„Mam nieślubne dziecko i znów zaszłam w ciążę z głupoty. Mojemu przyszłemu mężowy nie przeszkadza, że zaciążyłam z innym”

kobieta która wychodzi za mąż fot. Adobe Stock
„Pogonił mnie aż do parteru, bo >>mi łeb wyrwie z flakami<<. Uciekłam z rykiem… Dlatego się zgodziłam na Mikołaja. Mama mnie przycisnęła, kiedy jej powiedziałam o kolejnej ciąży. – Co za różnica, czy mu wniesiesz w posagu jedno, czy dwoje dzieci? – zapytała”.
/ 29.11.2021 14:00
kobieta która wychodzi za mąż fot. Adobe Stock

Sukienkę miałam czarną, asymetrycznie skrojoną, z przodu przed kolana, z tyłu do połowy łydki. Do tego amarantowa róża i szpilki w głębokim fiolecie. Mama i siostra mówiły, że jest cudnie, tylko ja kręciłam nosem.
– Niby wszystko elegancko, seksi i w ogóle, ale coś mi nie pasi!
– Kaśka, głupoty gadasz! Kiecka jak marzenie, a takie buty widziałam w kolorowej gazecie, to ostatni krzyk mody. O co ci chodzi? – dziwiła się siostra.

Jak mogę wymigać się z własnego ślubu?

Jak mam im powiedzieć, że chodzi o Mikołaja? Że nie chcę z nim iść na sylwestra? Za parę tygodni ma być nasz ślub, a mnie skręca na myśl, że to z nim zacznę nowe życie. I nie wiem, jak się z tego wymigać… Mikołaj ma 40 lat. Chudy, mały blondynek. Wygląda, jakby do trzech nie umiał zliczyć, chociaż tak naprawdę ma łeb nie od parady. Podobno zaczynał od stolika na ryneczku, a teraz ma sieć sklepów spożywczych i handluje z całą Unią. Moja matka tak przed nim skacze, jakby był jakimś prezydentem albo biskupem; dosłownie płaszczy się, kiedy on do nas przychodzi. Wszyscy mamy być na baczność; gdyby mogła, nawet mojego rocznego synka postawiłaby do pionu!

Bo ja mam nieślubne dziecko… Po maturze pojechałam z koleżankami pod namiot i tam przeżyłam swój pierwszy romans. Myślałam, że to będzie miłość, ale jeśli była, to tylko z mojej strony. Ojciec Gabrysia uciekł, kiedy tylko powiedziałam mu, że jestem w ciąży. Dopiero niedawno złożyłam w sądzie pozew o ustalenie ojcostwa i alimenty. Niełatwo było go namierzyć – muszę powiedzieć, że dopiero adwokat przysłany i opłacony przez Mikołaja mi pomógł.
– Nie powinnaś odbierać synowi jego biologicznego ojca – tłumaczył mi Mikołaj. – Ma prawo znać prawdę i kiedyś zdecydować, czy chce z nim utrzymywać kontakt, czy go wymazać ze swojego życia. Będzie miał żal do ciebie, jeśli go okłamiesz…
– A co ty się tak martwisz o nie swoje sprawy? – przerwałam mu z niechęcią, opryskliwie.
– Na własnej skórze przerobiłem taką bajkę, więc wiem, co mówię, i żal mi chłopaka – odparł. – Dlatego się wtrącam.

Mikołaj wychowywał się w domu dziecka. Jego mama wcześnie zmarła i w rodzinie nie było nikogo, kto by go przygarnął. Jakim cudem tak się odbił od dna? Musiał mieć i szczęście, i charakter. On sam twierdzi, że nie marnował żadnej okazji, dlatego mu się udało. Zaocznie skończył studia, potem dużo jeździł pracować do Szwecji i Holandii, odkładał każdy grosz, aż uciułał na pierwszy biznes. A potem już jakoś samo poszło…

Nie ożenił się. Ludzie plotkowali, że jest bezpłodny, że się nie dogaduje z babkami, i pewnie dlatego ma kompleksy. Ja go nawet lubiłam, bo przez jakiś czas myślałam, że będzie moim szwagrem. Często do nas przychodził i wodził oczyma za moją siostrą, ale ona znalazła sobie innego chłopaka i szast-prast wyszła za mąż! Myśleliśmy, że Mikołaj się obrazi, jednak nic takiego się nie stało. Kupił młodym wystrzałowy prezent i bawił się na weselu. Potem jak dawniej siedział raz na jakiś czas w naszej kuchni, jadł zupę i słuchał, co opowiadała moja mama. I wtedy zaczął wodzić oczami za mną

Ani go lubiłam, ani nie lubiłam. Był mi kompletnie obojętny. Wracałam ze szkoły, potem leciałam na basen albo do koleżanek. Kiedy wieczorem zjawiałam się w domu, mama zawsze mówiła:
– Ten Mikołaj to dobry człowiek. Naprawdę nie wiem, co byśmy bez niego zrobiły…
Mama ciągle pożyczała pieniądze. Od kogo się dało, jednak najczęściej od Mikołaja. Nigdy nam nie starczało, bo gospodarstwo to worek bez dna. Może dlatego, że siedziała ciągle u niego w kieszeni, była dla Mikołaja taka miła i w końcu postanowiła mnie mu przehandlować, żeby już miała spokój na zawsze…

Po narodzinach Gabrysia przeżyliśmy wielki kryzys z kasą. Mój synek chorował. Był uczulony prawie na wszystko. Musiałam go odpowiednio karmić, prać mu rzeczy w najdelikatniejszych proszkach, myć go w specyfikach z apteki, smarować maściami. Łapałam każdą robotę, ale co ja mogłam – tylko z maturą?! Parę razy zdarzyło się, że po okresie próbnym mówili: „Nie nadajesz się. Nie przedłużamy umowy”. Oczywiście, ani grosza nie widziałam za to, co już przepracowałam.

Jestem ładna. Mogłabym znaleźć sponsora... Właściciel knajpy, w której pracowałam, przycisnął mnie kiedyś w pokoju służbowym i dyszał:
Dasz, to masz robotę na czas nieokreślony. I za barem cię postawię, jak będziesz miła…
Obleśnie sapał, pocił się, zza paska od spodni wylewało mu się ogromne brzuszysko. Był obrzydliwy! Prawie zwymiotowałam ze wstrętu, więc żadna kasa nie byłaby w stanie mnie do niego przekonać. Tym bardziej że już kochałam Michała.

Mówili o nim „wieczny student”. Faktyczne, miał pod trzydziestkę, a był dopiero na trzecim roku. Ciągle brał urlopy dziekańskie i jeździł po świecie. Jednak nie po to, żeby pracować, tylko na zwiedzanie i nurkowanie w egzotycznych wodach. Jego rodzice finansowali te eskapady. Był jedynakiem i robił, co chciał. Wyglądał jak Brad Pitt…

Dziewczyny go sobie wyrywały. Nie musiał się starać, same mu szły w ręce. Ja też polazłam jak mucha do miodu. Był okropnie pijany. Powiedział, żebym sobie też zrobiła drinka, i padł na łóżko. Obudził się po dwóch godzinach i wtedy doszło między nami do zbliżenia, ale jakoś dziwnie, bez słowa. Parę ruchów – i już… Potem znowu zasnął, a ja leżałam i czekałam, aż się zrobi jasno. Wtedy wymknęłam się z mieszkania. Ryczałam przez całą drogę do domu… Drugi facet w życiu i znów było okropnie.

Tyle czytałam o wspaniałych orgazmach i pieszczotach, a ja czułam się, jakbym gołą pupą usiadła na śniegu. Przecież ten facet nie będzie nawet pamiętał, jak wyglądałam, kiedy się obudzi… Na co liczyłam, leząc za nim jak cielę?! Jednak miłość to miłość: wszystko usprawiedliwi i wytłumaczy… Zadzwoniłam do niego po trzech dniach. Skłamałam, że zostawiłam kosmetyczkę, więc może byśmy się spotkali. Zaproponowałam, że przyjadę. Zgodził się. Poczułam radość. I znowu było tak samo. Szybko, bez słowa, bez czułości…

Jednak umówił się ze mną na następny dzień. Dwie godziny spędziłam pod jego drzwiami. Dopiero sąsiadka powiedziała mi, że rano zapakował narty do samochodu i wyjechał. Nie wiedziała, gdzie i z kim. Nawet nie zadzwonił, żeby mnie uprzedzić i przeprosić! Miał mnie w nosie, lepszego dowodu nie potrzebowałam.

Co drugi dzień byłam pod jego mieszkaniem. Musiałam. Spóźniał mi się okres. Za drzwiami ciągle była głucha cisza, aż wreszcie usłyszałam gwar i muzykę. Otworzył mi z kieliszkiem w ręku.
– Słucham. Pani do mnie?
Albo udawał, albo faktycznie mnie nie poznawał. Musiałam iść na całość.

Nie udawaj, że nie wiesz, kim jestem! Bawiłeś się ze mną w tatę i mamę? No to będzie dzidziuś z tej zabawy.

Jak on wtedy bluzgnął… Dosłownie zmieszał mnie z błotem. Mój wymarzony „Brad Pitt” klął jak jakiś menel… Pogonił mnie aż do parteru i zakazał wyp…ć, bo „mi łeb wyrwie z flakami!”. Uciekłam z rykiem… Dlatego się zgodziłam na Mikołaja. Mama mnie przycisnęła, kiedy jej powiedziałam o tej ciąży.
– Co za różnica, czy mu wniesiesz w posagu jedno, czy dwoje dzieci? – zapytała.
Na razie nic nie widać, choć byłam u doktora i dowiedziałam się, że ciąża się rozwija prawidłowo. Mam rodzić w lipcu.

Wieczorem w sylwestra Mikołaj zjawia się punktualnie. Przed wyjściem sprawdza troskliwie, czy zapięłam płaszcz, czy nie jest mi zimno… W błyszczącym od luster holu eleganckiej restauracji przygląda mi się i ma prawdziwy zachwyt w oczach.
– Jesteś śliczna – wzdycha.
Gra zespół. Kelnerzy przynoszą smaczne jedzenie i wino.
– Może nie pij – mówi Mikołaj i patrzy na mnie z troską.
– Dlaczego?
– Mam ci mówić dlaczego?
– To ty wiesz?!
– Oczywiście.
I chcesz wychowywać dwoje cudzych dzieciaków?
– Daj spokój – odpowiada spokojnie. – Dziecko to dziecko!
– Ale przecież możesz mieć własne! – nie kryję zdziwienia.
– Nie mogę. Ale zapewniam cię, że będę dobrym ojcem – uśmiecha się i prosi mnie do tańca.

Bawię się świetnie. Jestem spokojna, bezpieczna. Dopiero teraz widzę, że Mikołaj ma ładne oczy, no i fantastycznie się rusza na parkiecie! Wracamy do stolika, czekamy na toast noworoczny. Tym razem mam w kieliszku odrobinę szampana.
– Za co pijemy? – pyta.
Za nową miłość! – odpowiadam z przekonaniem.

Więcej prawdziwych historii:
„Przez pragnienie macierzyństwa prawie zniszczyłam swoje małżeństwo. Mąż stał się dla mnie tylko środkiem do celu”
„Mój ojciec to zwykła szuja. Zostawił mnie i mamę, gdy byłem mały. Założył nową rodzinę i… od niej też odszedł”
„Po śmierci mamy dowiedziałam się, że moim ojcem jest proboszcz. Chcę go poznać bliżej, ale on nie chce o mnie słyszeć”
„Wiedziałam, że bycie macochą jest trudne, ale córka mojego męża mnie nienawidzi, jakbym to ja zabiła jej matkę”

Redakcja poleca

REKLAMA