„Wyszłam ze szpitala, a synowa nawet nie chciała podać mi wody. Uznała, że jest za młoda na patrzenie na chorą staruchę”

Kobieta, która synowa traktuje jak śmieć fot. Adobe Stock, motortion
„Od dawna powtarzałam, że coś z tą dziewczyną jest nie tak. Dowiadywałam się wtedy od syna niestworzonych rzeczy. Że jestem zazdrosna. Że tłamszę Martę. Po moim pobycie w szpitalu wreszcie pokazała swoje prawdziwe oblicze...”.
Listy od Czytelniczek / 26.10.2021 10:33
Kobieta, która synowa traktuje jak śmieć fot. Adobe Stock, motortion

Nie wiem, czemu zgodziłam się, żeby z nami zamieszkali – zwierzałam się przyjaciółce. – Sama wiesz, jak to jest mieszkać z synową!

Syn Krystyny mieszka z żoną w Anglii, ale zanim wyjechał, dzielili wspólne mieszkanie i ciągle dochodziło między nimi do scysji. Wtedy tego nie rozumiałam, ale teraz już tak. 

– Wiem, wiem – Krysia westchnęła głośno. – Mówiłam ci, że to zły pomysł.
– A co twoim zdaniem miałam zrobić? Bartosz oznajmił mi po prostu, że muszą przez kilka miesięcy pomieszkać z nami, bo Marta straciła pracę, jest im ciężko i...
– I tak trwa to już 5 lat – przerwała mi. – Ona dalej nie pracuje, ty robisz w domu wszystko, a jej się nawet do sklepu nie chce iść. Musisz o tym pogadać z Bartkiem.
– Przecież już rozmawiałam. Tyle razy próbowałam!

Mój syn i jego żona mieli mieszkać z nami przez pół roku, ale ponieważ Marta wciąż nie mogła znaleźć płatnego zajęcia, te sześć miesięcy rozciągnęły się do ponad pięciu lat. Swoją drogą, nie mam pojęcia, jak można znaleźć pracę, siedząc w domu...

Synowa wstawała koło południa, nawet łóżka nie ścieliła, zjadała śniadanie i zamykała się z powrotem w pokoju. „Co ona tam robi przez cały dzień?” – zastanawiałam się. Jestem spokojnym człowiekiem i próbowałam wiele razy z nią rozmawiać, bez pretensji, jak z własną córką. Jak grochem o ścianę. Jeszcze jak Bartek był w domu, udawała, że coś robi, ale gdy wychodził do pracy, przestawało jej się cokolwiek chcieć. „Może ma depresję?” – myślałam.

Ja mam 55 lat, ale ze względu na chorobę (mam reumatoidalne zapalenie stawów) od dawna nie pracuję. Właściwie przy tym schorzeniu nie powinnam robić tego wszystkiego, co codziennie wykonuję. Lekarze dziwią się, że w ogóle chodzę, ale ja pomimo bólu nie poddaję się i staram się jakoś sobie radzić. Sprzątam, gotuję, jeżdżę na rowerze, bo chcę być sprawna. Tym bardziej nie rozumiałam, jak zdrowa, 27-letnia kobieta, może z własnej woli od lat przesiadywać w pokoju i nic nie robić. Szybko znudziłoby mi się takie życie.

Mój syn skończył prawo, pracuje, ale jest na początku zawodowej drogi, więc zarabia średnio. Kiedy Marta straciła pracę w urzędzie, opuścili wynajmowane małe mieszkanko i przenieśli się do naszego domu. Mieszkamy z mężem na obrzeżach miasta, mamy wielki ogród, dom też nie jest mały. Nie przejmowałam się zatem brakiem miejsca. Martwiłam się po prostu, że Marcie coś jest. Młoda, zdrowa kobieta nie powinna całymi dniami przesiadywać w pokoju. Nie chciałam się wtrącać, ale patrzeć nie sposób było na to dziwne zachowanie.

Gdy próbowałam rozmawiać o moich obawach z Bartoszem, denerwował się i oburzał. Dowiadywałam się wtedy o sobie niestworzonych rzeczy. Że jestem zazdrosna. Że tłamszę Martę. Że się niepotrzebnie wtrącam w ich życie. Co gorsza, mój mąż podzielał zdanie syna. „Może faktycznie nie powinnam się przejmować?” – pomyślałam wtedy. „W końcu to dorosła kobieta, jeżeli mojemu synowi odpowiada takie życie, niech i tak będzie.

Jakiś czas temu wylądowałam w szpitalu

Okazało się, że będę miała operację kolana. Mąż odwiedzał mnie każdego dnia, załatwił mi też rehabilitację po zabiegu. W końcu wróciłam do domu, lecz jeszcze przez kilka tygodni nie mogłam się ruszać. Potrzebowałam pomocy. Syn i mąż uznali, że nie ma potrzeby płacenia obcej osobie, skoro w domu jest synowa. Jednak ona nie miała zamiaru zajmować się „kaleką”. Nawet szklanki wody nie chciała mi podać. Powiedziała, że jest młoda i nie chce oglądać choroby i słuchać moich jęków. Wreszcie pokazała swoje prawdziwe oblicze.

– Przepraszam – powiedział po tym wszystkim mój mąż. – Wybacz mi, kochanie. Nie wiedziałem, że ona jest taka.

Miałam łzy w oczach. Czułam się strasznie. Mąż i syn nie chcieli mi wcześniej uwierzyć. Myśleli, że przesadzam, że uwzięłam się na Martę, bo jestem zazdrosna. Zabrała mi przecież jedynaka, oczko w głowie. A to nie była prawda. Teraz syn też czuł się źle z tym, że jego żona tak się zachowała. Widziałam, że mu wstyd.

– Dajcie spokój – powiedziałam wtedy. – Teraz to już nieważne.

Zbagatelizowałam całą sprawę, choć to dalej bolało. I boli do dziś. Marta skrzywdziła całą moją rodzinę.
Zawsze zastanawiałam się, dlaczego nie wiemy nic o jej krewnych. Bartosz mówił, że po prostu nie utrzymują kontaktów. Teraz już rozumiem, pewnie nie miała ochoty widywać się ze starszymi ludźmi. Ja nie czuję się stara, gdyby nie moja choroba, ograniczenia nie miałyby dla mnie znaczenia. I tak staram się w miarę normalnie funkcjonować. Wyjeżdżamy z mężem na wakacje, oczywiście nie biegam jak młodzik po górach i nie wolno mi przebywać na słońcu, ale bardzo lubię podróżować.

łzy lecą mi z oczu, gdy tylko przypominam sobie tamten dzień i karczemną awanturę synowej. Spakowała walizki i powiedziała, że ma dosyć. Oznajmiła, że poznała przez internet interesującego mężczyznę, który zapewni jej wszelkie luksusy. Niebawem ma wnieść sprawę o rozwód. Wyjaśniło się, co przez cały dzień robiła synowa. Siedziała przed komputerem i nawiązywała nowe znajomości.

Bartosz stał zaskoczony, ja zalewałam się łzami, słysząc, że jestem głupią staruchą. To mąż zareagował. Stanowczym tonem powiedział, że ma natychmiast opuścić nasze mieszkanie.

– Zadowolona jesteś? – wykrzyczała do mnie na odchodnym. – Podjudzałaś i dopięłaś swego! To ja jestem ta niedobra, a ty ideał. Nie lubię gotować i sprzątać. Nie moja wina. Za mądra na to jestem! Na pracę też szkoda życia!

Najbardziej żal mi mojego syna

Ja jakoś przeboleję obelgi, jakimi mnie obrzuciła, ale on ma złamane serce. Krysia przytula mnie teraz i głaszcze po ręce. Pociesza. To cudowna przyjaciółka. Mówi, że jej młodsza córka też się rozwodzi.

– To plaga naszych czasów. Pary gonią za pieniędzmi, mijają się, nie rozmawiają, wszystko robią w biegu. Żal mi Mateuszka, on ma zaledwie trzy latka.

No i role się odmieniają – teraz to ja pocieszam przyjaciółkę. Mówię, że wszystko się ułoży. Wnuk jest teraz pod jej opieką. Siedzimy we trójkę u mnie, my dwie pijemy kawę, a maluch bawi się samochodami.

– Chciałabym mieć kiedyś wnuczka – mówię ze łzami w oczach.

– Bartek na pewno jeszcze ułoży sobie życie, zobaczysz – Krysia uśmiecha się do mnie.

– Mam nadzieję, że nasze dzieci jeszcze będą szczęśliwe... – odpowiadam.

Bartek wraca z pracy wcześniej. Mówi, że wziął wolne. Jutro pierwsza rozprawa. Chyba się denerwuje. Wita się z Mateuszkiem, a potem siada z nim na dywanie i razem oglądają autka. Dostrzegam na jego twarzy dawno już niewidziany uśmiech. I zaczynam wierzyć, że jeszcze mu się uda. Przecież ma dopiero 36 lat. Całe życie przed sobą...

Czytaj także:
„Myślałam, że to miłość, a on dybał na moje pieniądze! Połknęłam haczyk, bo byłam spragniona romansu”
„Porzuciłem córkę i spokojnie żyję bez wyrzutów sumienia. Tak jest lepiej dla nas wszystkich”
„Mam 41 lat i potrzebuję mężczyzny tylko do seksu. Związek bez zobowiązań jest dla mnie idealny”

Redakcja poleca

REKLAMA