„Teść zniszczył moje małżeństwo. Utrzymywał nas, bo ja nie śmierdziałem groszem i żona za mocno go kochała”

mężczyzna który rozstał się z żoną fot. Adobe Stock
Czy uda nam się odbudować, to co zburzyliśmy? Nie mam pojęcia. Ale dziś moje serce przepełnia nadzieja…
/ 21.12.2020 15:10
mężczyzna który rozstał się z żoną fot. Adobe Stock

Na dwa dni przed Wigilią obudziłem się ze strasznym kacem! Poprzedniego wieczora wlewałem w siebie wszystko, co ma procenty, więc nic dziwnego, że ta mieszanka zrobiła ze mnie szmatę do podłogi. Zresztą, dopóki się nie ocknąłem, leżałem jak ta szmata na chodniku w przedpokoju; dokładnie tam, gdzie mnie zostawili kumple. Nie bardzo mogłem się zebrać i utrzymać pion. Wszystko wirowało, jak ja i Ania na naszym weselu…

Wytrzymałem tylko trzy lata. Może powinienem powiedzieć: aż trzy lata, odkąd teść poprowadził całą w bieli, śliczną Anię do ołtarza i, oddając mi ją, powiedział:
Staraj się! I tak mnie nie prześcigniesz, ale się staraj! Będę ci patrzył na ręce!
Mam taki nerwowy tik, że jak się mocno wkurzę, zaczyna mi skakać mięsień w policzku. Żeby to jakoś ukryć, muszę się uśmiechać, więc wtedy też się szczerzyłem, jak u dentysty, zamiast powiedzieć: „kochany teściu, odwal się… Teraz ja!”.

Skumałem, że łatwo nie będzie! Niby Ania i ja byliśmy bohaterami uroczystości, ale tylko w teorii… W praktyce, to teść grał główną rolę. Pierwszy toast zakończył słowami:
– I życzę ci, córeczko, żeby twój mąż, chociaż w jednej trzeciej zadbał o ciebie tak jak tata. To mało prawdopodobne, ale już ja go przypilnuję.
Zauważyłem, że moja mama chyba miała ochotę mu coś odpowiedzieć, ale tylko zrobiła się czerwona jak piwonia i wstrzymała oddech.
– Synku, on będzie po tobie jeździł, jak po łysej kobyle – szepnęła mi później. – Ty sobie nie pozwól, dobrze ci radzę.
Było wytwornie, bogato, kelnerzy podawali coraz to nowe, wykwintne potrawy, serwowali dobre alkohole, grał niezły zespół, goście bawili się wspaniale, co i rusz podkreślając, że to wszystko zasługa ojca panny młodej… No i cóż…, mieli rację. Teść na nasze wesele wydał kupę kasy, postarał się, nalatał, więc miał prawo do zbierania komplementów.

Nie chciałem się czepiać i uprzedzać, tym bardziej że Ania była jego ukochaną jedynaczką, wychował ją jak księżniczkę i mógł się bać, czy jakiś pierwszy lepszy da jej szczęście…

Znaliśmy się krótko, zaledwie pół roku, ale kochaliśmy jak wariaci. To Ania chciała tego ślubu, ja uważałem, że powinniśmy jeszcze poczekać!
– Do kiedy? – pytała. – Po co?
– Aż zrobię dyplom i zacznę zarabiać – tłumaczyłem. – Na razie jestem goły, nic nie mam…
– Nieważne! – śmiała się. – Moi rodzice utopią nas w ptasim mleczku. Nie musisz się martwić.
– Muszę. Nie chcę, by mnie utrzymywali. Ty, to co innego, ale z jakiej racji mają się o mnie martwić? Źle bym to znosił.
Przekonała mnie. Jest taka ładna, dobra, ma tyle wdzięku, że nie potrafiłem odmówić. Choć jej ojciec od razu wypalił:

Przechodzisz na mój garnuszek, młody człowieku? Bardzo proszę, zupy wystarczy dla wszystkich, każdy biedak się pożywi… Tylko pamiętaj, jak się je cudze, to się nie grymasi. Zrozumiano?

Czemu się od razu nie wycofałem?

Kochałem Anię i bałem się, że ją stracę, jeśli się nie zgodzę na małżeństwo. Poza tym – byłem głupim zarozumialcem, wydawało mi się, że szybko spacyfikuję teścia i że da nam spokój. Jakże się myliłem.
Czułem się jak głupek, kiedy na imieniny Ani jej rodzice zaprosili tłum gości. Wielkie przyjęcie, grill w ogrodzie, tańce, toasty i wreszcie wręczanie prezentów. Ode mnie dostała bransoletkę z koralików, modną, ale niedrogą, za to teść wystąpił z ekstra podarunkiem… Perfumy z najwyższej półki i komplet koronkowej bielizny, również znanej modowej firmy.
Twój tatuś wie, czego pragniesz i co lubisz – powiedział. – Męża nie stać, ale masz jeszcze ojca.
Chyba wszystkim zrobiło się trochę głupio, ale Ania zaraz zagadała, że to właśnie mąż jest dla niej najlepszym upominkiem od losu i tak mnie ugłaskała.

Wieczorem sama obiecała, że nigdy nie włoży tych szmat, a perfumy komuś odda.
– Nie złość się, tata chciał dobrze, tylko jest niezręczny… Pogadam z nim. Więcej się tak nie zachowa.
Niestety, zachowywał się znacznie gorzej. Uwielbiał na przykład opowiadać, jak to było, kiedy on miał tyle lat, co ja.
– Już wtedy byłem kimś.– chwalił się. – Miałem kasy jak lodu, każda moja panna potwierdzi, że na nią nie żałowałem. Niech matka sama zaświadczy!

Moja teściowa tylko się uśmiechała i kiwała potakująco głową. Była milsza dla mnie, ale też miała sposób, żeby mnie wnerwić. Mówiła: „Tata uważa, że… Tata jest zdania… Nie sprzeciwiaj się ojcu, on was utrzymuje… Dzięki ojcu macie co jeść… Trzeba umieć docenić, co się dostaje. Bez taty byście poginęli!”.
Najgorzej reagowałem na mądrości w rodzaju: „Podskakujesz jak wesz na grzebieniu! Co ty wiesz?! Słuchaj mądrzejszych od siebie!”.
Nigdy nie było u nas żadnych awantur. Ania mnie prosiła, żebym się nie odzywał, więc trzymałem język za zębami i słuchałem tych pouczeń. Pierwsza pokłóciła się moja mama…
Co wy go tak strofujecie, jakby miał pięć lat? – zapytała. – Chłopak kończy studia, jest mądry, zna biegle dwa języki obce, wie o świecie więcej od was, a robicie z niego przygłupa! Weźcie na wstrzymanie!

Teść się śmiertelnie obraził, ale moja mama jest ostra, zwłaszcza kiedy wie, że ma rację, więc na odchodne jeszcze dodała:
– Pieniądze to jeszcze nie wszystko! Można mieć kasy jak lodu i być ostatnim chamem!
Nas wtedy nie było, bo może jakoś byśmy to załagodzili? Kiedy przyszliśmy do domu, teściowa leżała z bólem głowy, a teść popijał mocny trunek ze szklaneczki. Na mój widok mruknął…
– Powiedz przy okazji swojej matce, że jeszcze nie widziała prawdziwego chama! Ale zobaczy… jak mnie jeszcze raz wnerwi, to zobaczy!

Tak się zaczęło…

Dogryzali mi na każdym kroku; źle jadłem, źle korzystałem z prysznica, źle się ubierałem, na pewno przeze mnie Ania miała smutne oczy, słuchałem kretyńskiej muzyki, nie lubiłem operetki i melodramatów, nie chciałem wspólnie z nimi oglądać seriali…
Teściowa szeptała:
– Jak można być takim nieczułym i niewrażliwym.
A teść dodawał:
– Co się tak szczypiesz? Mów głośno, jesteś we własnym domu!
Nie chciałem Ani martwić i nie prosiłem, żeby z nimi pogadała. I tak przeżywała tę niezdrową atmosferę, robiła, co mogła, żeby nas do siebie przekonać, więc dokładanie jej pretensji byłoby bez sensu.
– Nie przejmuj się, ja wytrzymam – zapewniałem. – Kończę pisać pracę, obronię się, może gdzieś wyjedziemy, wszystko się ułoży…
– Jak to wyjedziemy? – przestraszyła się. – Dokąd? Wybacz, kochanie, ale w ogóle nie ma takiej opcji. Nigdy się na to nie zgodzę!
– Dlaczego? Bylibyśmy wreszcie sami, daleko!
– No właśnie o to chodzi! Mam zostawić rodziców? Chyba żartujesz! Tak im odpłacić za serce i poświęcenie? Starzeją się, będą potrzebowali mojej pomocy…Żadne wyjazdy w ogóle nie wchodzą w grę! Musisz o tym wiedzieć!
To była ta pierwsza rysa na naszej wspólnej ziemi. Na razie mała, ledwo widoczna, ale z czasem się powiększała i wreszcie doprowadziła do powstania głębokiego rowu…

Nadal się kochaliśmy. Ja bym za Anią wskoczył w ogień, ale na myśl o jej rodzicach dostawałem gęsiej skórki. Ona to czuła i chyba przenosiła złe emocje na swoją teściową, czyli na moją mamę. Niby rozmawiały przyjaźnie, ale czuło się jakieś napięcie między nimi.
Pod koniec października Ania powiedziała:
– Jedziemy z rodzicami na groby naszych dziadków. Oczywiście dołączysz?
– Chyba nie! Mam przecież tutaj ojca i babcię, więc wolałbym zostać
Popatrzyła na mnie zimno, jak nigdy.
– Mamusia by się obraziła? Tak? Synuś się boi?
– A córunia to odważniejsza? – też zaatakowałem. – Ty się niby nie boisz?

– Czego?
– Że jak staniesz po mojej stronie, to ci zabraknie luksusu?
– Niestety, mojego męża nie stać na luksus, więc możliwe, że mam takie obawy… Ty mi tego nie zapewnisz!
Za to najlepszy, najmądrzejszy tatuś – owszem!
– Tak cię boli, że jest od ciebie lepszy?
– A uważasz, że jest?
– Dziesięć, sto, tysiąc razy! – krzyknęła z gniewem. – Nie porównuj się do niego. Nie masz szans!

Wtedy powiedziałem, że w takim razie, nie mam tu co robić. Odchodzę. Skoro bardziej kocha tatusia, niech sobie z nim zostanie!
Dzisiaj wiem, jakie to było kretyńskie. Pewnie, że go kochała, jak mogłaby nie kochać! Ja, dureń, kazałem jej wybierać między nami, zupełnie, jakbym chciał, żeby zdecydowała, które oko jest dla niej ważniejsze: prawe czy lewe?
Może byliśmy za młodzi, może się pogubiliśmy w swoich emocjach, może były inne przyczyny, ale to nas rozdzieliło…Spakowałem się i wyprowadziłem z tego bogatego, okropnego domu. Ania mnie nie zatrzymywała. Teściowie siedzieli w swoim salonie… Nie pożegnaliśmy się!

Moja mama od razu stwierdziła, że popełniłem błąd życia!
– Będziesz żałował – stwierdziła. – Chodzi o was, nie o jakichś starych… Szkoda, że tak się stało. Do siebie też mam żal, bo dołożyłam do tego ognia. Chcesz, to pogadam z Anią? Może jej coś wytłumaczę?
Ale Ania nie odebrała telefonu od mojej mamy. Nie chciała rozmawiać, więc mama się nie narzucała. Tak się rozstaliśmy…
To było rok temu. Co się zdarzyło przez ten czas? Skończyłem studia, wyjechałem z Polski. Znalazłem dobrą posadę za niezłe pieniądze. Spotykałem się z dwiema dziewczynami. Obie były fajne, ale nam nie wyszło… Z Anią nie utrzymywałem kontaktów. Myślałem, że jeśli będzie chciała rozwodu, sama się odezwie.
Przyjechałem do mamy na święta. Ledwo postawiłem nogę na lotnisku, już chciałem wracać, tak mi się zrobiło przykro i żal tego, co straciłem. Dopiero tutaj, na nowo zacząłem analizować, zastanawiać się, szukać przyczyny naszej klęski. I coraz bardziej żałowałem…

Byłem pewien, że Ania wie o moim przyjeździe do Polski; zadbałem o to…Wspólni znajomi mieli jej o tym donieść. Po co? Oczywiście, miałem nadzieję, że się do mnie odezwie, zadzwoni, poszuka jakiegoś pretekstu i poprosi o spotkanie…Mogłem to sam zrobić, ale jakaś głupia duma mi na to nie pozwalała. Spałem z komórką przy uchu, niestety, milczała!
– Synku, odwiedź ją – prosiła moja mama. – Tyle czasu się nie widzieliście…Nie tęsknisz?
Tęskniłem jak cholera! Co z tego, kiedy wyobraźnia podsuwała mi następujący obraz: dzwonię do jej drzwi, ona otwiera, a za nią stoi nieznajomy gostek. Ona mówi: o, poznajcie się; mój były, mój aktualny… Nie mógłbym tego znieść!
Więc poszedłem z kumplami na wódę i teraz umieram z przepicia. Mama jest na mnie wściekła, więc specjalnie wali garnkami, trzaska czym się da, a nawet włącza odkurzacz…
– Cierp, pijaku, ja ci nie pomogę – mówi.
– Mamo, błagam! Wody zimnej proszę… I kompres na głowę. Zlituj się, wiesz, że nie piję, to było z rozpaczy… Kocham Anię, nie daję sobie bez niej rady! Jest coraz gorzej!
Chyba się wzruszyła, bo czuję lodowaty ręcznik na czole, więc chwytam jej rękę i chcę pocałować z wdzięczności. Ale ta ręka jest mała, delikatna, ma znajomy kształt i najmilszy, jedyny, niepowtarzalny zapach. I szeroką obrączkę na palcu, a mama obrączki nie nosi. Czyżby? Nie wierzę! Boję się otworzyć oczy, bo jeśli to sen, chcę spać dalej. Dopiero, kiedy słyszę głos Ani zrywam się tak gwałtownie, że walę głową w ścianę. Boli!
Ania się śmieje.
– Nic mi nie współczujesz? – pytam.
– Nic a nic! Daj, pocałuję i przestanie boleć. Chcesz?
Jakie to będą piękne święta!

Więcej prawdziwych historii:
„Przez pandemię straciłam pół etatu. Żeby utrzymać siebie i dziecko, sprzedaję swoje nagie zdjęcia w internecie”
„Wiem, że wychowuję cudze dziecko. Nie odejdę od żony, bo w przeszłości też ją zdradziłem”
„Mój narzeczony stracił nogę w wypadku. Rozważam odwołanie ślubu, bo nie chcę niepełnosprawnego męża”
„Od lat próbuję uciec od przemocowego byłego partnera. Ale on ciągle mnie odnajduje...”

Redakcja poleca

REKLAMA