Kiedy miałam prawie osiemnaście lat, zaszłam w ciążę i urodziłam nieślubnego syna. Planowałam pójść na studia prawnicze, zdobyć dobrą pracę i finansowo wspierać moich rodziców; takie mieli wobec mnie oczekiwania, więc moja nieplanowana ciąża była dla nich wielkim ciosem. Dzisiaj pewnie byłoby inaczej, ale ponad trzy dekady temu, zwłaszcza w małej mieścinie, dziecko spoza małżeństwa było powodem do wstydu dla całej rodziny.
Dla wszystkich to był wielki wstyd
Kiedy rozniosła się wieść, że zostanę mamą, a po ojcu dziecka ani śladu, plotki zaczęły krążyć tak intensywnie, że rodzice przestali zajmować swoje stałe miejsce w pierwszym rzędzie kościelnych ławek i przesiedli się pod chór. Nikt nie okazał nam wtedy wsparcia ani słowa pocieszenia – ani im, ani mnie.
Kiedy tam żyłam, miałam wrażenie, że jestem naznaczona. Owszem, wiele moich koleżanek szło do ślubu z zaokrąglonymi brzuchami, ale one przynajmniej miały u boku facetów i mówiąc „tak” przed ołtarzem, odpuszczały sobie winę. Ja nie miałam takiej możliwości, bo tata mojego berbecia rozpłynął się niczym sen po letnim wypadzie, na który wybrałam się po raz pierwszy w życiu sama, ciesząc się z dobrych wyników matury i dostania się na studia.
Gdy przeżywałam najtrudniejsze chwile i padałam z nóg, dodawałam sobie otuchy myślą, że moje maleństwo zostało powołane do życia w tę najcudowniejszą, upalną noc pełną gwiazd, na rozgrzanym piasku, dokładnie pod gwiazdozbiorem Wielkiej Niedźwiedzicy. Tliła się we mnie nadzieja, że dzięki temu bobas urodzi się wrażliwy, wyczulony na otaczające piękno i będzie miał wielkie, dobre serce.
Pomyliłam się, bo z Marka wyrósł bardzo twardo stąpający po ziemi praktyczny gość, który wierzy jedynie w to, co można zobaczyć gołym okiem i da się w jakiś sposób zmierzyć. Takie podejście sporo mu w życiu pomogło, bo mając tak około trzydziestki, jest już poukładany i ma zapewnioną stabilizację finansową na długi czas.
Sam przyznaje, że sukcesy osiągał wyłącznie dzięki temu, że do świata i ludzi podchodził w bardzo konkretny sposób i nigdy nie przepuścił żadnej szansy na ubicie korzystnego interesu. Chwali się również, że potrafi rozpoznać potencjalnych naciągaczy. Twierdzi, że w przeciwieństwie do mnie, już z daleka wyczuwa takich typów. Ostatnio nawet ćwiczył tę umiejętność na mnie i na jednym facecie…
Błyskawicznie mnie zauroczył
Poznałam tego jegomościa w całkiem zwyczajnych okolicznościach, podczas robienia sprawunków... Mam taki nawyk, że obwąchuję pomidory. Jeżeli pachną mocno, wyraziście, jakby przed chwilą ogrzewało je słońce, to oznacza, że są pyszne. Moje z ogródka tak pachniały, kiedy jeszcze miałam ogródek, warzywa, kwiatki, rodziców i mieszkanie w naszej mieścinie.
Wszystko dobiegło końca, ale zapach dojrzałych pomidorów przywodzi mi na myśl tamte czasy i mimo ciężkich chwil, które przeżyłam, robi mi się cieplej na duszy.
– No i jak? – rzucił pytanie sprzedający. – Mają zapach świeżo zroszonej gleby, zgadza się?
– W sumie coś w tym jest – przytaknęłam. – Zwłaszcza te w kolorze malin. Chyba skuszę się na parę sztuk…
– Osobiście wyselekcjonuję dla pani te najdorodniejsze okazy – zadeklarował natychmiast. – Bułeczka posmarowana masełkiem, a na to plasterek pomidora… Niczego więcej nie potrzeba!
– Ja również preferuję takie zestawienie. Proszę o kilogram.
– Dodam jeszcze te dwa egzemplarze do degustacji… Praktycznie pozbawione nasion, sama esencja smaku!
Podając mi pieniądze, musnął moją rękę. Było to całkiem przyjemne doznanie. Zazwyczaj nie przepadam za taką poufałością, jednak w tym przypadku gest wydawał się naturalny i ujmujący.
– Jeszcze tu zajrzę – rzuciłam na odchodne, a on odparł z pełnym przekonaniem:
– Nie mam co do tego wątpliwości, w końcu nikt nie oferuje tak doskonałych warzyw jak ja. A dla tak uroczej klientki zawsze znajdę coś wyjątkowego!
Dwa razy w tygodniu odwiedzałam stoisko z warzywami i owocami prowadzone przez tego sympatycznego handlarza. Już z oddali mnie zauważał i przywoływał:
– W końcu pani przyszła! Dziś specjalnie dla pani przygotowałem gruszki, jabłka, śliwki, maliny, aronię, kabaczki...
...i wszystko to, co akurat dojrzewało w sadzie i na polu, lądowało również na jego kramie: świeżutkie, soczyste, przepyszne. Klienci ustawiali się w kolejce tylko do niego, bo słynął z bycia miłym i rzetelnym sprzedawcą. Poza tym, był całkiem przystojny: dobrze zbudowany, wysoki, opalony, z kręconymi ciemnymi włosami i pogodnym spojrzeniem. Bardzo przypadł mi do gustu!
Twierdził, że nie pasujemy do siebie
Ciężko to pojąć, ale przez długi czas żyłam w samotności, stroniąc od relacji damsko–męskich. Faceci wywoływali we mnie lęk i nieufność. Dopiero on wzbudził moje zainteresowanie, sprawiając, że serce zaczynało mi mocniej bić na samą myśl o nim.
Uświadomiłam sobie, że piąta dekada życia to idealny moment na romans i powinnam zaryzykować, bo czas nieubłaganie mija, a to może być ostatnia szansa na odnalezienie szczęścia. Akurat teraz poznałam kogoś, kto naprawdę wpadł mi w oko i obudził we mnie od dawna nieodczuwane, przyjemne, fizyczne doznania.
Sprawiał wrażenie młodego, lecz prawdopodobnie byliśmy w zbliżonym wieku. Za każdym razem stał samotnie przy swoim stanowisku, przez co zastanawiałam się, czy ma jakąś partnerkę, jednak nigdy żadnej nie dostrzegłam.
Pewnego razu podzielił się ze mną przepisem, jak przyrządzić nadziewaną cukinię, więc stwierdziłam, że jego małżonka na pewno jest z niego dumna i cieszy się, że jej ukochany ma tak dużą wiedzę kulinarną. On jednak odparł, że żona odeszła przedwcześnie i nie doczekali się nawet potomstwa.
Nasze randki przerodziły się w stały związek. Na początku chodziliśmy do knajpek, jedliśmy razem lunche, odwiedzaliśmy kina i chodziliśmy na spektakle. Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. Nasz pierwszy wieczór w moim mieszkaniu był wspaniały. Straciłam dla niego głowę i poprosiłam go, żeby się do mnie wprowadził. Mieszkam w przestronnym, gustownie urządzonym apartamencie w śródmieściu. Miałam pewność, że będziemy razem bardzo szczęśliwi.
Wtedy wtrącił się mój pragmatyczny synek.
– Niech ten chłystek się tu za bardzo nie panoszy i nie próbuje zagrzewać miejsca – oznajmił. – Zapamiętaj jedno, mamuśka, ten gość nie jest dla ciebie odpowiedni!
– Dlaczego tak uważasz? – zaciekawiłam się.
– Bo jesteś łatwowierna i już raz dałaś temu dowód. Chcesz dać się ponownie zrobić w konia? Co prawda teraz nie ma ryzyka, że zajdziesz w ciążę, ale może cię oskubać ze wszystkiego, co posiadamy. Zwróć uwagę, że mówię „posiadamy”, bo to też moje i grosza nikomu nie zamierzam oddać. O co mu chodzi? Myśli, że trafił na łatwy łup i uda mu się ciebie wykorzystać? Nic z tych rzeczy.
Zaczął się na nim mścić
Próbowałam wytłumaczyć, że Stanisław ma dużo pieniędzy i nie oczekuje od nas żadnej pomocy, ale moje słowa nie docierały do syna. Poszedł prosto na rynek i zrobił tam niezłą zadymę, grożąc, że jeśli mój znajomy nie da mi spokoju, to gorzko tego pożałuje. Zdziwieni klienci usłyszeli, że ich ulubiony handlarz to podrywacz i spryciarz, który dla pieniędzy zawraca w głowie łatwowiernym kobietom.
Niektórzy wybuchali śmiechem, inni od razu stwierdzali, że to bzdury, ale część osób dała temu wiarę i zaczęła kupować u konkurencji. Najgorzej, że po tym zdarzeniu Staszek tak mocno to przeżył, że podskoczyło mu ciśnienie i dostał kołatania serca.
Marek nie ograniczył się jedynie do ostrzeżeń, niestety. Rozpoczął w internecie prawdziwą nagonkę, oczerniając mojego przyjaciela. Twierdził, że uprawia on swoje warzywa, używając ogromnych ilości chemii, a przez to, choć wyglądają smakowicie, w rzeczywistości są szkodliwe dla zdrowia. Klienci przychodzili do Staszka i pokazywali mu te wszystkie kłamstwa. Początkowo prosił mnie, żebym nie brała tego do siebie, ale w końcu nie wytrzymał i kazał mi pogadać z Markiem.
– Musi skończyć z tymi pomówieniami, bo naprawdę stracę cierpliwość – uprzedził mnie Staszek. – Niech da sobie na luz i odpuści!
Pewnego razu zjawił się u nas w paskudnym humorze.
– Przepraszam cię, Elu – zaczął bez ogródek – ale twoje dziecko to po prostu łajdak! Uwierz lub nie, ale nasłał na mnie bandę chuliganów, która zrujnowała mi stragan i popsuła lwią część asortymentu. Przekaż mu, że kolejnym razem nie będę taki wyrozumiały! Dopilnuję, żeby ten kryminalista wylądował za kratkami!
Kompletnie mnie zamurowało i zszokował ten numer, który wyciął mój synek, ale słowa Staszka też mocno mnie zraniły. W końcu tak się jakoś potoczyło, że ostro się posprzeczaliśmy. Po prostu poczułam ból, że wygaduje takie rzeczy o mojej latorośli, więc powiedziałam mu, żeby sobie poszedł i dał na wstrzymanie. Pierwszy raz rozstaliśmy się pokłóceni. Ze zmartwienia i wkurzenia całą noc oka nie zmrużyłam.
Próbowałam wytłumaczyć mojemu dziecku parę razy, że zachowuje się niewłaściwie i bez serca, ale moje argumenty do niego nie trafiały. Stwierdził, że nie interesują go moje przelotne znajomości, jednak nie zaakceptuje poważniejszych relacji i nie wyrazi zgody, żeby jakiś nieznany mu mężczyzna zamieszkał w „jego” mieszkaniu.
– Na świecie roi się od różnych spryciarzy – stwierdził – dlatego trzeba mieć się na baczności, zwłaszcza gdy nie ma się taty i można liczyć tylko na siebie. Od małego byłem przyzwyczajony, że inni biegli do swoich tatusiów, gdy ktoś ich skrzywdził, a ja mogłem polegać jedynie na własnym sprycie i sile pięści, bo dziadek też nigdy nie ingerował, a ty, mamo, byłaś zbyt delikatna i uległa. Nie dziw się, że takie podejście we mnie zostało. Dlatego nie dam sobie w kaszę dmuchać i nie pozwolę, żeby jakiś pajac próbował mnie okradać. Jak tylko spróbuje, to połamię mu wszystkie palce!
Przez syna zostałam sama
Trudno powiedzieć, być może sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby Stach się nie poddał i stanął w naszej obronie. On jednak odpuścił, twierdząc, że nie chce mu się kłócić i awanturować. Stwierdził, że ma już swoje lata i nie w głowie mu takie przepychanki. Po prostu się wycofał, dał za wygraną.
Ostatnio zaopatruję się w jarzyny na nowej giełdzie, położonej w większej odległości od mojego miejsca zamieszkania. Mój syn rozpoczyna kolejny interes. Radzi sobie znakomicie, jednak wciąż pozostaje samotny.
– Komu przekażesz ten dobytek? – dopytuję, lecz on reaguje jedynie szyderczym uśmieszkiem.
– Nie śpieszy mi się – stwierdził, a ja doszłam do wniosku, że nie jest tak błyskotliwy, jak sądziłam.
Wyrządza sobie krzywdę, zniechęcając do siebie innych swoją podejrzliwością i niechęcią. Najgorsze jest to, że przy nim również ja czuję się osamotniona...
Elżbieta, 58 lat
Czytaj także:
„Mój facet oczekiwał, że zawsze będę wyglądać jak boska lala. Nawet do sklepu musiałam się wbijać w odświętną kieckę”
„Studia namieszały córce w głowie. Każe mi jeść wegański majonez i uprawia wygibasy z materacem na oczach sąsiadów”
„Chciałam ojca dla mojego syna, więc złapałam pierwszego faceta, który się nawinął. Wpadłam jak z deszczu pod rynnę”