„Z córką zawsze miałam na pieńku, a syna rozpieszczałam bez opamiętania. Życie mnie za to pokarało”

zmartwiona kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61
„To było coś więcej niż typowe spięcia rodzica z dzieckiem. Nie potrafiłam dać jej takiej miłości, jakiej pewnie oczekiwała. Próbowałam okazywać jej wsparcie i uznanie, jednak moje uczucia do niej różniły się od tych, które żywiłam do mojego małego syna”.
/ 09.01.2025 07:15
zmartwiona kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61

– Zastanów się jeszcze raz, skarbie. Przecież dopiero co osiemnastkę miałaś! No powiedz coś, Krysiu! – błagał mąż. To przecież jakiś absurd, żeby nam taki numer wykręcić. Ani ja, ani mama się na to nie zgadzamy! Julio, wybij sobie z głowy mieszkanie z tym chłopakiem!

Widząc, że Radkowi kończy się cierpliwość, postanowiłam włączyć się do rozmowy.

– A może warto rozważyć to, o czym mówi Julka – odezwałam się nieśmiało, a Radek i Julka momentalnie spojrzeli na mnie z niedowierzaniem, kompletnie zdumieni moimi słowami.

Nie mogłyśmy się dogadać

Szczerze mówiąc zamiast się złościć i nakrzyczeć na córkę, jak zrobił to mąż, postanowiłam nie oszukiwać nikogo – ani jej, ani siebie. Od małego między mną i Julką były same spięcia. Nie tylko nie potrafiłam jej zrozumieć, ale też zwyczajnie nie darzyłam jej sympatią. Trzeba to powiedzieć wprost – nie czułam do niej tej miłości, jaką matka powinna mieć do swojego dziecka.

Doprowadzało mnie do szału jej ciągłe wtrącanie się, wymądrzanie i celowe prowokowanie. Denerwował mnie jej upór i to, że zawsze, nawet w najmniejszych i zupełnie nieistotnych kwestiach musiała postawić na swoim. Po prostu pokazać, że to ona wie lepiej.

Siódme urodziny mojej córki były dniem, w którym zrozumiałam, że nie zniosę już dłużej jej ciągłego testowania moich granic. Kiedyś tak bardzo chciałam zostać mamą, ale od momentu jej narodzin każdego dnia żałowałam tej decyzji.

Mój małżonek nigdy nie traktował poważnie naszych problemów. Zwykle komentował:

– To tylko dziecko z charakterem, które wie, czego chce.

Mnie to jednak wcale nie bawiło, bo to ja spędzałam z Julką całą dobę, podczas gdy on pracował nocami w szpitalu.

Między mną a córką działo się coś więcej niż typowe spięcia rodzica z dzieckiem. Trudność tkwiła gdzieś głęboko. Nie potrafiłam dać jej tej prawdziwej, niczym nieograniczonej miłości. Owszem, mówiłam jej często, że ją kocham i robiłam wszystko, żeby czuła się bezpieczna i ważna, ale to było zupełnie inne uczucie niż to, które miałam do jej młodszego brata.

Nie sprzeciwiłam się

„No cóż, nie każde dziecko dostaje tyle samo uczuć od rodziców, ale dobrze że Julka ma swojego ojca, który jest nią kompletnie zapatrzony" – tak sobie tłumaczyłam tę sytuację.

Kiedy później, po okresie odrzucania wszystkiego, czyli szkoły, rodziny i wiary, moja córka oznajmiła plan wspólnego mieszkania z chłopakiem, zdziwiło mnie moje podejście. Całkowicie ją wsparłam. W sumie to miała zamieszkać u jego rodziny, gdzie na górnym piętrze przygotowano dla nich osobną przestrzeń.

– Studia to nie dla mnie, choć maturę na pewno zdam – oświadczyła.

– Skoro jest pełnoletnia, ma prawo sama o sobie decydować – stwierdziłam, ale widząc zszokowaną twarz męża, szybko dodałam: – Julka, nie odbieraj tego jako aprobaty. Uważam, że zbyt szybko wskakujesz w dorosłe życie, szczególnie jeśli chodzi o ten związek. Nie mogę ci jednak niczego zabronić ani cię do niczego zmusić. Jeżeli chcesz się uczyć poprzez własne doświadczenia, to nie będę ci przeszkadzać – zakończyłam z przyjaznym uśmiechem, maskując tym samym uczucie ulgi, które właśnie poczułam.

Zaczęła dorosłe życie

Ucieszyłam się, że się wyprowadza. "Niech znajdzie kogoś innego do dręczenia" – pomyślałam, czując jej usta na policzku i słysząc ciche "Dziękuję".

Kiedy opuściła nasz dom, mój małżonek milczał przez cały miesiąc. Jego humor poprawił się dopiero podczas spotkania z naszym dzieckiem, gdy przekonał się, że oceny nie spadły ani trochę. Wreszcie zrozumiał, że nasza córka podchodzi równie poważnie do nauki, co do spraw sercowych.

Widząc wyniki matury swojej córki, mąż nie mógł powstrzymać dumy. W głębi duszy liczył pewnie, że Julia wybierze medycynę. Ale gdy pod koniec lata oznajmiła, że spodziewa się dziecka, przyjął to bez słowa zawodu.

– Na pewno to ty ją do tego namówiłaś – zarzucał mi później, choć oboje wiedzieliśmy, że jak tylko maleństwo się pojawi, Radek pokocha je równie mocno jak nasze własne dzieci.

Świetnie się złożyło, że Julka jest w ciąży, choć ja z innego powodu się z tego cieszę. Nasza córka tak się zadomowiła u rodziny męża, że nareszcie mogłam zająć się jej dawnym pokojem. Zrobiłam tam sypialnię dla nas, dzięki czemu przestaliśmy w końcu nocować w salonie, gdzie spędziliśmy z mężem ostatnich kilka lat.

No cóż, skoro według mojego męża przeprowadzka do większego lokum to niepotrzebny kaprys, a każdą nadwyżkę finansową wpłaca na konta dzieci, to chociaż tyle udało mi się dla siebie wywalczyć.

Syn zaczął sprawiać problemy

Mimo, że mąż obiecał pomóc przy opiece nad wnukiem, martwiły mnie też inne sprawy. Największy problem mieliśmy z Arturem, naszym nastoletnim synem, który w wieku 17 lat zaczął sprawiać coraz poważniejsze problemy.

Pierwszym sygnałem był znaleziony w jego pokoju papieros, ale syn przekonywał mnie, że to nie jego, tylko kolegi. Wkrótce potem nauczyciele poinformowali nas, że Artur, który zawsze był jednym z najlepszych uczniów, przestał się przykładać do nauki i często opuszcza lekcje, spędzając czas w nieodpowiednim towarzystwie.

Mamo, nie martw się tak. To tylko taki etap, niedługo mu przejdzie. Spójrz na mnie. Też nie byłam ideałem w szkole, a jednak wyszłam na ludzi – próbowała dodać mi otuchy Julka.

W pewnym momencie o mało nie powiedziałam jej prosto w twarz, że to przez jej złe przykłady brat teraz włóczy się po wątpliwych miejscach i szuka rozrywek w niepewnych knajpach. Na szczęście ugryzłam się w język. W końcu skąd mogła wiedzieć o moich wielkich nadziejach związanych z Arturem?

Myślałam, że jest ideałem

Zupełnie inaczej niż Julka postrzegałam jego osobę. Według mnie był niezwykle wrażliwym młodym człowiekiem z masą talentów. Potrafił świetnie dobierać słowa, a do tego miał smykałkę zarówno do sztuki, jak i muzyki. Jego gra na skrzypcach robiła naprawdę duże wrażenie.

Nauczyciel matematyki ciągle podkreślał jego wyjątkowy talent do liczb. Łatwo przychodziło mi wyobrażenie sobie, jak w dorosłym życiu odnosi międzynarodowe sukcesy i żyje na wysokim poziomie – coś, co z każdym dniem wydawało się dla niego coraz bardziej odległe.

Widząc, jak mój syn schodzi na złą drogę, nie byłam w stanie siedzieć z założonymi rękami. Musiałam działać. W pierwszej kolejności zadbałam o to, żeby zaczął chodzić do specjalisty. Później zapisałam go do placówki zajmującej się trudną młodzieżą. Chciałam, żeby zobaczył, przez co przechodzą jego rówieśnicy pochodzący z mniej uprzywilejowanych rodzin.

Musiałam go ratować

Bardzo się napracowałam, żeby wyciągnąć go ze złego środowiska. Minęły dwa lata tej trudnej batalii, ale w końcu przyszedł moment ulgi i satysfakcji. Mój syn świetnie poradził sobie na egzaminie dojrzałości.

W głębi duszy marzyłam, żeby wyjechał studiować za granicę. To mogło mu dać tyle możliwości! Pieniądze nie były przeszkodą. Mieliśmy odłożone oszczędności, a rodzice chętnie wsparliby finansowo swojego zdolnego wnuka. Jednak Arturek miał inne plany.

– Nie chcę nigdzie wyjeżdżać, mamo – marudził. – Dobre szkoły wyższe są też w naszym kraju, po co się przeprowadzać... Dobrze mi z rodzicami, nie potrzebuję żadnych zmian.

Mój znajomy wyśmiewał się, że dzieciak jest uzależniony od rodziców, ale dla mnie jego przywiązanie do rodziny było czymś pozytywnym. Szczerze mówiąc, miał rację. Polskie uczelnie stoją na dobrym poziomie, a dodatkowo zawsze może spróbować dostać się na studia za granicą albo wyjechać w ramach wymiany studenckiej.

Artur nie potrafi się usamodzielnić

W ciągu tych pięciu lat studiowania jego perspektywa mocno ewoluowała. Mimo że podróżował po świecie i nawiązał międzynarodowe znajomości, zdecydował się zostać w rodzinnym mieście, rezygnując z kariery w korporacji.

– Zamierzam działać na swoją rękę, urządzę sobie stanowisko pracy w sypialni – oznajmił, wskazując na nowy sprzęt komputerowy, który dostał od ojca.

Odrzucił nawet propozycję wprowadzenia się do mieszkania, które razem z moim mężem mu kupiliśmy. Z pełną swobodą przyprowadzał do naszego mieszkania swoje dziewczyny i przyjaciół. Kiedyś przypadkiem wpadłam na jego biznesowego partnera, pochodzącego chyba ze Szwecji, który siedział w pokoju dla gości.

– Super, że przyszłaś, mamo! – wykrzyknął zadowolony, gdy pokazywał mi gościa w drogim garniturze. – Zaparzysz nam kawy?

Kompletnie oniemiałam, a mój małżonek też był w szoku. Tylko nasz chłopak w ogóle nie kapował, że coś jest na rzeczy. W sumie do dziś tego nie łapie, chociaż już jest po trzydziestce.

Za bardzo rozpieściłam syna

Śmieje się jak wariat, kiedy pytamy z mężem, czy wreszcie się wyprowadzi albo pozna jakąś partnerkę. Do roboty też nie ma serca. Czasem gdzieś tam pracuje, ale to takie dorywcze akcje, nic na stałe. Nie przepada za ciężką pracą, więc każdego roku robi sobie przerwę na jakieś trzy miesiące i zwiedza różne zakątki globu.

Wydaje wszystko co ma na niepotrzebne rzeczy. Ciuchy, motor i elektronikę. Gdy kupiliśmy mu mieszkanie, zażądał żebyśmy je wynajęli komuś innemu. Kompletnie zignorował uwagi męża o tym, że jak na swój wiek zachowuje się bardzo niedojrzale.

W tym samym czasie jego siostra urodziła drugie dziecko, razem z mężem wybudowali własny dom, a ona rozpoczęła studia pedagogiczne w trybie zaocznym.

Chciałabym pomagać dzieciom tworzyć tak wspaniałe więzi, jakie łączą mnie z wami – tłumaczyła nam.

W trakcie tej rozmowy przyszła mi do głowy niepokojąca myśl. Czy przypadkiem nie zasypałam Artura nadmiarem miłości? Może lepiej by się rozwinął, gdybym była bardziej powściągliwa w okazywaniu uczuć, tak jak to zrobiłam z Julką?

Teraz widzę, że moja nadopiekuńczość mogła mu zaszkodzić. Podczas gdy jego siostra świetnie sobie radzi, on wciąż nie dorównuje swoim rówieśnikom pod względem dojrzałości.

Beata, 55 lat

Czytaj także: „Żona traktowała mnie jak śmiecia i tępaka. Zatkało ją, gdy wreszcie zrobiłem coś wbrew jej rozkazom”
„Nie chciałem dać dzieciom kasy na ferie zimowe. To miała być lekcja dla nich, a sam dostałem po łapach”
„Nikt nie chciał zmieniać dziadkowi pampersów, ale spadek chcieli wszyscy. Dał im nauczkę w testamencie”

 

Redakcja poleca

REKLAMA