„Z moich cudownych oświadczyn zostały zgliszcza. Przyszły mąż wręczył mi pierścionek wśród chwastów, chaszczy i gruzu”

załamana kobieta fot. iStock, AntonioGuillem
„Nie miałam wątpliwości, że to w tym miejscu planował poprosić mnie o rękę. Lecz czy naprawdę chciał to zrobić wśród tych gruzów, odpadów i zarośli?”.
/ 20.04.2024 13:15
załamana kobieta fot. iStock, AntonioGuillem

Oglądał wszystko dookoła z tak zbolałą miną, że miałam pewność, iż nieco inaczej zaplanował sobie te oświadczyny. To miejsce wyglądało fatalnie.

Mój urodzony organizator...

Jakieś trzy lata temu, gdy mój Jaś zafundował nam wakacje we dwoje nad Bałtykiem, czułam, że ma zamiar mi się oświadczyć. Miałam stuprocentową pewność, bo zauważyłam, że na jakiś czas z mojego pudełeczka na biżuterię zniknął jeden z pierścionków, a potem znów się odnalazł. Nie chciałam o tym wspominać, żeby go nie speszyć.

Każda sprawa musiała być dopięta na ostatni guzik, nie było mowy o żadnym „odwalaniu roboty”. Zawsze stawiał na porządek i dokładność w każdym calu. Dlatego ani przez chwilę nie pomyślałam, że pierścionek mógłby okazać się niewymiarowy — za mały albo zbyt duży. Mój facet nigdy by do tego nie dopuścił, taka wpadka była wykluczona. Ale okazało się, że są rzeczy, na które nawet mój Janek nie ma wpływu...

Trzeciego dnia urlopu, gdy ja już siedziałam jak na rozżarzonych węglach, bo ile można czekać na te oświadczyny, Janek zaproponował wyprawę do przepięknego dworku położonego niedaleko od morza. Kiedy opowiadał o tym miejscu, oczy wręcz mu płonęły z ekscytacji, więc byłam pewna, że nareszcie będę mogła włożyć ten pierścionek zaręczynowy na mój serdeczny palec. Szliśmy cudownym traktem między polami i lasami, aż w końcu dotarliśmy do alei obsadzonej lipami.

– Tu zaczynała się droga prowadząca do pałacu – popisywał się wiedzą Jasiu. – Możesz już zacząć wyobrażać sobie, że jesteś jak prawdziwa księżniczka, a za moment będziesz tańczyć na marmurowej posadzce sali balowej.

Z uśmiechem na twarzy spacerowałam ścieżką, ściskając dłoń mojego ukochanego. Nad nami korony drzew tworzyły tajemniczy tunel, co wywoływało u mnie delikatne uczucie ekscytacji.

Jedynym dysonansem w tym bajkowym krajobrazie były trochę zaniedbane pobocza alei i wielkiego rozmiaru pokrzywy rosnące pomiędzy lipami. Zaciekawiona wyglądem rezydencji, podążałam za Jaśkiem do tego, jak zapowiadał, wyjątkowo urokliwego zakątka. Kiedy ścieżka zawiodła nas pod wejście do pałacu, mój chłopak osłupiał. Przystanął i wymamrotał pod nosem coś niezbyt parlamentarnego.

– Czy to właśnie tutaj? - spytałam z ogromnym zawodem w głosie.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. No bo jak to tak? Liczyłam, że przygotuje dla mnie wspaniałą, bajkową scenerię!

— Jak najbardziej — potwierdził. — Tyle że, szczerze mówiąc, nie mam bladego pojęcia, co tu się wydarzyło.

Wodził wzrokiem po otoczeniu, a na jego twarzy malował się wyraz bezbrzeżnego zdumienia. Nie miałam wątpliwości, że to w tym miejscu planował poprosić mnie o rękę. Lecz czy naprawdę chciał to zrobić wśród tych gruzów, odpadów i zarośli?

On? Taki mistrz planowania?

– Jeszcze pięć lat temu to wszystko było takie zadbane. Byłem tu ze znajomymi z uczelni – pokręcił głową z ogromnym rozczarowaniem. – Jak można było doprowadzić do ruiny tak urokliwe miejsce?

Nie zdążył dokończyć, gdy zupełnie niespodziewanie, jakby znikąd, pojawił się obok nas może dwunastoletni dzieciak, proponując za jedyną dychę, oprowadzenie po okolicy. Jasiek zareagował niechętnie na propozycje, ale chwyciłam go pod łokieć i odparłam:

– Przeszliśmy kawał drogi, więc zajrzyjmy przynajmniej do wnętrza. Poza tym ten maluch robi wrażenie, jakby te pieniądze były mu naprawdę potrzebne.

Jasiek przesunął kosmyk moich włosów na bok.

No dobrze wejdźmy do środka – zgodził się, chociaż widziałam w jego oczach, że wciąż się złościł.

Wewnątrz panował niesamowity bałagan

Wszędzie poniewierały się pozostałości rusztowań, fragmenty cegieł i potłuczone płytki. Jasiek ze złością kopał napotkane na swojej drodze deski i gruz. Wkurzony jak jasna cholera wskazał mi miejsce, gdzie kiedyś stał kominek.

– Patrz! Nawet to rozwalili. Pewnie rozkradli… W następnym pomieszczeniu wręcz złapał się za głowę.

– Ty masz pojęcie, jaką tu kiedyś mieli podłogę?! Ogromne, barwne kwiaty, których płatki zbiegały się do centrum. I spójrz, co z tego zostało…

Z zachwytem podziwialiśmy ogromne, wspaniale wykończone wnętrze, które zapewne w przeszłości pełniło funkcję sali tanecznej. Niesamowicie żałuję, że nie było mi dane ujrzeć tego na własne oczy w oryginalnym wystroju. Jasiek próbował mi opisać to miejsce.

Opowiadał o tym, gdzie dawniej wisiała okazała lampa i jak wyglądała. Wspominał o lustrach oraz innych ozdobach. Nagle mój wzrok przykuł zielony błysk na podłodze. Schyliłam się i z posadzki podniosłam okruch ceramiki. Jasiek zerknął ponad moim ramieniem.

– No tak. Fragment liścia – westchnął. – A przecież planowaliśmy przetańczyć na tych liściach całą noc... – posmutniał.

W trakcie powrotu nie odzywaliśmy się do siebie. Jedynie, wyznał mi, że pragnął w tym zamku poprosić mnie o rękę. Mówił, że chciał, żeby to była wyjątkowa chwila. Jedyna w swoim rodzaju, a tu nagle…

Wtedy mocno się do niego przytuliłam, bo mimo wszystko byłam usatysfakcjonowana tą wyprawą. To był wyjątkowy spacer, a podupadły i zrujnowany pałac ani trochę mnie nie zniechęcił. Wręcz przeciwnie – emanowała swoistym urokiem, a sam fakt, że pośród ruin dostrzegłam strzępy minionej wspaniałości, miał dla mnie ogromne znaczenie.

Jasiek miał inne zdanie na ten temat

Dopiero wieczorny wypad nad morze poprawił mu humor. Opatuleni w ciepłe ubrania, przycupnęliśmy na piasku i podziwialiśmy zachód słońca, które przypominało czerwonego cukierka znikającego za horyzontem. Na początku gadaliśmy o błahostkach, a potem w milczeniu obserwowaliśmy, jak dzień powoli ustępuje miejsca nocy. Gdy nastały ciemności, Jasiek wreszcie odważył się zapytać: „Zostaniesz moją żoną?”.

Zgodziłam się i dałam mu wsunąć pierścionek na mój palec, Jaśkowi natychmiast poprawił się nastrój. Zresztą, powiedziałam mu też, że to były naprawdę wyjątkowe zaręczyny. Zamiast oświadczyć mi się o zachodzie słońca, jak to robi większość zakochanych, Jasiek poczekał, aż całkiem się ściemni.

W zdecydowanie lepszych humorach poszliśmy do pokoju, a ja cały czas podziwiałam ten pierścionek. No bo był po prostu cudowny! Maleńki diamencik osadzony w obrączce.

– Zupełnie jak ta płytka znaleziona w gruzowisku… – wymknęło mi się.

Błysk w oku Jaśka sugerował, że coś knuje, choć nie zdradził mi swoich planów. Dopiero rok później, w dzień naszego wesela, poznałam szczegóły jego niespodzianki.

Czerwcowy ślub

Organizacja ślubu przebiegła perfekcyjnie. Jasiek zadbał dosłownie o każdy szczegół. Dopisała nam nawet pogoda. Od samego rana na twarzy Jaśka gościł enigmatyczny uśmiech i wciąż powtarzał:

– Poczekaj. Zaraz sama zobaczysz!

Szczerze mówiąc, zaczęłam odczuwać pewien niepokój. Co tym razem przyjdzie mu do głowy albo co będzie chciał wykombinować? Aż do chwili przysięgi małżeńskiej wszystko przebiegało zgodnie z planem, ale nie ukrywam, że miałam lekkie obawy, jaką niespodziankę szykuje dla mnie Jasiek.

Kiedy nadszedł moment wymiany obrączek, poczułam, jak ogarnia mnie wzruszenie. Dotarło do mnie, czemu Jaś był taki skryty w sprawie wyboru obrączek, oświadczając mi, że to jego działka. Fakt, zaręczyny nie należały do najbardziej spektakularnych, ale nadrobił to ceremonią ślubu, która przeniosła nas na chwilę do starego, zniszczonego pałacu. W obrączkach schowany był fragment zielonej emalii, który znaleźliśmy przed rokiem...

Tamto wydarzenie na długo zapadło nam w pamięć i co roku je wspominamy. Mój mąż bardzo dba o to, abyśmy regularnie, dokładnie w dniu rocznicy zaręczyn, pojawiali się w pałacu. I stało się tu już naszą tradycją. Pod koniec czerwca wyruszamy nad Bałtyk, zawsze mając cichą nadzieję, że budynek przeszedł gruntowny remont. Jak dotąd nic takiego się nie wydarzyło, ale i tak z przyjemnością tam zaglądamy. Ten zakątek na trwałe wpisał się w naszą historię i już zawsze będzie dla nas wyjątkowy.

Angelika, 27 lat

Czytaj także:
„Gdy zostawiła mnie dziewczyna, rodzice nie pozwolili mi wrócić do domu. Mówili, że jestem dorosły i mam sobie radzić”
„Po 20 latach odkryłam, że mąż kochał nie tylko mnie. Jego delegacje były czasem dla drugiej rodziny”
„Mój mąż wyszedł wyrzucić śmieci i już nie wrócił. Po 15 latach spotkałam go z nową żonką i całą rodziną”

Redakcja poleca

REKLAMA