Jestem 45-letnim nauczycielem z małego miasteczka i skrywam pewien sekret, o którym nikt nie ma pojęcia. Byłem zakochany w jednej z moich uczennic, ale nigdy nie wyjawiłem jej swoich uczuć. Ani słowem, ani gestem nie dałem tego po sobie poznać. Dziś trochę tego żałuję.
Szybko zostałem rozwodnikiem
Małżeństwo, które zdecydowałem się zawrzeć, przetrwało ledwie cztery lata, a ostatni rok był tylko iluzją. Moja ukochana mnie zdradziła i zostawiła dla kogoś innego – przynajmniej tak to wyglądało dla postronnych obserwatorów. Niemniej jednak, jeśli mam być szczery, to głównie ja ponoszę odpowiedzialność za taki obrót spraw. Darzyłem moją wybrankę ogromnym uczuciem, być może nawet przesadnym, ale podchodziłem do niej jak do swojej własności, nie biorąc pod uwagę jej pragnień i indywidualności.
Zawsze chciałem mieć decydujący głos we wszystkich kwestiach, kontrolować sytuację i rzeźbić ją na swój obraz, zupełnie jak Pigmalion swoją Galateę. Oczekiwałem, że Kasia będzie czytać te same książki co ja, słuchać takiej samej muzyki, a nawet układać włosy i dobierać ubrania zgodnie z moimi preferencjami. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że posunąłem się za daleko z moją chęcią dominacji i ojcowskim traktowaniem. Kiedy w końcu chciałem naprawić naszą relację, okazało się, że jest już za późno na ratunek.
Rozstanie z żoną mocno mną wstrząsnęło. W moim sercu zagościła ogromna pustka, której nie potrafiłem niczym wypełnić. Miałem wtedy dwie krótkotrwałe przygody, które opierały się wyłącznie na intymnych zbliżeniach. Były bezsensowne i nie prowadziły do niczego, dlatego ostatecznie zrezygnowałem z kobiet i poświęciłem się karierze zawodowej.
Kasia przypominała moją żonę
Podobnie jak moja była żona ta dziewczyna nosiła imię Katarzyna. Jednak to nie odgrywało aż tak istotnej roli. O wiele ważniejsze było podobieństwo fizyczne: to, jak zakładała kosmyk włosów za ucho, barwa jej głosu, figura... Kiedy ją pierwszy raz ujrzałem, od razu zwróciła moją uwagę, choć wtedy nie postrzegałem jej jako kobiety. Liczyła sobie zaledwie 16 lat, sprawiała wrażenie młodszej, a ja miałem już grubo ponad trzydzieści lat na karku.
Jej subtelność, lękliwość i duża empatia naprawdę mnie poruszały. Choć nieczęsto podnosiła rękę na lekcjach, tworzyła genialne teksty, przepełnione zaskakująco dojrzałymi przemyśleniami. Właśnie one dały nam pretekst, by pogadać po zajęciach. Kasia miała sporo kompleksów i nie doceniała siebie. Upłynęło parę miesięcy, zanim zebrała się na odwagę, by zaprezentować mi swoje pierwsze wiersze.
Zacząłem ją lepiej poznawać
Z jej słów dało się bez trudu wywnioskować, co przeżywa ta młoda osoba, co powoduje u niej smutek i cierpienie. Dom, do którego nie znosiła wracać; ojciec mający obsesję na punkcie dyscypliny, matka z problemami nerwowymi. Kompletny brak koleżanek i kolegów, ogromny dystans wobec chłopaków. Powiedziała mi zresztą o tym wszystkim, gdy jechaliśmy na konkurs z przedmiotów humanistycznych, do którego przygotowywałem ją przez cały rok. A podczas tych przygotowań uświadomiłem sobie, że każde nasze spotkanie jest dla mnie jak ciepły promień słońca podczas mroźnego, zimowego dnia.
Wraz z upływem czasu moja relacja z Kasią zaczęła wykraczać poza standardowy układ uczeń-nauczyciel. Polecałem jej coraz więcej książek, zachęcałem do pisania poezji, a ona zwierzała mi się ze swoich problemów. Stałem się dla niej kimś bliskim, osobą godną zaufania. Choć nasza zażyłość nie wpisywała się w stereotypowy schemat, nie miała w sobie nic zdrożnego. Nie umawialiśmy się po kryjomu, za plecami innych uczniów czy kadry szkolnej. Podczas zajęć traktowałem Kasię dokładnie tak samo jak resztę klasy.
Ciągle się hamowałem
Nie wyznałem jej, że uwielbiam obserwować, w jaki uroczy sposób krzywi nosek i odgarnia włosy za uszy. Ani razu nie chwyciłem jej w ramiona, gdy zwierzała mi się ze swoich kłopotów, mimo że niekiedy korciło mnie, by to zrobić. Cieszyło mnie, że ma do mnie zaufanie, a nasza współpraca sprawia, iż osiąga coraz lepsze wyniki i zyskuje większą wiarę w siebie.
Kiedy Kasia była w trzeciej klasie, zauważyłem, że wyraźnie rozkwitła, stała się dojrzalsza i zyskała kobiece krągłości. Trudno było mi to przeoczyć. Wciąż byłem samotny i po prostu tęskniłem za bliskością kobiety. Zobaczyłem ją, jak w czasie szkolnej zabawy tańczy przytulona do swojego kolegi – wtedy poczułem pierwsze ukłucie zazdrości. To był dla mnie sygnał ostrzegawczy. Kolejnym znakiem było pojawienie się jej w moim śnie, w dość jednoznacznej, erotycznej scenie. W końcu przestraszyłem się własnych uczuć, gdy dotarła do mnie informacja, że moja była żona ponownie wyszła za mąż, a ja nie odczułem z tego powodu kompletnie nic. Już jej nie darzyłem miłością, kochałem Kasię.
Tłumiłem swoje uczucia
Te odczucia kompletnie mnie zaszokowały. Po pierwsze, byłem jej nauczycielem. Po drugie, nie skończyła jeszcze osiemnastu lat! Poza tym nigdy nie dawała mi do zrozumienia, że ma słabość do swojego belfra. Nie było opcji, żeby odwzajemniła moje uczucie! Moment prawdy nadszedł pewnego wieczoru, kiedy zapukała do drzwi mojego mieszkania.
Akurat wtedy jej rodzice się rozwodzili – ostro i z hukiem. Szlochała i dygotała na całym ciele, a ja objąłem ją tak, jakby była małą dziewczynką. Bałem się, że lada moment zacznę obsypywać pocałunkami jej głowę, wargi, każdy fragment jej ciała, ale udało mi się opanować. Skończyło się na długiej rozmowie przy herbacie. Wyszła z mojego mieszkania spokojniejsza, a ja do świtu przewracałem się na kanapie, fantazjując, że leży tuż obok mnie...
Każdego dnia stawałem przed coraz większym wyzwaniem. Nie potrafiłem tak po prostu przestawić naszych koleżeńskich stosunków na inny tor, wprowadzić dystansu czy odseparować się od Kaśki. Dla niej byłby to kolejny cios ze strony dorosłych, którzy ją zawiedli. Poza tym, ja sam również nie miałem na to ochoty.
Próbowałem spotykać się z inną
I właśnie dlatego zacząłem spotykać się z Agatą – kobietą zbliżoną do mnie wiekiem, która też przeżyła już niejedno, była singielką, miała niezłą aparycję i była inteligentna.
Przez parę miesięcy widywaliśmy się regularnie i miałem nadzieję, że może z tego coś wyjść. Cóż, substytut nie mógł być niczym więcej poza byciem substytutem. Podczas seksu przymykałem powieki i fantazjowałem, że przytulam Kasię. Zdecydowałem się zakończyć tę relację, ponieważ miałem poczucie, że postępuję nie w porządku.
Nie mogłem wyrzucić jej z głowy
Kiedy Kasia uczęszczała do klasy maturalnej i osiągnęła pełnoletność, od czasu do czasu nachodziły mnie absurdalne pomysły, aby po ukończeniu przez nią szkoły wyjawić jej mój sekret. Jak dotąd nie znalazła swojej drugiej połówki. Czy ja mógłbym nią zostać?
Wyobrażałem sobie, jak ona studiuje, ja zarabiam na nasze utrzymanie, wspólnie chodzimy do kina i jemy romantyczne kolacje przy blasku świec... Przypomniały mi się historie par z książek i życia, które mimo ogromnej różnicy wieku między partnerami były naprawdę szczęśliwe.
Przyglądałem się swojemu odbiciu w lustrze, próbując przekonać samego siebie, że nie wyglądam jeszcze tak źle. Ale kiedy wracałem myślami do rzeczywistości, czułem się po prostu głupio.
Los zdecydował za mnie
Studniówka była dla mnie prawdziwą katorgą. Wreszcie mogłem ją przytulić – tę, o której marzyłem, za którą tęskniłem – ale poruszałem się sztywno jak robot, mimo że z resztą dziewczyn tańczyłem bez skrępowania. Zazwyczaj sięgałem po kieliszek tylko przy wyjątkowych okazjach, ale tamtej wiosny topiłem smutki w trunkach stanowczo zbyt często. Pewnego razu, będąc nieco pod wpływem, stanąłem pod drzwiami jej mieszkania, sam nie wiedząc, po co tam przyszedłem. W ostatnim momencie cofnąłem dłoń z dzwonka...
Jednak życie zadecydowało za mnie. Moja mama ciężko zachorowała i potrzebowała stałej opieki. Wytrzymałem do końca roku szkolnego i matury Kasi, a następnie wróciłem w rodzinne strony, na wieś. Zacząłem naukę w innej szkole. Moja przedostatnia rozmowa z Kasią, zaraz po maturze, była mocno nienaturalna i niespecjalnie treściwa. Nie wiem, czy Kasia to wyczuła, chyba jednak nie. Dostała się na studia z jednym z najlepszych wyników. Opisała mi to wszystko w długim liście. Była bardzo podekscytowana nowym miejscem, kolejnym rozdziałem w życiu i nowymi znajomościami. Dopytywała też z troską, co u mnie słychać.
Pewnego razu, będąc przejazdem w mieście, gdzie studiowała, postanowiłem ją odwiedzić. To było jedyne nasze spotkanie w czasie jej nauki. Ujrzałem radosną młodą kobietę, która promieniała szczęściem i miłością. Poznałem wtedy jej sympatię, a ona ucałowała mnie w policzek w jego obecności, przedstawiając mnie jako swojego najukochańszego... nauczyciela. Po dziś dzień dostaję od niej cudowne listy pisane odręcznie. Podobno w grudniu stanie na ślubnym kobiercu.
Adam, 45 lat
Czytaj także: „Ojciec zostawił w testamencie dziwny zapis. Wiedziałam, że matka ukrywa prawdę. Gdy ją poznałam zrozumiałam, dlaczego”
„Mąż kupował perfumy kochance za 700 zł, a dzieciom żałował na drożdżówkę. Dałam mu taką nauczkę, że długo popamięta”
„Przez 5 lat nie dostałam nawet złotówki podwyżki. Szef miał kasę tylko dla tych, które z nim flirtowały”