„Od 2 lat jestem kochanką szefa. Wszyscy gadają po kątach, ale dla mnie to układ idealny”

Zdradzona kochanka fot. Adobe Stock
„Ja mam 29 lat. Mój kochanek ma 45 lat i żonę. Jest wysportowany, wygląda młodo i może się podobać kobietom. Za lokal płaci mój ukochany. Oprócz tego wyjeżdżamy na weekendy, dostaję od niego kasę na ciuchy i fryzjera”.
/ 08.10.2021 11:54
Zdradzona kochanka fot. Adobe Stock

Kładę głowę na ramieniu swojego mężczyzny i proszę:
– Powiedz mi coś miłego…, że kochasz, że zawsze będziemy razem, że nigdy mnie nie okłamiesz…
Całuję jego oczy, nos, czoło, policzki. Wdycham zapach wody kolońskiej, nie tej, jaką dostał ode mnie, ale tej obcej, lubianej przez jego żonę. To prezent od niej. Boję się zapytać, gdzie jest moja? Usłyszałabym: „Maleńka, nie zawracaj sobie głowy głupstwami… Jesteś mądrą dziewczynką, nie chcę kłopotów, chyba to rozumiesz?”. Rozumiem. Bo czy mam inne wyjście?

Od 2 lat jestem kochanką szefa

Oficjalnie nikt o tym nie wie, to znaczy gadają po kątach, że on bzyka wszystko, co się porusza, ale mnie się boją… Ślepia bym wydrapała, gdyby ktoś zaczął się między nas wcinać. Jego żona to co innego. Na razie, dopóki nie mają rozwodu, wszystko jej wolno. On obiecuje, że to już niedługo…

Mieszkam w wynajętym pokoju. Stare budownictwo, ale eleganckie, po rewitalizacji, nie ma co porównywać z blokami, gdzie wszystko się sypie, winda zgrzyta, a jak sąsiadka gotuje kapuchę, śmierdzi do dziesiątego piętra. Za lokal płaci mój ukochany. Oprócz tego wyjeżdżamy na weekendy, dostaję od niego kasę na ciuchy i fryzjera. Ale gdyby nawet nie dawał mi ani grosza, też bym z nim była. To jest po prostu miłość!

Czasami dopytuję, jak jest z tym jego rozwodem? Mówi, że na razie to niemożliwe, bo gdyby w domu było piekło, starsza córka zawaliłaby szkołę.
– Skąd wiesz, że byłoby piekło? Może wcale nie?
– Moja żona, to straszna jędza – żali się. – Dałaby mi rozwód?! Chyba po moim trupie! Musimy poczekać…
– Jak długo? – pytam. – Potem druga córka dorośnie, żona zachoruje na nerwy, pies zdechnie… Zawsze znajdzie się jakiś powód, żebyś został przy rodzinie.
– Nie marudź, kochanie – uspokaja.
– Chcę przy tobie odpoczywać, nie zamieniaj się w moją żonę, wystarczy, że ona mnie dręczy! - to na mnie działa jak knebel…

Mój kochanek ma 45 lat. Dba o zdrowie, jest wysportowany, ma specjalną dietę, raz w roku wyjeżdża do sanatorium na profilaktyczną kurację, wygląda młodo i może się podobać kobietom. Wiem, że przede mną miał różne przygody, ale do głowy mi nie przyszło, że na własnej skórze się przekonam, jak smakuje zdrada.

Mój kochany wrócił z miesięcznego wyjazdu do ciepłych krajów. W prezencie przywiózł mi piękną bransoletkę, wysadzaną półszlachetnymi kamieniami, cudownie rzeźbioną w jasnym srebrze. Oszalałam z radości. Chciałam ją od razu założyć do pracy, ale była zbyt strojna i elegancka na biuro. „Poczekam na lepszą okazję” – pomyślałam. „Wtedy zadam szyku…”

Nie musiałam długo czekać. Zbliżał się dzień uroczystego jubileuszu naszej firmy i w związku z tym szykowała się wielka gala. Dziewczyny w dziale, zamiast zajmować się robotą, wymyślały, w jakich sukienkach się pokażą, umawiały fryzjerów i kosmetyczki. To był moment na pokazanie mojej nowej biżuterii… Bransoletka była zrobiona z ogniw w kształcie kwiatów o polerowanych płatkach, z listkami z masy perłowej. Środek każdego kwiatka był z turkusu, lazurytu, górskiego kryształu i korala. Bransoletka była tak oryginalna i pięknie wykonana, że od razu było wiadomo: to dzieło prawdziwego artysty. Nic dziwnego, że usłyszałam same ochy i achy…
– Skąd masz takie cudo? – zawołała Kamila z rachunkowości. – Fantastyczna rzecz!
Zupełnie taka sama, jak kolczyki Dianki – zawołała nagle inna koleżanka. – Identyczna!
Zamurowało mnie. Jak to – taka sama? Niemożliwe!

Postanowiłam to sprawdzić. Rozejrzałam się za tą Dianką i już po chwili porównywałyśmy jej kolczyki i moją bransoletkę. Były jak z jednego kompletu.
– Od dawna je masz? – zapytałam. – Nie przypominam sobie, żebyś coś podobnego nosiła. Są takie ładne, że musiałabym zwrócić na nie uwagę.
– To prezent – uśmiechnęła się z dumą. – A ty, gdzie kupiłaś swoją bransoletkę? To egzotyczna rzecz!
Jeszcze obie niczego nie podejrzewałyśmy, jeszcze żadnej z nas nic złego nie przychodziło do głowy... Aż do czasu, kiedy zobaczyłyśmy szefową działu reklamy. Na jej palcu migotał, skrzył się, błyszczał wielki srebrny kwiat z cytrynowym oczkiem. Był piękny i zasłaniał prawie trzy palce, więc nie można go było nie zauważyć!

Już wtedy niektóre dziewczyny zaczęły się ironicznie uśmiechać i szeptać po kątach. Było mi głupio, różne dziwne myśli dopadły mnie, jak stado os. Odpędzałam je, przeganiałam, ale one wracały, i co najgorsze, czaiły się także w oczach moich dwóch koleżanek, szczęśliwych posiadaczek kolczyków i pierścionka. Ale naprawdę głupio poczułam się dopiero wtedy, gdy do sali bankietowej wszedł mój szef, czule obejmując swoją żonę. Na jej bujnej piersi dyndał naszyjnik ze srebrnych, polerowanych kwiatów wykładanych opalizującą muszlą i drobinami turkusów, lazurytów, kryształów i korali. Zwracał uwagę swoją urodą, elegancją i dobrym gustem. Nie dało się go przeoczyć. Szczególnie my trzy gapiłyśmy się na żonę szefa, jakby nas ktoś zahipnotyzował.

Ja byłam blada, moje koleżanki purpurowe… Każda z nas na swój sposób przeżywała swój wstyd i rozczarowanie. Żona szefa na razie jeszcze niczego nie zauważyła. Postanowiłyśmy ją wprowadzić do naszego świata. To nie było wymierzone w nią osobiście, chociaż każdej z nas szef kochanek opowiadał o wstrętnej cholerze, z jaką musi się męczyć. Każda z nas go pocieszała, każda próbowała mu wynagrodzić cierpienia i krzywdy zadane przez ślubną.

Byłyśmy wściekłe, że właśnie tej niby jędzy, którą tak oczerniał, dostała się najokazalsza ozdoba, najpiękniejsza i na pewno najdroższa część kompletu pięknej, srebrnej biżuterii.

Jak trzy furie stanęłyśmy przed naszym szefem i jego małżonką. Każda z nas miała na sobie jeden element z zestawu. Wszystkie elementy do siebie pasowały, więc nasuwało się jedno podstawowe pytanie: skąd mamy te drobiazgi? Jaką drogą do nas dotarły, czy je kupiłyśmy, czy może ktoś nam je podarował? W firmie długo będzie się wspominało ten skandal, jaki wywołała żona szefa. Jej mina, kiedy do niej docierała prawda o małżonku, potem awantura, płacz i wyzwiska zostały utrwalone przez sto komórek i kamer. Cały biurowiec i wszyscy, którzy chcieli to potem oglądać, mieli niezły ubaw! Najbardziej się śmiali jednak z szefa, że jednym świecidełkiem obdarował i ucieszył aż cztery baby.
– Jak oszczędnie! – kpili. – Znać ekonomistę. Taki szef to skarb dla każdej instytucji!

Po tym wszystkim ja i Dianka odeszłyśmy z pracy. Trzecia dziewczyna została, ale przeniosła się do naszej filii pod miastem. Niedawno ją spotkałam, dojeżdża dwadzieścia kilometrów, ale ma większą pensję i jest zadowolona. Szefowi urodziła się trzecia córka. Teraz naprawdę ma argument i wymówkę dla każdej następnej kochanki: faktycznie, nie może zostawić rodziny.

Bransoletkę chciałam najpierw wyrzucić, potem sprzedać albo komuś podarować. Nie mogłam na nią patrzeć, na ręku parzyła mnie żywym ogniem, przypominała, że ja także byłam tylko jednym ogniwem w kółku wielu innych kwiatków. W końcu zdecydowałam, że ją zostawię. Niech na razie leży w szufladzie. Niewykluczone, że kiedyś się do niej przekonam. W końcu to taki ładny drobiazg…

Czytaj także:
„Rozwiodłam się z Kamilem, bo pił i mnie zdradzał. Zmarł wkrótce potem, a teściowa rozpowiadała że to moja wina”
„Syn wyrzekł się ojcowizny, wyjechał do Niemiec, a nas zostawił na gospodarstwie. Dzwoni kilka razy do roku”
„Matka zrobiła ze mnie nieudacznika. Sterowała mną jak marionetką. Gdy zacząłem się stawiać, rzuciła się na mnie z nożem”

Redakcja poleca

REKLAMA