„Przez pandemię straciłam pół etatu. Żeby utrzymać siebie i dziecko, sprzedaję swoje nagie zdjęcia w internecie”

samotna matka fot. Adobe Stock
Na pomoc rodziców nie mogę liczyć, ojciec Adasia zapadł się pod ziemię. Gdyby nie te głupie zdjęcia, nie byłabym w stanie nawet nakarmić syna.
/ 21.12.2020 10:14
samotna matka fot. Adobe Stock

Wiem, że pandemia to trudny okres dla wszystkich. Wiem, że ludzie znajdują sposób na to, by wiązać koniec z końcem. Ale ja naprawdę nie miałam wyjścia i musiałam znaleźć sposób na to, by szybko zarobić. Mam na utrzymaniu nie tylko siebie i mieszkanie. Mam przede wszystkim 7-letniego synka, Adasia.

Wychowałam się w domu dziecka, więc nie miałam większej szansy na studia. Chociaż maturę napisałam wzorowo, tuż po skończeniu szkoły musiałam znaleźć pracę, chciałam też znaleźć odpowiednie mieszkanie. Miałam szansę na mieszkanie socjalne, ale bałam się, że wtedy nigdy nie ucieknę z patologii, którą pamiętałam z dzieciństwa. Alkohol, awantury, przemoc - jako kilkuletnie dziecko doświadczyłam tego aż nadto.

Znalazłam pracę jako recepcjonistka w hotelu i od razu wynajęłam nieduży pokój w dwuosobowym mieszkaniu. Żyło mi się skromnie, ale dobrze. Czułam, że w końcu wychodzę na prostą i mam szansę na w miarę normalne życie. Gdy miałam 20 lat, poznałam Pawła. Nasz związek był intensywny, pełen namiętności i zakończył się, gdy zaszłam w ciążę. Paweł zostawił mnie z brzuchem i uciekł za granicę. Ja zostałam z pokojem 8 metrów kwadratowych, 3000 zł netto i złamanym sercem.

Pracowałam prawie do samego porodu i wróciłam do pracy sześć miesięcy po nim. Adaś, mój syn, poszedł do żłobka, potem do przedszkola, a w końcu do podstawówki. Byliśmy szczęśliwi we dwoje, a ja dostałam kolejną podwyżkę, więc wprowadziliśmy się do nowego własnego mieszkania, bez innych współlokatorów. I wtedy przyszła pandemia.

Pierwszą falę przetrwałam. Przed drugą falą firma, w której pracuję, zaczęła szukać oszczędności. Dostałam ultimatum - albo zgodzę się na połowę etatu, albo rozwiążemy umowę. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę pracy z 7-letnim dzieckiem. Wiedziałam, że czeka nas sporo zmian, ale Adaś tak strasznie cieszył się z własnego pokoju...

Koleżanka powiedziała mi, że dziewczyny tak zarabiają

Musiałam poszukać dodatkowego źródła zarobku. Było trudno, bo żadnego rękodzielniczego talentu nie mam. W życiu jednak nie przyszło mi do głowy, że zostanę sexworkerką. Wszystko zaczęło się od tego, że pożaliłam się koleżance. Ta opowiedziała mi historię swojej znajomej - była w podobnej sytuacji jak ja i żeby móc się utrzymać, zaczęła sypiać z mężczyznami za pieniądze. Nie była to oczywiście jej rada, raczej pikantna anegdotka. Mi jednak dała do myślenia.

Bałam się sypiać z obcymi mężczyznami, szczególnie teraz, gdy trudno o dostęp do opieki zdrowotnej. Zgłębiłam jednak temat i... byłam w szoku. Nawet nie wiecie, jakie rzeczy ludzie są w stanie kupić - i to naprawdę za grube pieniądze. Używane majtki, skarpetki, legginsy, rajstopy...

Dziś nie oceniam dziewczyn, które je sprzedają, ale wtedy wydawało mi się to okropnie obrzydliwe. Niektóre z nich sprzedawały też zdjęcia - nagie, w bieliźnie, w spódnicach, jeansach... Z początku myślałam, że to nie dla mnie. Potem po raz pierwszy przyszła mi pomniejszona wypłata i zmieniłam zdanie.

Nigdy nie byłam specjalnie piękna ani specjalnie szczupła. Jestem zwykłą kobietą, która swoje kształty na co dzień ukrywa w dużych swetrach i luźnych jeansach. Postanowiłam jednak spróbować.

Zrobiłam kilka zdjęć, na których nie było widać mojej twarzy ani żadnych szczegółów, bo których mogliby mnie rozpoznać znajomi. Wyszły, nieskromnie mówiąc, niezłe. Napisałam ogłoszenie, najsprośniejsze jakie umiałam, by przyciągnąć jak najwięcej chętnych klientów. W ciągu pierwszego tygodnia na sprzedaży fotek zarobiłam 200 złotych. 200 złotych za 30 minut pracy i to niezbyt wyczerpującej, a przede wszystkim - bezpiecznej.

Wciągnęłam się. Zdjęć robiłam coraz więcej i więcej, w coraz śmielszych pozach i coraz bardziej dopracowanych. Po miesiącu moja sypialnia przerodziła się już w małe studio fotograficzne. Profesjonalna lampa, kilka ładnych koców na tło i ładna bielizna sprawiają, że cena moich zdjęć podskoczyła dwukrotnie.

W dobrym miesiącu zarabiam tyle, ile w pracy na recepcjiAdaś ma wymarzone zabawki, a ja czasem mogę kupić sobie fajniejszy ciuch czy kosmetyk, o którym kiedyś tylko mogłam pomarzyć. Żyjemy na przyzwoitym poziomie. Nie myślę, że moje pieniądze pochodzą z jakiegoś brudnego, uwłaczającego źródła. To praca jak każda inna. Niektórzy potrafią uczyć dzieci, inni programować. Ja potrafię zrobić sobie zdjęcia, na punkcie których mężczyźni szaleją.

Te same zdjęcia sprzedaję oczywiście kilku mężczyznom. Mam jednak kilku stałych klientów, więc muszę pilnować się, by nie wysłać im dwa razy tego samego. Oczywiście, z czasem zaczęło pochłaniać to coraz więcej mojego czasu. Boję się, że jakimś cudem to, co robię, odkryją niepowołane osoby i przez to stracę Adasia. Boję się też, że gdy on podrośnie, w końcu na nie trafi. Ale teraz o tym jeszcze nie myślę i mam mam nadzieję, że zaraz nie będę musiała tego dłużej robić.

Nie myślę o też tym, kto kupuje moje zdjęcia i co z nimi robi. Nie mogę, bo od razu zaczyna mnie mdlić. Ale czy znalazłabym inny, łatwiejszy i równie skuteczny zawód? Nie sądzę.

Więcej prawdziwych historii:
„Wychowali mnie znerwicowana matka i ojciec alkoholik. Nie dziwię się, że nigdy nie będę normalna”
„Mój mąż zdradził mnie z koleżanką naszej córki. Ona zaszła w ciążę, a on chce wyrzucić mnie z domu”
„Anoreksja prawie zabrała mi córkę, a ja nic nawet nie zauważyłam...”
„Jestem alkoholiczką. Zdarza mi się zasnąć w melinie, chociaż w domu czekają na mnie wystraszone dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA