„Bił mnie po głowie, tak żeby nie było widać. A bił o byle drobiazg. Odeszłam i to był początek koszmaru”

Przemoc domowa fot. Adobe Stock
„– Dopadł mnie przed szkołą, do której zaprowadzałam córkę – opowiada kobieta. – Bił mnie i kopał na oczach przechodzących ludzi. Starali się go odciągnąć, ale był w szale. Wybił mi dwa zęby... Jakimś cudem mu się wyrwała. Pokrwawiona, bez butów pobiegła do gabinetu dyrektora, który wezwał policję”.
/ 23.03.2022 18:26
Przemoc domowa fot. Adobe Stock

Bił ją najczęściej po głowie, tak żeby nie było widać. Śmiał się, kiedy skulona płakała na kanapie. Dopiero gdy uderzył dziecko, odważyła się od niego odejść. Ale kłopoty się nie skończyły. Angelika wciąż boi się o swoje życie.

Zaczęło się pięknie i romantycznie

Mieli po 20 lat, kiedy poznali się w dyskotece i zakochali od pierwszego wejrzenia. Niedługo potem okazało się, że Angelika jest w ciąży. Pobrali się, wynajęli niewielki domek. Córeczka, która przyszła na świat, stała się ich oczkiem w głowie.
– Tomek pracował w sklepie, ja zajmowałam się dzieckiem, później podjęłam pracę fryzjerki – opowiada Angelika. – Kiedy córka miała 4 lata, zdecydowaliśmy się na drugie dziecko. I wtedy zaczęły się problemy...

Po urodzeniu drugiej córki Angelika zachorowała na żółtaczkę typu B. Groził jej przeszczep wątroby, kilka tygodni spędziła w szpitalu. To nie spodobało się jej mężowi, który z pomocą rodziców i teściów sam opiekował się dwójką małych dzieci. – Wściekał się, że przeze mnie spadło na niego tyle obowiązków – mówi Angelika. – Ale czy to moja wina, że zachorowałam? Mnie też serce pękało, że nie mogłam być z dziećmi.

Gdy wróciła do domu, zaczęły się pretensje, krzyki, wyzwiska. I bicie. Angelika nie pamięta już, kiedy pierwszy raz ją popchnął czy walnął pięścią w głowę. A bił o byle drobiazg. O to, że przestały mu smakować gotowane przez nią obiady, bo wolał hamburgery i kebaby. Że poszła po świeżą bułkę dla córki, gdy w domu była jeszcze resztka czerstwego chleba. Albo że wzięła samochód, aby zdążyć zawieźć córkę do szkoły, gdy obie zaspały.

Znosiła pokornie te razy, bo kiedy mężowi przeszła złość, przepraszał ją i obiecywał, że to się więcej nie powtórzy. A jej zależało, żeby dzieci miały ojca. Za jego zgodą, zapisała go nawet na terapię w specjalistycznym ośrodku.
– Poszedł trzy razy i przez miesiąc był spokój – opowiada Angelika. – A potem znowu się zaczęło...
Któregoś dnia, gdy w strachu zamknęła się przed nim, zaczął łopatą rozwalać drzwi.
– Uciekłam na strych i dzwoniłam po policję. Bałam się, że mnie zabije... – szlocha.
Prokurator nakazał mu wtedy wyprowadzić się od żony i dzieci na trzy miesiące. – Ale i tak codziennie mnie nachodził – opowiada Angelika. – Stał pod drzwiami i prosił, żeby go wpuścić, że żałuje i się poprawi. I że powinnam walczyć o rodzinę...

Po raz kolejny mu uległa. I znów przez jakiś czas był spokój. Do 17 kwietnia ubiegłego roku, kiedy Angelika zobaczyła scenę, która zmroziła jej krew w żyłach.
– Wyszłam na podwórko, aby narąbać drewna i przynieść węgla, bo tylko ja to robiłam – wspomina. – Gdy wróciłam, mąż trzymał za kark młodszą córkę i nią potrząsał. Wystraszona strasznie płakała. Wściekł się, bo mała trzy ziarenka kociej karmy wrzuciła do miski z wodą. „Ja na to pracuję, a ty marnujesz!” – wrzeszczał.

Angelika rzuciła się bronić córki

Rozwścieczony mąż złapał ją za głowę i zaczął walić nią w ścianę. Gdy przestał, resztką sił wezwała policję, która zabrała Tomasza G.
– Dotarło do mnie, że muszę od niego jak najszybciej uciekać – mówi. – Nie mogłam pozwolić, żeby krzywdził dzieci!
Poprosiła policję o pomoc w umieszczeniu jej razem z córkami w ośrodku dla ofiar przemocy w rodzinie.
– Nie chciałam iść do rodziców – tłumaczy. – Oni i tak to strasznie przeżywali. Poza tym bałam się, że tam będzie mnie nachodził i znów namówi do powrotu.

W ośrodku miała wsparcie psychologa i innych kobiet. Złożyła pozew przeciwko mężowi o psychiczne i fizyczne znęcanie się. Po trzech miesiącach, gdy już nieco stanęła na nogach, wynajęła z córkami mieszkanie. Męża zobaczyła dopiero 31 sierpnia na rozprawie. Sąd Rejonowy skazał go na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Orzekł też zakaz zbliżania się i kontaktowania z pokrzywdzoną.

4 dni później Tomasz G. omal nie zabił Angeliki.
– Dopadł mnie przed szkołą, do której zaprowadzałam córkę – opowiada kobieta. – Bił mnie i kopał na oczach przechodzących ludzi. Starali się go odciągnąć, ale był w szale. Wybił mi dwa zęby...
Jakimś cudem mu się wyrwała. Pokrwawiona, bez butów pobiegła do gabinetu dyrektora, który wezwał policję.

Tomasz G. został wtedy zatrzymany i osadzony w areszcie. Przez dwa miesiące, które tam spędził, Angelika i jej córki mogły żyć spokojnie. Ale 13 listopada odbyła się kolejna rozprawa, o pobicie przez szkołą. I wtedy stało się coś zupełnie niezrozumiałego. Sąd uznał winę Tomasza G. i wydał wyrok skazujący go na rok więzienia, ale... znowu w zawieszeniu na trzy lata. W związku z tym tego samego dnia opuścił areszt. Jak to możliwe?

– W chwili wydawania wyroku, ten wcześniejszy, był nieprawomocny, ponieważ Tomasz G. się od niego odwołał. W świetle prawa oznacza to, że oskarżony nie był wtedy karany, więc mógł dostać karę w zawieszeniu.
– Jak ja się wtedy wystraszyłam! – mówi Angelika. – Bałam się wyjść z domu. Mój tata woził córki do szkoły i przedszkola. A gdy na chwilę wyszłam do sklepu, cały czas oglądałam się za siebie.

Po miesiącu Tomasz G. zdobył nowy adres Angeliki i córek. Zapukał do jej drzwi. Tym razem jej nie zaatakował, ale namawiał, żeby wycofała oskarżenia. Aby się dogadali i żyli jak kiedyś. „W życiu!” – tym razem Angelika była twarda. Zabroniła mu się nachodzić. Teraz do niej wydzwania. Raz wyzywa od najgorszych, innym razem znów namawia na pojednanie.

– Marzę, żeby wreszcie dał mi święty spokój – wzdycha kobieta, która złożyła już pozew rozwodowy. – Chcę się od niego uwolnić, ale nie rozumiem postępowania sądów, które po tym, co zrobił, wciąż pozwalają mu cieszyć się wolnością.  W chwili obecnej wyroki Tomasza G. są już prawomocne, ale oba wciąż są w zawieszeniu.

Czytaj także:
„Mój tata znęcał się nad mamą, a ja cierpię do dziś. Słyszałam, jak bije, gwałci i łamie jej paznokcie” - list do redakcji
„Mam serdecznie dość ciągłego narzekania mojej żony. W towarzystwie udaje miłą, ale to wredna zołza. Co ja mam zrobić?”
„Moim synowie są bliźniakami, ale mają różnych ojców. Maks jest synem mojego kochanka, Olek synem męża”

Redakcja poleca

REKLAMA