Dostrzegłam jego sylwetkę w oddali, gdy przemierzał sklep lekko przygarbiony, lawirując pomiędzy stojakami z ubraniami. Wycofałam się w głąb sklepu, kryjąc się za świeżo dostarczoną kolekcją sukien. Może uda mi się pozostać niezauważoną. „Chyba nigdy niedane mi będzie się od nich uwolnić”, przeszło mi przez myśl z poczuciem beznadziei. Gdziekolwiek bym się nie udała, oni i tak mnie wyśledzą i upomną się o forsę.
„Oni” to moi bliscy krewni
Matka, tata i ich dwoje synów, niezłych zabijaków, co w mgnieniu oka zdobyli respekt całego blokowiska. Przesiadywali na ławkach, ale innych niż ich ojciec, który przy swoich dzieciakach sprawiał wrażenie potulnego baranka. I w sumie taki był, tyle że non stop na rauszu i okropnie upierdliwy. Gdy brakowało mu na flaszkę, potrafił wyrwać dychę od najbardziej skąpego przechodnia. Zazwyczaj od bladego świtu czatował w alejce, wypatrując tego dnia zamożniejszych ziomków albo żebrząc od ludzi drobniaki „na kromkę chleba".
Nie miał oporów przed proszeniem o jałmużnę, twierdząc, iż oskubanie łatwowiernego człowieka to niemałe osiągnięcie, a figę z makiem temu, kto uważa inaczej. Odkąd podjęłam zatrudnienie w centrum handlowym, zaczął mnie nagminnie nachodzić po swój rzekomy zasiłek za ojcowskie trudy. Wręczałam mu parę groszy, byleby się odczepił, i wypraszałam go z lokalu, obawiając się, że zwróci uwagę szefowej.
– Panienka z wyższych sfer krępuje się własnego staruszka – bąkał pod nosem, ale podążał ku drzwiom, aby za jakiś czas ponownie przybyć po następną porcję gotówki.
Uznał, że będę dla niego dojną krową i regularnie kazał mi się dokładać do jego budżetu. Gdy pewnego razu powiedziałam „nie”, okazał swoje niezadowolenie przez solidny plask w policzek. Natychmiast zjawiła się ochrona i siłą go wyrzucili za drzwi, a on darł się wniebogłosy, żeby go puścili, bo ma prawo dać klapsa własnemu dziecku. No i klops, sprawa się rypła. Szefowa mnie wezwała i chciała wiedzieć, czy taka niefajna akcja, jak to ujęła, może się jeszcze kiedyś zdarzyć.
Chciałam zachować tę posadę, dlatego też obiecałam, że tata już nigdy nie pojawi się w sklepie. Szefowa nie dała się jednak zwieść i pozbyła się kłopotliwej podwładnej. Ze względu na brak funduszy, by dalej regulować należność za pokój dzielony z przyjaciółką, nie miałam innego wyjścia, jak wrócić do rodzinnego gniazda. Najbardziej uradowała się Sylwia, najmłodsza z całej naszej gromadki. W wieku zaledwie pięciu lat nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że w wielkiej grze życia trafiła na pusty los.
Koleżanki z klasy miały kochających rodziców i większe możliwości, więc odrzucały mnie. Nie ustępowałam im, po prostu nie stać mnie było na to samo — beztroskę, radość z dzieciństwa i życie chwilą. Ich rodzice dawali z siebie wszystko, by pchnąć je do przodu. Ja musiałam sama zadbać o siebie. Nie podążyłam drogą braci, ponieważ byłam inna, dziwaczna i nieporadna, jak o mnie gadali, choć niekoniecznie takimi określeniami.
Zjawił się z poranną kawą
Jako dziecko uwielbiałam oddawać się lekturze, pogrążać w świecie fantazji i snuć opowieści z happy endem. Szybko znalazłam ścieżkę prowadzącą do biblioteki w szkole. Powieści były dla mnie niczym koleżanki, które otwierały przede mną wrota do innej, lepszej rzeczywistości niż ta, którą poznałam. Zanurzałam się w niej, by nie dostrzegać wiecznie pijanego taty z głupkowatym, łagodnym uśmiechem przyklejonym do jego zniszczonej przez nałóg twarzy, porywczych braci oraz zastraszonej mamy, ślepo ich kochającej. Moja matka. Początkowo współczułam jej, ale gdy dorosłam, coś zaczęło mnie zastanawiać. Czemu godziła się na taki los?
Matka powinna zerwać kontakty z ojcem i wyrwać nas z tego bagienka, a co najważniejsze, ukrócić wybryki braci, wprowadzić reguły i uczynić z nich porządnych obywateli. Nie potrafiła się na to zdobyć, brakowało jej sił. Takie matki jak nasza określa się mianem bezradnych wychowawczo, ale moim zdaniem ona po prostu nie dawała sobie rady z codziennością. Godzinami oglądała telewizję, zatracając się w problemach postaci z seriali, a na głos małej Sylwii reagowała zdenerwowaniem.
Tak jak ja, odkryła alternatywną rzeczywistość, gdzie mogła się schronić. Jakie to miało dla mnie konsekwencje? Od małego byłam zmuszona troszczyć się o siebie. Gdy straciłam posadę w sklepie odzieżowym, natychmiast ruszyłam na poszukiwania kolejnej, gotowa przyjąć dosłownie cokolwiek, byleby tylko nie kisić się w czterech ścianach.
Ostatnio weszłam do lumpeksu. Moja wypłata była tak niziutka, że od razu pomyślałam sobie, iż to tylko tymczasowa fucha. Jednak to przekonanie zelżało, kiedy napotkałam Mateusza. Zrobił na mnie spore wrażenie. Oprócz tego, że był przystojniakiem, to jeszcze zaradny — choć ledwo co osiągnął pełnoletność, już zarządzał sieciowym kioskiem z gazetami, który znajdował się w galerii handlowej zaraz przy moim second-handzie.
Pewnego poranka Mateusz zjawił się z poranną kawą i chrupiącą bułką, poznaliśmy się i zaproponował, żebyśmy zjedli razem śniadanie. Niby nic takiego, a jednak mnie to totalnie urzekło. Zupełnie jak w powieściach, które pochłaniałam. Myślałam, że dalej będzie już tylko z górki, wielka miłość aż po grób i bajkowe życie we dwoje. Teraz wiem, że kierowały mną nierealne fantazje, kompletnie oderwane od szarej codzienności. Byłam jak moja mama, wolałam żyć w świecie wyobraźni niż w realnym świecie.
Mateusz był przeciętnym nastolatkiem
Nie wyróżniał się ani w dobrą, ani w złą stronę, ale miał sokoli wzrok. Od razu wypatrzył, że jestem gotowa się zakochać, więc postanowił to wykorzystać, czemu by nie. Przez kwartał czułam się jak w raju, do roboty gnałam, jakbym miała skrzydła u ramion, bo tam był ON, mój wymarzony facet. Wyleciało mi z głowy, że obiecałam sobie poszukać lepszego zajęcia, przestałam dbać o siebie. Ale po co? Nie byłam już sama. Tym razem to moi bracia wyszpiegowali, gdzie haruję. Wpadli kiedyś do „szwagra”, żeby pogadać i wyciągnąć go na szlugi, darmowe, co nie wymaga tłumaczenia. No bo jak chodzi z ich siostrą, to prawie jak krewny, nie? A krewnym się nie odmawia.
Kiedy Mateusz usłyszał prośbę, nie powiedział „nie”, ponieważ był zbyt przerażony, by odmówić. Jednakże po paru dniach oznajmił mi, że powinnam wyrzucić go z pamięci. Okazało się, iż przeprowadził na mój temat swego rodzaju dochodzenie i sporo się o mnie dowiedział. Świat jest naprawdę mały, szczególnie dla osób takich jak ja. Niełatwo jest pozbyć się swojej przeszłości i zacząć od nowa. Podczas kolejnej wizyty braciszków u „szwagra”, Mateusz postanowił wezwać ochroniarzy i zagroził im, że powiadomi policję.
Zdradził personalia moich braci i stwierdził, że ma informacje o ich aktualnym miejscu pobytu. Bracia wpadli we wściekłość, jednak finalnie zdecydowali, że szkoda ich cennego czasu na takie głupoty. Po pewnym okresie dali spokój Mateuszowi, ale ze mną była inna historia. Rozpowiadali na prawo i lewo, że ich siostra liczyła na to, że ułoży sobie życie, znajdując sobie faceta po akademii. Mało tego, insynuowali, że w moich zamiarach było zajście w ciążę.
Wszyscy sąsiedzi robili sobie ze mnie jaja
Pewnie bym olała całą tę sprawę, ale moja matka wzięła się za mnie ostro. Zrobiła mi straszną awanturę, że jestem głupia, bo puściłam w trąbę takiego super chłopaka. Gadała, że mogłam wspomóc rodzinę finansowo, a zamiast tego tylko obciążam domowy budżet.
Następnego dnia spakowałam manatki, zgarnęłam to co mi się należało z pensji, wyjęłam pieniądze ukryte w piwnicy i kupiłam bilet w jedną stronę do Niemiec. Na obczyźnie nie było lekko, ale zacisnęłam pasa i postanowiłam dać radę. Zajmowałam się staruszkami, a gdy podszkoliłam się trochę z niemieckiego, dostałam robotę w knajpie.
Przeszłam niezłą lekcję życia, ale udało mi się wyrwać ze świata, który był mi z góry narzucony. Nigdy tam już nie wrócę, zerwałam kontakty z toksyczną familią.
Podobno jestem wyrodną córką, a może nawet kimś gorszym. Starzy chyba myśleli, że będę ich żywić do końca życia. Jednak ja postawiłam na siebie i moją siostrę. Sylwia mieszka ze mną, nie zostawiłam jej w tym rodzinnym piekle. Chodzi do szkoły, nieźle się uczy, ludzie ją lubią, ma kumpele i perspektywy na przyszłość. A co ze mną? Właśnie awansowałam, teraz jestem szefową w knajpie. Haruję jak wół, ale wzięłam się za naukę języków i myślę o studiach. Chcę się dokształcać, iść do przodu. Życie daje mnóstwo szans, tylko trzeba po nie sięgać. Bywa ciężko, ale warto to robić, bo na końcu czeka nagroda. Trzeba cisnąć naprzód i nigdy się nie poddawać. Przenigdy.
Andżelika, lat 20
Czytaj także:„Brat rzucił żonę dla chciwej kobiety z kalafiorem zamiast mózgu. Wpycha mu łapy do portfela i czeka na drogie prezenty”„Mój mąż był kościółkowym dewotem i prawił kazania o mojej przyjaciółce. Ale moimi plecami zaproponował jej romans”„Żona miała umysł zniszczony przez funty. Ukradła mi pieniądze i uciekła ze swoim gachem. Nie miałem do czego wracać”