Moje życie mogłoby wydawać się całkiem zwyczajne. Pracuję zdalnie dla międzynarodowej korporacji, co teoretycznie daje mi dużo swobody. Jednak rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Mieszkam z rodzicami, którzy twierdzą, że są poważnie chorzy i potrzebują mojej nieustającej opieki. Codzienność to dla mnie nieustanne balansowanie między pracą a opieką nad nimi.
Może to moje urojenia?
– Zosiu, przynieś mi herbaty, bo nie mogę się ruszyć z łóżka – to częste prośby mojej mamy, które stały się częścią mojego codziennego harmonogramu.
– Oczywiście, mamo – odpowiadam mechanicznie, odkładając pracę na bok.
Codziennie robię im zakupy, gotuję, sprzątam i zajmuję się domem. Czuję się jak służąca w domu, który teoretycznie jest mój. Praca, którą wykonuję, często musi ustępować miejsca obowiązkom domowym, co nierzadko prowadzi do napięć z moim przełożonymi. Czasami czuję się sfrustrowana i bezsilna, ale przecież nie mogę zostawić rodziców samych. Tak przynajmniej sobie powtarzam.
Od jakiegoś czasu zaczęłam jednak mieć wątpliwości co do rzeczywistego stanu zdrowia moich rodziców. Często zdarza się, że matka w jednej chwili narzeka na ból, a chwilę później widzę ją energicznie rozmawiającą przez telefon z koleżanką. Podobnie z ojcem, który niby ledwo chodzi, ale w nocy słyszę jego kroki na schodach. Moje podejrzenia narastają, ale boję się ich skonfrontować. Może to tylko moje przewrażliwienie?
– Zosiu, chodź szybko! Coś się stało! – głos matki wyrwał mnie z zamyślenia.
Wybiegłam z pokoju, niemal przewracając krzesło, i ruszyłam do sypialni rodziców. Matka leżała na łóżku, wyraźnie zmęczona, z ręką przyłożoną do czoła. Jej twarz wyrażała cierpienie, które zawsze budziło we mnie niepokój.
Ciągle narzekała
– Co się stało, mamo? – zapytałam, starając się ukryć swoje zniecierpliwienie.
– Znowu te bóle… Całe ciało mnie boli, szczególnie plecy. Nie wiem, jak długo jeszcze to wytrzymam – westchnęła dramatycznie.
– Może powinnam zadzwonić do lekarza? – Zaproponowałam, choć wiedziałam, że odpowiedź będzie negatywna.
– Nie, nie trzeba… Dam sobie radę. Może tylko zrobisz mi herbaty i przyniesiesz te tabletki przeciwbólowe? – Poprosiła, a jej głos przeszedł w cichy szept.
Poszłam do kuchni, przygotowując wszystko, o co prosiła. W głowie miałam jednak wirujące myśli. To nie pierwszy raz, kiedy matka narzekała na zdrowie. Przypomniałam sobie, jak kilka dni temu widziałam ją rozmawiającą przez telefon z koleżanką, pełną energii i życia. Czyżby naprawdę aż tak szybko pogarszał się jej stan?
Wróciłam z herbatą i tabletkami. Matka podziękowała, biorąc wszystko z wdzięcznością. Patrzyłam na nią, zastanawiając się, czy nie przesadzam ze swoimi podejrzeniami. Może rzeczywiście jest chora? Może to tylko moje wyobraźnia?
– Mamo, może powinnaś jednak iść do lekarza na bardziej szczegółowe badania? – zapytałam ostrożnie, siadając na brzegu łóżka.
– Lekarze nic nie pomogą, kochanie. Już wszystko sprawdziliśmy. To po prostu starość – odpowiedziała z westchnieniem, jakby w tej chwili uświadamiała sobie swoją kruchość.
Coś mi nie pasowało
Patrzyłam na nią, a w mojej głowie pojawiały się różne myśli. Przypominałam sobie drobne nieścisłości w jej opowieściach. Jak wtedy, gdy mówiła, że boli ją noga, a chwilę później widziałam ją chodzącą bez problemu po kuchni. Albo gdy skarżyła się na ból głowy, ale oglądała telewizję bez żadnych oznak dyskomfortu.
Wewnętrzny głos coraz mocniej krzyczał, że coś jest nie tak. Zaczęłam analizować każde słowo i zachowanie matki, szukając potwierdzenia dla swoich podejrzeń. Ale czy to możliwe, żeby mnie oszukiwała?
– Mamo, naprawdę martwię się o ciebie. Może powinniśmy zasięgnąć opinii innego lekarza? – spróbowałam ponownie.
– Kochanie, nie ma potrzeby. Ty się lepiej skup na swojej pracy. Nie chcę być dla ciebie ciężarem – odparła, głaszcząc mnie po ręce.
Jej słowa miały mnie uspokoić, ale wręcz przeciwnie – tylko wzmocniły moje podejrzenia.
Następnego ranka obudziłam się z postanowieniem, że przyjrzę się sytuacji jeszcze uważniej. Zaczęłam od przygotowania śniadania dla rodziców. Ojciec jak zwykle podszedł do stołu powolnym, ociężałym krokiem. Wyglądał na zmęczonego i schorowanego, ale coś w jego zachowaniu nie dawało mi spokoju.
– Przynieś mi proszę gazetę z salonu – poprosił ojciec, a jego głos brzmiał słabo.
– Oczywiście, tato – odpowiedziałam, wstając z krzesła.
Ciągle im usługiwałam
Kiedy wracałam z gazetą, zauważyłam kątem oka, jak ojciec wstaje z krzesła i przeciąga się, jakby nic mu nie dolegało. Na mój widok szybko wrócił do swojej poprzedniej, zgarbionej pozycji. Serce zabiło mi mocniej. Czyżby i on udawał?
Podałam mu gazetę, starając się ukryć swoje zaskoczenie.
– Dziękuję, córeczko. Co my byśmy bez ciebie zrobili – powiedział, patrząc na mnie z uśmiechem.
Usiadłam naprzeciwko niego, starając się wyłapać więcej szczegółów. Zastanawiałam się, jak mogłabym sprawdzić, czy naprawdę jest chory. Wtedy przypomniałam sobie, jak czasami w nocy słyszałam jego kroki na schodach. Postanowiłam to wykorzystać.
– Tato, jak się dziś czujesz? Może powinniśmy umówić wizytę u lekarza? – zapytałam ostrożnie.
– Nie, nie trzeba. To tylko stare kości, nic nie poradzimy – odpowiedział szybko, jakby chciał zakończyć temat.
Po śniadaniu wróciłam do swojego pokoju, ale postanowiłam mieć na oku ojca. Przez uchylone drzwi obserwowałam, jak z niespodziewaną energią podchodzi do szafy, wyciąga coś z niej i szybko wraca na kanapę, znowu przybierając pozę zmęczonego starca.
Wieczorem, kiedy wszyscy szykowali się do snu, usłyszałam ojca, który jak zwykle szedł do łazienki. Czekałam w ciemnościach, aż wróci do swojego pokoju, a potem, cicho jak mysz, wyszłam na korytarz. Zeszłam na dół, przybierając jak najciszej, żeby nie obudzić matki.
Nic mu nie było
W salonie panowała ciemność, ale nagle usłyszałam szelest i kroki. Ojciec szedł w stronę kuchni, poruszając się z taką swobodą, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Serce biło mi jak oszalałe, kiedy go obserwowałam. Wydawał się być zupełnie zdrowy.
Zebrałam się na odwagę i weszłam do kuchni. Ojciec stał przy lodówce, trzymając w ręku butelkę wody.
– Tato, co ty robisz? – zapytałam, a mój głos brzmiał głośniej, niż zamierzałam.
Ojciec odwrócił się gwałtownie, a jego twarz wyrażała zaskoczenie.
– Nie powinnaś tu być o tej porze – powiedział, próbując odzyskać spokój.
– A ty? Nie wygląda to, jakbyś miał problemy z poruszaniem się – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – O co tu chodzi, tato? Dlaczego udajecie z mamą, że jesteście chorzy? – zapytałam, czując, że moje podejrzenia zaczynają się potwierdzać.
Ojciec zamilkł, jakby szukał słów, które mogłyby wyjaśnić sytuację. W końcu podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.
– Nie chcieliśmy, żebyś nas opuszczała. Ty jesteś naszą jedyną córką. Kiedy powiedziałaś, że chcesz się wyprowadzić, przestraszyliśmy się. Baliśmy się, że zostaniemy sami – przyznał cicho.
Byłam wściekła
– Jak mogłeś, tato? Jak mogliście mnie tak oszukiwać?
Zanim ojciec zdążył odpowiedzieć, odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z kuchni. Potrzebowałam czasu, żeby przetrawić to, co właśnie odkryłam. Manipulowali mną, a ja dałam się nabrać. Jak mogłam być tak ślepa?
Następnego ranka obudziłam się z mieszanką gniewu i determinacji. Musiałam dowiedzieć się więcej i skonfrontować rodziców. Zeszłam na dół, gdzie rodzice już siedzieli przy stole, zajadając się śniadaniem. Ich zachowanie wydawało się całkowicie normalne, jakby nic się nie stało.
– Dzień dobry, kochanie – przywitała mnie matka z uśmiechem. – Jak się spało?
– Dobrze, mamo. Chciałabym porozmawiać o czymś ważnym – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.
Matka spojrzała na mnie z zaciekawieniem, a ojciec przestał jeść i skupił na mnie wzrok.
– Co się stało, Zosiu? – zapytała matka, lekko marszcząc brwi.
– Dlaczego udajecie, że jesteście chorzy? – zapytałam, czując, jak gniew zaczyna narastać.
Matka spojrzała na ojca, jakby oczekując, że to on zabierze głos. Ojciec spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegłam – wstyd. Matka westchnęła i spuściła głowę.
– Nie chcieliśmy, żebyś nas opuściła. Jesteś naszą jedyną córką, naszą jedyną rodziną. Kiedy powiedziałaś, że chcesz się wyprowadzić, przestraszyliśmy się. Nie mogliśmy znieść myśli, że zostaniemy sami – powiedziała cicho, a jej głos drżał.
– Więc postanowiliście mnie oszukać? Manipulować mną, żebym została? – zapytałam, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.
Manipulowali mną
– To było głupie i niewłaściwe. Nie mieliśmy zamiaru cię skrzywdzić – powiedział, a jego głos był pełen skruchy.
– Zrobiliście ze mnie swoją niewolnicę, kogoś, kto musi rezygnować ze swojego życia, żeby zająć się wami. A wy przez cały ten czas byliście zdrowi – powiedziałam, a łzy zaczęły płynąć po moich policzkach.
Matka próbowała się zbliżyć, ale odsunęłam się.
– Zosiu, proszę, zrozum nas. To było z miłości – powiedziała matka, a jej oczy były pełne łez.
– Miłość nie polega na manipulacji i kłamstwie – odpowiedziałam, czując, że moje serce pęka.
Odwróciłam się i wyszłam z domu, zostawiając rodziców samych z ich winą. Potrzebowałam czasu, żeby przemyśleć wszystko, co się wydarzyło. Spacerowałam po okolicy, próbując ochłonąć.
Moje życie legło w gruzach. Jak mogłam im teraz zaufać? Czeka mnie podjęcie decyzji, co zrobić z tą wiedzą. Ale jedno jest pewne – muszę zacząć myśleć o sobie i swoim życiu.
Zofia, 25 lat
Czytaj także:
„Tuż przed ślubem, kochanka wyznała, że jest w ciąży. Za dużo kasy wydałem na wesele, żeby teraz poszło na marne”
„Po śmierci męża teściowa bywała w kościele częściej niż w domu. Myślałam, że się tam modli, a ona flirtowała”
„Na imprezie firmowej zintegrowałam się z diabelsko przystojnym facetem. Gdy usłyszałam, kim jest, uciekłam ze wstydu”