„Matka zrobiła ze mnie nieudacznika. Sterowała mną jak marionetką. Gdy zacząłem się stawiać, rzuciła się na mnie z nożem”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Najbardziej potrafią skrzywdzić nas nasi najbliżsi. Ci, którzy kochają najmocniej. Moja matka darzyła mnie tak silnym uczuciem, że gotowa była na wszystko, bym jej nie opuścił. Kompletnie mnie ubezwłasnowolniła. Sabotowała każdą moją decyzję, a na jakąkolwiek próbę sprzeciwu reagowała agresją”
/ 13.09.2021 13:49
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Mam 32 lata. Jestem po rozwodzie, bezdzietny. Przede mną drzwi z tabliczką: „dorosłość”. Widzę je od dawna, ale nie zwracam na nie uwagi. Chyba już czas je otworzyć i przekroczyć próg.

Maminsynek. Od dziecka wiedziałem, że to ja. W końcu moja mama wciąż szeptała mi do ucha, że jestem syneczkiem mamusi, jej oczkiem w głowie, serduszkiem i wszystkim, co najpiękniejsze na świecie.

Za to z pewnością nie byłem syneczkiem tatusia. Kiedy niedawno spotkałem go po latach, powiedział, dlaczego niemal znienawidził mnie od chwili, kiedy pojawiłem się na świecie. A może nawet wcześniej – kiedy tylko moja mama zaszła ze mną w ciążę i właściwie zapomniała o ojcu.

– Byłem jej potrzebny jedynie po to, żebyś się urodził – powiedział, patrząc na mnie ze smutkiem. – Miałem nadzieję, że kiedy to nastąpi, znów stanie się żoną… Ale gdy wróciła ze szpitala, nasz dom, nasze życie, wszystko zostało podporządkowane tobie i twoim potrzebom. Łóżeczko w osobnym pokoju, ściśle określony czas karmienia, zakupy, pranie i prasowanie zwalone na moje barki. Z męża stałem się kuchtą i dostarczycielem środków na utrzymanie. Wytrzymałem dwa lata, potem wystąpiłem o rozwód.

Podobno ojciec usłyszał wówczas od matki obietnicę, że kiedy JEJ syn dorośnie, opowie mu wszystko ze szczegółami, a wtedy znienawidzi tatę. I rzeczywiście, matka od dziecka powtarzała, jakim to draniem był mój ojciec. Bił ją, nie dawał pieniędzy, kochanki miał na każdym rogu. No i chlał. Jak się okazało, większość tych rewelacji była wyssana z palca. Fakt – odszedł i zostawił ją z dzieckiem, ale miał dobry powód. Z drugiej strony – może gdyby został i walczył o mnie... Tylko co mógłby zrobić? Moja matka była jak siła natury, potężna i nie do pokonania. Znałem ją przecież.

Uznała, że jestem jej własnością

I nie będzie się mną z nikim dzielić. Spacery – razem, zabawa – razem, posiłki – razem, odrabianie lekcji – razem, kąpiele – razem, spanie – razem…

Jeśli zapowiadał się szkolny wyjazd na wycieczkę, matka była pierwszą osobą, która zgłaszała się, żeby pomóc wychowawczyni. Stała nade mną w dzień i w nocy. Nie odstępowała mnie na krok. Aż do piątej klasy.

Wtedy dopiero stwierdziła, że powinniśmy zacząć spać osobno. W moim pokoju pojawił się drugi tapczan.
Wiem, to była miłość chorobliwie zaborcza. Ale ja, nie znając innej, uznawałem ją za normalną. Sądziłem, że tak właśnie jest w każdej rodzinie. A gdy pytałem o ojców moich kolegów, i o to, dlaczego ich żony wciąż
z nimi są, matka mi tłumaczyła, że najwidoczniej są mniej podli, podstępni i przewrotni od mojego.

Pewnego dnia, gdy miałem może 12 lat, nieopatrznie spytałem, czemu w ogóle wyszła za mąż, skoro tata był podły. I jeszcze urodziła mu dziecko!

I wtedy po raz pierwszy ujrzałem jej inną twarz – twarz, którą od tamtej pory miałem oglądać za każdym razem, gdy zrobiłem lub powiedziałem coś, czego ona nie akceptowała.

– Tadziu, jak możesz zadawać mi takie pytania… – szepnęła oburzona. – Ja poświęciłam ci całe moje życie. – ukryła twarz w dłoniach.

Potem były spazmy, histeria, krzyki, że wbijam jej nóż prosto w serce… Stałem zszokowany, patrząc, jak moja matka „umiera” na moich oczach. Ogarnęło mnie takie przerażenie i poczucie winy, że przez kilka kolejnych miesięcy robiłem, co chciała.

Doskonale wiedziała, jak grać na emocjach syna. Gdy zachowywałem się tak, jak sobie tego życzyła – dostawałem nagrodę. Jej szloch, spazmy i „umieranie” stanowiły doskonały środek wymuszający posłuch. Była istną mistrzynią manipulacji.

Dzieciaki bywają jednak równie przebiegłe, co ich rodzice. Miałem doskonałą nauczycielkę, więc szybko nauczyłem się, jak zyskać to, czego pragnę. Chciałem dostać słodycze? Nic prostszego, trzeba przytulić się do matki. Nowy rower, komórka czy inny drogi gadżet? Wystarczyło powiedzieć jej przed zaśnięciem, że boję się czegoś i chciałbym, żeby na tę noc położyła się obok mnie. Wszelkie moje prośby, wypowiadane odpowiednim tonem,  spełniała bez mrugnięcia okiem.

Im byłem starszy, tym lepiej udawało mi się wykorzystywać tę miłość matki dla własnych celów. Szczerze? Żyłem jak pączek w maśle. Ale pewnego dnia to się skończyło. Winne były – naturalnie – hormony.

Głównym wrogiem matki stały się dziewczęta, które, chcąc nie chcąc, zaczęły mi się podobać. Od szkoły podstawowej rodzicielka wbijała mi do głowy, że płeć przeciwna jest podstępna, niesłowna, zaborcza i wredna. Wierzyłem jej, ale pewnego dnia uświadomiłem sobie, że przecież moja matka również jest przedstawicielką płci, którą, według niej, od kołyski kieruje zło. A jednak dziecku ta sprzeczność nie spędzała snu z powiek.

Dzieci jednak w końcu dojrzewają. Obojętne mi niegdyś dziewczyny coraz bardziej zaczęły przyciągać mój wzrok. Do matury zachowywałem się grzecznie.

A potem poszedłem na studia…

Oczywiście matka nie chciała słyszeć, żebym zamieszkał w akademiku. Postanowiła, że wynajmie w Poznaniu mieszkanie dla nas dwojga – i nadal będzie się mną opiekować.

Cóż… Z jednej strony moje marzenia o wyrwaniu się spod jej skrzydeł legły w gruzach, ale z drugiej… Kto by nie chciał mieć darmowej sprzątaczki, kucharki i służącej, która zbiera po synku rozrzucone majtki i skarpetki? Bo muszę wspomnieć, że byłem rozpuszczony jak dziadowski bicz. Do czwartej klasy podstawówki matka podcierała mi tyłek. Do matury nie wiedziałem, że należy myć po sobie sedes, jeśli się go użyło. O praniu i gotowaniu nie wspomnę.

No i zamieszkaliśmy razem. Przez jakiś czas udawało mi się żyć studenckim życiem, nie przyprawiając matki o codzienne spazmy. Jednak pewnego dnia spotkałem Karolinę. I musiałem wybrać. Matka dostała histerii, zaczęła wzywać Boga, potem karetkę.

Ja jednak byłem obojętny. Zbyt często używała tej broni przeciw mnie, i wiedziałem już od dawna, że to tylko pozory. Karolina była prawdziwa.

– Mamo, kocham Karolinę i chcę się z nią ożenić – powiedziałem jej.

Łzy zniknęły z oczy mojej matki jak zaczarowane. Zrozpaczona twarz nagle stała się pełna nienawiści.

– Jeśli teraz odejdziesz do tej dzi*** – powiedziała zimno – znikniesz z mojego życia tak samo, jak twój ojciec, kanalia.

Odszedłem...

Moje małżeństwo z Karoliną trwało dwa lata. Na szczęście nie mieliśmy dziecka. Zupełnie nie mogłem odnaleźć się w małżeństwie, gdzie nagle ktoś czegoś ode mnie wymagał. Teraz rozumiem, że Karolina miała mi zastąpić moją matkę, tyle że z dodatkowymi atrakcjami.

Ona jednak chciała życiowego partnera, z którym wspólnie pokonuje się przeciwności. Zupełnie nie rozumiałem jej punktu widzenia. Jakbym rozmawiał i żył z jakąś kosmitką. Po sprawie rozwodowej ścieżki mojego życia znów przecięły się z losem mojej matki… Inaczej mówiąc – czekała na mnie pod budynkiem sądu.

Znowu była czuła, miła i tylko delikatnie mi wypomniała „złą decyzję”.

– Mówiłam, syneczku, że to nie jest partia dla ciebie. Trzeba mnie było posłuchać – westchnęła, przytulając mnie. – Nie martw się, pomogę ci.

Patrzyłem na matkę i… zatęskniłem za życiem pod jej opieką. Wprowadziłem się do niej ochoczo. Znowu miałem służącą, praczkę i kucharkę. Jednak tym razem nie byłem do końca zadowolony. Czułem, że coś tu nie gra. Przyjaciele ze studiów mieli rodziny, dzieci, obowiązki. Kłócili się, ale byli razem. Dlaczego ja tego nie potrafiłem? Czyżbym był od nich gorszy?

Poszedłem do psychologa. Z wizyty na wizytę zacząłem dostrzegać swoje uwikłanie i oplątanie matczyną toksyczną miłością. Swoje lenistwo, egoizm – to, że przegrywałem siebie.

Byłem gotów zacząć o siebie walczyć. W jakiś sposób matka musiała to wyczuć, bo pewnego dnia dowiedziała się, gdzie chodzę, i znów byłem świadkiem sceny godnej Oscara. Na koniec kazała mi przyrzec, że więcej nie przestąpię progu gabinetu konowała, który tylko niepotrzebnie miesza mi w głowie.
Nie zgodziłem się. Wybuchła kłótnia. Przerzucaliśmy się oskarżeniami i pretensjami. I w pewnej chwili usłyszałem, że dla niej byłoby najlepiej, jakbym urodził się kaleką, który nie potrafi się sam poruszać. Wtedy miałaby nade mną całkowitą władzę.

– Cóż, tak się składa, że mimo tego, co mi zrobiłaś, potrafię sam kierować swoim życiem. I od tej pory tak będzie – rzuciłem, i wyszedłem z domu.

Dwa tygodnie później, kiedy spałem, rzuciła się z nożem na moje nogi. Chciała zrobić ze mnie kalekę. Ja wylądowałem w szpitalu, a ją zabrano do szpitala psychiatrycznego.

Podczas kolejnych sesji u psychoterapeuty powoli odbudowałem swoją osobowość, która została celowo wypaczona i zniszczona przez osobę, która kochała mnie chorą miłością. W moim powrocie do normalności bardzo wspiera mnie ojciec.

Niedawno zdecydowałem się odwiedzić matkę w szpitalu. Kiedy sanitariusze przyprowadzili ją do rozmównicy, w pierwszej chwili jej nie poznałem. Była niepodobna do siebie, zaniedbana, w jej oczach widziałem obłęd. Przez pewien czas przyglądaliśmy się sobie. Przemówiła pierwsza:

– Wie pan, że mój ukochany syn umarł? – spytała całkiem poważnie.

Nie wyprowadzałem jej z błędu i nie powiedziałem, kim jestem. Może to nawet lepiej, że dla niej umarłem.

Czytaj także:
„Wolałam pracę za grosze od kariery w prokuraturze, bo ile można być jeleniem w robocie? Wolę ciepłą posadkę”
„W wieku 50 lat dowiedziałam się, że mój ojciec wcale nie zginął. Żył, a to obsesja matki mi go odebrała”
„Jestem po 40-tce, ale to nie odstraszyło zwyrodnialca. Ktoś dorzucił mi pigułkę gwałtu, a potem wykorzystał”

Redakcja poleca

REKLAMA