„Wiedziałam, że bycie macochą jest trudne. Córka mojego męża mnie nienawidzi, jakbym to ja zabiła jej matkę”

kobieta która została macochą fot. Adobe Stock
Nigdy nie sądziłam, że los wystawi mnie na taką próbę i zostanę nie tylko żoną mężczyzny po rozwodzie, ale i matką jego ukochanej córeczki
/ 08.01.2021 15:06
kobieta która została macochą fot. Adobe Stock

Przyjechała do nas taka biedna, wystraszona. Widziałam to w jej oczach, chociaż próbowała nadrabiać miną. Grała hardą 12-latkę, która nie potrzebuje dorosłych. Ani swojego ojca, ani tym bardziej mnie – macochy.

Nie byłam gotowa na tę rolę

Wraz z jej pojawieniem się pod naszym dachem nastały najtrudniejsze dni w moim życiu. Nie powiem, wychodząc za Adama, wiedziałam na co się piszę. Mój starszy o osiem lat mąż miał córkę z pierwszego małżeństwa, którą kochał nad życie. Przez ich bliską relację rozpadły się jego dwa związki. Młode dziewczyny pragną być w centrum uwagi, adorowane i kochane nade wszystko, a facet, który dzieli się tą miłością z inną, choćby to była jego córka, nie ma łatwo.

Ja miałam 30 lat, kiedy poznałam Adama. Nie przeszkadzała mi Tosia. Starałam się być wobec niej otwarta i miła, mimo że często nie wiedziałam, jak się zachować. Po dwóch latach jakoś ułożyłyśmy sobie relacje. Ona zrozumiała, że nie zniknę z życia jej taty. Ja odpuściłam. Przestałam zabiegać, byśmy były przyjaciółkami, nauczyłam się za to żyć z nią na bezpieczną odległość. Przecież nie miałam być jej mamą, a jedynie żoną jej ojca. Sądziłam, że tak będzie zawsze, ale stało się inaczej.

Mama Tosi zachorowała na raka kości. Chorobę zdiagnozowano późno i lekarze nie dawali jej zbyt wiele szans. Umarła pół roku później. Dla Adama było oczywiste, że to on, a nie dziadkowie, którzy najwięcej zajmowali się Tosią podczas choroby jej mamy, zaopiekuje się córką. Ja miałam wątpliwości, ale nie śmiałam mu się sprzeciwiać. Zresztą, jak mogłabym stanąć między nimi?

Przyjęłam więc Tośkę pod nasz dach. Starałam się obdarzyć ją uczuciem, ale im bardziej byłam cierpliwa i uważna, tym ona pokazywała większe rogi. Rozumiałam jej rozpacz, lecz po kolejnej awanturze i krzykach, postanowiłam zmienić swoje postępowanie. Wprowadziłam kilka zasad, których mieliśmy się trzymać. Po powrocie ze szkoły musiała odrobić lekcje, a dopiero potem mogła sobie pozwolić na przyjemności. Weekendy zawsze spędzaliśmy razem. Wtedy również odwiedzaliśmy grób jej mamy. Ale i to niewiele zmieniło. Tośka była wobec mnie oschła i opryskliwa. Najgorsze, że Adam cały czas ją bronił. Nawet gdy przynosiła ze szkoły jedynki, stawał po jej stronie.

– Nie rozumiesz przez co ona przechodzi! – krzyczał coraz częściej. – Jak możesz być taka bezduszna?! Zachowuje się strasznie, porozmawiam z nią, ale ty też przesadzasz. Nie straciłaś matki! Twoje życie wolne jest od trosk.
Miałam tego dość. Coraz częściej myślałam o rozwodzie, bo moje życie zaczęło przypominać koszmar. Kochałam Adama, ale nie mogłam albo nie umiałam się z nim dogadać. Nagle z kobiety życia stałam się jego wrogiem numer jeden. Czułam, że go tracę i nic nie mogę na to poradzić. Przeczytałam stosy psychologicznych książek, myślałam nawet o terapii rodzinnej, ale mąż mnie wyśmiał. Któregoś dnia, kiedy wydawało mi się, że jestem sama w domu, nie wytrzymałam i rozpłakałam się.

I wtedy w drzwiach do sypialni stanęła Tośka. Najpierw obrzuciła mnie lodowatym spojrzeniem, aby po chwili usiąść na brzegu łóżka. Czekałam na cios. I gotowa byłam odpowiedzieć tym samym. Miałam gdzieś, że stało przede mną dziecko. Ale Tośka mnie zaskoczyła, bo zamiast dopiec mi jak zwykle, zapytała cicho:
Też jest ci smutno? Nie broń się, mnie płacz pomaga. A ty zawsze taka racjonalna, silna. I chłodna jak lodówka. A czasem trzeba wyluzować, popłakać – spojrzała na mnie i dopiero teraz zobaczyłam łzy w jej oczach.
– Jak lodówka? – zdziwiłam się.
Tośka uśmiechnęła się, ja parsknęłam i po chwili obie się śmiałyśmy. A potem rozmawiałyśmy, płakałyśmy, tuliłyśmy się do siebie i żartowałyśmy aż do powrotu Adama. Trzeba było widzieć jego minę, kiedy nas zobaczył – rozczochrane, opuchnięte od łez, ale... na swój sposób szczęśliwe.

Tamtego dnia zmieniły się nasze relacje. Tośka odpuściła, a ja dałam sobie prawo do bezradności czy strachu. Zaczęłyśmy wszystko od nowa i dziś, po prawie dwóch latach, mogę powiedzieć, że nam się udało. A na koniec dodam, że Tośka nie nazywa mnie macochą. Kto wymyślił u licha to określenie?! Jestem dla niej po prostu Anią.

Więcej prawdziwych historii:
„Mój mąż zdradził mnie i zostawił biedną kobietę z brzuchem. 20 lat później zaproponowałam jej, by zamieszkała z nami”
„Córki traktowały mnie jak służącą i opiekunkę. Po latach zorientowałam się, jak bardzo przez to zaniedbałam męża”
„Po śmierci ojca musiałem go zastąpić matce i siostrom. Były tak zazdrosne, że nie pozwalały mi na szczęśliwy związek”
„Pogodziłam się z tym, że mogę nie dożyć 30. Bolało mnie tylko to, że nie dam mężowi upragnionego dziecka”

Redakcja poleca

REKLAMA