„Z samotności chodziłam do masażysty. Dzięki jego dłoniom miałam w życiu odrobinę czułości”

rozmarzona kobieta fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„– Okłamałem panią. Cała ta sytuacja jest bardzo nieetyczna, a wszystko przeze mnie. Proszę wybaczyć. Ja masuję panią tak delikatnie, bo odczuwam wobec pani ogromną czułość – wypalił, a ja zaniemówiłam”.
/ 13.09.2024 14:47
rozmarzona kobieta fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Praca za biurkiem szkodzi na kręgosłup. Ale kontuzjowane plecy mogą mieć dobry wpływ na… serce. Wiem, że brzmi to absurdalnie, ale w moim przypadku taka zależność miała miejsce. Już opowiadam, jak to się stało, że ból w okolicach krzyża stał się lekarstwem na kłopoty sercowe.

Czułam się samotna

To właśnie wtedy poczułam, że skoro wciąż nie mam chłopaka, to znaczy, że nie jest ze mną dobrze. Moje serce cierpiało przez samotność, przez dokuczliwe wrażenie, że nigdy nie znajdę ideału, bo wszyscy, którzy chodzą po świecie, są jacyś dziwni. I w ogóle nie wiadomo, czy istnieje ten jedyny, przeznaczony wyłącznie dla mnie.

Leczyłam więc te sercowe bóle wszelkimi znanymi metodami: wino, lody, pogaduchy z koleżankami, regularne zakupy na przecenach, trochę aerobiku, trochę imprez w piątkowe i sobotnie wieczory. Czas leciał, a ból serca nie mijał. Wręcz przeciwnie, z wiekiem się nasilał.

No bo miałam już 25 lat, a wciąż byłam sama! Naprawdę mi to dokuczało. Szukałam nowego antidotum na problemy, i znalazłam – pracę. Jestem kadrową, więc roboty jest zawsze dość. Siedziałam w biurze po godzinach, bo przecież i tak nie miałam męża i dzieci, do których musiałabym wracać. Ślęczałam przy biurku po dziesięć godzin dziennie i w końcu ból serca zastąpił inny ból. Ten prawdziwy – w okolicach krzyża.

Potrzebowałam pomocy

Był tak silny, że nie mogłam spać, kiepsko chodziłam, a już o siedzeniu nie mogło być mowy. Wtedy tęskne podszepty serca poszły w zapomnienie, bo jak człowieka coś naprawdę boli, to zapomina o Bożym świecie. Szukałam pomocy, ale lekarz przepisał tylko maści, tabletki i kazał zrobić zdjęcie rentgenowskie, na którym nic nie wyszło.

Byłam zrozpaczona. Chorowałam już tydzień i nie było poprawy. Leki działały o tyle o ile, a przecież nie mogłam bez końca siedzieć na L4. Wtedy przyszła mi z pomocą koleżanka.

– Słuchaj, Iza, ty idź do fizjoterapeuty!

– Do kogo?

– To jest taki masażysta, ale z papierami. Znaczy, że masażem rozluźnia przykurcze w mięśniach – wyjaśniała.

– Kręgarz? – pytałam zdziwiona.

– Oj, tak kiedyś się mówiło, ale teraz to są ludzie z szerszym wykształceniem. Ja mam takiego jednego. Chcesz numer? Wyleczył mój kark. Zanim do niego poszłam, to każdego ranka nie mogłam ruszyć głową.

– Dobra, daj zapiszę sobie…

Zapisałam numer w telefonie pod hasłem „kręgarz”.

Umówiłam się na wizytę

Skojarzenie związane z tym określeniem kazało mi spodziewać się wąsatego 50-latka z rękoma jak drwal. Bardzo się zdziwiłam, kiedy w gabinecie przywitał mnie ktoś, do kogo zdecydowanie pasowało to nowoczesne określenie – „fizjoterapeuta”.

Wysoki blondyn, niebieskie oczy, smukła sylwetka i silne, duże, ale zadbane dłonie. Uśmiechnął się do mnie od wejścia, zapytał, co mi dolega, a potem kazał się położyć na takim stole z otworem na twarz. Wcześniej jednak powiedział, żebym zdjęła koszulkę i spodnie.

Pupa na szczęście została okryta majtkami i przysłonięta ręcznikiem. Ale i tak myślałam, że spalę się ze wstydu. Potem zaczął się masaż. Spodziewałam się strasznych katuszy, bo ta moja koleżanka, Renata opowiadała, że łzy jej leciały w czasie zabiegu – tak jej ten facet wszystko ponastawiał.

Nikt mnie tak nie dotykał

U mnie nic takiego się nie działo. Fizjoterapeuta był tak delikatny, masaż tak subtelny, że na początku zachciało mi się spać, a potem… W mojej głowie pojawiły się myśli, do których aż wstydzę się przyznać. Cóż, wyobraźnia szalała, zwłaszcza, kiedy usłyszałam to:

– Proszę wybaczyć, ale teraz muszę zsunąć pani odrobinę bieliznę, bo trzeba wymasować górną część pośladków – powiedział masażysta.

Cieszyłam się, że leżę na brzuchu i nie widać mojej purpurowej ze wstydu twarzy. Chociaż miałam wrażenie, że zarumieniłam się nawet na pupie. A gdy fizjoterapeuta już skończył masować pośladki, czyli po pół godzinie przyjemności, wiałam stamtąd jak jakaś jawnogrzesznica.

Ból pleców trochę przeszedł, ale nie na tyle, na ile się spodziewałam. Koleżanka też się dziwiła.

– Co ty mówisz, jeszcze cię boli? Mnie po pierwszym razie wszystko przeszło, tak się za mnie zabrał! Łzy mi ciekły po policzkach – opowiadała.

– Mnie nie bolało – zarumieniłam się.

– Naprawdę?! – Renata nie mogła uwierzyć.

– No tak. Był bardzo delikatny…

– Co ty gadasz? I co ty się tak rumienisz? – zaśmiała się, bo dostrzegła to, co chciałam ukryć.

Poszłam jeszcze na trzy wizyty

Każda z nich wyglądała tak samo. Jeśli chodzi o ból pleców, czułam się niewiele lepiej, ale za to zawsze wychodziłam z gabinetu fizjoterapeuty zrelaksowana albo podekscytowana jego dotykiem. Tak koił moją samotność. O żadnych łzach nie było mowy. Obie z koleżanką zaczęłyśmy się zastanawiać, skąd ta różnica w terapii.

Tłumaczyłam sobie to tym, że jej kark wymagał innej metody niż mój krzyż. I niż moja pupa… Tak naprawdę jednak wcale nie chciało mi się w to wierzyć, więc w końcu postanowiłam zapytać o to samego masażystę.

Zdobyłam się na odwagę przed sesją, bo wiedziałam, że po jej zakończeniu znów ucieknę cała rumiana i odurzona.

– Panie Maćku, pan wybaczy pytanie, ale bardzo dziwi mnie, że ten masaż jest taki delikatny. Koleżanka, która mnie do pana przysłała, miała problem z karkiem i mówiła, że plecy wymasował jej pan tak, że płakała z bólu. Skąd ta różnica?

– No wie pani, są różne schorzenia – widziałam, że się zarumienił. – Jedne wymagają terapii manualnej, tak jak u pani koleżanki, a w innych przypadkach potrzebny jest tylko delikatny masaż…

– Tak, jak u mnie.

– Tak, jak u pani. Proszę, zapraszam… – wskazał mi ręką stół, a potem zaczął sesję.

Tego się nie spodziewałam

To nie był jednak koniec rozmowy. Po jakichś dwudziestu minutach, kiedy znów zdążyłam nabrać rumieńców, nagle przestał i wprawił mnie w zupełne zakłopotanie.

– Przepraszam panią, pani Izo – pierwszy raz odezwał się do mnie po imieniu. – Ale nie mogę dalej pani masować.

– A co się stało? – uniosłam się na łokciu, a wzrok miałam mętny i rozmarzony.

– Okłamałem panią. Cała ta sytuacja jest bardzo nieetyczna, a wszystko przeze mnie. Proszę wybaczyć. Ja masuję panią tak delikatnie, bo odczuwam wobec pani ogromną czułość – wypalił, a ja zaniemówiłam. – Proszę iść do kogoś innego. Strasznie mi przykro, że naraziłem panią na…

– Na co? – nie tylko wzrok miałam mętny, ale myśli też.

Na to, że może się pani poczuć wykorzystana…

Wstałam i chwiejnym krokiem poszłam za parawan, żeby się ubrać. Usłyszałam jak drzwi otwierają się i zamykają. Kiedy wychodziłam, pana Maćka już nie było. Przez dwa dni biłam się z myślami, a potem w końcu postanowiłam do niego zadzwonić, ale nie odbierał.

Napisałam mu więc SMS o takiej treści: „Panie Maćku, niech nie czuje się Pan winny. Jeśli faktycznie odczuwał Pan niestosowne emocje w trakcie masażu, to musi Pan wiedzieć, że moje myśli też nie były czyste. Jeśli Pan mnie wykorzystał, to i niech Pan czuje się wykorzystany”.

Będę go miała na wyłączność

Zakończyłam zdanie uśmieszkiem, wysłałam wiadomość i czekałam. Oddzwonił. Zaproponował randkę, a ja od razu się zgodziłam.

I może to nie było właściwe, ale na tej pierwszej randce poszłam z nim do łóżka. Nie mogłam się oprzeć. Przez te sesje nagromadziło się we mnie takie napięcie, że nie wytrzymałam. Zresztą on chyba czuł to samo.

Wybuchła między nami taka namiętność, że od razu poczułam, że to właśnie ten jedyny. Nie myliłam się, bo dziś Maciek jest moim narzeczonym. Rozumiemy się i jest nam ze sobą bardzo dobrze. Jego znajomy – fizjoterapeuta – wymasował mi porządnie plecy i w końcu przestały boleć.

Serce też. Ale to już z kolei zasługa Maćka. Wreszcie jestem szczęśliwa! 

Izabella, lat 26

Czytaj także: „Miałem Krzyśka za przyjaciela, a on poderwał mi córkę. Myślałem, że śnię, ale potem zrobił coś jeszcze gorszego”
„Moja 22-letnia pasierbica to leniwa buła, która nie chce się uczyć ani pracować. Teraz jeszcze muszę spłacać jej długi”
„Chciałam uciec z miasta na wieś, ale nie umiałam postawić się matce. Była dumna, że bryluję w branży finansów”

Redakcja poleca

REKLAMA