nie zostawił. Rozwaliłaś nasze małżeństwo. Nie chcę cię znać.”.
/ 17.12.2021 06:51
kobieta, która chciała pomóc sąsiadce fot. Adobe Stock, Jeremy Francis

Warto pomagać. Nie bądź obojętny, kiedy widzisz kogoś w potrzebie. Dobro wraca. Porządny człowiek nigdy nie zostawia innych bez pomocnej dłoni. Chyba każdy tysiące razy słyszał te hasła. Ja też. I pewnego dnia wzięłam je sobie do serca. Choć teraz szczerze tego żałuję. Marlena była jedną z pierwszych osób, które poznałam po przeprowadzce na nowe osiedle. Zapukała do moich drzwi, żeby pożyczyć wiertarkę.

Wiertarki wprawdzie nie miałam, ale zaprosiłam nową sąsiadkę na kawę i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Obie jesteśmy z zawodu kosmetyczkami i obie zrezygnowałyśmy z pracy, kiedy na świat przyszły nasze dzieci.

Marlena miała synka, Kubusia. Nam urodziła się Ola

Między dziećmi było tylko trzy miesiące różnicy, nic więc dziwnego, że wkrótce całe dnie spędzałyśmy razem. Zwykle wychodziłyśmy rano na plac zabaw. Ola i Kubuś szaleli między drabinkami, a my na ławeczce omawiałyśmy wszystkie troski i radości poprzedniego dnia. Szczęściem w tych rozmowach zwykle przeważały radości. Nie miałyśmy na co narzekać.

Nasi mężowie nie zarabiali kokosów, ale zawsze wystarczało na chleb i coś do chleba. Mój Marek prowadził na spółkę z bratem firmę transportową. Spedycja towarów z Polski do Niemiec. Nie było to nic wielkiego. Ot, zatrudniali kilku kierowców i interes jakoś się kręcił, choć Marek codziennie narzekał, że zamówień jest o wiele mniej, niż gdy zaczynali kilka lat temu. Mąż Marleny był magazynierem w dużej hurtowni sprzętu do gastronomii. Choć praca była ciężka, bo każdego dnia zaczynał o piątej rano, Wojtek nie narzekał.

Trudy rekompensowały zarobki, które pozwalały mu utrzymać rodzinę. Kiedy w 2020 lawinowo zaczęła rosnąć liczba zachorowań na Covid-19 i zamknięto szkoły oraz część punktów usługowych, nie zmieniłyśmy z Marleną znacznie swoich zwyczajów. Przeniosłyśmy się tylko z placu zabaw do swoich mieszkań. Nie bałyśmy się zarazić od siebie nawzajem, bo widywałyśmy bardzo ograniczoną liczbę ludzi, a żadna z nas nie wyobrażała sobie siedzenia przez cały dzień zamknięta w czterech ścianach z trzylatkiem.

Spotykałyśmy się więc nadal około dziewiątej, piłyśmy wspólnie kawę, wymieniałyśmy ploteczki i patrzyłyśmy, jak nasze dzieci, zwykle bardzo zgodne, bawią się ze sobą. Nic nie zakłócało spokoju naszych dni. Do czasu.

Tamten dzień nie różnił się od innych

Rano kupiłam w lokalnej piekarni pączki z różą. Czekałam na Marlenę, żeby wspólnie ich skosztować, ale koleżanka się spóźniała.

– Gdzie Kuba? Gdzie Kuba? – powtarzała znudzona Ola.

Sama chciałabym wiedzieć. Po godzinie daremnego czekania zadzwoniłam w końcu do przyjaciółki.

– Coś się stało? Kawa wystygła… – zaczęłam z wyrzutem, ale już po kilku sekundach zorientowałam się, że coś jest nie tak. Marlena płakała. – Jesteście chorzy? Potrzebujesz czegoś? – zasypałam ją gradem pytań.

Marlena odpowiedziała mi dopiero po chwili, z wyraźnym trudem:

– Nie, dzięki, jesteśmy zdrowi. Wszystko w porządku. Ale… Wojtek stracił pracę. Ja nie wiem, co my teraz zrobimy! – przyjaciółka z powrotem wybuchła płaczem.

Z trudem udało mi się namówić ją, żeby opowiedziała mi wszystko od początku. Firma Wojtka od dawna miała kłopoty spowodowane pandemią. Załamanie przyszło dopiero jesienią, kiedy rząd zdecydował o zamknięciu restauracji.

– Nikt już nie kupował od nich piecy czy specjalistycznych stołów. Musieli zwinąć interes. Szefowie uciekli za granicę, a pracowników tak po prostu, rozpuścili do domów – chlipała Marlena.

Usiłowałam ją pocieszać, że przecież Wojtek jest dobrym fachowcem i bez trudu znajdzie nową pracę, ale sama nie wierzyłam w to, co mówię. Obie wiedziałyśmy, że przez pandemię sytuacja na rynku pracy jest bardzo zła i firmy raczej pozbywają się pracowników, niż zatrudniają nowych. A Marlena i jej mąż mieli kredyt na mieszkanie i żadnych oszczędności. Wieczorem opowiedziałam o kłopocie przyjaciółki mężowi.

– Co ja jej poradzę? – westchnął Marek. – Teraz wiele osób ma taki problem…
– Ale to jest Marlena – powiedziałam cicho. – Kubuś codziennie bawi się z Olą. Nie chodzi o jakąś obcą osobę. Może znalazłoby się dla niego miejsce u was w firmie?
– Dziewczyno, transport zamarł, robimy co możemy, żeby nie zwalniać ludzi – prychnął Marek, ale po jego minie widziałam, że przynajmniej spróbuje coś poradzić.

Kilka dni później rozwiązanie samo do nas przyszło.

– Niech ten Wojtek zgłosi się do biura – powiedział znienacka Marek. – Zgłosiła się do nas hurtownia farmaceutyczna. Będę potrzebował na kilka miesięcy kierowcy na niewielkiego dostawczaka po kraju. A on chociaż ma prawo jazdy?
– Nie wiem – westchnęłam, dopiero zdając sobie sprawę, że nawet tak podstawowej sprawy nie wzięłam pod uwagę.

A co, jeśli Wojtek się nie sprawdzi?

Albo w ogóle oboje z Marleną obrażą się, że zaproponowaliśmy im pracę kierowcy? Może oni liczyli na coś bardziej prestiżowego? Na szczęście moje obawy się nie potwierdziły. Wojtek miał prawo jazdy i z wielką radością przystał na propozycję pracy w firmie Marka.

– Lubię jeździć – powiedział z entuzjazmem. – Przyda mi się odpoczynek od dźwigania palet w hurtowni. To gdzie trzeba jechać najpierw?

I tak kryzys w rodzinie przyjaciółki został zażegnany. Tak sądziłam. Wojtek zaczął pracę w firmie Marka, a my z Marleną wróciłyśmy do dawnych zwyczajów. Niestety. Wraz z porannymi kawkami nie wrócił dawny spokój, przynajmniej nie na długo. Jakieś pół roku po tym, jak Wojtek zaczął pracę jako kierowca, Marlena przyszła do mnie wyjątkowo zaniepokojona.

– Nie zauważyłaś ostatnio, że mój mąż się jakoś inaczej zachowuje? – zaczęła bez zbędnych wstępów.

Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Widywałam Wojtka sporadycznie, jak przychodził do mojego męża oddać mu jakieś dokumenty. To był zbyt krótki czas, żeby można było wyrobić sobie trafną opinię o czyimś zachowaniu.

– O co ci chodzi? Może jest po prostu zmęczony… Te ciągłe jazdy… Zmienianie miast… – próbowałam pocieszyć przyjaciółkę, ale Marlena tylko machnęła ręką.
– Znam Wojtka od szkoły podstawowej – powiedziała stanowczo. – Coś jest nie tak.

A później opowiedziała mi, co się dokładnie u nich dzieje. Od dwóch miesięcy jej mąż wracał do domu wykończony. Wcześniej siadał z nią do kolacji, opowiadał, jak minął dzień. Teraz nabrał zwyczaju zamykania się w sypialni z telefonem. Kiedy usiłowała się dowiedzieć, z kim tak koresponduje, wpadał w szał i krzyczał, że ma chyba prawo do odrobiny prywatności.

– Najgorsze jest to, że zupełnie stracił zainteresowanie mną jako kobietą – szepnęła Marlena. – Wcześniej rąk nie mógł ode mnie oderwać, byliśmy jak zakochane nastolatki, a teraz ciągle powtarza, że jest zmęczony i żebym dała mu spokój.
– Może naprawdę jest zmęczony? Marek mówił, że mają ostatnio dużo pracy – spojrzałam na przyjaciółkę z troską, nieprzekonana.

Marlena tylko uśmiechnęła się gorzko:

– Bądź pewna, że potrafię poznać, kiedy mój mąż kłamie. I to jest właśnie ta sytuacja. Zastanawiam się tylko, dlaczego to robi. I mam pewne podejrzenia.

A później Marlena opowiedziała mi o tym, co od pewnego czasu chodziło jej po głowie. Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że jeden z kolegów z pracy Marka i Wojtka chorował od dłuższego czasu na nowotwór.

– Nikomu nie powiedział o swoim stanie. Nie chciał obciążać tym żony ani dzieci – opowiadała mi wtedy Marlena.

Kiedy doszło do zaostrzenia objawów choroby, mężczyzna popełnił samobójstwo. Dopiero wtedy wyszło na jaw, co mu naprawdę dolegało.

– Wojtek powiedział mi wtedy, że gdyby to on był chory, zachowałby się tak samo jak ten mężczyzna – opowiadała ze zgrozą Marlena. – Oczywiście usiłowałam go przekonać, że to nie ma sensu, że przecież gdybym wiedziała, to starałabym się mu pomóc, ale był niewzruszony. Boję się, że to coś w tym stylu… Te podkrążone oczy, ziemista cera… Ostatnio też schudł ładnych kilka kilo. To się nie dzieje bez przyczyny. Usiłowałam z nim rozmawiać o stanie zdrowia, ale mnie wyśmiał. Podobno tak samo zrobił tamten mężczyzna.

Spojrzałam na Marlenę ze zgrozą. Nagle wszystko zaczęło nam się układać w jedną całość. Przedłużające się okresy milczenia Wojtka, jego dziwne zmęczenie…

– Nie możemy tak tego zostawić – szepnęłam. – Musimy się dowiedzieć, o co chodzi.

Było tylko jedno wyjście. Musiałyśmy wyśledzić, jak wygląda dzień Wojtka – i skonfrontować go z faktami, gdy już przekonamy się, że chodzi o jego zdrowie. Okazja nadarzyła się szybciej, niż się spodziewałyśmy. Kilka dni po naszej rozmowie Wojtek oznajmił Marlenie, że nie wróci wieczorem do domu jak zwykle, tylko będzie kilka godzin później, bo musi zrobić dodatkowy kurs.

– Jestem przekonana, że chodzi o jakieś badania – szepnęła mi Marlena. – Nie możemy przepuścić takiej okazji.

Zdecydowałyśmy, że kiedy Wojtek będzie w trasie, pojedziemy do firmy.

– Marek zapisuje kursy wszystkich kierowców – szepnęłam do przyjaciółki, pochylając się nad papierami. – Z łatwością sprawdzimy, czy twój mąż gdziekolwiek miał dziś służbowo jechać…

Niecierpliwie otworzyłam segregator z trasami przejazdu kierowców. Wiedziałam, gdzie szukać informacji, bo na początku pomagałam Markowi i szwagrowi w papierkowych sprawach. Drżącymi rękami zaczęłam przeglądać papiery.

– Jest! – Krzyknęłam w pewnym momencie. – Karta przejazdu na dziś.

Spojrzałam na dokument wspólnie z przyjaciółką – i obie w tym samym momencie zamarłyśmy. Wojtek nie musiał nigdzie jechać. Według karty kończył pracę o czternastej… Spojrzałyśmy na siebie znacząco.

– A więc jest dokładnie tak, jak podejrzewałam – szepnęła Marlena. – Wojtek nie pojechał w trasę. Pojechał do lekarza. Tylko jak się dowiedzieć, do którego?

Już miałam bezradnie pokręcić głową, gdy coś mnie tknęło. Wyjrzałam na firmowy parking. Służbowej furgonetki, którą jeździł mąż przyjaciółki, nadal tam nie było. A więc wziął samochód z firmy… To znaczyło, że w każdej chwili mogłyśmy odtworzyć jego trasę na specjalnym programie komputerowym!

– Zaraz wszystko będziemy wiedziały – powiedziałam, nawet nie starając się ukryć podekscytowania.

Na szczęście Marek nie podejrzewał, że ktokolwiek zechce myszkować w danych na temat przejazdów kierowców, bo komputer nawet nie był zabezpieczony hasłem. Bez trudu weszłam w interesującą mnie aplikację i wyszukałam numer rejestracyjny pojazdu Wojtka. Nie wiem, czego się spodziewałam. Być może tego, że wyświetli się adres kliniki. Może prywatnego gabinetu. Może szpitala… Na pewno nie spodziewałam się jednak tego, co ukazało się moim oczom. Samochód Wojtka według danych systemu stał właśnie zaparkowany pod niepozornym hotelem za miastem.

– Co to ma znaczyć? – szepnęła pobladła gwałtownie Marlena.

Nie potrafiłam odpowiedzieć, ale do głowy przychodziły mi najgorsze podejrzenia. Takie, których nie odważyłabym się wypowiedzieć na głos. Oczywiście natychmiast wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do hotelu, w którym był mąż przyjaciółki. Przez chwilę zastanawiałyśmy się, jak znajdziemy pokój, w którym zatrzymał się niewierny małżonek, ale nawet nie musiałyśmy tego robić. Natknęłyśmy się na Wojtka od razu przy wejściu do hotelu. Stał roześmiany, obejmując dużo młodszą od niego blondynkę z nogami do nieba.

– Ja ją znam – szepnęłam, z trudem ukrywając zgrozę. – To dyspozytorka z naszej firmy, Anka.

Później wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Marlena wybuchnęła gniewem, o który nawet jej nie podejrzewałam. Wojtek usiłował się początkowo tłumaczyć, ale po chwili jakby nawet do tego stracił zapał.

To małżeństwo dawno wisiało na włosku – warknął. – Cieszę się, że w końcu znalazłem prawdziwą miłość.

Po tych słowach objął swoją nową partnerkę ramieniem i odwrócił się do Marleny, jakby nic ich nie łączyło. Usiłowałam pocieszyć przyjaciółkę, ale ku mojemu zdumieniu Marlena odepchnęła moją rękę.

– To wszystko przez ciebie – syknęła. – Gdyby nie praca u Marka, Wojtek nigdy nie poznałby tej kobiety i nigdy by mnie nie zostawił. Rozwaliłaś nasze małżeństwo. Nie chcę cię znać.

Usiłowałam się tłumaczyć, powtarzałam, że jej oskarżenia wobec mnie są zupełnie absurdalne. Ale Marlena zachowywała się, jakby postradała rozum. Miałam jeszcze nadzieję, że działa tak pod wpływem szoku i za kilka dni zmieni zdanie. Niestety nie miałam racji.

Kilka dni później Wojtek wyprowadził się do kochanki

Marlena została sama z dzieckiem. Wychodzi z Kubą na podwórko, przechodzi pod moimi oknami – ale na jakąkolwiek próbę kontaktu z mojej strony odwraca się i z zaciśniętymi ustami patrzy w inną stronę. Ola ciągle pyta, czemu nie może już bawić się z niedawnym przyjacielem. Jak coś podobnego wyjaśnić trzylatce? W takich chwilach, kiedy kolejny raz powtarzam, że Kubuś jest trochę chory, z całego serca żałuję, że zdecydowałam się pomóc Marlenie.

Może gdybym nie załatwiła Wojtkowi tej pracy, dalej byliby szczęśliwym małżeństwem? Nie wiem. Czasami człowiek chce dobrze, a wychodzi jak zwykle. 

Czytaj także:
Przeprowadzka na wieś z marzenia stała się traumą. Wszystko przez sąsiadów
Kiepski kontakt z matką zrujnował mi samoocenę. Zawsze słyszałam, że się nie nadaję
Mój mąż jest dobry i wierny. Ale... zapomniał zupełnie, że jestem kobietą

Redakcja poleca

REKLAMA