Gdy wynajmowałam mieszkanie Adzie, myślałam, że zrobiłam dobry interes. W końcu tyle się słyszy o nieodpowiedzialnych najemcach, którzy w kilka miesięcy potrafią doprowadzić lokal do ruiny. Córka znajomych miała być pewniakiem, a okazała się zupełną pomyłką.
Chcieliśmy dobrze ulokować pieniądze
Przez długi czas trzymaliśmy oszczędności na lokacie, aż w końcu zrozumieliśmy, że liche odsetki nie nadążają za galopującą inflacją.
– Jak tak dalej pójdzie, za kilka lat nasze pieniądze będą guzik warte – stwierdził Robert, mój mąż.
– Więc co proponujesz? Giełdę?
– Żartujesz? Nie znamy się na tym. Gdybyśmy zaczęli kupować akcje, pewnie w kilka miesięcy stracilibyśmy wszystko.
– Więc może obligacje?
– Myślałem o tym, ale zarobek z tego jest żaden. Uchronimy pieniądze przed inflacją, ale niewiele zyskamy. Myślałem o nieruchomościach.
– Chodzi ci o lokale pod działalność gospodarczą?
– Raczej o sektor mieszkaniowy. Na mieszkania do wynajęcia zawsze znajdą się chętni, a procentowo całkiem nieźle na tym wyjdziemy.
– Sama nie wiem. Tyle się słyszy o numerach, które potrafią wyciąć najemcy.
– To prawda, ale to w zasadzie jedyne ryzyko. Jeżeli znajdziemy kogoś odpowiedzialnego, co miesiąc na nasze konto będzie spływać całkiem niezła kasa, a jeżeli zajdzie taka potrzeba, za jakiś czas będziemy mogli sprzedać to mieszkanie z zyskiem. Spróbujmy. Na razie kupimy jedno, a jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli, dokupimy drugie.
Dałam się namówić
Oszczędzaliśmy na gorsze czasy i na przyszłość naszej córki. Aż robiłam się czerwona z nerwów, gdy widziałam, jakie odsetki dostajemy po zakończeniu lokaty. Nie po to oboje tyramy, żeby banki miały czym obracać. Robert miał rację. Musieliśmy zacząć inaczej lokować nasze środki.
– OK, spróbujmy.
– Dobra decyzja. Jestem przekonany, że nie stracimy na tym.
Miesiąc później zlikwidowaliśmy jedną z lokat. Robert znalazł całkiem ładne mieszkanie w centrum miasta, które wydawało się idealną lokatą kapitału. Blok, w którym się znajdowało, był już po termomodernizacji, a klatki schodowe – po gruntownym remoncie.
Wynegocjowaliśmy przyzwoitą cenę i staliśmy się właścicielami przytulnego mieszkanka z rynku wtórnego. Zainwestowaliśmy w kompletne wyposażenie kuchni i łazienki, a dwa pokoje i przedpokój umeblowaliśmy w podstawowym zakresie. Lokal był dobrze przygotowany do wynajęcia. Włożyliśmy w tą inwestycję połowę naszych oszczędności, ale byłam przekonana, że nie stracimy na tym.
Nie musieliśmy długo szukać najemcy
Mieszkamy w małym mieście, w którym lokalna prasa wciąż ma wierne grono odbiorców. Szłam do redakcji, by zamieścić ogłoszenie o mieszkaniu do wynajęcia, gdy wpadłam na Dorotę, moją znajomą, z którą kiedyś pracowałam w jednej firmie. Od słowa do słowa, powiedziałam jej, że mam mieszkanie na wynajem i właśnie idę szukać chętnych.
– Nie musisz zamieszczać ogłoszenia – powiedziała. – Justysia zamierza wynająć coś dla siebie, więc na pewno chętnie je obejrzy.
– No popatrz, co za zbieg okoliczności – zdziwiłam się. – Ja mam mieszkanie na wynajem, a ty szukasz mieszkania do wynajęcia.
– Prawda? Czasami ścieżki ludzi przecinają się w najodpowiedniejszym miejscu, w najlepszym czasie.
– Dorota, ale muszę cię uprzedzić, że nie przewiduję specjalnej ceny dla znajomych. Kupiliśmy ten lokal, żeby dobrze ulokować oszczędności.
– Nie ma sprawy, kochana. Doskonale to rozumiem i nie zamierzam nalegać. Dla mnie ważne jest, żeby Justysia nie musiała inwestować swoich pieniędzy, a skoro twoje mieszkanie jest świeżo po remoncie, wydaje się dobrą okazją.
– Muszę to jeszcze skonsultować z mężem. Sama nie podejmuję takich decyzji. Umówmy się, że zadzwonię do ciebie w tej sprawie. Może być dziś wieczorem?
– Oczywiście. Czekam na telefon.
Uznaliśmy, że to najlepszy wybór
Przedstawiłam sprawę mężowi. Robert obawiał się, że Dorota będzie ostro negocjować cenę w imieniu córki.
– Wiesz jak to jest ze znajomymi. Zazwyczaj wychodzą z założenia, że należy się im specjalne traktowanie.
– Rozmawiałam z nią o tym. Zarzeka się, że nie oczekuje żadnego rabatu. Pomyśl tylko, chyba lepiej oddać mieszkanie w ręce kogoś, kogo znam. Zupełnie obca osoba nie będzie się przejmować utrzymaniem go w dobrym stanie, a córka znajomej raczej nie zawiedzie.
– Dobrze ją znasz?
– Z Dorotą pracowałam przez pięć lat. Jest godna zaufania. Justynę widziałam kilka razy. Wydawała się miłą i grzeczną dziewczyną.
– Dobrze, skoro nasza cena jej odpowiada, możemy podpisać umowę.
Nie obyło się bez negocjacji
Na oględziny umówiliśmy się na następny dzień.
– Podoba ci się, Justysiu?
– Może być. Tylko myślałam, że w kuchni będzie zmywarka.
– Właśnie – zwróciła się do mnie Dorota. – Wspominałaś, że kuchnia jest kompletnie wyposażona.
– Miałam na myśli wszystkie szafki, kuchenkę i zlew. Zmywarki nie przewidzieliśmy.
– Sama nie wiem. W tej sytuacji to mieszkanie wydaje się trochę za drogie.
– Nie sądzę, że znajdziecie lepsze w tej cenie. Ale jeżeli tak bardzo zależy wam na zmywarce, możemy się umówić, że wstawimy ją w przyszłym miesiącu.
– Co ty na to, córuś?
– Miesiąc jakoś wytrzymam. Możemy podpisać umowę.
Wyglądało na to, że pierwsze odstępne w całości pójdzie na doposażenie mieszkania. Gdy przejrzałam ceny zmywarek, stwierdziłam, że będziemy musieli jeszcze dołożyć do tego interesu, ale nie rozpaczałam. Jeżeli w ten sposób mieliśmy podtrzymać zainteresowanie potencjalnie dobrego najemcy, nie było to dużym problemem.
Postępowałam uczciwie
Równo miesiąc później na moje konto wpłynęła umówiona kwota. Byłam zadowolona, że Justyna nie spóźniła się nawet o jeden dzień. Wydawała się uczciwa. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko wywiązać się ze swojej części umowy.
Poszłam do marketu ze sprzętem AGD i kupiłam obiecaną zmywarkę. Ustaliłam z Robertem, że montaż powierzymy fachowcowi, tym bardziej, że taka usługa była w cenie. Wskazałam adres dostawy i udałam się do mieszkania, które wynajmowałam Justynie.
Zadzwoniłam do drzwi, ale nikt mi nie otworzył. Jej telefon też nie odpowiadał. Zadzwoniłam więc do Doroty.
– Cześć. Nie wiesz, gdzie mogę zastać Justynę?
– Czy coś się stało? – zaniepokoiła się.
– Bez obaw, wszystko jest w porządku. Ale za chwilę przywiozą zmywarkę, a jej nie ma w domu.
– Jest sobota, więc na pewno nie poszła do pracy. Pewnie udała się gdzieś z przyjaciółmi. Wiesz jak to jest z młodymi. Od rana na mieście.
– Będę musiała otworzyć drzwi swoim kluczem, więc gdybyś mogła przyjechać i wszystko nadzorować, byłabym ci ogromnie wdzięczna.
– Daj spokój, przecież znamy się nie od dziś. Nie musimy robić takich cyrków. Po prostu wejdź śmiało i o nic się nie martw. Justysia na pewno nie będzie miała pretensji.
Zniszczyła nam mieszkanie
Przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka. W pierwszej chwili pomyślałam, że pomyliłam adres. Mieszkanie, które niedawno przeszło gruntowny remont, wyglądało jak najgorsza melina! Nie dało się zrobić kroku, żeby nie wejść na jakiś ciuch. Już w przedpokoju poczułam, że kosze na śmieci są przepełnione, a brudne naczynia piętrzą się w zlewie. Nie pomyliłam się. Oprócz tego, na kuchennym blacie leżał ledwo napoczęty bochenek chleba, cały pokryty zieloną pleśnią. Obok stała odkręcona butelka mleka, z której wydobywał niemożliwy do opisania odór. Panował tam okropny bałagan, ale nie to było najgorsze.
Weszłam do pokoju dziennego. Od razu zauważyłam, że ekran telewizora jest pęknięty, podobnie jak szyba w najszerszym oknie. Smarkula posklejała ją taśmą, jakby to miało załatwić sprawę. Weszłam do drugiego pokoju, który służył Justynie za sypialnię. Tam było w miarę w porządku, poza jednym szczegółem. Drzwi szafy wnękowej były wyrwane z prowadnicy.
Smarkula miała pretensje
– Co ty tu robisz? – usłyszałam za plecami głos Justyny.
– Po pierwsze, nie jesteśmy na ty, smarkulo, a po drugie, jestem u siebie.
– Wynajmujący nie ma prawa wchodzić do mieszkania pod nieobecność najemcy – powiedziała tonem, który miał sugerować, że pozjadała wszystkie rozumy.
– Weszłam, żeby zainstalować ci zmywarkę, za wiedzą i zgodą twojej matki. Zresztą, to nie ma znaczenia. Jeżeli ktoś musi się z czegoś tłumaczyć, to tą osobą na pewno nie jestem ja. Coś ty zrobiła z moim mieszkaniem?
– Nic ci do tego! Mam swoje prawa. Jak będę się wyprowadzać, zdam lokal w stanie idealnym, a póki co wynocha stąd!
Wyrzuciłam ją
Nie mogłam tolerować takiej bezczelności.
– Ostatni raz ci powtarzam, zmień ton! W umowie masz jak byk napisane, że po stronie najemcy leży utrzymywanie lokalu w nienagannym stanie. Nie wywiązałaś się z tego punktu, więc musisz się wyprowadzić. Najlepiej już dzisiaj.
– Nie masz prawa mnie ot tak wyrzucić!
– Otóż, mam. Podpisałyśmy umowę najmu okazjonalnego, więc pakuj swoje rzeczy i wynocha. I nie licz, że zobaczysz choćby złotówkę z kaucji.
– To rozbój w biały dzień. Podam cię do sądu i jeszcze przyniesiesz mi moje pieniądze w zębach.
– Proszę bardzo. Gdy już przegrasz, co jest nieuniknione, ja wytoczę ci sprawę o wyrównanie szkód, bo nie sądzę, że 3 tys. pokryją wszystkie naprawy.
To wystarczyło, by zamknąć jej usta. Wróciła do matki jeszcze tego samego dnia.
Od czasu do czasu mijam się z Dorotą, ale gdy mnie widzi, zawsze przechodzi na drugą stronę ulicy. Sama nie wiem, czy zachowuje się tak ze wstydu za córkę, czy ma do mnie pretensje, ale mam to w nosie. Wiem jedno. Nigdy już nie wynajmę mieszkania po znajomości.
Marcelina, 45 lat
Czytaj także: „Nigdy nie sądziłam, że w wieku 55 lat zostanę matką. Wszystko, co musiałam zrobić, to wpaść na 12-latkę z sierocińca”
„Wszyscy oczekiwali, że po ślubie będę kurą domową. Ale ja mam własne plany, zamiast czekania na męża z obiadkiem”
„Teściowa stołowała się u nas jak w 5-gwiazdkowej restauracji. Gdy w końcu dałam jej rachunek na 100 zł, obraziła się”