„Mam romans z facetem, który jest starszy o 5 lat od mojego syna. Wstydzę się powiedzieć o tym związku rodzinie”

Kobieta, która ma młodszego kochanka fot. Adobe Stock
„Problem sprowadzał się do jednego: Konstanty był ode mnie aż 15 lat młodszy. I zarazem starszy od Kajtka, mojego syna, zaledwie o 5 lat...”.
/ 26.04.2024 11:36
Kobieta, która ma młodszego kochanka fot. Adobe Stock

Kiedy wreszcie powiesz o nas swoim dzieciom? – zapytał Konstanty już chyba szósty raz w tym miesiącu. – Naprawdę męczy mnie już to ciągłe chowanie się, że jesteśmy razem, jakbyśmy byli parą jakichś nastolatków.

A ja odparłam jak zwykle:

– Powiem, tylko... jeszcze nie teraz.

– Dlaczego? – zmarszczył brwi. – Przecież nie robisz nic złego. Rozwiodłaś się z ich ojcem, jesteś wolna i masz prawo na nowo ułożyć sobie życie.

– Wiem – przytuliłam się do niego.

– To czemu się ociągasz? – naciskał.

– Po prostu boję się, że tego nie zaakceptują… – wyznałam mu w końcu.

– „Tego”? Masz na myśli nasz związek czy mnie? – popatrzył badawczo.
– Jedno i drugie – westchnęłam.

Mówiłam prawdę. Od rozstania z Wojtkiem minęły 2 lata. Córka w tym roku zdawała maturę, syn studiował na ostatnim roku politechniki. Niby dorośli, a wciąż jeszcze dzieci. I bałam się, jak zareagują na wiadomość, że ich matka związała się z mężczyzną, który choć wspaniały, nigdy nie mógłby być dla nich ojcem. I nie, nie chodziło o to, aby zastępować im Wojtka. Problem sprowadzał się do jednego: Konstanty był ode mnie aż 15 lat młodszy. I zarazem starszy od Kajtka, mojego syna, zaledwie o 5 lat...

Spotykaliśmy się zawsze pod nieobecność moich dzieci. W zeszłym roku, gdy wyjechały na wakacje, Kostek przeprowadził się do mnie na cały miesiąc. Było wspaniale... Śmialiśmy się, że role się odwróciły i teraz ja muszę się ukrywać przed dziećmi. Choć właściwie śmiałam się tylko ja, bo Konstanty coraz częściej złościł się, że robię z naszego związku taką tajemnicę. Nie pamiętam już, ile razy próbował mi tłumaczyć swoje racje, a ja zawsze zbywałam je milczeniem.

– Różnica wieku między nami nie jest żadnym problemem – twierdził. – Przecież nie tylko się kochamy, ale też lubimy ze sobą przebywać, mamy wspólne zainteresowania i jesteśmy wprost dla siebie stworzeni. A to jest chyba najważniejsze?

Było wiele racji w tym, co mówił. Poza tym nie wyglądałam na swoje 45 lat, a Konstanty nie był typem wiecznego chłopca. Ale gdy myślałam o 25-letnim Kajtku, miałam wyrzuty sumienia. Kostek spokojnie mógłby być jego kolegą... No i jeszcze to, jak się poznaliśmy. Nie w pracy, w kinie czy w tramwaju. Rok po rozwodzie stwierdziłam, że szkoda czasu na czekanie na księcia z bajki. Chcesz mieć faceta, to go znajdź.

Postanowiłam wziąć los we własne ręce i zarejestrowałam się na portalu randkowym. Choć na początku efekty były mierne, bo odzywali się do mnie głównie panowie żonaci, po trzech miesiącach napisał właśnie Konstanty.

Na początku nie wiedziałam, ile ma lat, bo w profilu nie podał swojego wieku. Pomyślałam, że jest moim rówieśnikiem, bo rozmawiało nam się naprawdę dobrze, i to na „moim” poziomie. Nawet kiedy przysłał mi swoje zdjęcie, nie sądziłam, że jest aż tyle młodszy ode mnie. Wyglądał stosunkowo dojrzale. A potem było nasze pierwsze spotkanie w realu. Dopiero wtedy odkryłam jego faktyczny wiek i... dość szybko przeszłam nad tym do porządku dziennego. Bo czym jest różnica wieku między ludźmi, którzy dogadują się tak, jakby się znali od zawsze? Zwykłą błahostką.

Zaczęliśmy się regularnie widywać. Na szczęście oboje mieszkaliśmy w tym samym mieście, a Konstanty wynajmował niedużą kawalerkę, w której czułam się zupełnie swobodnie. Po niemal roku luźnego spotykania się zaproponował, żebyśmy razem zamieszkali. I wtedy, muszę przyznać, przestraszyłam się.

– Nie mogę, mam dzieci, dom, pracę – odparłam, uciekając wzrokiem.

– Ja też mam dom i pracę, choć nie mam dzieci. Więc w czym problem, Agnieszko? – zapytał zdumiony.

– Krótko się znamy… – zaczęłam zupełnie bezsensu, bo przecież tak naprawdę chodziło o coś całkiem innego.

Bałam się reakcji dzieci na wiadomość, że spotykam się z Kostkiem. A co dopiero mówić o wspólnym mieszkaniu. Ale on to zrozumiał po swojemu.

Nie jesteś pewna swoich uczuć, tak? – spytał ostrożnie. – Wiem, że to szybkie tempo, w końcu dopiero co się rozwiodłaś. Ale zrozum, ja nie mam żadnych wątpliwości, chciałbym być z tobą częściej, codziennie. Nie chcę kraść krótkich chwil z twojego życia. Pragnę, byśmy zasypiali i budzili się razem. Kocham cię.

Pięknie mówił

Jego słowa cieszyły mnie. A co najważniejsze, i ja czułam podobnie. Chciałam być z nim, bardzo chciałam… Tylko okropnie bałam się, co powiedzą moje dzieci. Przecież one nawet nie wiedziały o jego istnieniu... I co, nagle im oznajmię, że wprowadza się do nas obcy mężczyzna? W dodatku tyle ode mnie młodszy? Raz o mało nie doszło do katastrofy. Poszliśmy do kina i tuż przed seansem zobaczyłam Basię, moją córkę. Była ze swoim chłopakiem. Zanim zgasły światła, zdążyłam szepnąć o tym Kostkowi.

– Boisz się? – zaśmiał się. – Przecież to znakomita okazja, abyś mnie wreszcie z nią poznała. Jest z chłopakiem? Tym bardziej. Na pewno się ucieszy, że nie przyszłaś sama i też kogoś masz...

Ale ja nie chciałam. Poprosiłam Kostka, abyśmy się przesiedli. Popatrzył ze smutkiem i w końcu posłusznie podreptał za mną do ostatniego rzędu.

No i jeszcze ten dzień, gdy Kajtek wcześniej wrócił z wakacji. Konstanty spał wtedy u mnie, a ja spodziewałam się syna dopiero za trzy dni. Pamiętam, obudził mnie hałas w kuchni. Zareagowałam szybko. Włożyłam szlafrok i nim Kajtek dotarł do drzwi sypialni, stanęłam na schodach, zagradzając mu drogę.

– Już jesteś? Przecież miałeś przyjechać dopiero w niedzielę – zagadałam.

– Pogoda nam się popsuła. Zresztą połowa paczki wróciła, żeby zakuwać do sesji poprawkowej. Nie chciałem zostać sam. A ty co, jeszcze w szlafroku? Nie idziesz do pracy? – zdziwił się.

– Idę, idę, ale na... dwunastą – skłamałam szybko i zaraz poprosiłam go, żeby poleciał do sklepu po kawę.

– Moment, rozpakuję się, dobrze?

– Później to zrobisz. A teraz błagam, kup jakąś kawę, bo zasnę na stojąco – zażartowałam, w duchu prosząc Boga, aby Kostek jeszcze się nie obudził.
Syn wyszedł, a ja pobiegłam na górę.

– Szybko, wstawaj, ubieraj się, Kajtek wrócił. – złapałam Kostka za ramię. Protestował, ale zdążył wyjść, zanim mój syn znów pojawił się w domu. Choć naprawdę mało brakowało...

Tylko jedna przyjaciółka wiedziała o moim kochanku. Na początku była zszokowana różnicą wieku między nami. Ale gdy już poznała Kostka i na własne oczy zobaczyła, że nie jest żadnym dzieciakiem, zaakceptowała nasz związek. Rozumiała jednak moje wątpliwości. I podzielała moje obawy co do wspólnego zamieszkania.

– Gdybyś była sama... Ale nie jesteś. Wyobrażasz sobie życie z nim i twoimi dziećmi pod jednym dachem? – mówiła.

Jak słusznie zauważyła, Konstanty nigdy nie zastąpi im ojca, bo jest na to zwyczajnie za młody. Mój syn i córka nie będą go traktować poważnie.

– No i co, jeśli zapragnie mieć własne dziecko? Urodzisz po raz kolejny?

– Rozmawialiśmy o tym, nie planujemy dzieci – powiedziałam cicho.

– Dziś tak mówi, a za rok, za dwa zmieni zdanie – Lidka pokręciła głową. – Poza tym kobiety starzeją się szybciej. Co będzie za dziesięć lat? To jest w końcu piętnaście lat różnicy! Mało ci było przeżyć, kiedy Wojtek cię zostawił? Chcesz to przerabiać ponownie?

– To co mam zrobić? Rozstać się z człowiekiem, przy którym po raz pierwszy od wielu lat jestem szczęśliwa?

– Nie wiem, Aga. Ja w każdym razie bym nie ryzykowała – westchnęła. – Co innego romans, co innego związać się na stałe z tak młodym mężczyzną...

Lidka mi nie pomogła

Nie winiłam jej – byłyśmy rówieśnicami, znała mnie, moje dzieci, historię mojego małżeństwa, poznała także Kostka. A jednak nie wróżyła mi z nim przyszłości... Przy kolejnym spotkaniu znów naciskał, abym powiedziała o nim dzieciom.

– Inaczej sam to zrobię – zażartował.

– Daj mi jeszcze jedną chwilkę – odparłam, rozpinając mu koszulę.
– Agnieszko!

– No co? – uśmiechnęłam się szelmowsko. – Dzieci wrócą dopiero wieczorem, mamy więc trochę czasu...

Trzy dni później zadzwonił. Z tym samym pytaniem, które zaczęło mnie już doprowadzać do szewskiej pasji.

– Nie, jeszcze im nie powiedziałam. Spotkajmy się w sobotę po południu, dobrze? Nie, dziś nie mogę, obiecałam pomóc Basi w nauce matematyki. Że co? Tak, wiem, że to twoja dziedzina. Dziękuję za propozycję, ale damy radę.

Wieczorem usiadłam z Baśką nad książkami. Męczyłyśmy się już dobre dwie godziny, a efekty były kiepskie.

– Usadzą mnie jak nic. I to przed samą maturą. – biadoliła córka.

– Nie mogłaś mi powiedzieć wcześniej, że nie radzisz sobie z matmą? Załatwiłabym ci jakieś korepetycje. Ale ty jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę.

– Nic nie mówiłam, bo widziałam, jaka jesteś zajęta. Ojciec zalega z alimentami, nie protestuj, widziałam pismo od komornika. A ty przychodzisz z pracy późnym wieczorem, znikasz na weekendy. Miałabym ci dokładać problemów?

Zrobiło mi się głupio. Basia myślała, że podjęłam dodatkową pracę, a ja tymczasem spędzałam ten czas z Kostkiem... Chciałam jej to wszystko wyjaśnić, tylko nie bardzo wiedziałam jak. Uratował mnie dzwonek do drzwi. Przynajmniej tak mi się przez chwilę wydawało…

– Pójdziesz otworzyć? – poprosiłam.

Wstała, zeszła na dół i po chwili pojawiła się z powrotem z... moim facetem.

– Myślałam, że to kumpel Kajtka, ale Kostek mówi, że przyszedł do ciebie – spojrzała na mnie skonsternowana.

„Kostek? Są już po imieniu? O cholera, ale wpadłam…” – myślałam, gorączkowo zastanawiając się, co robić.

– Mama wspominała mi, że będziecie się wspólnie uczyć matematyki. Znam się trochę na tym i pomyślałem, że wam pomogę – zaproponował mój chłopak.

– Naprawdę?! Dałbyś radę? – Basię najwyraźniej ucieszyła ta propozycja. Uśmiechając się do mnie ukradkiem, Kostek podszedł do otwartego laptopa mojej córki i sprawdził zadania. Potem przejrzał nasze notatki, pochylił się nad wykresami i spisał dostępne wzory.

– Zrobimy to inaczej – zadecydował, przysuwając sobie krzesło do biurka.
I zaraz wszedł w szczegóły pracy.

Stałam tuż obok jak skamieniała, gapiąc się na nich i nie mogąc ani ruszyć, ani wykrztusić słowa. Czułam, że lada chwila cały świat zawali mi się na głowę.

– Zrobisz nam kawy, mamo? – spytała Basia, wyrywając mnie z odrętwienia.
Skinęłam głową i wyszłam z pokoju. Po godzinie zajrzałam do nich. Nadal pracowali. A gdy w końcu Basia zeszła na dół, nie posiadała się ze szczęścia.

– Nareszcie wszystko wiem. – zawołała wesoło. – Super jest ten Kostek, naprawdę. Skąd ty go wytrzasnęłaś?

„Nadszedł właściwy moment – pomyślałam. – Teraz albo nigdy!”.
I nagle moja córka wypaliła:

– Super jest, powaga. Mądry, przystojny... I wiesz co? Myślę, że na mnie leci.

Opadły mi ręce. Chyba czeka mnie jeszcze dłuższa droga, niż sądziłam…

Agnieszka, 45 lat

Czytaj także:
„Dla synka szukałam idealnej żony, a dla siebie robotnej synowej. Kandydatki zamiast doić krowy, uciekały do miasta”
„Matka zabroniła mi mieć drugie dziecko. Uważa, że jestem za biedna i na pewno zrobię z niej darmową niańkę”
„Narzeczony długo trzymał nasz związek w tajemnicy. Dopiero po zaręczynach poznałam jego ponury sekret”

Redakcja poleca

REKLAMA