Początkowo nie chciałam słyszeć o żadnej przeprowadzce. Nie podobał mi się ten pomysł, ale w końcu uległam. Co mogłam poradzić? Dla dobra rodziny czasami trzeba coś poświęcić. Jak na ironię, decyzja o przeprowadzce doprowadziła do rozpadu mojego związku z Mariuszem. Nie mogłam postąpić inaczej. Wolę być rozwódką niż rogatą łanią.
Byłam przeciwna przeprowadzce
– I tak po prostu postanowił cię przenieść? – zapytałam zdziwiona, gdy Mariusz powiedział mi o planach swojego szefa, dotyczących oddelegowania go do placówki w Rzeszowie.
– Nie rozumiesz. To nie żaden przymus, tylko propozycja – wyjaśnił. – Mogę zostać tu, w Gdyni, i dalej dwa razy w miesiącu jeździć w delegacje. Ale możemy też przeprowadzić się na południe, a wtedy po ośmiu godzinach będę wracał do domu, jak normalny człowiek.
– Świetnie, skoro jest taka możliwość, to zostańmy tutaj – nalegałam.
– Kochanie, pomyśl tylko. Każdego miesiąca tracimy tydzień wspólnego życia, a przecież nie musimy. Wydaje ci się, że te rozstania nie są dla mnie bolesne? Przecież mamy córkę, która tęskni za mną zawsze, gdy wyjeżdżam.
– Skoro wspominasz już o Patrycji, to pomyśl tylko, jak dużym szokiem będzie niej przeprowadzka. Mała ma tu szkołę i wszystkie koleżanki. No i jestem jeszcze ja. Co z moją pracą?
– W Rzeszowie też są szpitale, w których potrzebują pielęgniarek. Ze swoimi kwalifikacjami bez problemu znajdziesz zatrudnienie.
– A Patrycja?
– Ma dopiero osiem lat. Dzieci w jej wieku są ciekawe świata, więc nie sądzę, żeby przeżyła to tak bardzo, jak myślisz.
– Musielibyśmy wynająć opiekunkę.
– To żaden problem. Jeżeli się zgodzę, dostanę podwyżkę, więc bez problemu będziemy mogli sobie na to pozwolić. Proszę cię, przemyśl to.
– Dobrze, zastanowię się. Ale niczego sobie nie obiecuj i nie dawaj jeszcze wiążącej odpowiedzi.
Wybrałam mniejsze zło
Będę zupełnie szczera, nie chciałam się przeprowadzać. W Gdyni mieliśmy poukładane życie, a wyjazd na drugi koniec kraju był równoznaczny z zupełnie nowym startem. Ale nie mogłam odmówić racji jego argumentom. Te wyjazdy rzeczywiście były kłopotliwe. Ja zdążyłam się do tego przyzwyczaić, ale Patrysia... za każdym razem, gdy Mariusz wyjeżdżał, nasza córeczka płakała, a gdy zbliżał się dzień powrotu taty do domu, nie odchodziła od okna i wypatrywała jego służbowego samochodu.
Myślałam i myślałam, aż doszłam do wniosku, że przeprowadzka to rzeczywiście mniejsze zło dla naszej rodziny.
– Możesz mi obiecać, że po przeprowadzce skończą się delegacje? – zapytałam.
– Jasne, właśnie dlatego szef zaproponował mi relokację – zapewnił.
– I po ośmiu godzinach będziesz wracał do domu, a Patrysia będzie miała ojca na pełnym etacie?
– Słowo harcerza.
– Więc zgadzam się.
– Naprawdę? Chcesz się przeprowadzić do Rzeszowa?
– Tak. Przemyślałam wszystko, co powiedziałeś, i doszłam do wniosku, że rzeczywiście tak będzie lepiej dla naszej rodziny.
– Kochanie, to wspaniała wiadomość!
– Kiedy mielibyśmy się przeprowadzić?
– Za dwa miesiące.
Patrycja zniosła to lepiej, niż myślałam
Nie mieliśmy dużo czasu, a lista rzeczy do zrobienia wydawała się nie mieć końca. Najważniejsze: załatwić formalności związane ze szkołą naszej córki, znaleźć kupca na nasze mieszkanie i poszukać nowego, tam na miejscu. No i trzeba było jeszcze porozmawiać z małą i wyjaśnić jej, że koleżanki i dziadków będzie widywać tylko od święta. Tego bałam się najbardziej.
Patrycja przyjęła to lepiej, niż sądziłam. Początkowo nie była zadowolona i wyraziła to w typowy dla dziecka sposób. Gdy jednak wytłumaczyliśmy jej, że dzięki temu tatuś nie będzie musiał już nigdzie wyjeżdżać, od razu się rozpromieniła.
– Naprawdę? Tatuś będzie cały czas ze mną? – dopytywała, wciąż jeszcze pociągając nosem.
– Tak, skarbeńku. Nie będzie już żadnych delegacji – zapewnił ją Mariusz.
– Jeeeee! – zaczęła krzyczeć i biegać w kółko jak oszalała. Po łzach nie było już śladu. – Do zesowa, do zesowa!
– Mówi się Rzeszów, kochanie – próbowałam jej wyjaśnić, ale ona wcale mnie nie słuchała. Dalej biegała w kółko, wymachując swoją ulubioną maskotką i wykrzykując, że chce jechać już teraz, natychmiast. To zabawne, jak szybko dzieci dostosowują się do nowej sytuacji.
Rzeszów okazał się pięknym miastem
Dwa miesiące minęły jak z bicza strzelił i choć przez cały ten czas stresowałam się bardziej niż przed maturą, to dopięliśmy wszystko na ostatni guzik. Spora w tym zasługa Mariusza. To on wziął na siebie lwią część obowiązków związanych z przeprowadzką. To właśnie w tym czasie dotarło do mnie, jak bardzo mu na tym zależy. „Robiłam mu pod górkę, a on po prostu chce spędzać więcej czasu z córką” – pomyślałam i zrobiło mi się głupio. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mój mąż miał zupełnie inną motywację.
Rzeszów zauroczył mnie już pierwszego dnia. Przyznaję, bałam się przeprowadzki na południowy wschód. Miałam okazję zwiedzić to miasto wiele lat temu i zapamiętałam je jako, aż głupio mi to mówić, zacofane. Tymczasem okazało się, że stolica Podkarpacia to wspaniałe miejsce – nowoczesne, świetnie skomunikowane i, teraz mogę powiedzieć to z pełną odpowiedzialnością, po prostu piękne. No i to otoczenie! Wystarczy wyjechać za miasto, by znaleźć się pośród bezkresnych połaci zieleni. Oczami wyobraźni już widziałam naszą rodzinę podczas weekendowych wycieczek do okolicznych lasów.
Mariusz miał rację. Ze znalezieniem pracy nie miałam żadnych problemów. Złożyłam aplikację drugiego dnia po przeprowadzce i dwa tygodnie później zostałam zaproszona na rozmowę. Łatwo poszło też z wyborem kompetentnej opiekunki dla naszej córeczki. Na nasze ogłoszenie odpowiadały przede wszystkim studentki uczące się w trybie zaocznym, ale dostaliśmy też kilka zgłoszeń od dojrzałych kobiet.
Jako że miałam pracować w systemie zmianowym, właśnie na takiej osobie nam zależało. Dyspozycyjność była jednym z naszych kluczowych wymogów. Pani Janina wydawała się osobą godną zaufania i od razu znalazła wspólny język z Patrysią. Wszystko szło świetnie, aż do tego feralnego popołudnia.
Chciałam go zaskoczyć, a przeżyłam szok
To był marcowy wtorek. Mariusz miał jakieś zaległe raporty, z którymi musiał się uporać, więc zapowiedział, że do domu wróci kilka godzin później niż zwykle, a mój dyżur w szpitalu nieoczekiwanie się przedłużył. Tak to już bywa w służbie zdrowia. Czasami zdarzają się sytuacje, gdy przestaje się liczyć czas pracy. Na szczęście pani Jasia mogła bez problemu zostać z małą trochę dłużej.
Gdy wracałam do domu, było już po osiemnastej. Mariusz obiecał, że wyrobi się przed dziewiętnastą. Pomyślałam więc, że zrobię mu niespodziankę i odwiedzę go w pracy. Autobus i tak zatrzymywał się tuż obok biurowca, w którym pracuje. Wjechałam windą na górę i weszłam do biura. Stanowisko sekretarki było puste, podobnie jak wszystkie inne. Pomyślałam, że w firmie został tylko Mariusz i w tym momencie moich uszu dobiegł kobiecy głos.
Dźwięki, które wydawała z siebie ta kobieta, nie pozostawiały wątpliwości, że z moim mężem łączą ją nie tylko służbowe stosunki. Wbiegłam do gabinetu męża i zastałam ich figlujących na biurku.
– Bądź tak grzeczna i wyjdź – poleciła mi zgrabna brunetka po czterdziestce. – Widzisz chyba, że jesteśmy trochę zajęci.
– Przeklęta flądro! To mój mąż! – wykrzyczałam.
– Mariusz, uspokój swoją żonę i wyproś ją z biura – zwróciła się do mojego bladego jak ściana męża. Mariusz nie był w stanie wydusić z siebie nawet słowa. Leżał tylko na niej nieruchomo, jakby miał nadzieję, że stał się niewidzialny.
– Znikąd nie będziesz mnie wypraszać, lafiryndo!
– Wypraszam sobie! Jestem dyrektorką tego oddziału i nie będziesz zwracać się do mnie w ten sposób! – oburzyła się.
– Nie odzywaj się do mnie! – ryknęłam. – A ty możesz nie wracać do domu – rzuciłam do Mariusza i trzasnęłam drzwiami.
To nie mogło przetrwać
Dogonił mnie przy windzie. Zaczął przepraszać i dukać, że to nie to, co mi się wydaje.
– Serio? No to mi ulżyło, bo myślałam, że zabawiasz się ze swoją szefową – wykrzyczałam przez łzy.
– Olka, proszę cię. Wróćmy do domu i porozmawiajmy.
– Nie. Na pewno nie będziemy rozmawiać o tym w obecności dziecka.
– Więc chodźmy gdzieś. Nie wiem, może do kawiarni. Wszystko ci wyjaśnię.
Byłam zraniona i cierpiałam, ale nie chciałam odkładać rozmowy, która i tak była nieunikniona. Poszliśmy do pobliskiego parku i usiedliśmy w ustronnym miejscu.
– Od jak dawna to trwa? Tylko nawet nie próbuj kłamać, że to był pierwszy i ostatni raz.
– To nie był pierwszy raz. Ale na pewno ostatni. Sypiam z Mariolą od trzech lat.
– Przecież trzy lata temu zacząłeś wyjeżdżać służbowo. To wtedy się zaczęło?
– Tak. Ona ma dużą władzę w firmie i chciałem zaskarbić sobie jej względy. Więc uległem, gdy zaczęła mnie uwodzić. Później nie mogłem się już z tego wycofać.
– Myślisz, że ci uwierzę? Draniu jeden, chciałeś tego! To po to była ta przeprowadzka. Żebyś był bliżej kochanki.
Mariusz spuścił wzrok i nie odzywał się przez następną minutę. Zachował na tyle przyzwoitości, żeby nie zaprzeczać.
– To i tak już skończone. Przysięgam ci, skarbie.
– Ani się waż nazywać mnie swoim skarbem. Nie po tym, co mi zrobiłeś. Co nam zrobiłeś!
– I co będzie dalej?
– Nie wiem. Po prostu nie wiem.
Przeanalizowałam wszystko na chłodno i doszłam do wniosku, że nie potrafię już być jego żoną. Zawsze, gdy wracał z delegacji, zapewniał mnie, jak bardzo tęsknił. To wszystko było kłamstwem. Każde jego słowo. Nie potrafiłam już mu zaufać. Dla niego przeprowadziłam się na drugi koniec kraju. Chciałam, żeby nasza córeczka miała normalną rodzinę. Jak na ironię, teraz widuje tatę tylko w weekendy.
Aleksandra, 36 lat
Czytaj także:
„Myślałam, że na stare lata udało mi się złapać niezłą partię. Boski żigolo tylko udawał, że ma kasę”
„Wstydziłam się przyznać, że w wieku 40 lat zaszłam w ciążę. To wszystko wina męża, on mnie w to wpakował”
„Maciek był na każde moje pstryknięcie i spełniał moje kaprysy. To jednak nie wystarczyło, bym go pokochała”