„Moja nastoletnia córka z każdej dyskoteki wraca z nowym chłopakiem. Pół wsi ją obgaduje, a ja nie wiem, co robić”

Kobieta zamartwiajaca się fot. iStock by Getty Images, damircudic
„Czas, który myślałam, że przeznaczy na rozwój czy jakieś nowe pasje, praktycznie w całości trwoniła i marnowała na te całe randki i balangi. Nie mogłam wyzbyć się uczucia, że Dominika nie zmierza w kierunku, w którym powinna. No i te plotki na wsi”.
/ 15.07.2024 07:15
Kobieta zamartwiajaca się fot. iStock by Getty Images, damircudic

Z jednej strony wiem, że Dominika to mądra, dobra dziewczyna, a młodość przecież rządzi się swoimi prawami, ale z drugiej... Wstyd mi ciągle wysłuchiwać o mojej córce domysłów, które krążą po całej wiosce.

Dominika ma dziewiętnaście lat

Nigdy nie miałam większych problemów z córką. Nie była może prymuską, ale nigdy nie przynosiła jedynek, całkiem dobrze się uczyła, była obowiązkowa i grzeczna. Pewnie, czasem zdarzało jej się robić awantury lub głupoty, jak to każdej nastolatce, ale przez długi czas zupełnie nie utożsamiałam się problemami, które miewały z dziećmi moje kuzynki czy sąsiadki.

– Pani Mario, skaranie boskie z tą moją Natalią! – żaliła mi się któregoś dnia sklepowa z lokalnego spożywczaka. – Do nauki się nie garnie, tylko by do miasta jeździła, chodzić po jakichś galeriach czy restauracjach i jeszcze ciągle pieniądze chce! Opowiada mi jakieś bzdury, że tam fajniejsze ubrania, że jedzenie lepsze... A niech mi pani powie, gdzie może być lepsze jedzenie niż tu u nas, świeże, prosto z drzewa albo od rolnika? Czego to te dzieciaki nie wymyślą.

Śmiałam się w duchu z takich historii. Dla mnie było oczywiste, że wieś niekoniecznie jest atrakcyjnym środowiskiem dla dorastających dziewcząt, ale i chłopców. Sama często zabierałam Dominikę na wycieczki, żeby mogła doświadczać tego, co dla jej rówieśników z miast było powszechne i normalne. Chodziłyśmy czasem do kina, czasem kupowałam jej jakiś porządniejszy kosmetyk, którego nie dało się dostać w naszej lokalnej drogerii... Normalne rzeczy.

Wiedziałam, że powinnam być gotowa na to, że córka i tak w którymś momencie postanowi wyrwać się ze wsi i szukać szczęścia w mieście, a może nawet i za granicą. Na szczęście, póki co nie przejawiała takich potrzeb.

– Jeszcze nie wiem, czy pójdę na studia, mamo. Chyba chciałabym skorzystać z roku przerwy po liceum, żeby gdzieś wyjechać, coś zobaczyć i wtedy podejmę decyzję – poinformowała mnie któregoś dnia.

Nie miałam wobec tego żadnych zastrzeżeń. Ba, cieszyłam się, że córka w ogóle rozważa studia, bo w naszej wsi nie było to wcale częste. Młodzież kończyła zawodówki i licea i często brała się od razu za pracę. Niektórzy zaczynali pomagać w biznesach rodzinnych czy na roli, a inni szukali posad oddalonej o kilka kilometrów mieścince. „Jeśli rozważa dalszy rozwój to nie ma co jej przeszkadzać. Może faktycznie znajdzie jakąś inspirację podczas takiej przerwy?”, myślałam.

Z młodości trzeba korzystać

Oczywiście, sąsiadki czy inne lokalne znajome, miały wyrobione bardzo mocne zdanie na temat decyzji mojej córki. Tak to już u nas bywało, że każdy z chęcią oceniał każdego, nawet jeśli kompletnie go to nie dotyczyło osobiście.

Pani jej wybije z głowy taki pomysł! – oburzyła się żona wójta, gdy spotkałam ją któregoś dnia w drodze do sklepu. – Niech się dziewucha od razu za robotę weźmie, jakiejś praktyki podłapie, a nie się tak będzie snuła po świecie.

Irytowały mnie podobne uwagi, ale wiedziałam, że wchodzenie w dyskusję z oburzonymi sąsiadkami to żadna droga do sukcesu.

– Ale pani Halino, a nuż ją coś zainteresuje, odkryje w sobie pasję i zdecyduje się na studia – protestowałam. – A nawet jeśli nie, to zawsze może zdobędzie jakieś cenne doświadczenia. Może gdzieś wyjedzie?

– A tam, tyle pracy u nas w okolicach. Trzeba szukać szczęścia tak daleko? Drożej, trudniej, konkurencja większa. Nie ma co – odparła jednoznacznie, jakby wydała już wyrok, który powinnam wziąć pod uwagę. – Z bezczynności dzieciakom przychodzą tylko głupoty do głowy.

Byłam innego zdania. Osobiście żałowałam, że rodzice nie popychali mnie bardziej w stronę rozwoju, a wręcz trzymali pod kloszem przez większość życia i ostrzegali przed wielkim, strasznym światem, którego powinnam się wystrzegać. Dla Dominiki chciałam czegoś więcej. A nawet jeśli finalnie zdecyduje, że to nasza wieś jest jej miejscem na ziemi, to przynajmniej podejmie tę decyzję bardziej świadomie. I przy okazji nieco odpocznie, pobawi się, bo przecież od tego jest właśnie młodość.

Niestety, w tamtym momencie córka zaczęła przejawiać zachowania, których wcześniej u niej nie widziałam. Z jednej strony, miała do nich pełne prawo, ale z drugiej... W głębi duszy byłam zmartwiona. Dominika co tydzień chodziła na dyskoteki, na jakieś randki z chłopakami poznanymi w internecie... Wcześniej zawsze miała wokół siebie towarzystwo, ale raczej nie należała do imprezowych dziewczyn. A teraz? Tylko nowe ubrania, mocne makijaże i ciągłe zabawy.

– Dominisia, tylko uważaj tam na siebie. Nie wracaj do domu z obcymi i nie chodź nigdzie nocą sama, dobrze? Rozumiem, że w twoim wieku lubi się już wyjść na drinka czy wino, ale bądź odpowiedzialna, proszę – ostrzegałam ją.

– Spokojnie, mamo, nas zawsze przywozi i odwozi starsza siostra Anki, a ja jakoś szczególnie dużo nie piję. Po prostu lubię potańczyć, pobawić się. Można poznać też fajnych chłopaków. Jak mam czas, to korzystam – odpowiedziała z uśmiechem córka.

Same imprezy jej w głowie

No właśnie, ten czas... Czas, który myślałam, że córka przeznaczy na rozwój czy jakieś nowe pasje, praktycznie w całości trwoniła i marnowała na te całe randki i balangi. „Spokojnie, musi się wyszumieć, to normalne, to element dorastania”, przekonywałam się w głowie, ale nie mogłam wyzbyć się uczucia, że Dominika nie zmierza w kierunku, w którym powinna. Zwłaszcza gdy niedługo po rozpoczęciu jej „wakacji życia”, zaczęły pojawiać się różne plotki...

– Pani Mario, niech pani przywoła do porządku Dominikę, zanim już zupełnie wstydu pani narobi! – napadła na mnie któregoś dnia sklepowa.

– A co takiego się stało? – zdziwiłam się.

– Cały czas po wsi chodzi z chłopakami, cały czas na dyskotekach... I żeby to jeszcze jednego miała! A ona co tydzień z innym się pokazuje! – opowiadała zbulwersowana.

– Ale coś złego robią? – dociekałam.

– No nic nie widziałam... Ale po co by jej było tylu chłopaków, gdyby nie miała jakichś głupot w głowie? Sołtys to już zaczyna się martwić, żeby nie skończyła jak ta od sadowników, z brzuchem od razu po maturze!

– Spokojnie, Dominika to mądra dziewczyna. A z tego, co wiem, ona po prostu lubi zawierać nowe znajomości. Nie ma w tym niczego zdrożnego! – odparłam stanowczo.

Liczyłam, że może takie postawienie sprawy chociaż na chwilę zamknie usta wiejskim plotkarom, ale niestety, było tylko gorzej. Od sąsiadki zza płotu usłyszałam, że o Dominice gada się już w całej wsi.

– Wie pani, dziewczynce to nie przystoi tak... – ostrzegła mnie szeptem. – Ciągle na dyskotece i z każdej wracać z innym chłopakiem. Przecież to od razu przepis na jakąś katastrofę. Wiadomo, co tym chłopakom w głowie siedzi.

– Może i wiadomo, ale, z tego, co wiem, w krzakach jej nikt nie zastał, prawda? Spaceruje i rozmawia. A że czasem któryś zabierze się z nią i Teresy dziewczynami samochodem z jednej dyskoteki? Naprawdę nie rozumiem – upierałam się.

Sąsiadka westchnęła tylko głośno i zmieniła temat, ale doskonale wiedziałam, że w żaden sposób nie uciszę w ten sposób lokalnej paplaniny. Ludzie przestali dawać mi „złote rady” i ostrzegać przed niechybnym upadkiem mojej córki, ale nadal obgadywali mnie i Dominikę za plecami. Widziałam to w ich osądzających spojrzeniach i protekcjonalnych, złośliwych komentarzach, które niby nic nie oznaczały, ale w rzeczywistości były przykre i zwyczajnie wredne.

Co mam jej powiedzieć?

Dominika, na szczęście (choć może i nieszczęście?) zupełnie ignorowała narastający wokół niej „skandal”. I być może ja sama powinnam zareagować dokładnie w taki sam sposób, bo przecież to niczyja sprawa, z kim moja córka spaceruje czy jeździ samochodem – zwłaszcza że krzywdy nikomu nie robi.

Jest mi jednak coraz ciężej z łatką matki, która „nie potrafi utrzymać dziewuchy w domu”, „pozwala smarkuli na wszystko” i „wychowuje latawicę pod własnym dachem”, bo dokładnie takie określenia regularnie docierają do mnie z drugiej czy trzeciej ręki. Co poradzić? Mogłabym porozmawiać z córką, ale... Właściwie co miałabym jej powiedzieć? Że stare plotkary robią sobie z niej pożywkę, więc powinna zmienić swoje zachowanie? Nie, nie mogłabym tego zrobić.

Ale tak naprawdę, sama w głębi duszy chciałabym, żeby nieco spoważniała i zajęła się innymi rzeczami niż tylko te ciągłe imprezy i nowi chłopcy... Tylko jak to osiągnąć, żeby się nie zbuntowała? Teraz przynajmniej dokładnie wiem, co robi. A kiedy zacznie coś przede mną ukrywać? Chyba oszaleję z nerwów.

Maria, 42 lata

Czytaj także:
„Moje dzieci są jak gremliny, które wszędzie sieją zniszczenie. Przez to, co zrobiły, wstydzę się iść do spożywczaka”
„Ojciec zawsze był dla mnie wielkim wzorem. Nie przypuszczałem, że jego przeszłość jest jak z thrillerów Hitchcocka”
„Żona szasta moją kasą, ale mnie nie szanuje. Zapomniała, kto ją wyciągnął z biedy i płaci za wszystkie fanaberie”

Redakcja poleca

REKLAMA