„Moja 22-letnia pasierbica to leniwa buła, która nie chce się uczyć ani pracować. Teraz jeszcze muszę spłacać jej długi”

Kobieta zła na pasierbicę fot. iStock by Getty Images, MachineHeadz
„Nigdy nie uważałam się za złą macochę. Wkładałam mnóstwo wysiłku, aby zaskarbić sobie sympatię Moniki. Ona jednak bezwstydnie to wykorzystywała. Powoli tracę cierpliwość do tego małżeństwa i kłopotów, jakie ze sobą niesie. Znoszę to od 12 lat”.
/ 13.09.2024 11:15
Kobieta zła na pasierbicę fot. iStock by Getty Images, MachineHeadz

Gdy nasze drogi się skrzyżowały, Rafał od ponad trzech lat żył samotnie po stracie żony. Na początku byłam przekonana, że nie doczekali się potomstwa, skoro nie było nikogo w jego mieszkaniu.

Jednak gdy nasza relacja się zacieśniła, wyjawił mi, że ma córkę. Ta informacja wprawiła mnie wprawdzie w zdumienie, ale odebrałam ją bardzo pozytywnie. Fakt, że jest tatą, zupełnie mi nie przeszkadzał, gdyż ja również wychowywałam syna z poprzedniego związku. Jedyne, co mnie zaintrygowało, to to, że dziewczynka nie dzieli z nim domu, tylko mieszka u babci. No, ale z drugiej strony umiałam to zrozumieć.

Najpierw to, że zachorowała jego małżonka, a potem jeszcze odeszła i trzeba było przeżywać żałobę. Jasne, że ciężko mu było ogarnąć to wszystko samemu, dlatego jego mama przejęła część opieki nad dzieckiem. U babci z pewnością miała się dobrze i nic złego się nie działo.

Poczułam się zaskoczona i dotknięta

Wraz z rozwojem naszej relacji, gdy zaczęliśmy myśleć o ślubie, wyraźnie zakomunikowałam mojemu partnerowi, że nie widzę przeszkód, by jego córka z nami zamieszkała. Co więcej, uważałam, że tak powinno być i szczerze o tym Rafałowi powiedziałam.

– Każde dziecko potrzebuje taty – przekonywałam go. – A także drugiej mamy, która choć trochę wypełni pustkę po tej prawdziwej.

Nie spodziewałam się, że Monika odmówi przeprowadzki do nas. Jej decyzja mnie zaskoczyła, a nawet trochę zabolała. Myślałam, że mnie lubi. Przecież nie próbowałam zastąpić jej mamy, traktowałam ją życzliwie, podobnie jak mój mały, pięcioletni synek, który był pod wrażeniem starszej, dziewięcioletniej koleżanki.

Fajnie byłoby mieć taką siostrę! – powiedział mi kiedyś syn.

Monia w ostateczności zdecydowanie oznajmiła, że chce nadal przebywać u babuni. Chwilę zajęło mi zrozumienie, że ta decyzja niekoniecznie musi być związana ze mną. Jako że dziewczynka od dłuższego czasu rezydowała u dziadków, przywykła do nich i uważała ich mieszkanie za swoje własne. Z tego powodu niespecjalnie kwapiła się, żeby je zostawiać.

Odejście mamy i jej choroba to na pewno było dla niej mocne doświadczenie, dlatego gdzieś w środku wolała uniknąć dodatkowego napięcia związanego z przenosinami do mieszkania nieznanej jej osoby (kiedy wzięliśmy ślub, postanowiliśmy, że będziemy mieszkać u mnie).

Bardzo chciałam, aby mi zaufała

Zależało na tym, żeby zdobyć zaufanie Moniki. Chciałam, żeby patrzyła na mnie jak na kogoś bliskiego, prawie jak na część rodziny. Niestety, nigdy nie udało mi się tego osiągnąć. Może nie byłam traktowana z otwartą wrogością, ale na pewno czułam z jej strony pewną rezerwę. Babcia Moniki regularnie podgrzewała atmosferę, rozpieszczając wnuczkę, ile tylko się dało, bo bidulka nie ma mamusi. Ja z kolei uważałam, że dziewczynka wcale nie ma tak ciężko w życiu. Była kochana przez babcię i tatę, ja też darzyłam ją sympatią, no i pod względem finansowym też nie miała najgorzej.

Monika miała dość wygodne życie, bo ojciec pokrywał jej wydatki, a do tego otrzymywała świadczenie po odejściu mamy. Stać ją było praktycznie na wszystko, niekiedy nawet na dosyć oryginalne zachcianki. Chyba zbyt mocno jednak przywykła do tego luksusu, ponieważ gdy stała się pełnoletnia, ciężko jej było z niego zrezygnować. Niestety, okoliczności uległy zmianie. Gdy babcia odeszła, nastolatce pozostało lokum, a co za tym idzie – opłaty, które należało regularnie uiszczać.

Była leniwa

Zasiłek, który otrzymywała po matce, był wypłacany jedynie do momentu osiągnięcia przez nią pełnoletności, chyba że nastolatka zdecydowałaby się na dalszą naukę. Jako że nie paliła się zbytnio do zgłębiania wiedzy, straciła prawo do renty. Liczyłam na to, że w takich okolicznościach moja pasierbica weźmie się w garść i zacznie szukać zatrudnienia. Cóż za naiwność z mojej strony! Wcale jej się nie spieszyło, by znaleźć pracę. Z racji braku odpowiedniego wykształcenia – a kto dziś przejmuje się maturą? – mogła co najwyżej liczyć na etat w charakterze kasjerki albo sprzątaczki.

 – Zapomnij, że będę tyrać w supermarkecie! To katorżnicza robota za psie pieniądze – od razu zastrzegła Monika. – A sprzątać też nie zamierzam, bo to poniżej mojej godności.

Udało mi się znaleźć dla mojej pasierbicy posadę sekretarki u dobrej znajomej, która prowadziła własną działalność gospodarczą. Nie minął nawet miesiąc, a już usłyszałam od niej narzekania, że ta robota jest strasznie nieciekawa i monotonna. Moja przyjaciółka odczuła niemałą ulgę, gdy Monika postanowiła zrezygnować z tego zajęcia, gdyż podobno całymi dniami obijała się, nie wykonując powierzonych zadań, a ilość darmowej kawy, którą zdążyła wypić, przerosła łączne spożycie pozostałych zatrudnionych.

Nauczyłam się czegoś ważnego 

Od tej pory ani myślę zachwalać komuś moją pasierbicę. Narobiłabym sobie jedynie wstydu i musiałabym koleżanki przepraszać na kolanach. Ten eksperyment uświadomił mi, że dziewczyna musi po prostu sama zdecydować, co tak naprawdę chce robić w swoim życiu.

– Pójdę na masażystkę. Taka praca podobno przynosi niezłe pieniądze – postanowiła Monika i poprosiła o gotówkę na szkolenie.

Otrzymała potrzebną kwotę, a po kilku dniach oznajmiła, że masaż sprawia, iż ręce ją bolą, dlatego porzuca dalsze szkolenie. Wściekłam się, że zmarnowała nasze pieniądze, zwłaszcza że chodziło o pokaźną sumkę. Ja i Rafał nie zarabiamy kroci, wszelkie niespodziewane koszty mocno nadszarpują domowe finanse.

– Drugi raz nie dam się zrobić w konia! – irytowałam się. – Monika niech sobie sama zapłaci za jakieś zajęcia, a my co najwyżej oddamy jej kasę, gdy dobije do końca kursu.

Muszę przyznać, że plan był nierealny, ponieważ córka mojego męża zwyczajnie nie posiadała funduszy. Do tego nie paliła się zbytnio, żeby zdobyć jakiś fach. Niedługo potem doszły mnie słuchy, że zalega z opłatami za mieszkanie. Miała zaległości w czynszu, rachunki za prąd, gaz i wodę też piętrzyły się bez pokrycia. Aż pewnego razu pracownicy elektrowni zapukali do jej drzwi i po prostu wyłączyli jej dostawy prądu.

Zasmuciło mnie kłamstwa męża

Przybiegła do nas zapłakana. Jak można normalnie żyć, kiedy wszystko nawala? Sterczeć w świetle świecy, podczas gdy lodówka nie chodzi, podobnie jak telewizor i komputer? No katastrofa.

Mąż postanowił wtedy przeprowadzić poważną dyskusję ze swoją córką. Zapytał wprost, co stało się z forsą, którą regularnie przekazywał jej każdego miesiąca z przeznaczeniem na rachunki. Tak właściwie to byłam w szoku, gdy usłyszałam, o jakiej sumie mowa, bo myślałam, że daje jej o wiele mniej kasy. Zrobiło mi się trochę smutno z powodu tego, że mnie okłamywał. Przecież ja zawsze byłam z nim w porządku, jeśli chodzi o finanse i rozliczałam się co do złotówki…

Ale jeszcze bardziej wkurzyło mnie zachowanie Moniki, która nawrzeszczała na swojego tatę, twierdząc, że nie była w stanie związać końca z końcem, mając do dyspozycji „takie grosze”, bo przecież musi ubierać się stylowo i malować.

– Jestem młodą kobietą! Mam swoje wydatki – darła się wniebogłosy.

Przyznam szczerze, że miałam wtedy ochotę całkowicie uniemożliwić jej dostęp do pieniędzy, bo tak bardzo mnie zdenerwowała swoim zachowaniem. Ale zdawałam sobie sprawę, że nie wchodzi to w grę. Rafał na pewno by się nie zgodził, a ja zostałabym uznana za okropną macochę. Dlatego usiedliśmy razem z mężem i doszliśmy do wniosku, że spłacimy długi Moniki, zaciągając pożyczkę na 20 tysięcy złotych. Tak, dobrze słyszycie! Właśnie tyle nazbierało się przez trzy lata niepłacenia rachunków!

Życie nas nie oszczędzało

Zdawałam sobie sprawę, że czekają nas wyzwania, ale postanowiłam się nie poddawać. Wierzyłam, że damy radę. Ale fortuna nie stanęła po naszej stronie.

Odkąd Rafał został zwolniony, to ja musiałam spłacać nasz wspólny kredyt. Miałam tego serdecznie dość... Monika wciąż się obijała, podczas gdy ja zasuwałam jak głupia, żeby utrzymać nie tylko siebie, męża i synka, ale też ją! Krew mnie zalewała za każdym razem, kiedy o tym myślałam. W końcu nie dałam rady dłużej tego znosić. Postanowiłam znowu przemówić jej do rozumu. Oświadczyłam jej, że najwyższy czas wydorośleć i samej zacząć odpowiadać za siebie, również pod względem pieniędzy.

– Posłuchaj, kochana, nikt nie będzie cię wiecznie sponsorował – perswadowałam jej niczym dziecku. – Najwyższy czas zastanowić się nad jakimś fachem, może jakaś szkoła policealna? Przy okazji załapałabyś się na rentę po mamie, no i miałabyś własną kasę.

Obraziła się, ale po paru dniach odezwała się i przyznała, że mam rację.

Znalazłam super szkołę! Mam zamiar kształcić się na technika farmacji – oświadczyła.

Propozycja Moniki wydawała się sensowna, w końcu zapotrzebowanie na leki nigdy nie zmaleje. Pokazała mi witrynę internetową uczelni, harmonogram studiów i astronomiczne opłaty. Opłaciłam je po raz ostatni. Monika dostała się na studia i zaniosła do ZUS-u papiery potwierdzające, że kontynuuje naukę. Przywrócili jej rentę po mamie. Była wniebowzięta! Ja również się cieszyłam, bo myślałam, że w końcu odciąży to moje domowe finanse. Niestety, to była tylko moja błędna ocena sytuacji…

Udowodniła, że nie można jej ufać

Początkowo sumiennie uczęszczała na zajęcia, ale potem jak zwykle straciła zapał. Opłaciła jedynie pierwszą ratę za naukę, a kasę na pozostałe miesiące semestru zachowała dla siebie i przepuściła. Najgorsze jednak jest to, że chociaż przestała być studentką, wciąż inkasowała świadczenie z ZUS-u To już ewidentnie wykraczało poza prawo.

– Masz świadomość, że grozi ci za to jakaś kara? – zapytałam.

– No chyba tylko wtedy, gdy ktoś to wyniucha… – odparła bez zmartwienia, pewnie myśląc, że w ZUS-ie pracują sami idioci. Byłam pewna, że jak zawsze to my oberwiemy za skutki jej nieprzemyślanych działań. Mówiąc dokładniej, ja oberwę – w końcu tylko ja w naszej familii mam robotę. Przecież ta gówniara nie da rady oddać kasy ani zapłacić za karę…

Zanosiło się na to, że znowu odbije się to na naszym domowym budżecie. Nie miałam zamiaru brać na siebie następnej pożyczki. Zdenerwowałam się i sama złożyłam na nią skargę do ZUS-u, a gdy prawda wyszła na jaw, Monika po prostu znów się obraziła. Jakby tego było mało, obraził się również mój mąż.

Nastały u nas ciche dni

– Nie powinno ci to w ogóle przyjść do głowy! – biadolił mąż, kompletnie ignorując moje tłumaczenia, że ta mała nigdy nie nauczy się normalnego funkcjonowania, jeśli będziemy jej wszystko podawać na tacy. Krew się we mnie gotowała, kiedy obserwowałam, z jakim zapałem stawał w obronie swojej córuni, mimo że obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie ma racji. Przez tę pustą lalunię w naszym domu na dobre rozgościła się głucha cisza. Byłam totalnie przybita, a mój dorastający syn osłupiały tym, że jego przyszywany ojciec zachowuje się tak niedojrzale.

Coś takiego mnie nie przeszłoby bezkarnie! – rzucił uszczypliwą uwagę.

– Liczę na to, że w życiu nie postąpisz w ten sposób – odparłam, ściskając syna, jedynaka, który za parę miesięcy miał zdawać maturę i pójść na studia.

Zupełnie nie wiedziałam, jak się w tej sytuacji zachować. Rafał pozostawał głuchy na wszelkie argumenty. Ciągle gadał w kółko, że przecież jego córka to „jeszcze dzieciak”.

„Dwudziestodwuletni dzieciak!” – dopowiadałam sobie w duchu. Kiedy miałam tyle lat co ona, spodziewałam się dziecka i musiałam wziąć na siebie odpowiedzialność nie tylko za własne życie, ale także za życie maleństwa. Wiedziałam, że mimo iż uregulowaliśmy zaległości Moniki związane z czynszem, to bieżące zobowiązania prawdopodobnie rosną. Co prawda Rafał podjął z powrotem pracę, ale jego zarobki były niewielkie, więc Monika po prostu nie miała funduszy na opłaty. Liczyłam na jakieś wyjście z tej sytuacji, jednak nawet w najgorszych koszmarach nie przyszłoby mi do głowy takie rozwiązanie, jakie przedstawił mój małżonek.

Nie zgodzę się na to

– Wiesz co, Monisia mogłaby wynająć komuś mieszkanie odziedziczone po babci i wprowadzić się do nas – wypalił ni z tego, ni z owego, gdy siedzieliśmy przy stole. – Ona świetnie zdaje sobie sprawę, że to by było całkiem niezłe rozwiązanie i nawet się już zgodziła.

Chwila moment... Zgodziła się? A ja? A moje zdanie w tym temacie? Mówimy o moim mieszkaniu, do licha ciężkiego! Wcale nie mam pewności, czy chcę ugościć pod swoim dachem dorosłą pasierbicę, która od wielu lat tylko wykorzystuje innych i siedzi im na garnuszku!

– Gdy skończyła dziewięć lat, w ogóle nie dopuszczała myśli o wprowadzeniu się do nas. Przez tę sytuację znosiłam dogryzanie od znajomych. A teraz zdecydowała się na ten krok, akurat w wieku, kiedy jej rówieśnicy zaczynają żyć na własny rachunek? – irytowałam się.

Poczułam, że nie daję już rady i mam dość angażowania się w tę sprawę. Nie mam ochoty dłużej łożyć na kogoś, kto wyda moje z trudem zarobione fundusze na jakieś zachcianki, zamieszka u mnie i będzie jadł moje jedzenie, a jednocześnie nawet nie ruszy tyłka, żeby zrobić coś sensownego.

Wątpię, żeby Monika była dla mnie jakimkolwiek wsparciem po tym, jak zamieszkałaby u mnie. Pewnie nawet brudnych talerzy by nie umyła. Gdyby tylko mogła, z pewnością wyrzuciłaby mnie z mojej własnej sypialni, gdyby była jej potrzebna. Dawniej byłabym w stanie się na to zgodzić, ale teraz to już przeszłość. Nie dam się na to namówić i jestem zdecydowana nawet wziąć rozwód.

Małgorzata, 43 lata

Czytaj także:
„Córka zażądała wyprawki szkolnej za grube tysiące. Podobno bez markowych rzeczy nie ma co pokazywać się w klasie”
„Syn woli podrywać kolejne panny, niż zająć się własnymi dziećmi. Wstyd mi, bo nie tak go wychowałam”
„Po rozwodzie zapomniałam, że moja 16-letnia córka mnie potrzebuje. Ocknęłam się, gdy zobaczyłam jej brzuch”

Redakcja poleca

REKLAMA