Z Magdą przyjaźniłyśmy się od dziecka. Dorastałyśmy na tym samym podwórku, wisiałyśmy na tym samym trzepaku, siedziałyśmy w tej samej ławce.
Uwag miałyśmy zawsze po równo, najczęściej za rozmawianie podczas lekcji. Nauczyciele twierdzili, że nie możemy się nagadać. Faktycznie, nie mogłyśmy.
Nie zliczę weekendów, kiedy nocowałyśmy jedna u drugiej, częściej ja u Magdy, bo ona miała swój pokój. Dopiero gdy rodzice zaadaptowali przylegający do naszego mieszkania strych na pokój dla mnie, mogłam gościć Magdę u siebie.
Nasze dzieciństwo wspominam cudownie... W liceum też siedziałyśmy razem, obie bowiem wybrałyśmy profil matematyczno-fizyczny, a potem obie – studia ekonomiczne. Ale nie o tym chciałam pisać. Chcę napisać o czymś, co nas poróżniło.
Często tak bywa, że wielka przyjaźń albo wielka miłość przeradza się w wielką nienawiść...
– Nie chcę cię więcej znać. Zraniłaś mnie najmocniej, jak mogłaś. Od tej pory jesteś dla mnie powietrzem – powiedziałam jej dokładnie rok temu.
Nigdy się tego po niej nie spodziewałam. Wiem, że szukała miłości, życie jej się nie ułożyło tak, jak chciała.
Śmiałyśmy się, że będziemy musiały wyjść za braci albo w ostateczności kolegów, żeby się nie rozdzielać. No i wykrakałyśmy!
Takiej konfiguracji się nie spodziewałam
Pierwszy raz zakochałyśmy się w liceum. Nasi chłopcy faktycznie byli kolegami, wszyscy chodziliśmy do jednej klasy i tworzyliśmy zgraną paczkę. Z perspektywy czasu stwierdzam, że była to jednak bardziej przyjaźń niż miłość. Tak czy siak, nasze drogi rozeszły się po maturze.
Z czasem dorosłyśmy do prawdziwych miłości, szukałyśmy partnerów życiowych, a nie przelotnych romansów. W końcu wyszłyśmy za mąż, w tym samym roku urodziły się nasze dzieci.
Michał został moim mężem i jest nim do dziś, natomiast Karol, mąż Magdy, wdał się w romans z koleżanką z pracy i przez to musiał rozstać się z moją przyjaciółką.
Bardzo mi było żal Magdy, została sama z małym Jasiem i wciąż szukała tej jedynej miłości, pasującej do niej połówki pomarańczy.
Nigdy nie skarżyła się na swój los, ale widziałam, że nie jest jej lekko. Zwłaszcza, że kolejne dwie próby znalezienia partnera zakończyły się niepowodzeniem. Pierwszy, poznany na jakimś portalu randkowym, okazał się zwykłym naciągaczem, nie tyle zależało mu na Magdzie, ile na jej pieniądzach i mieszkaniu.
Drugi przestraszył się obowiązków wynikających z ojcostwa (może trzeba było od razu powiedzieć mu o Jasiu?). Potem na jakiś czas odechciało jej się szukania, a może po prostu dobrze się maskowała? Twierdziła, że dobrze jej samej.
Tak naprawdę nie wiem, kiedy mój ojciec został jej partnerem. Gdy się o tym dowiedziałam, byłam w szoku. Najpierw oczywiście nie uwierzyłam....
Mama zmarła rok po moim ślubie. To było paskudne raczysko. Kiedy poszła do lekarza, było już za późno.
Okazało się, że nie była u ginekologa ponad dziesięć lat. Bo nic się nie działo, nie chorowała. Któregoś razu na spacerze z moim synkiem zasłabła. Poszła do szpitala i już stamtąd nie wróciła.
Bałam się o ojca, bo tak nagle został sam. Ja byłam już na swoim, mama odeszła na zawsze. Liczyłam, że z kimś się zwiąże, w końcu był jeszcze niestarym i wciąż atrakcyjnym mężczyzną, mimo szpakowatych włosów i pięćdziesiątki na karku. Wierzyłam, że mama nie miałaby nic przeciwko temu, żeby powtórnie się ożenił. Ja też nie miałam. Nawet kilkakrotnie namawiałam go, żeby się zakręcił wokół jakiejś miłej wdówki albo singielki. Ale miałam na myśli jego rówieśniczki! Ojciec jednak sprawiał wrażenie mało zainteresowanego kobietami.
Aż tu raptem okazało się, że kogoś ma. Długo nie chciał zdradzić, kto to jest. Stał się bardzo tajemniczy, nasze kontakty nieco się rozluźniły. Wtedy nie zwróciłam uwagi, że rozluźniły się również moje kontakty z Magdą.
– Córeczko, jestem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy, jeśli mogę tak określić starego faceta po przejściach – mówił. – Nikt nigdy nie zastąpi mi twojej mamy, ale samotność jest okropna. Ta pustka wokół…
A gdy prosiłam, żeby uchylił rąbka tajemnicy, zmieniał temat.
– Wszystko w swoim czasie, córciu. Jak będę gotowy, powiem, obiecuję.
Może faktycznie długo nie był gotowy, może nie był pewny, czy to naprawdę miłość, a może po prostu bał się mojej reakcji.
Duże miasto ma tę zaletę, że zapewnia anonimowość. Dobre pół roku minęło, zanim mi powiedział, że jego wybranką jest moja przyjaciółka, Magda.
Byłam w szoku
– Nie chcę, żebyś sobie o mnie źle myślała, naprawdę wiem, co robię. Kocham Madzię i chcemy być razem.
Tak zawsze o niej mówił: Madzia. Lubili się, bo tak naprawdę Magda była jakby członkiem naszej rodziny. Tym większy miałam do niej żal. Nie rozumiałam, jak mogła mi to zrobić. Nie chciałam słuchać wyjaśnień, miałam swoje zdanie na ten temat. Uważałam, że Magda mnie zawiodła, wkradła się do serca mojego ojca, zabrała mi go!
Dziś, po roku, gdy emocje ostygły, myślę już trochę inaczej. Długo jednak musiałam do tego dojrzewać. To był okropny rok.
Zerwałam wszelkie kontakty zarówno z ojcem, jak i z Magdą i jej synkiem, który zresztą jest moim chrześniakiem. Mój mąż miał inne zdanie, próbował zresztą mnie do niego przekonać.
– Dlaczego odbierasz ojcu prawo do szczęścia? Tylko dlatego, że wybrał twoją przyjaciółkę? Tak naprawdę, co ci przeszkadza: różnica wieku, czy tylko to, że trafiło na Magdę?
Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie i, szczerze mówiąc, nie chciałam na ten temat mówić w ogóle. To był temat tabu. Było mi bardzo ciężko, ale nie potrafiłam im obojgu wybaczyć. Traktowałam ten związek jak coś w rodzaju kazirodztwa!
Magda nie próbowała się tłumaczyć. Nie szukała kontaktu ze mną. Serce mi się krajało, bo mój synek i Jaś byli ze sobą zżyci, a od czasu naszej kłótni w ogóle się nie kontaktowali. Z czasem zaczęło mi brakować mojej przyjaciółki. Boleśnie odczułam to zwłaszcza podczas świąt.
Pół Wigilii przeryczałam
W końcu dojrzałam do zmiany decyzji. Jednak, gdy chciałam spotkać się z Magdą, okazało się, że jest w szpitalu – leżała na patologii ciąży. Jakoś nie odważyłam się wtedy tam pójść, zresztą nie chciałam rozmawiać w szpitalnej sali.
Dziś wiem, jak bardzo było jej ciężko, chyba na równi ze mną. Poszłam do szpitala, dopiero gdy urodziła Weronikę. Cała złość minęła, gdy ją zobaczyłam.
Miała nosek Magdy, a oczy mojego ojca. Jest śliczna! Rozpłakałyśmy się obie z Magdą, a właściwie trzy, bo maleństwo również. Nigdy nie widziałam mojego ojca szczęśliwszego niż wtedy, gdy wszedł do sali i zobaczył trzy płaczące kobiety.
Te łzy przypieczętowały naszą odrodzoną przyjaźń. Doszłam do wniosku, że na pewne rzeczy nie mamy wpływu, trzeba się po prostu z nimi pogodzić. Życie jest za krótkie, żeby marnować je na kłótnie.
Katarzyna, 30 lat
Czytaj także:
„Żona mnie zostawiła, bo nie kupiłem jej wczasów w Egipcie. Wolała leżeć pod palmami, niż remontować dom po babci”
„Moja nastoletnia córka z każdej dyskoteki wraca z nowym chłopakiem. Pół wsi ją obgaduje, a ja nie wiem, co robić”
„Szukałem szczerej miłości, ale kobiety widziały we mnie tylko wypchany portfel. Żeby sprawdzić Julię, udawałem biedaka”