„Wygrałam fortunę w totka, ale nie powiedziałam mężowi. Zamiast tego złożyłam papiery rozwodowe”

uśmiechnięta kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61
„Nie pochwaliłam się Zbyszkowi. Tak, postanowiłam dać sobie szansę na nowe życie. Wiem, to strasznie samolubne. Ale czy mnie też nie należy się trochę szczęścia? A jaka przyszłość czeka mnie z nim u boku? Przecież ten człowiek, gdy zobaczy takie pieniądze, zwyczajnie zacznie pić na umór”.
/ 28.06.2024 19:30
uśmiechnięta kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61

Właśnie zbliża się nasza trzydziesta rocznica ślubu, a ja z tej okazji… złożyłam papiery rozwodowe. Tak, nie żartuję. Dokładnie tak zrobiłam.

Ze Zbyszkiem nigdy nie miałam łatwego życia. Znaliśmy się praktycznie od zawsze, bo pochodzimy z jednej wsi. Mój przyszły mąż mieszkał kilka domów dalej. Jego rodzice, podobnie jak moi, prowadzili gospodarstwo.

Nie mogłam się kształcić

Chciałam studiować, ale w moim domu nie było na to pieniędzy
Szybko musieliśmy się usamodzielnić. Mnie marzyło się liceum i studia. Chciałam zostać nauczycielką języka polskiego. Rodzice posłali mnie jednak do zawodówki krawieckiej.

–  Dziecko, wiesz jak jest w domu. Pieniędzy wciąż brakuje, do tego ojciec zaczął popijać. W miasteczku obok nie ma przecież ogólniaka. Na internat nas nie stać, a codzienne dojazdy cię wykończą – przekonywała mnie niegdyś mama.

– Ale dam sobie radę, będę codziennie wstawać o piątej, żeby zdążyć na ten autobus po szóstej – próbowałam protestować, ale ona wiedziała swoje.

– Będziesz wracać późno, do tego tam jest dużo nauki. A przecież wiesz, że musisz pomóc przy oporządzaniu gospodarki. Dziewczynki są jeszcze za małe, niewiele z nich pożytku. Zresztą, skąd weźmiesz pieniądze na studia? Krawcowa to dobry fach, pewny. Na pewno znajdziesz pracę w pobliskiej szwalni – wiedziałam, że jej argumenty są racjonalne, ale bardzo chciałam spełnić swoje marzenie.

Szybko miałam swoją rodzinę

W końcu ustąpiłam. Bo niby co miała zrobić piętnastolatka? Iść do liceum i sama się utrzymać? To nie wchodziło w grę. Jeszcze w trzeciej klasie tej mojej szkoły krawieckiej zaczęłam się spotykać ze Zbyszkiem. Czy go kochałam? Chyba od początku nie. Na jego widok nie czułam tych słynnych motyli w brzuchu, nie było jak na filmach.

No, ale wszystkie moje najbliższe koleżanki już kogoś miały i ja nie chciałam być gorsza. Zbyszek uczył się w pobliskim technikum rolniczym i czasami przychodził po mnie pod szkołę. Wtedy byłam bardzo dumna, że już kogoś mam podobnie jak inne dziewczyny.

I tak zanim się obejrzałam, już byłam w ciąży, a rodzice i przyszli teściowie planowali ślub.

– Wesele musi być. Jak to tak, żeby moja córka urodziła dziecko przed ślubem? Tak się nie godzi – ojciec stuknął ręką w stół, a jego zdanie było najważniejsze.

Nie miałam łatwego życia

Po ślubie zamieszkałam w domu teściów i zaczęło się moje dorosłe życie. Nie mogę powiedzieć, że było jakąś udręką, bo nie było. Ale do sielanki też mu było daleko. Z teściami się nie dogadywałam, mąż też nie miał do mnie serca. Znalazłam pracę w pobliskim miasteczku w osiedlowym sklepie. Sprzedawałam owoce, warzywa i nabiał. Musiałam się dużo nadźwigać, cały dzień niemal byłam na nogach.

Ale nawet lubiłam to swoje zajęcie, bo szefowa była uczciwa. Zawsze wypłacała mi pensję w terminie i co do grosza. A w tamtych czasach wcale nie było to oczywiste. Do tego zawsze można się było z nią dogadać, jeśli chodzi o dzień wolny.

– Ja rozumiem Magda, że ty masz dzieci, czasami mogą zachorować. Sama jestem matką i w miarę możliwości postaram się znaleźć ci zastępstwo. Widzę, że rzetelnie pracujesz, klienci cię chwalą – mówiła pani Zosia.

Nie lubiłam tej pracy

Przepracowałam tam wiele lat. Aż do momentu, gdy mój sklepik przejął syn pani Zosi i zamknął interes, który jego zdaniem nie miał szans w konkurencji z supermarketami.

Ja trafiłam właśnie do takiego marketu – na stoisko mięsne. Tutaj już praca była o wiele cięższa i do tego mniej wdzięczna. Już nie było stałych klientek i klientów, którym odkładałam pietruszkę do rosołu, świeży koperek do ziemniaków czy truskawki dla wnuków. Tutaj wszystko robiło się taśmowo. Ciągły pośpiech, poganianie przez kierowniczkę, brak czasu, coraz mniejsza obsada, pretensje o byle co, długie kolejki nerwowych osób.

Mąż zaczął popijać pod sklepem

Nie mogłam jednak pozwolić sobie na zrezygnowanie z pracy, bo Zbyszek na swoim gospodarstwie przejętym od rodziców zarabiał niewiele. Do tego zaczął coraz więcej czasu spędzać przed miejscowym sklepem, gdzie przesiadywali podobni do niego amatorzy taniego wina.

Weź się człowieku opamiętaj! Mamy przecież dzieci, dziewczyny potrzebują pomocy. Trzeba je wykształcić, pomóc im na starcie, żeby miały łatwiej w życiu niż my – często mu powtarzałam, ale to było jak grochem o ścianę.

W efekcie zaczęłam brać drugie zmiany, żeby pomagać mu w gospodarstwie i dopilnowywać prac, bo sam chyba całkiem wszystko by zostawił. Byłam coraz bardziej zmęczona, ale obiecałam sobie, że zrobię wszystko, żeby zapewnić moim córkom możliwość nauki. I udało mi się. Karolina skończyła filologię angielską i jest tłumaczem. Monika jest na czwartym roku finansów i bankowości i już dorabia sobie w biurze kredytowym. Jestem naprawdę dumna z moich dziewczyn.

Z mężem już dawno mam niewiele wspólnego. Od wielu jedynie mijamy się w domu. Ale tak jest lepiej, bo przynajmniej przestaliśmy się kłócić. Zbyszek robi się coraz bardziej marudny i w ogóle nie myśli o naszej przyszłości.

– My daliśmy sobie radę i jakoś żyjemy, to nasze dziewczyny też sobie poradzą – cały czas powtarza, gdy próbuję zmotywować go, żeby poszukał jakiejś pracy.

Sama walczyłam o lepszy byt 

Już nawet nie chce mi się powtarzać, że to nasze „daliśmy sobie radę”, to było moim udziałem, a nie jego. No i kosztem mnóstwa wyrzeczeń. Bo co my niby mieliśmy z tego życia? Ani porządnego urlopu, ani jakichś rodzinnych wakacji, wycieczek, wyjść do restauracji. Dobrze, że mamy dom po teściach, bo pewnie nie udałoby się nam odłożyć na nic swojego.

A mój mąż od zawsze szedł po najmniejszej linii oporu i wcale nie ma ochoty na jakieś zmiany. Zachowuje się jak staruszek, który ma już za sobą życie i należy mi się zasłużona emerytura. Czyli odpoczynek pod sklepem. Tymczasem ja w tym roku kończę dopiero 55 lat, on 53. Czy to jest wiek, gdy już wszystko ma się za sobą? No właśnie.

Od zawsze marzyła mi się chwila wytchnienia. Chciałam jeszcze coś w życiu zobaczyć i przeżyć. Poświęcić nieco czasu i uwagi dla siebie. Wciąż brakowało pieniędzy, dlatego o kosmetyczce, droższych ciuchach czy jakimś wyjeździe mogłam tylko pomarzyć.

Los się do mnie uśmiechnął

Obok mojego marketu jest kiosk z prasą, gdzie zawsze puszczałam kupon lotto na sobotę. Brałam zwykle jeden zakład, żeby ta moja fanaberia nie odbijała się na budżecie rodziny. Koleżanki nawet podśmiewały się, że oszczędzam na tych swoich marzeniach.

– To wcale nie podatek od marzeń, ale od głupoty – często mówiła Krysia, moja zmienniczka z marketu.

Ale ja wiedziałam swoje i cierpliwie skreślałam własne liczby. Żadne tam kupony na chybił trafił.

– A co, mam swój los składać w ręce komputera i jego widzimisię? Trzeba szczęściu pomóc, a to są moje szczęśliwe liczby – często się śmiałam, gdy koleżanka dopytywała, czy wypełniłam już ten swój kupon.

Trafiłam szóstkę w lotto 

Nigdy nie myślałam, że rzeczywiście mi się poszczęści. A tu niespodzianka. Udało mi się trafić szóstkę i wygrać dwa miliony. Nawet po odliczeniu dużego podatku od wygranej, to suma niewyobrażalna dla przeciętnego człowieka. Cztery razy sprawdzałam, czy czegoś nie pomyliłam. Gdy okazało się, że nie, omal nie dostałam zawału, taka byłam przejęta.

Na szczęście zachowałam zimną krew. Nie dałam niczego po sobie poznać. Nie pochwaliłam się Zbyszkowi. Tak, postanowiłam dać sobie szansę na nowe życie. Wiem, to strasznie samolubne. Ale czy mnie też nie należy się trochę szczęścia? A jaka przyszłość czeka mnie z nim u boku? Przecież ten człowiek, gdy zobaczy takie pieniądze, zwyczajnie zacznie pić na umór.

Po cichu złożyłam więc papiery rozwodowe i postanowiłam wyjechać gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna. Całe przedsięwzięcie bardzo dokładnie przygotowałam. Znalazłam piękny domek w malowniczej wiosce w górach. Gdy jechałam go obejrzeć, mężowi powiedziałam, że wybieram się do Karoliny. A on nawet o nic nie dopytywał.

– Jedź, jedź, jeśli chcesz. Będzie chwila spokoju – machnął tylko ręką.

„Jasne, to teraz będziesz miał spokój. Już nie tylko przez chwilę” – śmiałam się w duchu.

Zaczynam nowe życie  

Z domu wzięłam tylko dokumenty i kilka rodzinnych pamiątek zapakowanych w jedną walizkę. Wyjechałam na drugi koniec Polski. Sprawa rozwodowa właśnie się toczy, a ja od miesiąca zwiedzam malowniczą bieszczadzką okolicę. Domku jeszcze nie kupiłam. Transakcji dokonam dopiero, gdy wrócę. Teraz wyjeżdżam na wycieczkę do Włoch. A co, zawsze chciałam zobaczyć Rzym, Wenecję, Florencję. Nigdy nie było jednak ani pieniędzy, ani okazji. Teraz mogę podróżować do woli.

Po pięćdziesiątce zaczynam nowe życie. Po powrocie i otrzymaniu orzeczenia rozwodowego, planuję zapisać się do liceum dla dorosłych. Chcę zrobić maturę i iść na studia. Wreszcie spełnię swoje marzenie z młodości o filologii polskiej. Już widzę minę Zbyszka, gdybym powiedziała mu, że chcę wrócić na studia. Na pewno popukałby się w głowę i powiedział, że zwariowałam.

Na razie jednak nie utrzymuję z nim kontaktów. Pewnie zobaczymy się dopiero na sprawie rozwodowej. Córki wiedzą, gdzie jestem, ale nie do końca popierają moją decyzję. Zdaje się, że dla nich matka zwariowała na starość. Oczywiście dziewczynom pomogę. Planuję kupić im mieszkania i założyć lokaty.

Ale nie odpuszczę swojego szczęścia. A może jeszcze uda mi się naprawdę zakochać? W końcu w moich ukochanych romansach zawsze pisali, że na miłość nigdy nie jest za późno. No cóż, nie zapeszajmy. Będzie, co ma być. Na razie szykuję się do swojej wymarzonej podróży.

Magdalena, 55 lat

Czytaj także: „Siostra migała się od opieki nad mamą, ale do spadku była pierwsza. Wykorzystała jej stan, by dostać działkę”
„Byłem biedakiem, dopóki nie poznałem żony. Dzięki niej czerstwy chleb zamieniłem na kawior, a kawalerkę na willę”
„Z przyjaciółką dzielę życie i faceta. Mamy po 50 lat i żyjemy w trójkącie. Nigdy nie byłam szczęśliwsza”

 

Redakcja poleca

REKLAMA