„Mój mąż był kościółkowym dewotem i prawił kazania o mojej przyjaciółce. Ale za moimi plecami zaproponował jej romans”

mężczyzna w kościele fot. Getty Images, Paul Burns
„Mój małżonek gadał jakieś głupoty, że zachowanie Moniki jest nieodpowiednie, a jej wizyta w naszym domu stanowiłaby >>brak szacunku dla świętości związku małżeńskiego<<”.
/ 17.06.2024 07:15
mężczyzna w kościele fot. Getty Images, Paul Burns

Od lat Monika wzbudzała mój wielki szacunek swoją samodzielnością i tym, że nie bała się mówić, co myśli. Mój małżonek za to wprost jej nie znosi. Kto by pomyślał, że Monia wróci do naszej mieściny po dwudziestu latach? Pojawiła się, żeby pożegnać zmarłą matkę i wyglądało na to, że trochę tu zostanie, bo bez pośpiechu robiła porządki w pustym mieszkaniu.

Nigdy tu nie pasowała

– Widzisz, los wreszcie ją dopadł – oznajmił mój małżonek z zaskakującym, nawet jak na jego standardy, zadowoleniem. – I jest tam, gdzie zaczynała. Z tą różnicą, że dawniej miała urodę i wiek po swojej stronie, a teraz zobacz, jak bardzo się postarzała. No cóż, jak głosi Pismo: kto wichry sieje… Jak to leciało dalej, Gosiu?

– Skoro taki z ciebie pobożniś, to sam sobie znajdź w Piśmie Świętym – wymamrotałam z niesmakiem.

Razem z Moniką byłyśmy kumpelami z jednej paczki w szkole, więc obie jesteśmy w tym samym wieku! Pięćdziesiątka to jeszcze nie jest starość, do jasnej anielki. Jakby Kaziu raczył się choć raz przyjrzeć krytycznie własnej osobie, to by takich głupot nie wygadywał. Jemu też została z czupryny tylko ścieżka przez sam środek głowy, a bawi się w playboya... Coś mi się widzi, że cały czas pamięta, jak Monika dała mu kosza jeszcze w liceum. Ojej, jego męska duma chyba została urażona po wsze czasy! Myśli, że nie mam pojęcia o jego podbojach miłosnych?

Monia to była prawdziwa sztuka, ale na tutejszych gości nawet nie raczyła spojrzeć. Nasze małomiasteczkowe środowisko cholernie ją wkurzało i w ogóle nie kwapiła się, żeby jakoś do niego przywyknąć. Czuła frajdę, idąc pod prąd przy byle sposobności, a harmider, jaki się przy tym robił, chyba napawał ją wielką uciechą.

Zawsze bardzo podziwiałam jej samodzielność i przez całe liceum szukałam jej obecności, a ona, o dziwo, znosiła moją mało interesującą postać w swoim towarzystwie. Chyba łączyło nas coś na pewnej płaszczyźnie, choć nigdy nie pojmowałam przeciwko czemu ona tak się sprzeciwia. Czemu nasze miasteczko wydaje jej się tak mało pociągające, że chce z niego zniknąć za wszelką cenę? Gdyby tylko odpuściła sobie swoje szalone wizje, zostałaby zaakceptowana!

– E tam! – prychnęła. – Mam się przejmować moralnością małego miasteczka, kiedy śni mi się robota na paryskim Montmartre?!

Szczerze powiedziawszy, nigdy nie brałam tych słów na poważnie. Wydawało mi się, że to tylko takie przechwałki. Jednak gdzieś trzy lata po zdaniu matury, Monia przysłała mi pocztówkę z fotografią paryskiej wieży Eiffla. Dopiero wtedy zaczęłam podejrzewać, że ona rzeczywiście mogła mieć konkretny pomysł na swoje życie i traktować go serio. Nie czułam się tym oburzona, raczej zaciekawiona całą sprawą.

Moja codzienność stała się nużąca

Opieka nad maleństwem, ciągłe pranie ubranek, porządki w domu i przyrządzanie posiłków – te niekończące się obowiązki doprowadzały mnie do szaleństwa... Bez dwóch zdań, mogłabym wtedy rzucić to wszystko i zostać panią lekkich obyczajów, a nawet włóczęgą podążającą za armią w obozie markietanek. Każda opcja jawiła się jako lepsza alternatywa w porównaniu z życiem, które wtedy wiodłam.

– Nie pracuję jako prostytutka, kochanie – sprzeciwiła się Monia podczas wizyty u rodziców rok później, gdy umówiłyśmy się na szybkie spotkanie przy kawie na rynku. – Jeśli już musisz mnie jakoś określić, to powiedziałabym, że jestem damą do towarzystwa. Szczerze mówiąc – ściszyła głos z błyskiem w oku – spotykam się z pewnym dyplomatą. To ma swoje dobre i złe strony…

Ona nie miała bladego pojęcia o negatywnych aspektach życia. W tamtym okresie akurat kończyłam zmagania z pieluchami mojego pierworodnego i szykowałam się na powitanie następnego dziecka. Nie wiadomo kiedy pochłonęły mnie obowiązki matki, małżonki i gospodyni domowej. Zanim się obejrzałam, zniknęła gdzieś Gosia z głową pełną marzeń, a pojawiła się nudna niczym bułka bez masła żona Kazimierza. Choć kasy nam nie brakowało, bo mąż miał niezłą fuchę, to gdy tylko poczułam odrobinę luzu, zdecydowałam się rozejrzeć za jakąś robotą.

Moja nowa praca jako księgowa była dla mnie prawdziwą odskocznią. Wreszcie znów mogłam poczuć się sobą, a nie tylko żoną u boku męża. Niestety, radość z odzyskanej swobody nie trwała zbyt długo. Ktoś bowiem musiał zaopiekować się schorowaną teściową.

– I tak mało zarabiasz – stwierdził Kazik. – Zatrudnienie opiekunki będzie dużo droższe. Najlepiej będzie jak wrócisz do domu i zajmiesz się mamą.

Tak oto minęło mi pół stulecia na dbaniu o cudze życie, a nie o swoje własne… Od czasu do czasu Monia przysyłała mi pocztówki z Tokio, Canberry czy Wellington.

Chciałam żyć jak ona

Zakątki świata, o których słyszałam jedynie podczas zajęć z geografii. Sięgałam po atlas, wyszukiwałam lokalizację, z której nadeszła pocztówka, a następnie z westchnieniem pełnym zazdrości przylepiałam tę kolorową fotografię na wewnętrznej stronie drzwi od mojej szafy.

Wpatrywałam się w ten obrazek i wprost nie mogłam uwierzyć, że osoba, która uczęszczała ze mną do tej samej szkoły, dorastała w podobnym środowisku i dysponowała zbliżonym budżetem, miała okazję odwiedzić tyle fascynujących miejsc na świecie. Ekscytujące było snuć wyobrażenia, że takie mogłoby być również moje życie.

Będąc dzieckiem, wyobrażałam sobie, że jestem główną postacią z filmu „Angelika wśród piratów”. W moich fantazjach otaczali mnie przystojni marynarze o skórze muśniętej słońcem i wiatrem, a ja zwiedzałam najdalsze zakątki globu na pokładzie wspaniałego żaglowca. Jednak rzeczywistość szybko weryfikowała moje marzenia, gdy patrzyłam w lustro w łazience. Na widok siwych włosów i wystających boczków, ze złością i łzawiącymi oczami, mamrotałam pod nosem:

– Angelika! Kogo miałabyś skusić, żeby cię porwał?

Kiedy moja teściowa zmarła, poczułam, że wreszcie mam z powrotem własne życie. Problem w tym, że kompletnie nie wiedziałam, co powinnam z nim zrobić. Nasze pociechy od dłuższego czasu żyły na swoim, a mój małżonek był pochłonięty pracą i rozwojem kariery. Ja natomiast snułam się jak cień po naszym ogromnym, opustoszałym domu, a jedynym sposobem na wyrażanie targających mną emocji było szorowanie podłóg na mokro. Właśnie wtedy, po długiej nieobecności, do naszego miasteczka wróciła Monika.

– Planujesz tu zostać na stałe? – zagadnęłam ją z nutą nadziei w głosie, gdy w końcu udało nam się spotkać. Monia jednak odpowiedziała mi wymijająco, jedynie wzruszając ramionami.

– Na razie na pewno trochę tu pomieszkam – odezwała się po dłuższej chwili milczenia. – Wiesz, muszę doprowadzić parę spraw do porządku, a co będzie potem… Sama jeszcze nie mam pojęcia, Gosiu.

Szczęściara zawsze ma wybór

Ona była w zupełnie innej sytuacji niż ja, bo miała wybór, co robić.

– Marzysz o tym, żeby zmienić miejsce zamieszkania? – zagadnęła, zaciekawiona moim wymownym brakiem słów.

Miałam ochotę przytaknąć, ale sumienie mi na to nie pozwalało. Prawdę mówiąc, chyba nie odważyłabym się porzucić wszystkiego i wyruszyć w podróż w nieznane. Tam nikt na mnie nie czeka, jestem obca dla innych, a inni są obcy dla mnie... To trochę przerażające. Jak miałabym sobie poradzić poza granicami kraju?

– A tutaj jak sobie radzisz? – dociekała Monia.

– Tak naprawdę zajmuję się jedynie porządkami w domu i przygotowywaniem posiłków – powiedziałam, zastanawiając się nad jej słowami.

– A ile na tym zarabiasz? – drążyła temat. – A co byś powiedziała na robienie tego samego u mnie w Paryżu? Miałabyś z tego niezłe pieniądze. Jak ci się podoba ten pomysł? Moim zdaniem na start to wystarczy, co o tym myślisz?

Parsknęłam śmiechem, słysząc jej słowa. Ostatnio dużo przebywałyśmy w swoim towarzystwie, bo pomagałam jej ogarnąć dom po rodzicach. Nie rozumiem, o co Kazkowi chodziło, że ma o to jakieś żale. Ciągle mi powtarzał, że zaniedbuję nasze cztery kąty i więcej czasu poświęcam tej, jak ją nazwał, trzpiotce, zamiast własnemu facetowi. Zupełnie jakby on codziennie pędził na złamanie karku z roboty, żeby umilić mi czas pogawędką! Tak szczerze mówiąc, to zauważyłam raczej coś przeciwnego. To już nie mogę jej zaprosić do nas do domu?

– Wiesz, o co mi chodzi – niemal warczał, a jego głos ociekał irytacją. – Ona na ciebie kiepsko działa. Dobrze ci wiadomo, co robiła wcześniej.

– A tobie co, Kaziu? – rzuciłam, czując narastającą złość. – Bawisz się teraz w mojego ojca albo robisz za miejscową obrończynię moralności?

– Aha! – westchnął tryumfalnie. – Dawniej w życiu byś się tak do mnie nie odezwała! Chyba czujesz, jak to działa, ta arogancja jest zaraźliwa jak cholera.

W ogóle jej nie akceptował

No dobra, przyznaję, że faktycznie jestem teraz trochę bardziej pewna siebie, ale czy to coś niedobrego? Gadałyśmy dużo o sobie nawzajem, o tym czego pragniemy, o naszych niespełnionych marzeniach. Naprawdę słuchałam tego, co Monia mi opowiadała, a ja sama też mogłam się wreszcie przed kimś otworzyć, być szczera do bólu, a tego nie robiłam od wielu lat. Serio szkoda mi było, że Monia nie zostanie w mieście, a to już raczej było przesądzone. Czułam, że brakuje mi prawdziwej przyjaciółki.

– Wiesz co, skarbie? Moim zdaniem Monika to nie jest twoja kumpela – oznajmił Kaziu, gdy go zapytałam, czy pasowałoby mu, żebym zaprosiła ją na imprezę z okazji kolejnej rocznicy naszego małżeństwa. – Słuchaj, przecież ta kobieta trudniła się najstarszym zawodem świata. Jak ją zaprosimy na nasze święto, to byłoby coś bardzo nie na miejscu.

– W odniesieniu do czego konkretnie? – starałam się nadążyć za jego tokiem myślenia.

– No jak to czego? Jak mogłaś nie załapać, że chodzi o związek małżeński, do jasnej ciasnej! – prawie już krzyczał. – Dziewczyno, co się z tobą dzieje, że muszę ci wyjaśniać takie oczywistości?

– Przede wszystkim, Moniczka nie parała się żadną prostytucją... Skąd w ogóle wytrzasnąłeś takie określenie?! Poza tym, od kiedy zacząłeś udawać takiego pobożnisia? Z tego co kojarzę, w dniu naszego ślubu byłeś zwolennikiem ideologii komunistycznej i kto wie, gdyby nie sierpniowy przełom, zapewne zapisałbyś się do PZPR.

– Nie chcę jej pod naszym dachem! – wrzasnął Kazimierz. – Dotarło?

Szczerze mówiąc, czułam ogromny smutek, gdy okazało się, że osoba, która jest mi najbliższa, zachowała się jak ostatni cham. Zastanawiałam się, czy naprawdę powinnam obchodzić kolejną rocznicę ślubu z kimś takim, czy może lepiej będzie potraktować to jako młodzieńczą pomyłkę i po prostu o wszystkim zapomnieć? Cała ta sytuacja wprawiła mnie w zakłopotanie, ponieważ zdążyłam już zaprosić moją przyjaciółkę Monikę i teraz musiałam wykombinować jakieś przekonujące kłamstewko, żeby za żadne skarby nie przyszła do nas do domu.

Dwulicowy drań

Żadne wymówki nie zabrzmiałyby szczerze, a nie miałam zamiaru się upokarzać, tuszując prostackie zachowanie Kazia. Zdecydowałam, że powiem jak jest.

– Monia, Kazik ma opory wobec twojego udziału w tej imprezie – przekazałam koleżance. – Żal mi, że się na tobie mści. Podejrzewam, że chodzi o to, jak go olałaś, gdy się do ciebie zalecał.

– Wspominał ci o tym? – zdziwiła się Monia. – Myślałam, że nie będzie o tym mówił.

– Daj spokój, to było tak dawno temu – machnęłam ręką. – Poza tym wiem to od ciebie, już zapomniałaś, jak mi to relacjonowałaś? Obie chichrałyśmy się wtedy z Kazika…

Monia zamyślona pokręciła głową, spoglądając na mnie w dość nietypowy sposób.

– Cóż – odezwała się po chwili ciszy. – Skoro ty jesteś ze mną szczera, to ja też będę z tobą. Wyobraź sobie, że Kazik próbował do mnie uderzać już tutaj. Dwa dni temu podszedł do mnie, jakby nigdy nic i zasugerował, że moglibyśmy się przespać, bez zobowiązań, jak to ujął. Stwierdził nawet, że gdybym czuła się nieswojo w mieszkaniu moich świętej pamięci rodziców, to może zorganizować nam pokój w motelu. Najwyraźniej stwierdził, że jestem już na tyle zdesperowana, że skuszę się na takiego przystojniaka jak on. Wybacz, Gośka – opamiętała się. – Ale nikt nie lubi, gdy ktoś go tak traktuje, wiesz o co mi chodzi.

Uniosłam nieco ramiona w geście zaskoczenia. To, co usłyszałam, nie wywołało we mnie poczucia zranienia, a raczej szczere zdumienie. Mój mąż, który w ostatnim czasie sprawiał wrażenie świętoszka, najwyraźniej zdolny był do podobnych wyczynów. Monia zapewne dostrzegła moje rozterki, bo podstawiła mi pod oczy swój telefon.

– Popatrz tylko na te esemesy od niego. Delikatność to raczej nie jest jego mocna strona, sama widzisz.

Gapiłam się na wyświetlacz smartfona jak zaczarowana. W suchych, prostackich zdaniach, mój współmałżonek składał propozycję seksualną kobiecie, którą przede mną obwiniał o nieprzyzwoite zachowanie. Cóż za zakłamanie, dosłownie poczułam mdłości.

– Ej, Monia, a masz tam jeszcze jakiś wakat na sprzątaczkę w tej twojej paryskiej chałupie? – zagadałam po dłuższym milczeniu.

– No jasne – Monika przytaknęła. – Jak się zdecydujesz, to za dwa tygodnie ruszamy.

– Decyzja już zapadła.

Tak szczerze mówiąc, to chyba najwyższa pora, żebym w końcu ruszyła cztery litery z tej dziury i zobaczyła kawałek świata. Przydałoby się też na spokojnie pogłówkować nad paroma istotnymi kwestiami.

Czytaj także:
„Teściowa była zimna jak lód. Nabrałam podejrzeń, gdy po latach zaczęła mówić ludzkim głosem"
„Koleżanka swatała mnie z przystojnym dżentelmenem. Wyszedł z niego cham i prostak, ale na szczęście go przejrzałam”
„Szukałam królewicza, ale trafiałam na same niemoty. Wolę być singielką niż żyć z facetem o mentalności kartofla”

Redakcja poleca

REKLAMA