Z dziewczynami to same problemy. Jakbym miał chłopaka zamiast córki, sytuacja wyglądałaby całkiem odmiennie. Taka myśl przechodziła mi przez głowę, gdy usłyszałem najnowsze wieści. Matylda ogłosiła wszem i wobec, że jest w ciąży.
– To pewnie sprawka Poldusia? – rzuciłem kąśliwie, bo nerwy wzięły górę.
– Jak śmiesz?! – wykrzyczały zgodnym chórem moja małżonka i córa. Tradycyjnie już stworzyły sojusz przeciwko mnie, nic dziwnego, zdążyłem się do tego przyzwyczaić.
– To które z was weźmie na siebie obowiązki związane z opieką nad maluchem? Ja, czy ten Poldek? – nie odpuszczałem. – Z was dwojga żadne nie jest specjalnie poukładane. Ani ty, ani Leopoldzik. Nie za bardzo wiadomo, gdzie będziecie mieszkać, dopiero co zaczęliście szukać sobie pracy, o jakimś małżeństwie nie ma co nawet rozmawiać, a tu proszę, niespodzianka! Dzieciak w drodze.
– Spokojnie, nie zamierzam być ciężarem w twoim domu – odparła oschle Matylda. – Leo właśnie odświeża ściany w mieszkaniu, które wynajęliśmy. Lada moment się stąd zbieram.
Matylda zwierzała się tylko matce
Poczułem ogromny smutek i wściekłość jednocześnie. Czemu jako ostatni dowiaduję się o całej sprawie? Jestem pewien, że moja żona, Zosia, wiedziała o wszystkim wcześniej. Tak było od zawsze, córka ze wszystkimi problemami biegła do niej. Kiedy Matylda skaleczyła sobie nogę, bolało ją gardło czy nie potrafiła poradzić sobie z matmą, to Zosia o tym słyszała. Ja byłem na szarym końcu, odkąd pamiętam czułem się jak zbędny dodatek w ich relacji.
Gdybym doczekał się potomka płci męskiej, sprawy przybrałyby zupełnie inny obrót. Syn z pewnością byłby zapaleńcem futbolu, doskonale wiedziałby, na czym polega zasada spalonego, dzielilibyśmy te same zainteresowania i mielibyśmy o czym rozmawiać. Mógłbym mu przekazać moją wiedzę i zdobyte doświadczenie, ale czy byłem w stanie zrobić to samo dla Matyldy? To leżało bardziej w kompetencjach mojej małżonki. Nie odnajdywałem się najlepiej w świecie dziewczynek, a Matylda bezbłędnie to wyczuwała i traktowała mnie jak powietrze.
Powoli traciłem kontrolę, a gdy dorosła, nasze drogi zupełnie się rozeszły. W tamtym czasie zdążyłem się już do tego przyzwyczaić i nie ingerowałem zbytnio w to, jak żona zajmuje się naszą córką. Nasze ścieżki z Matyldą rzadko się przecinały, a gdy już do tego dochodziło, słyszałem tylko: „cześć, tato”, „jasne, tato”. Zawsze znajdowała dla mnie miłe, choć bez większego znaczenia słówko, więc nie narzekałem. Matylda po raz pierwszy trafiła pod moje skrzydła, kiedy odebrała prawo jazdy. Poprosiła mnie o pożyczenie auta, ale nie zgodziłem się.
– Trochę z tobą pojeżdżę, żebyś oswoiła się z samochodem, a później pomyślimy – zakomunikowałem.
Córka nie okazała żadnego entuzjazmu
– Chyba nie oceniasz mnie zbyt dobrze, prawda? – zapytała zaczepnie. – Zafundujesz mi jeszcze jeden egzamin, choć nie wiem, czy dam radę go zdać.
– To wszystko zależy od tego, co potrafisz. Nie pozwolę ci siadać za kierownicą, jeśli nie umiesz prowadzić, chodzi tu o bezpieczeństwo – zaskoczyło mnie, jak się do mnie zwróciła. Nigdy wcześniej tak się nie odzywała do mnie w ten sposób, ale próbowałem zachować spokój.
– Jakby tylko o to chodziło! – wykrzyknęła Matylda. – Masz do mnie jakieś uprzedzenia, w twoich oczach zawsze byłam tą gorszą.
– Co takiego?! – zapytałem z oburzeniem w głosie.
– Nie denerwujcie się, kłótnia jest tutaj całkowicie bezcelowa – Zosia próbowała załagodzić sytuację. – Pomysł taty z jazdami to świetna sprawa. Dzięki temu zyskacie okazję do wspólnego spędzenia czasu, a to się przecież bardzo liczy. Chwile sam na sam, ojciec i córka. Pozwoli wam to lepiej zrozumieć jedno drugie…
– Słucham? Przecież to moje dziecko, znam ją jak nikt inny – podniosłem ton, urażony tą sugestią.
– Aż za dobrze – mruknęła pod nosem Matylda.
Kiedy na nią spojrzałem, nie wydawała się w bojowym nastroju. Miałem wrażenie, że poddała się losowi i właśnie to skłoniło mnie, by więcej jej nie odmawiać. Rozpoczęliśmy wspólne przejażdżki, ale okazało się to totalną porażką. Matylda była kompletnie niedoświadczona za kółkiem, prowadziła jak ktoś, kto dopiero co zdał egzamin. Nie przywykłem do takiego sposobu kierowania autem, dlatego bez przerwy ją pouczałem. Nie miałem wyjścia, w końcu chodziło o jej bezpieczeństwo. No i moje też, skoro siedziałem tuż obok niej.
Po każdej jeździe wysiadaliśmy z samochodu wkurzeni jeden na drugiego. Gdy spróbowaliśmy po raz trzeci, Matylda stwierdziła, że ma dość tych lekcji. W takiej sytuacji nie mogłem jej pożyczyć auta, byłoby to nierozważne z mojej strony.
Czułem się pominięty
Kiedy razem spędzaliśmy czas w niewielkiej przestrzeni samochodu, zrozumiałem, jak bardzo potrafimy się nawzajem irytować. Matylda lekceważyła moje wskazówki, nie zamierzała skorzystać z mojego wieloletniego doświadczenia. Po co w ogóle mnie potrzebowała? Absolutnie do niczego.
A teraz uznała za stosowne oznajmić mi, że spodziewa się dziecka, wynosi się ode mnie i zamieszka z Leo. Nie podzieliła się wcześniej ze mną swoimi zamiarami, nie wtajemniczyła mnie w swoje sprawy, potraktowała jak dalekiego wujka, a nie ojca.
– Liczę na to, że jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się wyjść za mąż, będziesz pamiętała o swoim staruszku i wyślesz mi zaproszenie na ślub – nie powstrzymałem się przed tą uwagą.
Moja uwaga ją dotknęła, jednak nie odczuwałem zadowolenia, gdy Matylda nagle poderwała się z miejsca i pomknęła do swojej sypialni. W ślad za nią ruszyła Zosia, posyłając mi przy tym karcące spojrzenie. Jak zwykle to ja byłem winny, że doprowadziłem nasze dziecko do płaczu. Teoretycznie powinienem już się do tego przyzwyczaić, ale i tak zabolało jak jasna cholera. Ponoć wykańczanie wynajmowanego lokum zbliżało się do finału, podobno młodzi skompletowali wyposażenie, ponoć...
Zosia informowała mnie o wszystkim, a Matylda trzymała język za zębami. Tak jak wcześniej, omijaliśmy się bez żadnych tarć – „cześć”, „dobranoc”. Już nie dodawała nawet „tato”, jak kiedyś, ale nie dopytywałem o przyczynę. Z prądem rzeki nie wygrasz. Dowiedziałem się, że Matylda idzie na USG, Zosia non stop o tym gadała.
– Minął 16. tydzień, Matylda i Leo przyniosą nam zdjęcie z USG, będziemy mogli zobaczyć naszego wnuka albo wnuczkę – trajkotała przejęta.
Milczałem jak zaklęty, bo ogarnął mnie paniczny lęk o moją córkę. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie wszystko idzie po mojej myśli. Matylda od dawna robiła, co chciała, a teraz kroczyła w kierunku, w którym nie mogłem jej asystować. Spodziewała się dziecka, a jeśli cokolwiek się skomplikuje...
Co to za pytanie, czy mi na niej zależy?!
– Tato? Wszystko w porządku? – Matylda zatrzymała się obok mnie, miałem wrażenie, że jest strasznie blada.
– A u ciebie? – chwyciłem jej dłoń. Lodowata jak sopel lodu.
– U mnie wszystko super – na jej twarzy pojawił się dzielny uśmiech. – Nie rób mi tego, przed momentem byłam pewna, że zaraz zemdlejesz.
– Martwię się o ciebie – wyznałem zgodnie z prawdą.
– Daj spokój, nic mi nie będzie. Puszczaj, bo nie zdążę na badanie USG. Leo lada chwila po mnie przyjedzie, jesteśmy umówieni na konkretną godzinę.
Zrobiłem krok w tył. Dobrze wiem, kiedy moja obecność jest zbędna. Gdy wrócili ze szpitala, czekałem na nich w salonie. Zosia od razu podbiegła w ich stronę.
– Nie ma powodów do obaw, z maluszkiem jest wszystko dobrze – dobiegł mnie głos Leopolda. – Za moment sami go zobaczycie na ekranie i usłyszycie bicie jego serca.
Matylda wkroczyła do salonu i spoczęła obok mnie na sofie, podałem jej poduszkę. Jej dłonie ponownie były lodowate.
– Jesteś zziębnięta – porozglądałem się, zastanawiając, czym mógłbym ją przykryć.
– Poczekaj chwilkę – powstrzymała mój zamiar – Porozmawiajmy trochę. Czy jestem dla ciebie ważna?
– Cóż to za głupie pytanie – oburzyłem się lekko. – Przecież jesteś moją córką, oddałbym za ciebie wszystko. Na pewno dobrze się czujesz?
– Tak, wszystko gra – posłała mi uśmiech. – No i skoro tak wyjątkowo szczerze gadamy, to powiedz mi, czy kiedyś cię rozczarowałam? Liczyłeś na to, że wyrosnę na inną, lepszą, bystrzejszą? Bo właśnie tak się czułam, byłeś taki niedostępny, ciężko było do ciebie dotrzeć.
Poczułem jak gula rośnie mi w gardle
Miałem ochotę wykrzyczeć, jak bardzo samotny i porzucony się czułem, ale wiedziałem, że to nie jest właściwy moment na takie wyznania. Nie czułem się na siłach, a zresztą Leopold i Zosia słyszeli każde słowo z naszej rozmowy. Zamiast tego odezwałem się:
– Jeżeli tak się czułaś, to moja wina. Nie potrafię się odpowiednio wysławiać i okazywać uczucia – mocniej uścisnąłem jej rękę, dzieląc się odrobiną mojego ciepła. – Ale zrobię dla ciebie, co tylko zechcesz. Po prostu mi powiedz.
– Słuchaj, jesteś po prostu niemożliwy! – powiedziała moja rozbawiona córka, choć nie do końca rozumiałem, co ją tak bawi.
– Tak przy okazji, muszę cię o coś zapytać. Czy aby na pewno przeprowadzka to dobry pomysł? – postanowiłem poruszyć kwestię, która nie dawała mi spokoju od jakiegoś czasu. – Nie sądzisz, że lepiej byłoby, gdybyś została z nami w domu przynajmniej do porodu? A może nawet trochę dłużej, co?
Matylda parsknęła śmiechem, a Leo zerknął w górę. Zaczęła się kręcić, więc dałem jej jeszcze jedną poduszkę pod plecy. Leo przy laptopie coś poklikał i za moment w pomieszczeniu dało się słyszeć rytmiczne bicie serduszka malucha.
– To wasz wnuczek – Matylda z przejęciem w głosie oświadczyła.
Łzy napłynęły mi do oczu, więc czym prędzej ulotniłem się z pokoju. Po chwili dołączyła do mnie Zosia, która zastała mnie w kuchni.
– To będzie chłopiec! – wykrzyknęła radośnie. – Jestem przekonana, że staniesz się dla niego cudownym dziadkiem.
– Zanim to nastąpi, planuję nadrobić stracony czas i być prawdziwym tatą – odpowiedziałem. – Matylda bardzo mnie teraz potrzebuje.
Zbigniew, 55 lat
Czytaj także:
„Mój syn ma 30 lat, a matka pierze mu nawet bieliznę. Mam serdecznie dosyć darmozjada”
„Rodzice podali mi bogatego męża na srebrnej tacy. Nie kocham go, ale wydziedziczą mnie, jeśli się rozwiodę”
„Wymusiłam na córce, żeby urodziła mi wnuki. Nie przypuszczałam jednak, że stanę się dla wnuczek babcią, matką i ojcem”