Od ośmiu lat mieszkamy w Anglii i chociaż początki były trudne, teraz czujemy, że warto było ciężko pracować na to, co mamy. Każdy krok do przodu okupiliśmy wysiłkiem. Ja sama poświęciłam mnóstwo czasu na naukę języka, żeby znaleźć lepszą pracę. Marek, mój mąż, też nie miał łatwo. Nawet jako kierowca ciężarówki musiał znać język, bo „yes” i „no” nie wystarczy, żeby dogadać się w każdej sytuacji.
Zaczęło nam się tu układać
Trzy lata temu kupiliśmy dom na spokojnym osiedlu, idealny dla małej rodziny. Zaraz potem dowiedziałam się, że jestem w ciąży. W Anglii przepisy sprzyjają ciężarnym, więc nie musiałam się martwić o utratę pracy. Pracowałam spokojnie do rozwiązania, a gdy urodziła się nasza córeczka, Lena, zostałam z nią w domu przez pierwsze pół roku. Był to najpiękniejszy okres w moim życiu, ale wiedziałam, że nie będzie trwał wiecznie.
Choć Marek zarabiał dobrze, nasz budżet domowy potrzebował też mojej pensji, więc musiałam wrócić do pracy. Oczywiście, nie chciałam oddać Leny do żłobka, dlatego zaczęliśmy szukać opiekunki. Przeglądałam różne oferty, myśląc, czy powinna to być Polka, czy może ktoś miejscowy. Niestety, wszystkie opcje były drogie i zaczęłam się martwić, że nie damy rady finansowo. I wtedy Marek rzucił propozycję, która wydawała się rozwiązaniem naszych problemów.
– Co byś powiedziała na to, żeby sprowadzić moją siostrę, Majkę? – zapytał pewnego wieczoru, kiedy przeglądaliśmy kolejne oferty niani. – Jest teraz bez pracy, a opieka nad Leną mogłaby jej bardzo pomóc. Może przyjechać ze swoim synem, Stasiem. Lena miałaby towarzystwo, a my kogoś z rodziny do pomocy.
Pomysł wydawał się całkiem sensowny. Majkę znałam raczej słabo, bo widywaliśmy się rzadko od naszego wyjazdu do Anglii, ale nigdy nie miałam z nią problemów. Była miła i raczej bezkonfliktowa. Uznałam, że skoro Marek ufa swojej siostrze, to i ja mogę na nią liczyć.
Marek zadzwonił do Mai i szybko się dogadali. Miesiąc później zjawiła się u nas z synem. Była dokładnie taka, jaką ją zapamiętałam – sympatyczna, choć trochę hałaśliwa. Lena od razu ją polubiła, a Staś stał się jej nieodłącznym towarzyszem. Ustaliliśmy, że Majka i jej syn zatrzymają się u nas na jakiś czas, dopóki nie staną na nogi.
Zjechało się pół rodziny
Miesiąc po przyjeździe Majki zjawił się jej mąż, Tomek. Przyjechał na weekend, żeby zobaczyć, jak siostra radzi sobie w Anglii. Z miejsca spodobał mu się nasz dom.
– No, tu się żyje jak w bajce – rzucił, rozglądając się po salonie.
– Ty też byś mógł tak żyć, gdybyś chciał – odparł Marek, dobrze wiedząc, że Tomek nigdy nie miał zamiaru porządnie pracować.
Tomek wziął te słowa poważnie. Kilka tygodni później przyjechał znowu, tym razem z zamiarem pozostania na dłużej. Zaczął nawet dopytywać, czy Marek mógłby pomóc mu znaleźć pracę.
– Tylko że ty nie znasz angielskiego – Marek próbował ostudzić jego entuzjazm.
– A ty znałeś, kiedy tu przyjechałeś? – odpalił Tomek.
– Znałem na tyle, żeby się dogadać. Poza tym, uczyłem się po przyjeździe – wyjaśnił Marek.
– No to ja też mogę się nauczyć – Tomek próbował się bronić. Marek dał mu szansę i polecił go swojemu szefowi, ale postawił warunek.
– Idziesz na kurs angielskiego i nie ma wymówek – zaznaczył. Tomek zgodził się od razu, choć później okazało się, że jego zapał szybko wygasł.
Zaczęli nas wykorzystywać
Na początku nie miałam nic przeciwko temu, żeby Majka i Tomek zatrzymali się u nas, dopóki nie znajdą mieszkania. Chciałam nawet pomóc im w szukaniu, bo znałam miejscowe agencje. Niestety, szybko okazało się, że Tomek wcale nie spieszy się z wyprowadzką. Zamiast tego coraz częściej narzekał, że za mało zarabia.
– Myślałem, że w Anglii są wyższe stawki – mówił, jakby zapomniał, że dopiero co zaczął pracować i nie znał języka.
Marek próbował go przekonać, że wcale nie jest tak źle.
– My też zaczynaliśmy od niskich pensji – tłumaczył, ale Tomek tylko się żalił.
– Tak, ale wy nie mieliście dziecka na utrzymaniu – narzekał.
Problem w tym, że Staś niewiele kosztował. Maja opiekowała się naszym dzieckiem i dostawała za to wynagrodzenie, a oni przez cały tydzień jedli u nas za darmo. Nasze rachunki, zwłaszcza za wodę i prąd, rosły w zastraszającym tempie, a nikt nie pytał, czy powinien się do nich dorzucić.
Tomek miał szczególną słabość do długich kąpieli, mimo że Marek wielokrotnie przypominał mu, że w Anglii woda jest bardzo droga. Mimo to, nic się nie zmieniało. Marek zaciskał zęby i czekał, aż Tomek skończy kurs językowy i zacznie zarabiać więcej, żeby porozmawiać o sprawach finansowych.
Ale Tomek nigdy nie skończył kursu. Co więcej, stracił pracę. Nie było jasne, czy został zwolniony, czy sam zrezygnował, ale to nie miało znaczenia. Marek był wściekły, bo musiał nadrabiać godziny za szwagra, a na dodatek zaczęły się problemy w jego własnej pracy.
– Musiałem za ciebie przepracować nadgodziny! – wybuchnął Marek.
– No i co z tego? Przecież dostałeś za to dodatkowe pieniądze – odburknął Tomek, jakby to był jego plan od początku.
Żyli na nasze pieniądze
Marek nie mógł tego znieść, a sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Tomek posunął się nawet do tego, że zaproponował, aby Marek płacił Majce więcej za opiekę nad Leną, skoro teraz miał „więcej pieniędzy”.
– Oszalałeś? Nie zamierzam płacić więcej! – Marek nie wytrzymał.
Na domiar złego, Maja zaczęła popierać swojego męża. Twierdziła, że powinniśmy jej płacić więcej, bo opiekunki w Anglii zarabiają znacznie większe kwoty, niż jej płaciliśmy. Problem w tym, że Maja nie mówiła po angielsku i nie miała żadnego doświadczenia jako niania.
– To są stawki dla osób, które mówią po angielsku i mają referencje – przypomniał jej Marek.
Majka nie odpowiedziała, ale atmosfera zrobiła się lodowata. Czułam, że planują coś z Tomkiem, bo ich zachowanie zaczęło się zmieniać. Maja opiekowała się Leną coraz mniej zaangażowanie, a Tomek przestał nawet pytać o nowe oferty pracy. Wydawało się, że czekają na jakiś moment.
I ten moment nadszedł nagle. Pewnego dnia oznajmili, że wyjeżdżają.
– Dokąd? – zapytałam zaskoczona.
– Na wakacje – odpowiedzieli, jakby to było coś zupełnie normalnego.
Nie wiedzieliśmy, dokąd jadą, ani kiedy zamierzają wrócić. Zostawili większość swoich rzeczy, co oznaczało, że planowali wrócić. Byłam wściekła, bo zostawili nas na lodzie, a ja musiałam z dnia na dzień znaleźć opiekunkę dla Leny. Ostatecznie Lena trafiła do żłobka, a moja szefowa, widząc nasze problemy, pomogła mi załatwić dofinansowanie.
Miarka się przebrała
Po kilku tygodniach Majka i Tomek wrócili. Weszli do domu roześmiani, opaleni, jakby nic się nie stało.
– No to co? Zaparzcie kawę, mamy wam tyle do opowiedzenia! – krzyknął Tomek, rzucając się na kanapę.
– Co wy tu robicie? – zapytał Marek, patrząc na nich surowo.
– Jak to co? Przecież tu mieszkamy – odpowiedział zdziwiony Tomek.
– Nie, nie mieszkacie – odpowiedział Marek stanowczo. – Zabierajcie swoje rzeczy i wynoście się.
Tomek próbował się jeszcze tłumaczyć, że nie mają gdzie się podziać, że nie stać ich na mieszkanie, ale Marek nie zamierzał ustępować. To było za dużo.
Maja i Tomek wyjechali obrażeni. Kilka dni później, zupełnie bez wstydu, siostra zadzwoniła do Marka z nową propozycją. Zapytała, czy skoro wynajęli swoje mieszkanie na rok, mogliby wrócić do nas, dopóki nie znajdą nowej pracy.
– Oszaleliście? – Marek wybuchł i rzucił słuchawką.
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś spróbują nas wykorzystać, ale jedno jest pewne – Majka i Tomek mają więcej tupetu, niż kiedykolwiek sądziłam.
Ewelina, 28 lat
Czytaj także:
„Matka pożyczyła mi 20 tysięcy, a ja udawałem, że szybko jej oddam. Nie wiedziała, że już nie zobaczy swojej kasy”
„Córka traktuje mnie jak zbędny balast, więc odwdzięczałem się tym samym. Żałuję, że nie urodziła się jako chłopiec”
„Na zebraniu szkolnym lustrowałem śliczną wychowawczynię. Gdyby wiedziała, co myślę, pewnie dostałbym naganę”