Fabian spodobał się mojej babci, więc nie zastanawiając się długo, wyszłam za niego za mąż.
Była dla mnie wzorem do naśladowania. Nigdy nie narzekała na swój los, chociaż nie brakowało jej powodów do zmartwień.
Piątka dzieci, praca w fabryce na trzy zmiany, niestroniący od kieliszka mąż i opieka nad schorowaną matką – ja z pewnością załamałabym się, ale moja babcia mimo swoich 160 cm wzrostu była silną duchem kobietą. Potrafiła znaleźć wyjście z najgorszej sytuacji, uśmiechnąć się i pocieszać innych, nawet gdy sama potrzebowała wsparcia.
– Jak ty to robisz, że zawsze jesteś pogodna? – pytałam ją często.
– Jak? To takie proste, wnusiu! – odpowiadała. – Każdy dzień zaczynam od powiedzenia sobie czegoś dobrego. Budzę się, idę do łazienki, przeciągam się i patrząc w lustro, mówię na głos chociaż jedną miłą rzecz. Na przykład: „jesteś pracowita, Adelko, więc dzisiaj szybko uporasz się z robotą” albo: „masz takie ładne nogi, więc włóż do kościoła tę śliczną sukienkę” – parskała śmiechem.
Chichotałam razem z nią zaskoczona, że babcia, zwykła robotnica po zawodówce, na długo przed modnymi specjalistami od rozwoju osobistego wpadła na pomysł, w jaki sposób pozytywnie motywować się do działania.
Po prostu pewnego dnia, zmęczona, może nawet rozczarowana prozą życia lub trudami małżeństwa, postanowiła dodać sobie otuchy, a kiedy poskutkowało, zaczęła codziennie mówić sobie coś miłego. Ponieważ była dla mnie kimś ważnym, starałam się ją naśladować i słuchać jej we wszystkim.
Uczyłam się pilnie, wybrałam zawód, który ona uważała za potrzebny i godny zaufania. Poszłam na pediatrię, bo rodzeństwo mamy często chorowało, a babcia lubiła podkreślać, jak wiele zawdzięcza lekarzom. Po specjalizacji wróciłam w rodzinne strony, ponieważ babcia, lokalna patriotka, wpoiła mi miłość do naszego małego miasteczka.
– Tutaj także potrzeba dobrych specjalistów, a ty jesteś najlepsza – mówiła, nie kryjąc wzruszenia moją decyzją.
Powiedziała, że jestem silniejsza od niej
Wyszłam za mąż za pierwszego chłopaka, który przypadł jej do gustu. Owszem, kochałam Fabiana, ale o wiele bardziej zależało mi na akceptacji moich bliskich, a zwłaszcza babci Adeli. Nie zastanawiałam się za bardzo nad tym, co nas łączy, nie przyglądałam się jego rodzinie, nie czekałam, aż bliżej się poznamy. Miałam gotowy przepis na życie i jak najszybciej chciałam go zrealizować.
Do ślubu szłam w sukni babci, choć ona sama nie kryła, że wolałaby mi kupić nową.
– Z tą wiąże się zbyt wiele wspomnień, wnusiu… – westchnęła.
Szczęśliwa puściłam jej uwagę mimo uszu. Nie wyczułam albo nie chciałam słyszeć smutnego tonu w jej głosie. Wzięłam kredyt na dom, bo ona zawsze powtarzała, że trzeba mieć coś swojego. Urodziłam dwoje dzieci, każdemu z nich oddałam rok swojego życia, po czym szybko wróciłam do swoich pacjentów.
Nie żebym chciała, przeciwnie, cierpiałam, rozstając się z moimi maleństwami, ale uważałam, że skoro babcia potrafiła połączyć znacznie trudniejszą, trzyzmianową fizyczną pracę z wychowaniem większej gromadki dzieci, to i ja powinnam sobie poradzić.
„W końcu jestem taka jak ona” – powtarzałam sobie i idąc w jej ślady, tuszowałam przed bliskimi problemy w moim związku, w tym przede wszystkim coraz częstszą słabość męża do napojów alkoholowych.
Jak ona, codziennie rano stawałam przed lustrem i prawiłam sobie komplementy. Mimo coraz większego zmęczenia, zmarszczek oraz sińców wykwitających pod moimi oczami. Wstydziłam się przyznać sama przed sobą, że ja, najlepsza absolwentka naszego liceum, pani doktor znana w całym miasteczku, jestem ofiarą przemocy domowej.
Ja nie byłam panią Miecią, sprzątaczką z ośrodka regularnie bitą przez męża ani zahukaną pielęgniarką, zastraszaną przez narzeczonego. Nie byłam Mariolą, pomocą fryzjerską tłuczoną od dziecka przez ojczyma ani ciocią Zdzisią, najmłodszą i najmniej udaną córką babci, która co rusz wiązała się z jakimś nieodpowiednim mężczyzną.
Nie mogłam pokazać, że jestem słaba
Zagryzałam więc wargi, kładłam na twarz coraz grubsze warstwy podkładu, nosiłam coraz większe i droższe okulary, na które zarzucałam coraz dłuższą grzywkę. Wszystko po to, by zatuszować rozczarowanie, że nie potrafiłam jak babcia znaleźć w sobie krzty pogody ducha.
Babcię Adelę cieszył byle drobiazg, ja tylko grałam optymistkę. Nie wiem, jak długo wmawiałabym sobie, że postępuję słusznie, gdyby pewnego dnia nie zdjęła mi z nosa przeciwsłonecznych okularów. Popatrzyła na moje podpuchnięte oczy i powiedziała:
– Rozwiedź się, dziecko. Nie możesz pozwalać się tak traktować.
– Ale przecież…
– Ja popełniłam błąd, ale ty nie musisz. Dzisiaj są inne czasy, a ty jesteś silniejsza i mądrzejsza ode mnie, tylko musisz w to uwierzyć.
To jedno zdanie ukochanej babci wystarczyło, żebym wreszcie się ocknęła i zaczęła żyć na własny rachunek. Tak jak sama bym chciała, a nie, jak mi się wydawało, że powinnam. Nie od razu nauczyłam się słuchać siebie i kierować głosem swojego serca, ale w końcu mi się udało.
Dzisiaj nie noszę już przeciwsłonecznych okularów, chyba że na plaży, i nie zakrywam twarzy grzywką, bo nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem.
Czytaj także:
„Chcieliśmy sprzedać dom, ale gdy pojawiał się klient, sąsiad wylewał gnojówkę, by nie dopuścić do transakcji”
„Wzięłam wielki kredyt, aby spłacić długi ukochanego. Po wykonaniu przelewu Marek zapadł się pod ziemię”
„Zdradziłam męża żeby udowodnić mu, że nie jestem bezwartościowa. Zemściłam się za lata zdrad, pogardy i poniżania”