„Narzeczony długo trzymał nasz związek w tajemnicy. Dopiero po zaręczynach poznałam jego ponury sekret”

Smutna para ludzi fot. Getty Images, Boris Jovanovic
„Przez dwa lata nie wiedziałam nic o jego rodzicach i reszcie rodziny. Myślałam, że wstydzi się mnie przed elitarną familią, złożoną z prawników i bogaczy. Okazało się, że to nie była prawda, a brak rodzinnych zjazdów miał mnie chronić”.
/ 26.04.2024 07:15
Smutna para ludzi fot. Getty Images, Boris Jovanovic

Krzyśka poznałam przez naszą wspólną koleżankę. Zaprosiła mnie na przyjęcie firmowe – jedno z tych, na których należy cały czas kontrolować to, co się mówi i uważać, ile się pije. Całe towarzystwo ze wszystkich sił starało się szeroko uśmiechać, ale nie wspominać za bardzo o życiu prywatnym. Każdy nie wygodny szczegół mógł zniszczyć ich wizerunek idealnych ludzi sukcesu. Innymi słowy: straszne nudy. Miałam dość i zaczęłam się zbierać, kiedy Agata pociągnęła mnie za łokieć i szepnęła:

– No chodź, przed chwilą poznałam fajnych ludzi. Zapoznam cię.

Poprowadziła mnie do stołu w kącie pokoju, gdzie bawiło się kilka osób. Wygodną lożę zasiadywała para, ale wszystko wskazywało na to, że nie są razem. Zbliżyłyśmy się, a kobieta wstała i zamachała do nas i poszła w stronę barku.

– Gosia, oto nasz dział promocji – zaczęła Aga. – Poznajcie się…

Potem wszyscy po kolei się przedstawiali, czasem mówili o sobie coś więcej. Nie zapamiętałam ich wszystkich. W głowie zostało mi tylko imię Krzyśka, czyli faceta, który zrobiła dla nas miejsca na kanapie.

„No proszę – myślałam. – To ta słynna szalona ekipa z promocji”. Ciekawe, co będzie dalej, bo chyba gorzej być nie może. Zaraz zacznie się popisywanie projektami, które udało im się zrobić. A mnie, szarą myszkę z księgowości, mało interesowały takie akcje, a tym bardziej kasa, która się przy tym przewija. Nie musiałam słuchać o tym na przyjęciu, wystarczyło otworzyć raport kwartalny i poczytać.

Ostatecznie szalona ekipa z promocji nie okazała się aż tak zła, jak sądziłam. Wyszło na to, że to całkiem w porządku ludzie, a słynny wyścig szczurów jakby w ogóle ich nie dotyczył. A może po prostu nie chcieli psuć nam zabawy opowiadaniami o pracy. Byli zżyci, zgrani i zaprzyjaźnieni. Razem się śmiali, docinali sobie, ale nikt się nie obrażał, mimo że każdy dostał za swoje. Nawet Krzysiek, chociaż był ich przełożonym.

Był troskliwy, szarmancki i szczery

W towarzystwie tych ludzi czas mijał szybciej i weselej. Nie to co wcześniej. Szybko nawiązaliśmy dobry kontakt. Ponadto Krzysiek dbał o to, żebym nie nudziła się w ich otoczeniu. W trakcie rozmowy szybko wyłapał, czym się zajmuję i narzucał takie tematy, żebym miała coś do powiedzenia. Gadaliśmy o sporcie i rozrywkach.

Ani się spostrzegłam, a wybijała północ. Moja koleżanka Aga wyszła już jakąś godzinę temu, a ja też musiałam się zbierać. Kiedy się zdecydowałam na opuszczenie lokalu i żegnałam się z towarzystwem, Krzysztof odprowadził mnie do taksówki i zapytał, czy dam mu swój numer telefonu. Już kilka minut później zobaczyłam przychodzące połączenie z nieznanego numeru. Krzysztof się rozpromienił.

– To ja, masz już mój numer. A jak dojedziesz do domu to daj znać – powiedział i złożył pocałunek na mojej dłoni. – Muszę wiedzieć, czy dotarłaś bezpiecznie. W przeciwnym przypadku nie będę mógł zasnąć.

Nie powiem, to było całkiem sprytne zagranie, ale przy okazji dość urocze. Przyciągał mnie jak magnes. Długo czekałam na tak miłego i troskliwego mężczyznę. Wprawdzie to pan menedżer i spryciarz, ale nie zachowywał się jak wszystkowiedzący i cwany dyrektor z dowcipów.

Wydał mi się zupełnie normalny, ale wcale nie przeciętny. Był wesoły, szarmancki, inteligentny i ujmujący. Może nie do końca stanowił wzór przystojniaka, ale na pewno miał swój styl i wykazywał sporą charyzmę. Zawsze przykuwał uwagę innych, nawet gdy siedział cicho w kącie. Bardzo mnie do niego ciągnęło.

Weszłam do mieszkania, postawiłam na herbatę, odpoczęłam chwilę i poszłam się wykąpać. Potem wskoczyłam w piżamę i ułożyłam się pod kołdrą. Potem przypomniałam sobie, że miałam napisać do Krzyśka, więc wysłałam mu krótką wiadomość.

Dopiero teraz wróciłaś? – napisał w odpowiedzi. – Wydawało mi się, że masz blisko”.

„Taksówka wiozła mnie okrężną drogą” – skusiłam się na kłamstwo.

„Obyś nie straciła na to majątku” – napisał żartem.

„Nie, chociaż wycieczkę do kina w weekend muszę sobie darować” – napisałam z rozmysłem, by otrzymać pewną konkretną odpowiedź.

„To ja cię zapraszam” – dostałam wiadomość.

W ten sposób zaczęła się nasza relacja. Z czasem Krzysiek tylko zyskiwał przy bliższym poznaniu. Okazał się prawdziwym dżentelmenem, który nie czekał na specjalną okazję, ani na widownię, by pokazać miły gest. Był szarmancki, troskliwy i szczery. To właśnie Krzysztof, facet, który podbił moje serce. Z każdym dniem zakochiwałam się w nim coraz bardziej i myślałam o nim na poważnie.

Nie mam złudzeń, że nie żyjemy w idealnym świecie, a szczęście nie trwa wiecznie. Jednak przy Krzysiu czułam się komfortowo i bezpiecznie, mogłam mu zaufać. Myślałam o zasłyszanej teorii dwóch etapów miłości. Najpierw trwa uczucie napędzane romantyzmem i pożądaniem, które sprawia, że tryska się energią, nie widzi się świata poza wybrankiem i nie jest się w stanie myśleć o czymś innym niż związek.

Podobno takie uczucie – namiętne, niemal obsesyjne – znika po maksymalnie dwóch latach. To właśnie dlatego pary często rozstają się po takim czasie, choć wcześniej byli zakochani na amen.

Zaś ci, którzy przetrwają ten okres, a ich romantyczne uczucie się nie wykruszy, lecz wzmocni, rozpoczynają etap miłości przyjacielskiej. Wtedy to dzika namiętność robi się mniej ważna, a rozpoczyna się budowanie bliskości, życzliwości, zaufania, lojalności i szacunku.

Właśnie o takim związku marzyłam przez całe życie. To był obrazek wyniesiony z domu moich rodziców. Miałam świadomość, że statystyki nie są sprzyjające. Większość par wokół nas albo się rozchodziła, albo nieustannie darła koty, trwając w smutnej rutynie. Mimo wszystko Krzysztof sprawił, że uwierzyłam w szansę dla nas. Czy mogliśmy żyć jak w bajce? Wydawało mi się, że tylko z nim to może się udać.

Dodatkowo te jego przeurocze gesty, niczym ze starego filmu: pocałunek w rękę, otwieranie drzwi, podsuwanie krzesła, noszenie za mnie zakupów i wszelkich ciężarów. Skąd się biorą tacy mężczyźni?

Familia prawnicza, nakazy i zakazy

Okazało się, że gdzieś z okolicy Łodzi. A dokładniej z familii złożonej z prawników o długich tradycjach rodzinnych. On również ukończył studia prawnicze, ale złamał tę zasadę i rozpoczął karierę w reklamie. Rodzina nie popierała tej ścieżki. Może to dlatego niewiele o nich wspominał, a jeszcze rzadziej odwiedzał.

Od czasu do czasu powiedział coś na ich temat. Że są wymagający, nieprzystępni, mają wielkie oczekiwania w każdej kwestii. Wszystko musi się układać zgodnie z ich planem. Uznałam, że są jak większość osób o konserwatywnych poglądach w dojrzałym wieku. Nic wielkiego.

Potem zaczęłam się zastanawiać, czy nie uprościłam nadmiernie tej sprawy. W końcu do tej pory ich nie poznałam. Czyżby chodziło o to, że nie spełniam ich wymagań, bo pragną idealnej partnerki dla ich doskonałego syna? A może się mnie wstydził? Czy bał się, że nie zdołają mnie zaakceptować? A jeśli tak się stanie, to co wtedy?

Myślałam o tym i doszłam do wniosku, że jakoś bym to przeżyła. Pogodzenie się z sytuacją byłoby łatwiejsze, gdybym tylko wiedziała, że Krzysiek kocha mnie, a ja jego i nic innego się nie liczy. Z pewnością miałam swoje wady, ale nie ciążyły mi one aż tak, żebym nabawiła się kompleksów. Nie musiałam się z niczym specjalnie ukrywać. Nie jestem jakąś nieokrzesaną wieśniarą.

Z mojej strony wszystko było w porządku. Krzysztof poznał moich rodziców dość szybko. Spotykaliśmy się podczas niedzielnych obiadów i sobotnich pikników. Rodzice go polubili z wzajemnością. Zatem co działo się z jego rodziną? Dlaczego wszystko wskazywało na to, że celowo nie dopuszczał do naszego spotkania?

Moja przyjaciółka Aga miała własną teorię spiskową na ten temat. Uznała, że coś się za tym kryje. A w dodatku zapowiedziała, że gdy wreszcie poznam rodzinę Krzysztofa, muszę być przygotowana na najgorsze. Zawsze lepiej pozytywnie się zaskoczyć niż rozczarować.

– Na pewno są skąpani w forsie.

– No i co?

– No a ty ledwo masz jakieś oszczędności.

– To i tak lepiej, niż większość.

– Ta prawnicza rodzina nie należy do większości, a raczej to tego procenta, która śpi na pieniądzach. Sama wiesz, że wyglądają na jakiś elitarny klan, pełen znajomości, nakazów i zakazów, zamknięci na resztę społeczeństwa. Nie bratają się z takim plebsem jak my. Podobno notariat to coś, co się dziedziczy, a nie to, do czego się dochodzi.

– Zapominasz, że ja nie ubiegam się o pracę na etat. Chcę tylko ich poznać. Tu w Polsce nie ma żadnych kast i klanów. Poza tym to dwudziesty pierwszy wiek, a nie średniowiecze.

– Tak tylko sobie gadam, żeby nie było, że nikt cię nie ostrzegał. Ale nie przejmuj się mną. Najważniejsze, że się kochacie.

Dla mnie też to było najistotniejsze.

Zaręczyny, a po nich ustalenia rozwodowe?

Rozmyślałam o tym, czy przepytać Krzysztofa i rozwiać wszelkie swoje wątpliwości. Czy w końcu jest z dzianej rodziny, czy nie? Nic podobnego raczej nie mówił. Owszem, niczego mu nie brakowało na co dzień, ale przecież pracował i zarabiał na to sam. Jeśli jednak rodzina pomagała mu w osiągnięciu posady czy statusu, to nic o tym nie wspomniał.

Może nie chwalił się majątkiem, bo obawiał się, że będę z nim tylko ze względu na pieniądze i znajomości? Takie zachowanie wydawało się rozsądne, ale raczej na początku znajomości i związku, ale chyba już zdążył się co do mnie przekonać. Na pewno wiedział, że nie poluję na bogatego męża. Wciąż się zastanawiałam, dlaczego nie poznał mnie ze swoimi rodzicami. I czemu nic o nich nie wspominał?

A niech to! Zaczynałam się obawiać, że jednak się mnie wstydzi albo nie podchodzi do naszego związku na poważnie. Z czasem uznałam, że zaczyna mi się udzielać jakaś panika. Krzysiek nie zrobił nic, żebym nabrała jakichkolwiek podejrzeń. Zawsze czułam się kochana i szanowana, bez żadnych wątpliwości. Widocznie jego milczenie musiało mieć jakąś ważną przyczynę. Wcześniej zawsze mogłam mu ufać. Stwierdziłam, że poczekam, aż sam będzie gotowy na ten krok.

Czekałam i to bardzo długo. Przestałam się tym zadręczać i rozmyślać o tajemniczej rodzince. Minęły już dwa lata naszego związku, a od niespełna roku mieszkamy razem. Chwilami odzywały się we mnie pretensje, czy nie jestem godna poznać jego familię. Niczym zadra w sercu, ta jedna sprawa nie dawała mi spokoju. Wciąż jednak nie na tyle, by robić o to awantury.

Wreszcie Krzysiek postanowił mi się oświadczyć. Założył mi na palec śliczny pierścionek z brylantowym oczkiem, a ja mogłam tylko powiedzieć wzruszona: „Tak, zostanę twoją żoną”. Wypełniało mnie poczucie szczęścia, ale pojawiła się też odrobina niepokoju.

Nie byłam pewna, czy Krzysiek chce wziąć ślub bez wiedzy swoich rodziców. A może właśnie wbrew ich woli? Mimo wszystko to dość absurdalne, żeby poznać teściów dopiero na ślubnym kobiercu, albo i po wszystkim. A może wcale?

Na szczęście Krzysztof chwilę później zapowiedział:

– Gosiu, czy masz teraz wolny weekend? Chciałbym pojechać do mojej rodziny i oficjalnie cię przedstawić jako moją narzeczoną. Właściwie nie – poprawił swoje słowa. – Jako przyszłą żonę. Zostalibyśmy na drugi dzień, więc trzeba będzie spakować coś na noc.

– Jesteś gotowy na to, żebym ich poznała?

– Tak, Gosiu.

– To teraz dopiero się denerwuję – zwierzyłam się. – A co jeśli mnie nie polubią i nie zaakceptują?

– To wtedy gorzej dla nich – odpowiedział.

Poczułam, że coś mi się nie zgadza.

– Krzysiu, a oni w ogóle o mnie wiedzą?

– Prawdopodobnie tak, ale nie mam pewności – powiedział. – Jeśli do tej pory nikt nie próbował cię śledzić, nagabywać, odstraszać ani przekupywać, to w takim razie albo nie wiedzą, albo zlekceważyli nasz związek i nie uznali go za zagrożenie.

– Ty chyba sobie żarty stroisz? – rzuciłam zaskoczona.

– No, troszkę.

Na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale w oczach nie widziałam rozbawienia. Wyczułam w jego głosie jakieś ciężkie tony. Od tej strony go nie znałam. W tamtej chwili zaczęłam się trochę bać. Czy to możliwe, że ci ludzie działają na niego tak, że zmienia się nie do poznania? W jakiegoś zimnego i surowego człowieka.

– Gosiu, widzę, że się martwisz. Jestem wdzięczny, że zaczekałaś, aż sam zaproponuję to spotkanie. Musisz jednak wiedzieć, że wcale się ciebie nie wstydziłem. Ja tylko starałem się ciebie chronić. A raczej nas.

– Co to znaczy? Dlaczego? Przed kim chronić? Przed rodziną?

Lekko się skrzywił.

– Chciałem zaczekać, aż pokochasz mnie na tyle, żebyś nie zwiała, jak tylko ich poznasz. W ten sposób teraz będziesz pewna mnie i tego, jak wygląda nasz związek. Ja jestem pewien ciebie. Oni mogą zaburzyć w tobie te odczucia. Zachwiać twoją pewnością. Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia i wiedziałem, że chcę z tobą być. Dla nich takie opowiastki to bajki.

– A ty jak to widzisz?

Krzysztof ciężko westchnął.

– Wiem dobrze, że bycie zakochanym to wspaniały, ale ulotny stan. Nie daje żadnej gwarancji udanej relacji, jeśli nie przekształci się w dojrzałe, stabilne uczucie. Chciałem się upewnić co do tego, co nas łączy, zanim wystawię się na bitwę. Teraz wiem, że wszystko przetrwamy, i że warto walczyć.

– Ale co przetrwamy?

– Na przykład naciski na intercyzę i to, że nie wycofasz się, gdy przyjdzie ją rozważyć.

– Mogę ją podpisać, nie mam nic przeciwko! – oświadczyłam. – Wiadomo, że wolałabym pozostać przy romantycznym ujęciu związku, ale w końcu jestem księgową i dobrze wiem, jak działa świat. Nie trzeba mnie do tego przekonywać.

– Teraz wiem, że byś się zgodziła, a ja nie dałbym nikomu cię skrzywdzić w żaden sposób. Nie mam wątpliwości, że nie byłoby to przeszkoda na naszej drodze. Myślę, że znamy się na tyle dobrze, że ewentualne rozważania na temat spraw rozwodowych albo kwestii rozdzielności majątkowej nie zmienią nic w naszych dotychczasowym życiu – powiedział i zamilkł.

Ja też nic nie mówiłam, ale musiałam ciężko przełknąć ślinę.

– Dla mnie omawianie tych spraw to dowód na rozsądek, dodatkowy argument dla rodziców, wskazuje na wzajemne zaufanie. Dzięki temu, że wytrwaliśmy ze sobą kilka lat, teraz będzie tylko lepiej. Gdybym ci o tym wspomniał po kilku miesiącach randkowania, mogłoby skończyć się o wiele gorzej. Do takich spraw trzeba podchodzić świadomie, a nie spontanicznie.

Wpatrywałam się w niego i przypominałam sobie, że moja wcześniejsze teorie o miłości zostały ujęte przez Krzyśka w podobne słowa. On też tego pragnął i czekał, aż nasz związek osiągnie pewną dojrzałość. A teraz rozmawialiśmy o rozwodzie chwilę po zaręczynach. Tak miał wyglądać mój związek i przyszłe życie…

Będę silna i nieugięta

Do takiej rodziny miałam dołączyć i taka będzie moja rzeczywistość. Co spotka mnie na miejscu? Czy zacznie się wielka akcja wybijania mnie mu z głowy? A jeśli zechcą się mnie pozbyć, sprawią, że poczuję się gorsza, będą mną gardzić? Zapewne nie będzie awantur, tylko kulturalne, ale ironiczne przytyki, które doprowadzą mnie do szaleństwa. Istna zbrodnia w białych rękawiczkach.

Bez względu na to, co może mnie czekać, postanowiłam, że nie mogę popadać w paranoję. Wolałam się upewnić, co mi powie Krzysiek.

Mam się bać tego spotkania?

– Kochanie, będę tuż obok – przytulił mnie mocno. – Proszę cię, nie przejmuj się tak. Cokolwiek by się nie działo, wytrzymaj. Kocham cię i nie chcę stracić, nie mogę. Cóż, moja rodzina jest, jaka jest, a ja podziwiam ich i szanuję. Twoich rodziców uwielbiam. To pewna różnica. Moi zaś nauczyli mnie ważnych zasad i reguł, co napawa mnie dumą. Dzięki temu dotrzymywanie obietnic jest dla mnie bardzo ważne. Takich jak zaręczyny. Jestem gotowy na wszystko, i nawet groźby, jak choćby odcięcie mnie od funduszy, jak u mojej siostry, nie zmieni mojej postawy. Nie będę panikował, jeśli zażądają zwrotu wszelkich prezentów, pożyczek i wpłat albo zaczną mi szkodzić w pracy – wyznał.

Widziałam, że to dla niego niełatwe.

– Nawet jeśli coś z tego się znów wydarzy, to w końcu przestaną się mieszać. Ostatecznie nie odważą się mnie zniszczyć tylko dlatego, żeby dać mi nauczkę. Rodzina też jest dla nich ważna. Jednak może nie być tak łatwo. Musisz być dla nas silna i nieugięta, tylko wtedy zobaczą, że nie są w stanie nam zaszkodzić. Rozumiesz mnie?

Trudno mi było to wszystko pojąć, ale postarałam się powiedzieć tylko:

– Będę się starać z całych sił.

Małgorzata, 31 lat

Czytaj także:
„Bałam się samotności i znalazłam sobie młodszego utrzymanka. Okradł mnie i uciekł bez słowa”
„Rodzina traktowała mnie jak pokojówkę i kucharkę. Byłam o krok od tego, by rzucić wszystko i już nigdy nie wracać”
„Krótko po ślubie mąż pokazał swoje prawdziwe oblicze. Uciekłam od tego tyrana, ale ciągle czułam się jak w potrzasku”

Redakcja poleca

REKLAMA