Po raz pierwszy od rozstania z mężem postanowiłam sama wybrać się z dziećmi w jakieś fajne miejsce. Akurat zbliżały się ferie zimowe, więc chciałam zrobić im niespodziankę. Zawsze marzyły o tym, żeby nauczyć się jeździć na nartach. Nie ukrywam, że ja również chciałam spróbować w tym swoich sił. Liczyłam zatem na to, że razem miło spędzimy czas.
Chciałam im to wynagrodzić
Wiem, że Marysia i Antoś bardzo przeżyli rozwód, ale innego wyjścia nie było. Moje i Marcina małżeństwo było jednym wielkim nieporozumieniem. Jedyną rzeczą, jakiej żałuję, jest to, że decyzji o rozstaniu nie podjęłam wcześniej. Nie przyszła mi ona łatwo. Zamierzałam jakoś wynagrodzić to dzieciom, ale z uwagi na liczne obowiązki zawodowe ciągle nie miałam czasu. Uznałam jednak, że ferie zimowe to świetna okazja, aby nadrobić zaległości.
Były mąż miał oczywiście w głębokim poważaniu, jak dzieci spędzą ten czas – dla niego najważniejsze było zawsze uganianie się za spódniczkami. Kiedy go spytałam, czy ma jakieś plany wobec córki i syna, odparł, że nie – jakoś wcale mnie to nie zdziwiło. Dokonałam zatem stosownych rezerwacji i nie mogłam się doczekać, kiedy powiem o tym dzieciakom.
Marysia i Antoś nie posiadali się z radości, kiedy im oznajmiłam, że ferie spędzą w górach, ucząc się jazdy na nartach. Informację o wyjeździe trzymałam w tajemnicy do ostatniej chwili, co było nie lada wyzwaniem – zwłaszcza gdy smuciły się na myśl o kolejnych feriach w mieście.
Usłyszawszy radosne nowiny, dosłownie skakały ze szczęścia. Cóż, nie pozostawało nic innego, jak się spakować. Sprzęt, kombinezony i wszystko, co potrzebne, aby poszaleć na stoku, mieliśmy wypożyczyć na miejscu. Nie miałam bladego pojęcia o wybieraniu takich rzeczy. Poza tym istniało przecież prawdopodobieństwo, że wcale nam się nie spodoba, więc po co już na starcie wywalać mnóstwo kasy?
Zapomniałam o bożym świecie
Nie spodziewałam się, że na stoku będzie tak tłoczno. Co innego oglądać to w telewizji, a co innego na żywo. Najpierw zapisałam dzieci do szkółki. Patrząc na ich rówieśników sprawnie i lekko szusujących na nartach, dziwiłam się, jak to jest możliwe. Było zrozumiałe, że bałam się o Marysię i Antosia. A jeśli coś sobie zrobią?
– Na pewno nic im się nie stanie? – spytałam zaniepokojona instruktora.
– Są bezpieczne i pod fachową opieką, proszę się nie martwić – młody mężczyzna uśmiechnął się promiennie.
Od razu zauważyłam, że jest bardzo przystojny. Był wysoki i świetnie zbudowany, prawdziwe ciacho do schrupania. Niejedna kobieta spoglądała na niego łakomym wzrokiem. Serce momentalnie zabiło mi szybciej. Na pewno byłam starsza od niego, ale co z tego? Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, jak poderwać tego przystojniaka.
– Och, ale że mnie niezdara, najmocniej przepraszam – rzecz jasna specjalnie się potknęłam, aby wylądować w objęciach pana Sławka.
– Nic nie szkodzi – gdy zaserwował swój fantastyczny uśmiech, kolana się pode mną ugięły.
Marysia i Antoś byli na szczęście do tego stopnia pochłonięci zdobywaniem narciarskich umiejętności, że nie zwracali zbytniej uwagi na to, co robię. Tak przynajmniej mi się wydawało.
– Bardzo pan wyrozumiały – uwiesiłam się na jego ramieniu, udając, że lekko kuleję.
– Wszystko w porządku? – zapytał wyraźnie zaniepokojony.
– Tak, jak najbardziej, to chyba skurcz, zaraz przejdzie – popatrzyłam mu prosto w oczy.
– Ale dziękuję panu za troskę.
– Proszę mi mówić po imieniu.
Szusowaliśmy w łóżku
Zaczęliśmy niewinnie flirtować i tak od słowa do słowa umówiliśmy się na wieczór. Miałam co prawda zabrać dzieci na pizzę, ale zamówię im do hotelu. Są już na tyle duże, że nic im nie będzie, jak kilka godzin posiedzą same. Mnie też się coś od życia należy. Od rozwodu nie byłam z żadnym facetem. Oczyma wyobraźni widziałam siebie w łóżku ze Sławkiem i nie mogłam się doczekać spotkania.
Randka zakończyła się zgodnie z przewidywaniami. Sławek okazał się znakomitym i wytrawnym instruktorem nie tylko na stoku, ale również w sztuce miłosnej. Kiedy cała rozanielona wróciłam do hotelu, dzieci już spały. W przeciwieństwie do nich nie mogłam z podniecenia zmrużyć oka. Potem szukałam już tylko okazji, aby znaleźć się jak najbliżej młodego kochasia, co akurat nie było trudne. Do tego stopnia byłam zaabsorbowana niespodziewanym romansem, że zbagatelizowałam narzekania Tosi na pobolewające kolano.
– Kochanie, na pewno szybko ci przejdzie – machnęłam ręką. – Jesteśmy na nartach, to normalne.
W tym momencie liczyły się tylko moje zachcianki. Zachowywałam się jak koń z klapkami na oczach. Nie zauważyłam, że zaniedbałam własne dzieci.
– Czy ty już do reszty oszalałaś? – telefon od matki bardzo wczesnym rankiem był niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę zaraz po przebudzeniu.
Zdziwiło mnie, że dzwoni o tej porze. Dzieciaki jeszcze spały i nie zamierzałam ich budzić.
– O co ci chodzi? – zapytałam, upijając z kubka łyk gorącej kawy.
– Tosia wczoraj do mnie dzwoniła, że boli ją kolano.
– Tak, wiem, wspominała o tym.
– Poprosiła, żebym po nią przyjechała i zabrała ją do domu, bo mamusia jest zbyt zajęta.
Poczułam się jak nastolatka
W tej sekundzie kawa stanęła mi kołkiem w gardle. Z ust matki posypały się pretensje. Antoś również z nią rozmawiał, stąd wiedziała, że spotykam się z panem od nart – tak nazwał Sławka mój syn.
– Włóczysz się gdzieś po nocach, a dzieci siedzą same. Może naprawdę powinnam je stamtąd zabrać?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. W jednej sekundzie odzyskałam jasność myślenia i zdrowy rozsądek. Było mi wstyd za samą siebie. Nie zamierzałam kłócić się z matką, bo miała stuprocentową rację. Obiecałam jedynie, że się ogarnę i zajmę tym, co ważne.
Wizyta u lekarza na szczęście niczego poważnego nie wykazała. Niemniej kolano Tosi było mocno stłuczone i nie mogła jeździć na nartach. Miała dużo odpoczywać. Wcale się jej nie dziwiłam, że chciała wracać do domu. Przeprowadziłam z dziećmi długą rozmowę i wspólnie zdecydowaliśmy o wcześniejszym zakończeniu pobytu w górach.
– Ten pan z nami pojedzie? – dopytywał Antoś.
Wyglądał bardziej na zmartwionego niż zaciekawionego.
– Nie, skarbie – odparłam spokojnie.
Przeprosiłam za swoje zachowanie. Nigdy wcześniej nie było mi tak głupio. Nawet nie miałam matce za złe, że się wtrąciła. W sumie dobrze się stało, bo inaczej mogłabym się nie otrząsnąć. To jednak prawda, że kobieta zauroczona facetem głupieje. Czułam się jak skończona idiotka, że moje dzieci musiały na to patrzeć. Do końca ferii zostało jeszcze trochę czasu i na pewno im to wynagrodzę.
Lidka, 39 lat
Czytaj także:
„Nieznajomy facet wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Zrobił to tylko po to, by sięgnąć po mój portfel”
„Zamiast na feriach morsować w Bałtyku, uprawiałam fitness w łóżku gospodarza. Mąż nawet nie zauważył, jaka jestem rozgrzana”
„Wzięłam kredyt na ferie zimowe dla dzieci. Rodzina nie musi wiedzieć, że nie stać nas na najtańsze wycieczki”