„Wynajęłam faceta do towarzystwa, by zagłuszyć samotność. Kasa otworzyła drogę do jego serca”

szczęśliwa para fot. Adobe Stock, goodluz
„– Chcę, żebyś był dziś moim towarzyszem, zjadł ze mną kolację, napił się dobrego wina, a gdy zegar wybije dwunastą, po prostu sobie poszedł – powiedziałam stanowczo, na co on przytaknął skinieniem głowy”.
/ 11.05.2024 13:15
szczęśliwa para fot. Adobe Stock, goodluz

Ludzie mawiają, że życie tworzy bardziej niezwykłe opowieści niż nawet najbardziej kreatywni scenarzyści. Zawsze podchodziłam do tego sceptycznie, bo przecież nasze codzienne życie zwykle jest dość zwyczajne i przewidywalne.

Jednak zeszłej wiosny całkowicie zmieniłam swoją opinię. Mój szary, powtarzalny świat nagle nabrał barw. w momencie, gdy skontaktowałam się z firmą, która w sieci reklamowała swoje usługi hasłem: „Mężczyźni do towarzystwa".

Byłam bogatą singielką

Mając ponad 40 lat na karku, wciąż pozostawałam singielką.
Nie byłam brzydka. Panowie nadal rzucali mi pożądliwe spojrzenia, sugerujące, że chętnie zaciągnęliby mnie do sypialniKasa też nie stanowiła problemu – stać mnie było na najlepsze kosmetyki, markowe fatałaszki i inne udogodnienia. Brakowało mi tylko jednego: czasu.

Spotkanie drugiej połówki, ślub, powiększenie rodziny czy też zwykłe wyjazdy we dwoje i relaks przy palenisku – to tylko marzenia. Mój dom, mimo że luksusowy i bogato wyposażony, był pozbawiony ciepła i sprawiał wrażenie niezamieszkanego.

Wybrałam karierę

Od momentu ukończenia studiów i rozpoczęcia pracy w korporacji, skupiłam się wyłącznie na rozwijaniu swojej ścieżki zawodowej. Mimo że w przeszłości usłyszałam wyznanie miłości, a po jakimś czasie ktoś inny mi się oświadczał, to przyznam szczerze, że nie zamierzałam poświęcać energii na życie prywatne. Priorytetem było dla mnie osiągnięcie sukcesu, wspinanie się po szczeblach kariery i obejmowanie coraz bardziej prestiżowych funkcji w firmie.

Perspektywa bycia mężatką, posiadania potomstwa i zasypiania u boku drugiej osoby nie była dla mnie kusząca. Uznałam to za odpowiednie dla typowych kur domowych, ale sama nie czułam potrzeby takich wątpliwych przyjemności.

Tęskniłam za czymś prawdziwym

Nadszedł jednak moment, kiedy uświadomiłam sobie, że fajnie byłoby mieć u boku bliską osobę – przyjaciela, partnera, z którym mogłabym dzielić się swoimi troskami i radościami. W tym momencie okazało się, że nieco zapomniałam, jak to jest funkcjonować jak każdy przeciętny człowiek.

Nic w tym dziwnego, bo ostatnie lata upłynęły mi wyłącznie na pracy, bez żadnych okazji na prywatne spotkania czy zwykłe pogawędki o życiu, nie tylko o zarobkach, zyskach i stratach. Nie miałam szans, żeby zauważyć czyjś ciepły uśmiech czy kolor tęczówek. Liczyły się tylko wyniki w pracy, a nie prawdziwe emocje.

Szef organizował przyjęcie

Pewnego razu dostałam wiadomość z pracy, że szef zaprasza wszystkich pracowników na imprezę z okazji okrągłych urodzin naszej firmy. Miała się ona odbyć w maju. To zaproszenie było wyjątkowe, bo po raz pierwszy w historii naszej korporacji trzeba było przyjść we dwoje. No i tu pojawił się problem – z kim mam się tam wybrać? Nie byłam mężatką, a i romansować jakoś nie miałam ochoty.

Na początku stwierdziłam, że zignoruję kwestię osoby towarzyszącej. Potem jednak okazało się, że to nie była tylko niewinna prośba szefa. No i nie miałam wyjścia, musiałam kogoś zaprosić.

Kupiłam sobie towarzystwo

Usłyszałam wtedy o pewnej agencji od koleżanki. Określiła facetów tam zatrudnionych mianem żigolaków. Sama już miała z nimi do czynienia.

– Część dziewczyn zamawia ich jako osoby towarzyszące na wieczorne wyjścia – wyjaśniła. – Zdarza się też, że panie po powrocie z imprezy zabierają panów do sypialni. Gwarantuję ci, że niezależnie od wybranej opcji, będziesz bardzo zadowolona.

Skontaktowałam się telefonicznie, zgodnie z sugestią koleżanki. Zamiast przeglądać fotki na ich witrynie, po prostu sprecyzowałam, czego oczekuję. Chciałam, żeby chłopak był młodszy ode mnie o dekadę i o dziesięć centymetrów wyższy. Cena za wieczór wynosiła równo dwa tysiące złotych.

Facet był profesjonalistą

W ustalonym terminie przed moją posesją zaparkował ciemny Mercedes, z którego wysiadł Michał. Sądziłam, że będzie miał większą pewność siebie, że okaże się bardziej zuchwały i zaciekawiony wnętrzem domu, do którego za chwilę wejdzie. Nie miałam pojęcia, czemu byłam przekonana, że zechce mnie przytulić i pocałować. Nic z tych rzeczy nie miało miejsca.

Wybraliśmy się na imprezę. Mój kompan, choć był ode mnie młodszy, gadał jak najęty. Orientował się w sprawach politycznych i ekonomicznych. Miał wyrobioną opinię nawet na temat zimorodka zwyczajnego.

Ciągle o nim myślałam

Minęło zaledwie parę chwil, a już wyleciało mi z głowy, że Michał jest żigolakiem. Był sympatyczny, zabawny i… przystojny. Zauważyłam to po spojrzeniach innych kobiet, które z zawiścią zerkały w kierunku naszego stolika. No i, co się liczy, świetnie mu szło na parkiecie. Od lat z nikim tak nie wywijałam. Tuż po drugiej nad ranem mój kompan podwiózł mnie pod sam dom. Wręczyłam mu kasę, życzyłam dobrej nocy, zamknęłam drzwi i… przystanęłam za nimi, wsłuchując się w jego cichnące odgłosy kroków.

Czułam się przygnębiona. Pragnęłam, aby został dłużej, ale nie z powodu, by zaprosić go do mojej sypialni. Zwyczajnie cieszyłam się jego towarzystwem. Jednocześnie, gdybym zasugerowała, aby wstąpił na drinka, mógłby sądzić, że zapraszam go do swojego łóżka. Minął kolejny tydzień, a moja praca już nie dawała mi takiej przyjemności jak wcześniej. Każdego poranka, budząc się, widziałam przed oczami twarz Michała. A może tak naprawdę nosił inne imię?…

Chciałam znów go zobaczyć

Minęło zaledwie 14 dni, a ja już nie mogłam się opanować. Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer do firmy oferującej „spotkania za opłatą". On stawił się idealnie na czas. Gdy przekroczył próg mojego mieszkania, dłonią wskazałam mu drogę do pokoju gościnnego.

Chcę, żebyś był dziś moim towarzyszem, zjadł ze mną kolację, napił się dobrego wina, a gdy zegar wybije dwunastą, po prostu sobie poszedł – powiedziałam stanowczo, na co on przytaknął skinieniem głowy.

Po wspólnym posiłku, degustacji szlachetnego trunku i salwach śmiechu wywołanych opowiadanymi przez niego anegdotami, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, przed północą podniósł się z miejsca, pożegnał się i opuścił moje mieszkanie. A ja, kompletna idiotka, tradycyjnie już przykleiłam ucho do drzwi, wsłuchując się w odgłos jego kroków.

Marzyłam o wspólnej nocy

Po jakimś czasie ponownie zamówiłam jego usługi, i kolejny raz, i jeszcze raz. A kiedy wychodził, niezmiennie podsłuchiwałam przy wejściu. Aż do momentu, gdy nie usłyszałam nic. On czekał po drugiej stronie… Co to miało znaczyć? Moje serce zaczęło szybciej bić w piersi.

W tamtej chwili dotarło do mnie, że pragnę, by został, że jest jedyną osobą, o której jestem w stanie myśleć. Gwałtownie szarpnęłam drzwi. Spoglądał na mnie tak, jakby wyczekiwał mojej reakcji. Pierwszy raz, odkąd się poznaliśmy, delikatnie chwycił mnie za rękę, przytulił do siebie i zaczął całować. Rankiem wręczyłam mu jeszcze dodatkowy tysiąc złotych.

Na początku w jego spojrzeniu dostrzegłam niedowierzanie, które po chwili ustąpiło miejsca ogromnemu smutkowi. Parę dni później skontaktowałam się z firmą, prosząc o spotkanie z Michałem. Usłyszałam, że dwa dni temu zrezygnował z posady. Poprosiłam o jego prywatne namiary, ale odmówiono mi.

„Dobra – przemknęło mi przez myśl. – Straciłaś głowę dla przystojniaka, takie rzeczy się zdarzają, ale pora wrócić do prawdziwego życia".

Zmieniłam swoje życie

Nie byłam w stanie. Po dwóch miesiącach zrezygnowałam z pracy. Miałam serdecznie dość cyferek, tabelek i raportów z giełdy. W tym wszystkim najbardziej przygnębiające było to, że gdy nareszcie byłam gotowa rozpocząć prawdziwe życie, zabrakło u mego boku faceta, na którego tyle czekałam.

W ciągu kolejnego roku moja codzienność przeszła totalną metamorfozę. Zaczęłam odwiedzać galerie sztuki, odnowiłam dawne znajomości, a popołudnia spędzałam z lekturą w dłoni, wylegując się w przytulnym fotelu albo pędząc na najnowszy film do kina, zamiast ślęczeć po godzinach w pracy.

Dokładnie tak było cztery tygodnie temu. Film miał się zacząć o ósmej wieczorem, a mnie przy wyjeździe z parkingu nawaliło auto. Sięgnęłam po telefon i zamówiłam taksówkę. Po około dziesięciu minutach podjechała pod blok.

Byliśmy sobie przeznaczeni

– Dokąd jedziemy? –taksówkarz zwrócił się do mnie z pytaniem, a ja dostrzegłam w lusterku jego spojrzenie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom – to Michał, moja miłość! Tym razem nie pozwolę, by ta okazja przeszła mi koło nosa...

Od tamtego pamiętnego wieczoru jesteśmy nierozłączni. Przepełnia mnie uczucie miłości i wiem, że jestem dla niego całym światem. Przecież każda osoba zasługuje na to, by kochać i być kochaną. Nawet ktoś, kto świadczy usługi towarzyskie i komu pieniądze otworzyły serce.

Niektórzy twierdzą, że przeznaczenie tworzy lepsze opowieści niż niejeden scenarzysta filmowy. Teraz uważam, że to słuszne stwierdzenie. I cieszę się, że potrafi również stworzyć dobre szczęśliwe zakończenie.

Malwina, 44 lata

Czytaj także: „Mąż tak bardzo chciał mieć dziecko, a teraz nie zmieni nawet pampersa. Uważa, że to poniżające dla faceta”
„Dorosły syn ciągle z nami mieszkał. Wreszcie sami się wynieśliśmy, bo mamy dość bycia służbą”
„Nauczycielka syna szukała przygód wśród rodziców. Tak długo kusiła i uwodziła, aż jeden z tatusiów wpadł jej do łóżka”

 

Redakcja poleca

REKLAMA