Wielu osobom wydaje się, że wygrana w totolotka to spełnienie wszystkich marzeń. W rzeczywistości jednak powoduje to tyle problemów, że czasem zastanawiam się, czy te wszystkie wygody są tego warte...
Nigdy niczego nie wygrałam
Przez całe życie nie miałam szczególnego szczęścia, jeśli chodzi o konkursy, turnieje i losowania. Brałam udział we wszystkich loteriach w supermarketach, we wszystkich konkursach smsowych w programach telewizyjnych, kupowałam zdrapki... I nic. Przez tyle lat! Aż tu nagle... Wygrałam. I to nie byle co – szóstkę w Lotto!
– Widzisz, jak już wygrywać to z przytupem! Może dlatego wcześniej nie trafiłam złamanego grosza. Żeby teraz zgarnąć całe dziesięć milionów! – cieszyłam się, gdy wyznałam siostrze, co wydarzyło się w moim życiu.
– Ale wspaniale! To jesteśmy ustawieni już do końca życia! – ucieszyła się.
Wtedy mnie to nie zaniepokoiło, ale dziś już wiem, że powinno. Wydawało mi się oczywiste, że podzielę się swoją wygraną z najbliższymi, że ofiaruję im po jakiejś kwocie w prezencie. Bardzo mnie cieszyła ta perspektywa: chciałam podarować babci porządne oszczędności, spłacić resztę kredytu rodziców. O siostrze, oczywiście, też nie zamierzałam zapomnieć, mimo że wiodło jej się całkiem nieźle.
Jej mąż był programistą i zarabiał naprawdę solidne pieniądze, więc raczej nie głodowali – mimo że moja siostra zarabiała grosze w szkole. Ale kochała tę pracę, więc można tylko pozazdrościć takiego układu: robiła to, co lubiła i nie musiała się przejmować pensją.
Podzieliłam się z bliskimi
Gdy tylko odebrałam nagrodę, od razu spłaciłam resztę kredytu, który wisiał nad rodzicami jak wyrzut sumienia – zwłaszcza po wzroście rat. Łzy w oczach mamy, gdy usłyszała, że nie muszą już z tatą wyciągać trzech tysięcy złotych miesięcznie na spłatę raty za dom były dla mnie bezcenne.
– Dziecko, nawet nie wiesz, jak nam pomagasz... W końcu wybierzemy się z tatą na wakacje, a odkładamy je już od lat – wzruszyła się.
– Na zdrowie, mamo. Nie chcę, żebyście do końca życia byli niewolnikami banku – uśmiechnęłam się i uścisnęłam ją mocno.
Reakcja babci była podobna, a może nawet jeszcze bardziej wzruszająca.
– Dziecino, daj spokój, na co mi tyle pieniędzy! Zachowaj dla siebie – zaprotestowała najpierw.
– Babciu, to wcale nie jest dużo. Wszyscy wiemy, jakie są emerytury. Przepracowałaś ciężko całe życie, dlaczego masz teraz żyć za grosze, które ledwo wystarczają na leki, jedzenie i czynsz? Zasługujesz na trochę przyjemności, na bezpieczeństwo – tłumaczyłam cierpliwie.
Wtedy zasznurowała usta i z oczu popłynęły jej łzy.
Siostra była bardziej roszczeniowa
Po siostrze spodziewałam się podobnej reakcji, ale niestety, sprawdziło się tu powiedzenie, że pieniądze zmieniają ludzi... I czasem nie są to nawet ich pieniądze! Gdy przyszłam do niej w odwiedziny z dużym prezentem dla jej małego synka, zlustrowała mnie od stóp do głów.
– Rany, ciocia, dzięki! – zaszczebiotał maluch.
– Ciocię teraz stać, to ciągle będziesz dostawał prezenty – zaśmiała się.
W pierwszej chwili byłam przekonana, że musiał to być żart, ale i tak poczułam się dziwnie. Oczywiście, nie zamierzałam skąpić na siostrzeńcu, ale taka sugestia była mało kulturalna – nawet z ust kogoś tak bliskiego. O tym, że siostra rości sobie prawa do dysponowania moimi pieniędzmi, dowiedziałam się jednak chwilę później, gdy postanowiłam wręczyć jej czek na dwieście tysięcy złotych.
– Hm, dzięki – odpowiedziała niezbyt uradowana.
– Pomyślałam, że oszczędności nigdy nie za dużo i pieniądze zawsze się przydadzą... Nie wiedzie wam się źle, ale może odłożysz to na przyszłość Maciusia albo coś? – zaproponowałam.
Siostra niby podziękowała, ale odniosłam wrażenie, że coś jest nie tak. Nie było wdzięczności, nie było łez... Oczywiście, nie chciałam wcale doprowadzać Justyny do tego stanu, ale zwyczajnie nie poczułam się doceniona za gest, który wykonałam. Tak jakby jej się zwyczajnie należało? Utwierdziłam się w tym przekonaniu, gdy żegnałam się z siostrą, sznurując buty i rzuciłam na odchodne:
– No, to mam nadzieję, że chociaż trochę pomogłam i że będzie wam się wiodło!
– Na pewno nie tak, jak tobie... – mruknęła pod nosem.
Udałam, że nie słyszę tego komentarza, ale w rzeczywistości aż się we mnie zagotowało. „Co ona sobie wyobraża?”, pomyślałam. „Przecież nie jestem wielką biznesmenką! Dostałam jeden wielki zastrzyk gotówki, ale to nie jest mój stały przychód. Kupię z tego dom, coś zainwestuję, coś zaoszczędzę, wydam na kilka podróży, trochę rozdam najbliższym i wcale dużo nie zostanie! Dałam tyle, ile mogłam! Jak nagle zarobię jakąś fortunę to przecież dam jej więcej”, usprawiedliwiałam się w myślach.
Zaczęły się wieczne telefony
Jednak fochy siostry były tylko początkiem moich problemów. Choć wyraźnie prosiłam rodziców i babcię, żeby nikomu nie mówili o mojej wygranej, już wkrótce okazało się, że Justyna nie była tak dyskretna…
– Serio, czy to nie oczywiste, że lepiej się nie dzielić takimi informacjami? – zapytałam Justynę zirytowana.
– A co, boisz się, że od razu się zlecą? Nie martw się, nie będziesz musiała się dzielić swoim ukochanym majątkiem! – parsknęła.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi, ale zachowujesz się ostatnio paskudnie. I mam nadzieję, że się nie zlecą, bo nie będę miała skrupułów, żeby odesłać ich do ciebie – odgryzłam się.
– I z czego będę się dzielić? Z tych marnych dwustu tysięcy, które łaskawie mi rzuciłaś? – odparła nieprzyjemnie.
Zrobiło mi się bardzo przykro. Obrzuciłam tylko siostrę lodowatym spojrzeniem i wyszłam, bo nawet nie wiedziałam, jak można odpowiedzieć na coś takiego. Niestety, Justyna nie miała racji, bo po jej plotce krewni i znajomi zlatywali się z każdej strony. Niektórzy nie mieli nawet tyle przyzwoitości, żeby zapytać, co u mnie, zaprosić mnie na kolację albo zwyczajnie udać, że interesuje ich, co się ze mną dzieje.
„Słuchaj, głupia sprawa, ale pomyślałam, że dla ciebie to będą grosze, a mnie uratują życie...”, „Wszystko ci oddam, co do grosza!”, „Mieć takie pieniądze i nie dzielić się z potrzebującymi to grzech!” – to tylko niektóre z tekstów, które regularnie słyszałam. Telefony z prośbami o pożyczki albo „nagłymi potrzebami” odświeżenia kontaktu dzwoniły niemal bez przerwy.
Co gorsza, w kilku przypadkach faktycznie było mi głupio odmówić. A kiedy inni dowiadywali się, że komuś udało się wyszarpać ode mnie pieniądze, natychmiast szantażowali mnie emocjonalnie. Bo jak to tak: oni dostali, a ja nie? Słyszałam ten argument na okrągło.
Pieniądze nie dały mi spokoju
– Babciu, to jest jakiś koszmar! – żaliłam się któregoś dnia.
– Nie przejmuj się, Anetka, masz pełne prawo odmawiać! Jak się obrażą to tylko o nich świadczy. A Justyna to zawsze uważała, że wszystko jej się należy, a i wszystko to dla niej za mało. Nie zaprzątaj sobie nimi głowy! – pocieszała mnie babcia, która, takie miałam wrażenie, jako jedyna nie patrzyła na mnie przez pryzmat stanu mojego konta.
– Ja naprawdę chciałabym wszystkim pomóc, ale tych pieniędzy nie jest znowu aż tak dużo... Kupiłam dom w mieście, fakt, ale żadną znowu luksusową rezydencję. Ot, ładny, z dużym ogrodem. Taki, o jakim zawsze marzyłam. Zainwestowałam, żeby być zabezpieczona. Nie mam służby i nie jem na złotych talerzach. Dlaczego ludzie nagle zaczęli na mnie patrzeć jak na jakąś chytruskę?
– Ech, tak to już jest, kochanie. A pieniędzy pilnuj i nie rozdawaj na prawo i lewo! – przestrzegła mnie.
I tak po kolei zaczynałam odmawiać, a telefony zaczęły dzwonić coraz rzadziej. Fakt, nadal jest mi źle z tym, że większość osób zwyczajnie się na mnie obraziła. Straciłam też kilka znajomości, które wcześniej uważałam za cenne i trwałe. Nasłuchałam się o sobie przykrych epitetów, a kilka razy nawet weszłam w nieprzyjemne dyskusje.
I co? Mam pieniądze, mam bezpieczeństwo finansowe, mam piękny dom. Ale co z tego, skoro musiałam za to zapłacić taką cenę? W towarzystwie jestem „persona non grata”, moja relacja z siostrą zupełnie się rozjechała, a ludzie przestali interesować się mną dla samej mnie. Chcą tylko moich pieniędzy. Kiedyś słyszałam przekręconą wersję popularnego powiedzenia i trudno się z nią nie zgodzić, bo to jednak prawda: przyjaciół wcale nie poznaje się w biedzie, ale w bogactwie!
Aneta, 32 lata
Czytaj także:
„Córka zrobiła ze mnie pośmiewisko. Zapłaciłam 50 tysięcy za jej wesele, a ona się rozmyśliła tydzień przed”
„Syn chciał się pozbyć mojego ukochanego. Bał się, że najpierw położy łapę na mnie, a potem na spadku”
„Szefowa mnie zwyzywała, bo dałam jej dzieciom parówki. Garmażerka nie jest godna jaśniepańskich podniebień”