Śnieg za oknem lśnił w świetle latarni, a ja, zmęczony po kolejnym dniu pracy, usiadłem przy stole, gdzie Zuzia i Mikołaj pochylały się nad katalogami pełnymi górskich krajobrazów. Ich śmiech wypełniał kuchnię, a opowieści o zimowych szaleństwach nie miały końca. Zuzia marzyła o sankach i lepieniu bałwana, a Mikołaj z powagą rozważał, ile kubków herbaty zmieści w termosie. Ewa przysłuchiwała się temu z lekkim uśmiechem, mieszając coś na kuchence.
Podjąłem decyzję
Patrzyłem na nich chwilę, czując ciepło tej chwili. Ale w głowie wciąż krążyła myśl, która zrodziła się już kilka tygodni temu. „To musi być teraz” – pomyślałem i wziąłem głęboki oddech.
– Kochani, musimy porozmawiać – zacząłem, a ich spojrzenia od razu skupiły się na mnie.
– Tato, co się stało? – spytała Zuzia, od razu wyczuwając w moim głosie coś niepokojącego.
– W tym roku... – zająknąłem się, a potem dokończyłem: – Nie będzie pieniędzy na ferie.
Nastała cisza. Wyrazy ich twarzy zmieniły się błyskawicznie. Zuzia patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a Mikołaj aż zamarł, jakby ktoś wyłączył w nim cały entuzjazm.
– Ale jak to? Przecież mieliśmy jechać w góry! – Zuzia w końcu wybuchła.
Mikołaj z kolei tylko zacisnął usta, co było dla niego rzadkie. Zawsze miał coś do powiedzenia, ale tym razem nie znalazł słów.
– Musicie zrozumieć, że pieniądze nie biorą się znikąd – wyjaśniłem spokojnie. – Jeśli naprawdę chcecie jechać, spróbujcie znaleźć sposób, żeby zebrać potrzebną kwotę.
Zuzia parsknęła z niedowierzaniem. Mikołaj spojrzał na mnie podejrzliwie.
– To żart, prawda? – zapytał, a ja tylko pokręciłem głową.
Ewa milczała, choć widziałem, że nie podoba jej się to, co właśnie zrobiłem. Ale wierzyłem, że to będzie dla nich ważna lekcja. Lekcja, której nie zapomną.
Dzieci miały plan
Gdy w końcu opadły pierwsze emocje, Zuzia i Mikołaj zamknęli się w swoim pokoju. Słyszałem stamtąd tylko przytłumione głosy i westchnienia. Ewa patrzyła na mnie z ukosa, ale nie powiedziała ani słowa. Wiedziałem, że zastanawiają się, co robić, choć dla mnie było oczywiste, że w końcu wpadną na pomysł.
– No dobrze, a jeśli zorganizujemy wyprzedaż? – usłyszałem stłumiony głos Zuzi zza drzwi.
– Co, niby sprzedamy nasze zabawki? Kto to kupi? – odparł sceptycznie Mikołaj.
– Ludzie kupują różne rzeczy – przekonywała Zuzia. – Może sąsiedzi czegoś potrzebują? Albo dzieci w szkole?
Kiedy rano schodziłem do kuchni, oni już krzątali się w salonie, wynosząc zabałaganione kartony pełne starych zabawek. Widząc ich zaangażowanie, poczułem lekkie ukłucie w sercu.
Przed domem ustawili stolik i wywiesili ręcznie robioną tabliczkę: „WYPRZEDAŻ”. Mikołaj patrzył na przechodzących sąsiadów z miną handlarza, a Zuzia z uśmiechem wyciągała w ich stronę swoje stare lalki.
– Ile za to? – zapytała pani Kowalska, wskazując na misia.
– Pięć złotych – odpowiedziała Zuzia bez wahania.
Pierwsze monety trafiły do słoika, a ich oczy błyszczały. Może to był tylko początek, ale widziałem, że czuć w tym było energię i determinację, której sam im nie mógłbym nauczyć.
Pokłóciłem się z żoną
Wieczorem, gdy dzieci już spały, usiadłem w kuchni z kubkiem herbaty. Ewa krzątała się przy zlewie, udając, że jest pochłonięta myciem naczyń. Ale ja wiedziałem, że wkrótce zacznie rozmowę.
– Kamil – zaczęła cicho, nie odwracając się w moją stronę. – Czy to naprawdę konieczne?
Westchnąłem, opierając się na krześle.
– Ewa, wiem, że cię to martwi, ale dzieci muszą zrozumieć, jak wygląda życie. Nie wszystko przychodzi łatwo.
Odwróciła się gwałtownie, rzucając ściereczkę na blat.
– A nie można im tego pokazać inaczej? Zobacz, jak bardzo się starają. Zuzia chciała sprzedać nawet tego misia od babci! Widziałam, jak ciężko jej to przychodziło.
Nie rozumiała mnie
Znieruchomiałem. Nie wiedziałem, że Zuzia zdecydowała się na tego misia. W końcu to była jej ulubiona zabawka, coś, z czym zasypiała od dziecka.
– To tylko zabawka – rzuciłem, ale sam nie byłem przekonany o słuszności swoich słów.
– Tylko zabawka? – Ewa uniosła głos, patrząc na mnie ze złością. – Kamil, to jest dla niej coś więcej! A ty pozwalasz im na takie poświęcenia, wiedząc, że już opłaciłeś ten wyjazd!
Zmarszczyłem brwi, zaskoczony, że o tym wie.
– Skąd...
– Widziałam potwierdzenie przelewu – przerwała mi, zakładając ręce na piersi. – Dlaczego im tego nie powiesz?
Czułem, jak napięcie między nami rośnie. – Bo chcę, żeby zrozumieli wartość pieniędzy i wysiłku. To ich nauczy odpowiedzialności.
Ewa spojrzała na mnie z mieszaniną smutku i frustracji. – Ale to ich niszczy, Kamil. Czy naprawdę nie widzisz, jak bardzo się starają, jak bardzo im zależy? Może czasem to my powinniśmy się nauczyć czegoś od nich.
Wstała i wyszła z kuchni, zostawiając mnie samego. Siedziałem jeszcze długo, zastanawiając się, czy na pewno postępuję słusznie.
Zacząłem wątpić
Od kilku dni obserwowałem, jak dzieci w pełni angażują się w swoje małe przedsięwzięcia. Zuzia organizowała wyprzedaż zabawek, a Mikołaj, bardziej pragmatyczny, zaproponował sąsiadom mycie samochodów. Obserwowałem ich z ukrycia, widząc, jak po każdym sprzedanym drobiazgu czy zarobionej złotówce rozjaśniały im się twarze. Ale wkrótce na ich drodze pojawiły się pierwsze trudności.
– To nie wystarczy! – krzyknął Mikołaj w kuchni, zrywając kartkę z obliczeniami. – Zbieramy już tydzień, a mamy zaledwie ułamek potrzebnej kwoty!
– Nie poddawaj się – odparła Zuzia, ale w jej głosie słychać było znużenie. Po chwili dodała: – Jeśli sprzedam swojego misia od babci, możemy dostać więcej.
Mikołaj spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Nie możesz tego zrobić! To twój ukochany miś!
– Ale nie mamy wyboru! – Zuzia zacisnęła pięści, a łzy zaczęły napływać jej do oczu.
Obserwując ich z oddali, poczułem, jak coś ściska mnie w środku. W końcu to tylko lekcja, powtarzałem sobie, ale widząc ich złość i smutek, zacząłem wątpić, czy nie przesadziłem.
Powiedziałem im prawdę
Wieczorem, kiedy dzieci siedziały w salonie, a ich znużone twarze mówiły więcej niż słowa, postanowiłem, że dłużej nie mogę tego ciągnąć. To, co miało być lekcją, zaczęło przypominać karę. Usiadłem z nimi przy stole, a Ewa z milczącą aprobatą zajęła miejsce obok.
– Musimy porozmawiać – zacząłem, bawiąc się nerwowo filiżanką.
Zuzia spojrzała na mnie z rezygnacją, a Mikołaj tylko westchnął. Nie mieli siły na kolejne pouczenia.
– Wiem, ile włożyliście w to wysiłku – powiedziałem cicho. – Widzę, jak ciężko pracowaliście, żeby zebrać pieniądze na ferie. I jestem z was dumny.
– Tato, proszę, nie zaczynaj znowu o odpowiedzialności – przerwał Mikołaj, wyraźnie zniechęcony.
Wziąłem głęboki oddech.
– Już opłaciłem wyjazd.
Cisza, która zapadła, była niemal namacalna.
– Co? – wyszeptała Zuzia, a jej oczy wypełniły się łzami.
– Chciałem was nauczyć wartości pieniędzy i pracy, ale widzę, że przesadziłem. Przepraszam – przyznałem z żalem.
Dzieci patrzyły na mnie w oszołomieniu, a Ewa tylko lekko pokręciła głową. Wiem, że zawiodłem ich zaufanie.
Dzieci były rozżalone
Atmosfera w domu była ciężka, choć wiedziałem, że muszę to przetrwać. Zuzia i Mikołaj nie odezwali się od razu po moim wyznaniu. Ich twarze mówiły więcej niż słowa – mieszanka ulgi, gniewu i zawodu. W końcu to Mikołaj przerwał ciszę.
– Czyli pozwoliłeś nam tak się męczyć, chociaż nie musieliśmy? – zapytał, jego głos drżał od emocji.
– Nie chciałem, żebyście się męczyli. Chciałem, żebyście zrozumieli... – zacząłem, ale przerwała mi Zuzia.
– Zrozumieliśmy, tato. Że potrafimy zrobić wszystko, żeby coś osiągnąć. Ale dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? – W jej oczach widziałem łzy, które z trudem powstrzymywała.
Ewa, dotąd milcząca, położyła rękę na ramieniu córki. – Twój tata chciał dobrze, ale czasem dobre intencje mogą przynieść niepotrzebny ból – powiedziała łagodnie.
Zuzia i Mikołaj w końcu wstali i wyszli do swoich pokoi, zostawiając mnie samego. Patrzyłem na Ewę, oczekując wsparcia, ale jej spojrzenie było wymowne. „Może nauczyłem ich samodzielności,” pomyślałem z goryczą, „ale czy ta lekcja była warta ich łez?” Zrozumiałem, że odpowiedzialność to także umiejętność przyznania się do błędu.
Kamil, 45 lat
Czytaj także: „Żona od stycznia chodzi na siłownię. Naiwnie wierzyłem, że wracała spocona tylko z tego powodu”
„Znalazłam na korytarzu męski, pachnący perfumami szalik. Nie sądziłam, że to przynęta na naiwne sąsiadki”
„Brat zadzwonił do mnie z grobowymi wieściami. Gdy dokopałam się do prawdy, miałam ochotę wypisać się z tej rodziny”