„Przez 5 lat nie dostałam nawet złotówki podwyżki. Szef miał kasę tylko dla tych, które z nim flirtowały”

rozczarowana kobieta fot. iStock by Getty Images, ONOKY - Eric Herchaft
„– Jak czegoś nie zrobisz, wygryzie cię jak nic! – prychnęła Mariola i upiła solidny łyk kawy. – Młodsza, zdolna, uśmiechnięta. Nigdy nie narzeka i jeszcze wdzięczy się do szefa. On ją uwielbia, wiec ochoczo dał jej podwyżkę”.
/ 28.10.2024 14:52
rozczarowana kobieta fot. iStock by Getty Images, ONOKY - Eric Herchaft

Wyhodowałam żmiję na własnym łonie. Naprawdę tak wtedy myślałam. No i dostałam nauczkę, jak nigdy.

Musiałam pomóc Zośce

Góra miała wymagania i narzucała wysokie standardy, nie zauważając, że nasz zespół jest mały i ledwie się wyrabia. W instytucji państwowej każdy grosz się liczy, więc odkąd zaczęliśmy brać udział w projektach finansowanych przez Unię, szefowie oczekiwali, iż wykorzystamy wszelką okazję do uzyskania dodatkowych środków.

Kierownik naszego zespołu dwoił się i troił, żebyśmy ogarnęli nawał pracy, ale nie był cudotwórcą. Kiedy udało mu się namówić szefa do zatrudnienia jeszcze jednej osoby, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Pierwsza dziewczyna się nie sprawdziła, druga też. Byłam na zwolnieniu, ale gdy po powrocie zastałam na biurku górę oczekujących dokumentów, stwierdziłam, że następną osobą zajmę się osobiście.

Nie mogliśmy sobie pozwolić na większe zaległości. Zośka okazała się na szczęście bardzo pojętna. W trzy miesiące nauczyła się tego, co mnie zajęło pół roku. Nie miała dużego doświadczenia, więc przekazywałam jej wszystkie materiały, jakie mogły się przydać. Nie tylko wzory, ale i gotowe dokumenty, żeby wiedziała, jak je prawidłowo wypełniać.

Miała fajny start

Ja uczyłam się na własnych błędach, a ona dostała wszystko gotowe na tacy. Wiele zyskiwała też dzięki swojemu sposobowi bycia. Szybko odnalazła się w zespole, głównie dzięki zaraźliwemu śmiechowi i ciętym ripostom, które bardzo podobały się panom. Ale kobiety też ją lubiły.

Nie wywyższała się, nie walczyła nieczystymi metodami, a kiedy wychodziłyśmy do kuchni na kawę, zawsze przynosiła jakieś ciastka. Kiedy poczułam pierwsze ukłucie zazdrości? Chyba wtedy, kiedy roześmiana wyszła z gabinetu szefa. Gdy spytałam, o czym rozmawiali, odparła, że o wszystkim i niczym. Potem potajemnie dowiedziałam się w kadrach, że dostała podwyżkę.

Tak szybko? Zaledwie po pół roku? Musiała zrobić na szefie cholernie dobre wrażenie. Ale czemu się dziwić? Zaczęła pracę koncertowo. Jej wnioski były zawsze świetnie wypełnione, a rozliczenia zgadzały się co do grosza. Dzięki komu? Dzięki mnie. Gdybym jej wszystkiego od razu nie nauczyła, wracałaby od szefa tak jak ja na początku – ze łzami w oczach, ponieważ znów poprzestawiałam jakieś tabelki albo musiałam pisać kolejne uzasadnienia.

Szef nigdy mnie nie chwalił

Nie wspominając o tym, że pracowałam tu od pięciu lat, a podwyżki na oczy nie widziałam. I chociaż z upływem czasu nabrałam biegłości, jakoś nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wyszła z gabinetu szefa w tak wyśmienitym nastroju jak Zośka.

– A nie mówiłam? – triumfowała Mariola, kiedy zwierzyłam się jej z moich rozterek. – Wiesz, co to oznacza?

– Nie mam pojęcia.

Wiedziałam tylko, że Zośka coraz bardziej zaczyna mi działać na nerwy.

Jak czegoś nie zrobisz, wygryzie cię jak nic! – prychnęła Mariola i upiła solidny łyk kawy. – Młodsza, zdolna, uśmiechnięta. Nigdy nie narzeka i jeszcze wdzięczy się do szefa. On ją uwielbia, wiec ochoczo dał jej podwyżkę.

Wzruszyłam ramionami.

– Nie mam sobie nic do zarzucenia.

– Oczywiście… – mruknęła Mariola. – Tak tylko mówię – dodała.

Byłam zazdrosna

Zaczęłam unikać Zośki. Jeśli już robiłyśmy coś razem, rozmawiałam z nią półsłówkami, a współpracę ograniczałam do minimum. Wkurzały mnie jej śmichy-chichy dochodzące z kuchni oraz to, że szef zaczął ją stawiać całej ekipie za wzór.

O nie, moja droga, tak dłużej być nie może. Dzień później, pierwszy raz podłożyłam jej świnię. Malutką. Wysłałam szefowi pocztą elektroniczną dokument, celowo nie podając Zośki do adresatów wiadomości, chociaż wiedziałam, że następnego dnia szef zamierzał z nią o tym rozmawiać.

Kiedy do niego poszła, pierwszy raz – i to nie ze swojej winy – zachowała się nieprofesjonalnie, bo nie wiedziała, o jakich danych szef mówi. Wyszła z gabinetu wkurzona. Posprzeczałyśmy się trochę.

Na koniec przeprosiłam ją wylewnie, twierdząc, że nie mam pojęcia, jak to się stało, że e-mail do niej nie dotarł. Ale skoro chce przeprosin, to proszę bardzo. Innym razem wspólnie przygotowany raport podpisałam tylko swoim nazwiskiem. Albo podałam jej nieprawidłową liczbę, żeby musiała dłużej ślęczeć nad danymi i dochodzić, w którym miejscu wystąpił błąd.

Pamiętam, jaką miałam satysfakcję, gdy szef spojrzał na nią z ukosa. Gdy pewnego dnia zaprosił mnie do siebie, dosłownie zatarłam ręce.

– Nie wiesz, co się dzieje z Zośką? – spytał. – Wydaje mi się ostatnio jakaś rozkojarzona. Może jest w ciąży, co? Dałabyś radę ją podpytać? Tylko tak w tajemnicy. W razie czego zdążymy podjąć kroki. A ponieważ oficjalnie o niczym nie wiemy, będziemy kryci.

Cholera. Wyszłam z gabinetu na miękkich nogach. Aż mi się słabo zrobiło. Dobrze wiedziałam, jakie kroki chciał podjąć szef.

Planował zwolnić Zośkę

Nie chciał pracownicy w ciąży, więc podstawą do zwolnienia byłyby jej słabsze wyniki. Do diabła. Zrobiło mi się strasznie głupio. Nie tak to miało wyglądać. Zastawiałam na Zośkę pułapki, ale nigdy nie chodziło mi o to, żeby się jej pozbyć na dobre. Po prostu byłam zła, sfrustrowana, zazdrosna. I chciałam odreagować. Chciałam, żeby spokorniała, żeby jej się nie wydawało, że zawsze będzie miała z górki. I tyle. Nic więcej.

Bez dwóch zdań nie zasłużyła na zwolnienie. A jeśli była w ciąży – choć założyłabym się, że jej gorsza dyspozycja wynikała wyłącznie z moich podłych zagrywek – tym bardziej nie powinna zostać wyrzucona. Uznałam, że to by już było wielkie świństwo. Nie mogłam do tego dopuścić.

Chciałam powiedzieć jej prawdę, ale bałam się, że to zniszczy atmosferę w zespole. Nie mówiąc o tym, że nikt by mi już nigdy nie zaufał.

Wpadłam na inne rozwiązanie

Wymyśliłam, że jej przypilnuję, ułatwię pracę, tak by znów zyskała w oczach szefa. Zanim to zrobiłam, moja córka zachorowała i musiałam z nią zostać przez dwa dni w domu, ponieważ mąż był akurat w delegacji. Na śmierć zapomniałam, że zostawiłam rozgrzebany raport.

Kiedy wróciłam do pracy, szef wezwał mnie na dywanik. Domyśliłam się, o czym będzie chciał rozmawiać.

– Gdzie jest raport? Miałem go mieć dziś rano w mejlu – zaczął surowo.

Otworzyłam usta, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, drzwi do gabinetu szefa się uchyliły, a przez szparę zajrzała Zośka.

Madziu, nie wzięłaś raportu… – poinformowała z uśmiechem.

– Raportu? – zdziwił się szef. – Wejdź, Zosiu.

– Tak. Umówiłyśmy się, że go dokończę w czasie jej zwolnienia – wyjaśniła. – A potem na śmierć zapomniałam rozesłać go mejlem. Przepraszam, biorę winę na siebie.

Stałam z rozdziawioną buzią.

– Grunt, że jest raport – stwierdził szef łagodniejszym tonem. – Dziękuję.

Wskazał nam drzwi.

– I żeby mi to był ostatni raz – pogroził palcem.

Gdy opuściłyśmy gabinet, nadal byłam w szoku. Zośka wróciła już do swojego biurka, ale wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić. Wcale się nie umawiałyśmy, że skończy raport. Zaaferowana córką, zwyczajnie o nim zapomniałam. Tymczasem Zośka, robiąc to za mnie, uratowała mi tyłek. Podeszłam do jej biurka.

– Musimy pogadać. Przy obiedzie. Ja zapraszam – powiedziałam.

– Okej.

Muszę przyznać, że to była jedna z trudniejszych rozmów w moim życiu. Wyznałam Zośce prawdę. Czułam się podle, było mi wstyd i nie mogłam tego dłużej w sobie dusić. Przeprosiłam ją, wiedząc, że ma pełne prawo mnie znienawidzić, a nawet donieść szefowi.

Moja kariera zawisła na włosku

A przez co? Przez głupią zazdrość. Ku mojemu zaskoczeniu Zośka uśmiechnęła się.

– Madziu, pierwsze koty za płoty. Ja też nie jestem bez winy. Brylowałam, popisywałam się przed szefem, podrywałam go, ale nigdy mu nie powiedziałam, że sukces zawdzięczam tobie. Gdyby nie twoja pomoc, pewnie odpadłabym równie szybko jak moje poprzedniczki.

Normalnie ją uścisnęłam. Nie mogłam uwierzyć, że ta świetna dziewczyna nie chowa do mnie urazy. Więcej, od tamtej pory pracowałyśmy ramię w ramię, wspierałyśmy się, a nasza praca tylko na tym zyskała. Zostałyśmy przyjaciółkami.

Żadna z nas nie pozwala złego słowa powiedzieć na drugą. 

Magda, 36 lat

Czytaj także: „Mąż nie daje mi na podpaski, a na bóle każe pić ziółka. Zamiast poduszki finansowej, zapewnił mi twarde lądowanie w piekle”
„Wyjechałam ze wsi do miasta, by zrobić karierę. Wszystko zmieniło się, gdy na biurku zauważyłam notatkę od szefa”
„Chciałam olśnić gości na weselu córki. Zamiast jak księżna, wyglądałam jak słowiański upiór”

Redakcja poleca

REKLAMA