Dla mojej żony zawsze liczyły się tylko pieniądze. Kręciła nosem na znajomych, którzy zarabiali mniej od nas. Co weekend zostawiała w galeriach handlowych mnóstwo kasy, a słowo takie jak „oszczędności” w ogóle nie istniało w jej słowniku. Rozmowy na ten temat nic nie dawały, a czara goryczy przelała się, gdy dostałem w spadku dom po babci.
Byłem zachwycony tym domem
– To naprawdę piękny dom, znacznie większy niż nasze mieszkanie, pięknie go sobie urządzimy – ja tryskałem entuzjazmem, podczas gdy moja małżonka wcale nie wyglądała na zadowoloną.
– Wiesz, ale te dojazdy do miasta będą strasznie uciążliwe – odparła ze skwaszoną miną.
Dom znajdował się w jednej z podwarszawskich miejscowości w niezwykle uroczej lokalizacji. Mielibyśmy tam jak w raju – cicho i spokojnie, w otoczeniu zieleni. Najwyraźniej jednak wizja ta w ogóle nie kręciła Martyny. Ona najchętniej wyprowadziłaby się do samego centrum stolicy.
Zdarzało się jej marudzić, że dojazdy z Mokotowa do Śródmieścia zajmują zbyt wiele czasu – oczywiście nie było mowy o poruszaniu się transportem publicznym, tylko samochodem. Jakby zupełnie zapomniała o tym, że jednym z minusów mieszkania w dużym mieście są wszechobecne korki.
– Nie przesadzaj, wcale nie byłoby tak źle – zaprotestowałem.
– Pawełku, a czy ty masz świadomość tego, ile będzie kosztował remont? – wzburzyła się. – Bo mniemam, że będzie konieczny.
– No tak – odparłem – ale to przecież solidna inwestycja.
– I jak ty to widzisz? – rozłożyła ramiona w udawanym geście bezradności. – Że nie pojedziemy na wakacje, bo całą kasę będzie trzeba pompować w chatę?
– Nie przesadzaj – rozmowa ta zaczęła mnie powoli irytować. – Może to kwestia roku lub dwóch lat, a potem sobie to odbijemy z nawiązką.
– Mówiłam ci, że ja chcę lecieć na wczasy do Egiptu. Olka była zachwycona, byli z Mariuszem w świetnym hotelu.
– Nie uważasz, że są rzeczy ważne i ważniejsze? – ciśnienie już poszło mi w górę. – Powinniśmy to wszystko dokładnie przedyskutować.
– Ja chcę do Egiptu i tyle – odparła naburmuszona.
W tym momencie miałem jej naprawdę serdecznie dosyć. Była jak sroka. Uwielbiała błyskotki i nie znosiła, kiedy ktoś chwalił się czymś, czego ona nie ma. Coraz mocniej mnie to uwierało, chociaż ciężko mi było się do tego przyznać.
Zawróciła mi w głowie
Martyna totalnie zawróciła mi w głowie w dniu, w którym ją poznałem. Pracowała wówczas jako sprzedawczyni w ekskluzywnym butiku z perfumami. Szukałem akurat dla siebie jakiegoś fajnego zapachu na lato i trafiłem właśnie tam. Na widok bogini o długich nogach i wysportowanej sylwetce oczy mi się zaświeciły. Nie byłem w stanie oderwać od niej wzroku.
Miałem w nosie to, że robię z siebie kompletnego idiotę, nie miało to żadnego znaczenia. Liczyła się tylko ona. Jednakże z wrażenia mowę mi odebrało i nie byłem w stanie jakoś sensownie do niej zagadać. Kupiłem pierwsze perfumy, jakie mi zaproponowała. W przeciągu dwóch następnych tygodni wróciłem do tego sklepu jeszcze parokrotnie, aż wreszcie dostałem to, na czym tak naprawdę mi zależało, czyli numer jej telefonu.
Nie posiadałem się ze szczęścia i byłem święcie przekonany, że wygrałem los na loterii. Zaczęliśmy się spotykać, w końcu przedstawiłem ją moim znajomym i przyjaciołom.
Przyjaciele ostrzegali, że to materialistka
– Jest fantastyczna, co nie? – szturchnąłem Marka, jak zauważyłem, że się jej przygląda.
Wydawało mi, że na bank zazdrości mi takiej laski.
– To fakt, jest piękną kobietą – odparł kumpel, ale bez większego zachwytu.
– Nie podoba ci się? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Nie o to chodzi. Nie obraź się, ale moim zdaniem to nie jest babka dla ciebie.
– Dlaczego?
– Paweł, ona oskubie cię z kasy – Marek jak zwykle był do bólu bezpośredni.
– Bzdury pleciesz – zdenerwowałem się, bo nie takiej reakcji oczekiwałem.
– Na serio nie zwróciłeś uwagi, że ona nawija tylko o forsie i drogich przedmiotach? – kumpel przyglądał mi się podejrzliwie. – Chyba wszystkim zdążyła się już pochwalić, ile kosztowała jej kiecka.
– Standardowo dramatyzujesz – machnąłem lekceważąco dłonią.
Rzecz jasna tych czerwonych flag było dużo więcej, ale ponieważ miałem klapki na oczach, ignorowałem je. Niedługo potem stanęliśmy na ślubnym kobiercu, a ja dołożyłem wszelakich starań, aby moja księżniczka miała wesele swoich marzeń. Pierwszy rok był po prostu cudowny, a potem w nasze codzienne życie powolutku zakradła się rutyna. Poskutkowało to tym, że z twarzy Martyny zaczęły spadać maski – a może to ja odzyskałem wzrok?
Sprawa domu była gwoździem do trumny
Z roku na rok między mną a Martyną układało się coraz gorzej. Nie narzekaliśmy na brak pieniędzy, ale ona zdecydowanie przesadzała z wydatkami. To nie tak, że miałem węża w kieszeni czy coś. Najzwyczajniej w świecie szastała kasą na lewo i prawo. Musiała mieć ciuchy z najnowszych kolekcji – rzecz jasna z najwyższej półki. Krocie wydawała na buty, torebki, kosmetyki i rozmaite duperele, bez których – jak twierdziła – żyć nie może.
Nie była zbyt skora do wspólnego spędzania czasu w fajny sposób, ale z przyjemnością prezentowała nowe stylóweczki na Instagramie. O ile na początku mnie to bawiło i nawet chętnie w tym uczestniczyłem, o tyle po jakimś czasie miałem serdecznie dość. Dla mojej żony byłem jedynie sprawnie działającym bankomatem.
Owszem, dla mnie również pieniądze miały znaczenie, ale nie modliłem się do nich. W przeciwieństwie do Martyny nie lubiłem się nimi obnosić. Szybko się przekonałem, że wyznajemy zupełnie odmienne wartości, a ja byłem na tyle głupi, żeby polecieć na atrakcyjny wygląd. Dotarło do mnie, że to nie jest najważniejsze i bez wątpienia była to jedna z przełomowych chwil w moim życiu.
Miałem dość
Kiedy dowiedziałem się, że w spadku po babci dostałem dom, nie posiadałem się z radości. Dom ten kojarzył mi się bowiem ze wspaniałym dzieciństwem. Spędziłem tam mnóstwo cudownych chwil. Po śmierci babci przez kilka lat stał pusty, ponieważ babcia nie zostawiła testamentu i rodzina nie mogła się dogadać. Trzymałem się z daleka od familijnych niesnasek, a koniec końców zapadła decyzja przypieczętowana podpisem u notariusza, że nieruchomość przypadnie w udziale właśnie mnie.
Miałem cichą nadzieję, że Martyna się ucieszy, ale ona wolała ekskluzywne wakacje w Egipcie. Każda rozmowa o remoncie kończyła się awanturą, bo dla niej nie do pomyślenia było, że nie zaliczy trzeciego już w tym roku urlopu za granicą. Pewnego poranka postanowiłem, że od tej pory wszystko się zmieni – a czy Martyna zechce w tym uczestniczyć, to jej sprawa.
Przyłapałem się na myślach o tym, że wcale nie chciałem być z nią dalej. Nasze małżeństwo nie należało do udanych. Suszyła mi głowę o ten cholerny wyjazd, a ja wyobrażałem sobie, jak będzie wyglądać dom po zmianach. Nie wymagał generalnego remontu, ale to i owo przydałoby się w nim zrobić.
– Wiesz co, jak tak bardzo chcesz, to leć sama – powiedziałem żonie. – Ja mam gdzieś ten Egipt.
– No pewnie, lepiej kisić się na wiosce – te słowa przelały czarę goryczy.
Tego samego dnia spakowałem się i wyprowadziłem pod Warszawę. Rzecz jasna Martyna urządziła wielką dramę i całą rodzinę postawiła na nogi, ale ja miałem jej po dziurki w nosie dość. Napawałem się wizją domu, w którym zamieszkam.
Jeszcze przez jakiś miesiąc miejsce miały kłótnie, aż żona oznajmiła, że składa pozew o rozwód, bo ze mną nie da się wytrzymać. Ulżyło mi, szczerze powiedziawszy. Zresztą, gdyby nie ona, to ja bym to uczynił. Niech bierze, co tylko chce – dla mnie najistotniejszy jest spokój i czas, żeby przewartościować swoje życie.
Paweł, 38 lat
Czytaj dalej:
„Dzieci traktowały ją jak śmierdzące jajko, bo była inna niż wszyscy. Chciałam jej pomóc, by nie popełniła moich błędów”
„Dla męża byłam tylko nieatrakcyjną pomocą domową. W naszej sypialni było więcej kochanek, niż liści na drzewach”
„Zapragnęliśmy z mężem romantycznych wakacji tylko we dwoje. Miały być Malediwy, a był brud, smród i robaki”