Życie w mieście nigdy nie było moim ulubionym. Od dawna śniłam o przeprowadzce na wieś, ale brakowało mi śmiałości, by to zrobić. Przede wszystkim przez moją mamę, która od wielu lat skutecznie mnie od tego pomysłu odwodziła. Wystarczył jednak jeden wyjazd, bym pojęła, że to właśnie tam chcę być...
To były najcudowniejsze momenty
Pewnego dnia zadzwonił wujek Stefan. I wtedy moja mama zareagowała w dość zaskakujący sposób. Jak tylko skończyła rozmawiać, to od razu zaczęła zacierać ręce z zadowolenia.
– Lepiej późno niż później, jak to mówią – powiedziała z wyraźnym ukontentowaniem w głosie.
– A co się stało? – zaciekawiłam się tą sytuacją.
Uwielbiałam wujka, brata mojej mamy. Tryskał humorem i emanował ciepłem. W czasach szkolnych letnie miesiące spędzałam u niego na wsi. Były to dla mnie najcudowniejsze momenty w życiu. Snułam marzenia, że gdy będę duża, na stałe się tam przeprowadzę.
– Wyobraź sobie, że Stefek w końcu zdecydował się sprzedać gospodarstwo! Kto by pomyślał, że kiedyś zmądrzeje. Ile to razy mu gadałam, żeby zostawił to wszystko w cholerę i przeniósł się do miasta po tym, jak Tereska odeszła. No i proszę, jednak miałam rację – kontynuowała.
– Jesteś pewna, że dobrze usłyszałaś? – wtrąciłam.
– Dosłownie przed momentem poprosił mnie, żebym do niego wpadła. Podobno chce ogarnąć rzeczy przed sprzedażą i rozdzielić rodzinne pamiątki – odpowiedziała.
– To może ja cię wyręczę? Akurat nie mam żadnych planów na najbliższy weekend! – zaoferowałam.
– Serio? To super! Wiesz przecież, jak nie znoszę tam jeździć – westchnęła z ulgą.
Nie znosiła prowincji. Zaraz po zdaniu matury wyruszyła do metropolii i od tamtej pory sporadycznie zaglądała w rodzinne kąty. Odniosłam wrażenie, że najchętniej wymazałaby z pamięci swoje korzenie, gdyby tylko miała taką możliwość.
Nic się tam nie zmieniło
W weekend pod wieczór zajechałam do wsi. Nic się tu nie zmieniło – ten sam budynek pokryty winoroślą, podobne drzewa owocowe, tyle że nieco wyższe, a za ogrodzeniem rozciągające się po horyzont łany zbóż.
Zrobiło mi się miło w środku. Nie odwiedzałam tych stron od czasu, gdy byłam nastolatką. W tamtym okresie zadurzyłam się w Marku, chłopaku mieszkającym po sąsiedzku. Był studentem na uczelni rolniczej i kipiał od pomysłów na przyszłość.
Z wielkim zaangażowaniem snuł wizje, jak po zaliczeniu ostatniego egzaminu rzuci się w wir pracy i przekształci podupadające gospodarstwo swoich starych w dobrze prosperujący rolniczy biznes.
Wspomnienia naszych sekretnych spotkań, czułych buziaków, a w końcu tej wyjątkowej nocy wciąż były we mnie żywe... Marzyłam, że po zdaniu matury również wybiorę się na nauki rolnicze. Chciałam pojechać do niego na wieś, pobrać się i wieść radosne życie po kres naszych dni. Pech chciał, że podzieliłam się tymi zamiarami z matką. Wpadła w szał.
– Zapomnij o tym! Nigdzie się stąd nie ruszasz, zaliczysz uczelnię z prawdziwego zdarzenia i zrobisz karierę zawodową. To o wiele lepsze niż babranie się w oborniku! – wydarła się.
Całkowicie zablokowała jakąkolwiek możliwość spotkania z wujkiem, odkąd się pokłóciłyśmy. Zależało jej, żebym jak najprędzej zapomniała o tych bzdurnych pomysłach na sielankowe życie gdzieś na prowincji.
Matka miała dla mnie inne plany
Mocno trzymała rękę na pulsie, pilnując, żebym po liceum wybrała właściwy kierunek – marketing i zarządzanie. W czasie wolnym od nauki wysyłała mnie na zagraniczne wojaże, a po obronie dyplomu wyszukała mi posadę w branży finansowej. Pękała z dumy, że tak dobrze wszystkim pokierowała.
– Dostałaś ode mnie życie jak na tacy. Doceniaj to! Ja w twoim wieku mogłam jedynie pomarzyć o takim wejściu w dorosłość! – ciągle mi to powtarzała przy każdej okazji.
Usiłowałam przekonywać, że to nie moja bajka, ale ona twardo obstawała przy swoim zdaniu. Ja z kolei nie potrafiłam się postawić. Dlatego grzęzłam w tej przeklętej bankowości, katowałam się i błagałam siły wyższe, żeby zdarzyło się coś, co wywróci moje życie do góry nogami. Wujaszek był wielce rad z faktu, że wpadłam do niego z wizytą. Ale zaraz potem zmarkotniał.
– Mama chyba zdążyła ci już wspomnieć o tym, co zamierzam – wyznał.
– Tak, słyszałam. Ale o co chodzi? Przecież zawsze powtarzałeś, że nigdy w życiu nie pozbędziesz się gospodarstwa. Że tu przyszedłeś na świat i tu skończysz swoje dni. A teraz taka niespodziewana decyzja! Skąd ta zmiana? – dociekałam.
– Cóż, po prostu sam już nie daję rady. Gdybym miał lepsze zdrowie, to może jeszcze bym walczył. Ale coś mi niedomaga z sercem. Lekarz zalecił, żebym zwolnił tempo i uważał na siebie… – odparł z żalem.
– No ale przynajmniej masz już kogoś konkretnego na oku, kto tę ziemię od ciebie przejmie?
– Wiesz co, pod tym względem los mi sprzyja. Facet, który jest zainteresowany kupnem mojego gruntu, to prawdziwy pasjonat rolnictwa. Uwielbia pracować na roli, ma o tym pojęcie i jestem przekonany, że zadba o każdy skrawek pola. A zresztą, chyba go kojarzysz. To Marek. Pamiętasz go? Kiedyś coś między wami iskrzyło… – zerknął na mnie wymownie.
Rozpamiętywałam naszą miłość
Moje policzki zrobiły się czerwone jak dojrzałe pomidory.
– No tak, jasne, że go pamiętam. Co tam u niego słychać? Założę się, że zdążył się ożenić i zostać tatą. W końcu to już prawie dekada – usiłowałam zamaskować swoje zakłopotanie.
– Nic z tych rzeczy, nadal jest singlem. I za każdym razem, gdy się spotykamy, dopytuje o ciebie. Chyba naprawdę zawróciłaś mu w głowie. – Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Daj spokój, to tylko takie twoje wrażenie. On po prostu jest uprzejmy i dobrze wychowany. Dawne dzieje, nie wracajmy do tego… – wydukałam i tłumacząc się zmęczeniem, poszłam do pokoju gościnnego na piętrze.
Starałam się ukryć przed wujkiem zaskoczenie, a zarazem radość, jaką wywołały we mnie jego słowa.
Wieczorem przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zmrużyć oka. Oczywiście, moje myśli krążyły wokół Marka. Rozpamiętywałam naszą miłość, przyrzeczenia i marzenia o tym, że kiedyś będziemy razem szczęśliwi. Czyżby faktycznie o nich pamiętał?
Gdy coraz bardziej zagłębiałam się w te rozważania, rosło we mnie rozgoryczenie. Zrozumiałam, że zmarnowałam ostatnie lata, tkwiąc w miejscu, którego nie znosiłam, zamiast podążać za głosem serca i spełniać swoje pragnienia. A wszystko przez to, że brakowało mi odwagi, by sprzeciwić się despotycznej matce. W jednej chwili rozżalenie przerodziło się w gniew.
– Przepraszam, mamo, ale już dłużej nie będę cię słuchać! – powiedziałam sama do siebie z determinacją.
Zgłosiłam się na ochotniczkę
Kiedy kładłam się spać, miałam już plan. Wstałam skoro świt, w doskonałym nastroju. Schodząc na dół, zastałam wujka, który od rana uwijał się w kuchni.
– Mam nadzieję, że nie zawarłeś jeszcze z Markiem żadnego kontraktu – zagaiłam.
– Nie, a czemu pytasz?
– To lepiej tego nie rób. W każdym razie na ten moment.
– A to z jakiej przyczyny? – zaskoczony, uniósł brwi.
– Ponieważ właśnie znalazł ci się pomocnik. Może nie jakiś wybitny, ale z pewnością chętny do pracy i pełen zapału – oznajmiłam radośnie, pokazując na siebie.
Stryj aż przycupnął ze zdumienia, gdy to usłyszał.
– Chwila moment, chyba coś mi się przesłyszało. Mam rozumieć, że zamieszkasz u mnie? – zapytał z niedowierzaniem.
– Dokładnie. I to lada dzień. No chyba, że nie masz ochoty mnie gościć. W takim przypadku spakuję wszystkie pamiątki i wrócę do Warszawy – zrobiłam pauzę.
– Ależ oczywiście, że mam ochotę, nawet sobie nie wyobrażasz, jak wielką! To najwspanialsze nowiny, jakie ostatnimi czasy do mnie dotarły! – wykrzyknął i w przypływie radości objął mnie mocno.
– Cholera, zdajesz sobie sprawę, że mama będzie wściekła jak nigdy dotąd? – powiedział, po czym zamilkł na moment.
– Wiem, ale nic na to nie poradzę. Postanowiłam i koniec, nie ma odwrotu – odpowiedziałam stanowczo, bez cienia wątpliwości.
Panowała między nami głucha cisza
Kiedy tylko jej powiedziałam, że chcę zrezygnować z tej świetnej posady w banku i wyjechać na wieś, to po prostu oszalała. Zaczęła swoje stare narzekania o tym, jak to się poświęcała, żebym mogła mieć udane życie w dużym mieście. No i jaka to jestem bez serca.
– Mamo, chyba coś ci się pomyliło. Ja uwielbiam wieś, a ty jej nie znosisz. Może w końcu to do ciebie dotrze – cierpliwie wyjaśniałam. Ale to niczego nie zmieniało.
– Ty naprawdę nie masz pojęcia, w co się pakujesz. Nie minie miesiąc, a wrócisz do mnie z podkulonym ogonem. Przykro mi tylko, że stracisz pracę. Ale ode mnie drugi raz nie dostaniesz wsparcia. Lepiej to sobie zapamiętaj – stwierdziła lodowatym głosem, po czym obróciła się na pięcie i zniknęła w swoim pokoju.
Przez kolejne dni panowała między nami głucha cisza. Mama snuła się po domu, posyłając mi znaczące spojrzenia. Pewnie liczyła, że w ten sposób nakłoni mnie do zmiany zdania. Ku mojemu zaskoczeniu, zupełnie mnie to nie ruszało. Ogarnęłam wszystko w robocie, spakowałam parę niezbędnych drobiazgów i po tygodniu pojechałam na wieś. Z każdym przebytym kilometrem czułam coraz większą radość.
Gdy dotarłam na miejsce, mój stryj powitał mnie jak zwykle bardzo ciepło. Tym razem jednak towarzyszył mu Marek. Na jego widok poczułam, że nogi się pode mną uginają. Prezentował się dużo atrakcyjniej niż w czasach, kiedy szalałam za nim bez pamięci.
– Cóż, nici z twoich planów. Majątek pozostanie w rękach rodziny – rzuciłam, starając się zabrzmieć beztrosko.
– No tak, ten plan na razie nie wypalił. Ale kto wie, co przyniesie przyszłość… – na twarzy Marka zagościł enigmatyczny uśmiech.
Ciągle łamię sobie głowę nad tym, co on miał na myśli. Czy chodziło o ten kawałek gruntu? Czy może raczej o moją osobę? A może o całą sytuację? Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko jedno – w końcu trafiłam na miejsce, gdzie odnajdę prawdziwe szczęście. Czas rozpocząć wszystko od początku!
Kornelia, 31 lat
Czytaj także:
„Myślałam, że mój mąż jest nieczuły i zimny jak mrożonka. Okazało się, że ma dość oryginalny sposób na okazywanie uczuć”
„Przez 20 lat prowadziłam wojnę z sąsiadką. Pod maską złośnicy skrywała jednak tragiczną historię”
„Grzebałam mężowi w telefonie i rzeczach. Szukałam dowodów zdrady, ale mnie przyłapał i się wściekł”