Lubimy panów spokojnych, ale dziwnym trafem mężów miałyśmy nerwowych. Niejedna przyjaźń między kobietami skończyła się przez faceta. Bałam się, że tak się stanie ze mną i Sławką. Szkoda by było…
Znamy się ze Sławką od przedszkola. Całe życie się wspierałyśmy w różnych biedach, nigdy się nie kłóciłyśmy, jest między nami szczera przyjaźń. Mamy po pięćdziesiąt jeden lat, ale upieram się, że żadna z nas na tyle nie wygląda. Obie jesteśmy samotne; ja rozwódka, Sławka wdowa…
Często mówimy, jakby to było fajnie, gdyby nam się trafił jakiś facet na chodzie, bez nałogów, miły i niegłupi.
– Takich już nie ma – martwi się Sławka. – Są lenie, brudasy i seksoholicy! I zaraz by się chcieli do ciebie wprowadzać! Ma rację. Trafić na fajnego, samotnego pana w naszym wieku jest trudniej niż wygrać w totka. Jeśli się już przydarzy taka okazja, trzeba na nią chuchać i dmuchać. I nie wypuszczać z rąk!
Ja jestem wysoką blondynką. Szczupłą, ruchliwą, energiczną i zdecydowaną. Sławka to moje przeciwieństwo: wygląda jak rurka z kremem albo puchaty ptyś. Te porównania są w sam raz, bo Sławka uwielbia słodycze! Jej torty, baby, keksy i murzynki nie mają sobie równych. Ja za słodyczami nie przepadam. Wolę sałatki owocowe i jarzynowe oraz mięsa; różne, na swojsko i na egzotycznie.
A już flaczki w moim wykonaniu to pychota! Superknajpa by się ich nie powstydziła! Sławka ubiera się w pastele. Jest brunetką, ale seledyny, róże i błękity wyjątkowo bardzo do niej pasują. Ja wolę zimne kolory; najbardziej stalowy, zieleń i chaber. Tak się nosimy i urządzamy swoje mieszkania. Mamy zupełnie inny gust do wszystkiego! Ja nie cierpię seriali, przyjaciółka je ogląda pasjami. Mnie interesują programy informacyjne, przyrodnicze i krajoznawcze. Sławka na takich przysypia…
– Jak wy się możecie tak kolegować? – śmieją się nasi znajomi. – Jesteście jak ogień i woda! Zupełnie różne. Faktyczne, ale dajemy sobie luz i tolerujemy wzajemną inność. Wyznajemy zasadę, że każdy medal ma dwie strony. Awers i rewers tworzą całość. Tylko mężczyźni, którzy nam się podobają, muszą być z tej samej sztancy: wysocy, spokojni, zadbani, z poczuciem humoru.
Agresywnych nerwusów wykluczamy od razu
Co dziwne, pół życia obie spędziłyśmy właśnie z takimi mężczyznami. Mąż Sławki ryczał na nią z byle powodu i ciskał się o każdą bzdurę; mój był identyczny. Od ciągłego wrzasku prawie ogłuchłam. Kiedy wreszcie poszedł do innej, odetchnęłam. Rozwód był moim wybawieniem.
Z kolei Sławka na pogrzebie swojego małżonka mocno płakała, no ale ona ma oczy w mokrym miejscu i szlocha z byle powodu. Tylko ja wiedziałam, ile czasu spędziła na przymierzaniu nowego kapelusza z czarną woalką.
– Jak myślisz? – pytała. – Nie skraca mnie to? Wyglądam elegancko? Będzie cała jego rodzina, nigdy mnie te szwagierki nie lubiły! Niech teraz małpy zobaczą, jak wdowa się prezentuje! Prezentowała się świetnie… Obie lubimy posiedzieć na świeżym powietrzu w ciepłe, letnie dni. Ja kocham słońce, Sławka ma jasną skórę i opala się na raka, więc wybieramy taką ławkę, na której jedna jest w cieniu, a druga się może powygrzewać.
Na naszym osiedlu jest skwerek z bujną zielenią i rabatkami różnokolorowych kwiatów. W weekendy, po wczesnym obiedzie, idziemy tam z butelką mineralnej i siedzimy do wieczora. Ja czytam, Sławka dzierga serwetki. Bardzo lubimy te posiadówki.
Jakby żywcem wyjęty z naszych marzeń!
Tego dnia już z daleka zobaczyłyśmy, że nasza ławka jest zajęta.
– Co za palant się rozsiadł! – zgrzytnęłam zębami ze złości. – Zaraz go wykurzę.
– Powiedz, że miałaś ospę i chyba jeszcze zarażasz – podpowiadała mi Sławka. – Ucieknie ze strachu. Ale im bliżej podchodziłyśmy, tym mniej chciało się nam awanturować. Pan był taki, jakby go ktoś żywcem przeniósł na ten skwerek z naszych marzeń. Dobrze ostrzyżony, ogolony, czyściutki, no i przystojny! Nasze bystre oczy natychmiast dostrzegły, że ma zadbane paznokcie, pełne uzębienie i zdrową cerę.
– Łap i trzymaj – zaszeptała Sławka. – Jak się będzie wyrywał, wiąż go moim paskiem od torebki! Wyglądał na lekko zaskoczonego, kiedy siadając, wzięłyśmy go w dwa ognie. Nawet taki ruch uczynił, jakby się chciał poderwać z miejsca i gnać przed siebie, ale nie docenił naszej determinacji. Był nasz, tylko jeszcze o tym nie wiedział! Po godzinie wyciągnęłyśmy z niego to, co nas najbardziej obchodziło: był wdowcem, dorosły syn dorabiał się na Wyspach, a on próbował sobie układać samotne życie, bo, jak mówił, już na nic nie liczył.
– No, wie pan! – zaświergotała Sławka. – Taki mężczyzna chce być singlem? To dobre dla młodych! Człowiek dojrzalszy potrzebuje kogoś przy sobie. Sama jestem najlepszym przykładem, jak samotność w pewnym wieku nie służy… Bardzo kochałam mojego męża i kiedy odszedł, też myślałam podobnie. Czas to zmienił!
O mało nie spadłam z ławki. Kochała męża! A to kłamczucha! Postanowiłam zacząć z innej beczki:
– Ja uważam, że jeśli ktoś jest zdecydowany na samotność, jeśli to jest wybór, a nie konieczność, to wszystko w porządku. Mnie na przykład nie zależy na związku. Dobrze mi tak, jak jest. Tym razem w oczach Sławki widziałam zdumienie. Na bank była przekonana, że bujam koncertowo, jednak żadna tej drugiej nie przeszkadzała. Panu latała głowa, jakby oglądał mecz tenisowy. Wreszcie i on zabrał głos:
– Słucham pań i dochodzę do wniosku, że każda ma swoją rację. Nie umiem powiedzieć, po której stronie bym stanął. Roześmiałyśmy się.
– Wobec tego zapraszamy na dalszy ciąg dyskusji… – zaczęła Sławka. – Będzie dobry obiad i podwieczorek – dokończyłam.
– Każda z nas pokaże klasę kulinarną. Warto sprawdzić! Tak się zaczęło.
Ja byłam od dań głównych, Sławka od deserów. Juliusz chwalił obie; poza tym podziwiał moją trzeźwość umysłu, energię, bystrość i zdecydowanie. W Sławce podobała mu się jej wrażliwość, delikatność, miękkość i czułość. Kiedy już przeszliśmy na „ty”, powtarzał:
– Nie umiałbym wybrać jednej z was. Dopiero razem tworzycie całość. Mężczyzna tylko wtedy byłby szczęśliwy, gdyby miał was obie! Ja byłbym…
Ten trójkąt sprawdził się znakomicie
Nasza znajomość, potem przyjaźń, potem romans rozwijały się dwutorowo. Wiedziałyśmy, że poniedziałkowy wieczór jest dla mnie, wtorek dla Sławki, środa, czwartek dla nas obu. Wtedy były wspólne wypady do kina, teatru albo gdzie indziej. Piątek znowu należał do mnie. Sobotę zajmowała Sławka. W niedzielę Juliusz odpoczywał. Niedziela była dla nas. Nie kłóciłyśmy się. Nie byłyśmy o siebie zazdrosne. Każda dawała to, co miała najlepszego.
Dostawałyśmy tyle, ile chciałyśmy dostać. To był bardzo dobry układ. Każde z naszej trójki mieszkało u siebie. Byliśmy materialnie niezależni. Lubiliśmy się. Nie czuliśmy przymusu. Robiliśmy wyłącznie to, na co mieliśmy ochotę. Wieść, że Juliusz wyjeżdża do syna, spadła na nas jak grom z jasnego nieba.
– Na długo wyjeżdżasz? – zapytałyśmy jednocześnie.
– Na stałe – odpowiedział. – Będę za wami tęsknił, ale syn i wnuki są dla mnie najważniejsze. Chcę być blisko nich.
– Będziesz przyjeżdżał?
– Może kiedyś… Zobaczymy. Nie róbmy żadnych planów.
Sławka chlipała, ja udawałam twardą, ale też miałam kluchę w gardle. „Dostał wszystko, czego może chcieć facet, a i tak mu było mało. Rodzinnego ciepełka zapragnął! – myślałam. – Chłopom nigdy nie dogodzisz”. Pomimo płaczów i szlochów, Sławka szybciej oprzytomniała i doszła do siebie.
– Machnij ręką na niego! – zdecydowała. – Grunt, że mamy przetartą drogę.
– O czym ty gadasz?
– O tym, że dobrze było nam tak w trójkę! Może nie?!
– Było fajnie. I co z tego?
– Ano z tego to, że już wiemy, co nam się podoba i czego szukać. Co miałaś w szkole z geometrii?
– Zawsze pałę.
– A ja piątkę! Dlatego wiem, że są i inne superfigury. Popatrzymy, poszukamy, pomierzymy… W końcu się coś dopasuje!
Daria, 51 lat
Czytaj także:
„Córka to straszna flirciara, zmienia facetów jak skarpety. Jak któryś zostawi ją z brzuchem, ja wózka pchać nie będę”
„Wakacyjny domek na Mazurach miał być gniazdkiem miłości. Ściany lepiły się od brudu, a podłoga wyglądała jak klepisko”
„Wakacyjny domek na Mazurach miał być gniazdkiem miłości. Ściany lepiły się od brudu, a podłoga wyglądała jak klepisko”