„Wybiegłam sprzed ołtarza prosto w objęcia tajemniczego kochanka. Narobiłam matce wstydu, ale mam to gdzieś”

panna młoda fot. Adobe Stock, Buyanskyy Production
„Chyba nigdy wcześniej nie dogadywałam się z nikim aż tak dobrze! Poczułam, że nasze dusze są w jakiś sposób spokrewnione. Odnosiłam wrażenie, że znamy się od zawsze...”.
/ 05.10.2024 20:30
panna młoda fot. Adobe Stock, Buyanskyy Production

Grzesiek i ja tworzyliśmy parę od dobrych sześciu lat. Razem chodziliśmy do liceum. Przez większość tego czasu, czyli blisko cztery lata, widziałam w nim tylko ziomka i nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś mogłabym się z nim spotykać. Nasza znajomość ograniczała się wtedy jedynie do wspólnych wygłupów podczas przerw i kooperacji przy zadaniach z matematyki.

Byliśmy matematycznymi geniuszami – ja i Grzesiek. Ode mnie zadania przepisywały dziewczyny z klasy, a od niego – faceci. We dwójkę braliśmy udział w konkursach, tworzyliśmy własne hipotezy matematyczne i wygłupialiśmy się, że w przyszłości zgarniemy nagrodę Szwedzkiej Akademii Nauk.

Zaczęliśmy chodzić na randki

Nasze relacje zaczęły się zmieniać krótko przed balem maturalnym. Zaczęliśmy chodzić na randki, a po egzaminach dojrzałości byliśmy już pełnoprawnym związkiem. Wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie. Razem udaliśmy się do stolicy, gdzie wspólnie wynajęliśmy niewielkie mieszkanie.

Oboje studiowaliśmy matematykę, więc spędzaliśmy ze sobą prawie każdą chwilę. Przy Grześku czułam ogromne poczucie bezpieczeństwa. W nowym, ogromnym mieście wszystko wydawało mi się nieznane i przerażające. Nie mam pojęcia, jak poradziłabym sobie bez jego wsparcia. Niezależnie od sytuacji, zawsze był gdzieś w pobliżu, gotowy służyć pomocą.

Kiedy kończyłam zajęcia i lało jak z cebra – wtedy znikąd pojawiał się mój Grzesiu, trzymając parasol. Gdy wsiadłam do złego autobusu, jadąc na uczelnię, jeden SMS wystarczył, by mój chłopak błyskawicznie wyszukał mi najkrótszą drogę na miejsce.

Wspominam tamten moment, gdy dotarłam do domu po długim, męczącym dniu zajęć i wykładów na uczelni. Był to chyba jeden z najgorszych dni w moim życiu i pragnęłam wtedy tylko chwili relaksu.

Wydawało się, że Grzegorz przeczuł moje potrzeby, zanim w ogóle pojawiłam się w mieszkaniu. Czekała na mnie ciepła kąpiel, pyszna kolacja i mój facet gotowy do zrobienia mi masażu. Czy w takiej sytuacji da się nie postrzegać go jak wygrany los na loterii?!

Wiele dziewczyn uznałoby gościa pokroju Grześka za uosobienie wymarzonego rycerza w lśniącej zbroi. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, jak łatwo pomylić prawdziwą miłość z przyzwyczajeniem do komfortowego stylu życia...

Tworzyliśmy hermetyczną relację

Przez cały ten czas tworzyliśmy hermetyczną relację. Spędzaliśmy czas przede wszystkim we dwoje. Grzesiek nie utrzymywał zbyt wielu znajomości. Powtarzał, że w zupełności mu wystarczam. Pragnął, żebyśmy wszystko robili razem. Dzielili mieszkanie, posiłki, naukę i wyprawy. Ja odczuwałam to zupełnie inaczej.

Gdy tylko zakończył się pierwszy rok na uczelni i poczułam się już swobodnie w nowym otoczeniu, zapragnęłam rozrywki, poznania ciekawych osób, odwiedzania klubów i eksplorowania miasta. Stolica wciąż kryła przede mną wiele tajemnic. Z Grześkiem zawsze lądowaliśmy w tych samych kinach, odwiedzaliśmy te same parki i przesiadywaliśmy w tych samych knajpkach.

Osiągnęliśmy taki poziom zrozumienia, że nie potrzebowaliśmy słów, by wiedzieć, co chodzi po głowie drugiemu. Szczerze mówiąc, to było dość przerażające! Przestaliśmy w końcu dzielić się tym, co dla nas istotne, a nasze życie stało się nużące i pozbawione elementu zaskoczenia. Potrafiłam przewidzieć, na co Grzesiek ma ochotę w danej chwili i co kryje się za każdym jego grymasem.

Kiedy mieliśmy już nasze dyplomy w kieszeni, spodziewałam się, że lada moment Grzegorz padnie przede mną na kolana. Faktycznie, poprosił mnie o rękę. Bez zawahania powiedziałam „tak” i przyjęłam pierścionek zaręczynowy. Termin ślubu wyznaczyliśmy na czas karnawału.

Nie było żadnych przeciwwskazań, by odmówić... Ale brakowało w tym jakiejkolwiek nuty romantyzmu. Wszystko szło jak po sznurku, według przewidywalnego planu idealnej pary. Zaczęło się od matury, potem przyszły studia, teraz nadszedł czas na zaręczyny, za rok czeka nas ślub, a dwa lata później pojawi się dziecko. I tak będzie się toczyć nasze życie aż po kres...

Grzegorz był obiektem podziwu całego otoczenia. Moja mama ciągle mi mówiła:

– Córeczko, los ci naprawdę sprzyja, że spotkałaś na swojej drodze takiego lojalnego i prawego faceta!

Oszalały na punkcie planowania

Przygotowania do naszego wesela trwały, ale nie odczuwałam z tego powodu ani odrobiny wdzięczności. Udało nam się zamówić lokal, daliśmy zadatek muzykom i zarezerwowaliśmy termin ceremonii w świątyni.

Moja rodzicielka i przyszła teściowa oszalały na punkcie planowania. Spotykając się praktycznie każdego dnia, non stop dokładały kolejne dania do weselnego jadłospisu, regularnie zasypywały moją skrzynkę mailową fotkami ślubnych kreacji i umawiały wizyty w salonach, bym mogła je przymierzyć.

Wykonywałam polecenia niczym automat, bez namysłu i refleksji. Zamiast ekscytacji narzeczonej, towarzyszyła mi pustka. Nie mogłam się jednak zbuntować. W końcu ja i Grzesiek stanowiliśmy nierozłączny duet od niepamiętnych czasów. „Cóż za urocza z nich para” – słyszałam zewsząd. Inni najwyraźniej lepiej orientowali się w poziomie mojego zadowolenia.

Poznałam Tomka na dwa tygodnie przed moim ślubem. To był pierwszy raz od pięciu lat, kiedy wyszłam do pubu bez swojego narzeczonego Grzegorza. Obchodziłam wieczór panieński z przyjaciółkami.

Opróżniłyśmy jedną flaszkę, potem drugą. Koleżanki miały chrapkę na kolejną rundę, więc przyszła moja kolej. Podniosłam się z krzesła, ruszyłam w stronę baru i poprosiłam o wino. Barman jakoś tak niezgrabnie mi je wręczył, że butelka wypadła mi z dłoni, gruchnęła tuż pod stopami siedzącego obok faceta i rozprysła się na milion kawałków.

Mężczyzna gwałtownie się odsunął, a ja poczułam, jak czerwienię się aż po same końcówki włosów. Ale ten facet wcale nie sprawiał wrażenia, jakby się na mnie obraził.

– Rany, ale masz przestraszoną buzię! – parsknął śmiechem, patrząc mi prosto w oczy. – Wyluzuj, nic takiego się przecież nie wydarzyło.

Zupełnie nie potrafię powiedzieć, co mną kierowało, ale... przegadałam przy barze następne dwie godziny. Kompletnie przestałam kontrolować czas. Sądziłam, że gadamy jakieś piętnaście minut. Zdaję sobie sprawę, że zrujnowałam koleżankom wieczór panieński, bo zostały bez mojego towarzystwa.

Jednak ja nie potrafiłam przerwać konwersacji z Tomkiem. Chyba nigdy wcześniej nie dogadywałam się z nikim aż tak dobrze! Poczułam, że nasze dusze są w jakiś sposób spokrewnione. Odnosiłam wrażenie, że znamy się od zawsze...

Targały mną sprzeczne emocje

Wspomniałam mu naturalnie o moich nadchodzących zaślubinach. Mimo że w jego spojrzeniu dało się dostrzec zawód, nie odniósł się do tych wieści. Jedynie przytaknął, delikatnie się uśmiechając, a następnie zręcznie przeszedł do innego tematu. W pewnej chwili moje przyjaciółki praktycznie siłą zabrały mnie do naszego stolika. Były wyraźnie zaskoczone moim zachowaniem.

Znały mnie jako uporządkowaną i ułożoną dziewczynę, która nie pozwala sobie na nieprzemyślane wybryki. Wyjaśniłam im, że to mój kolega z dawnych czasów, którego od wieków nie widziałam. Skłamałam, bo nie chciałam niepotrzebnego zamieszania i niemiłych uwag. Targały mną sprzeczne emocje, dlatego zasugerowałam koleżankom, abyśmy przeniosły się do innego lokalu.

Następne dni spędziliśmy na szykowaniu się do ceremonii ślubnej. Wynajęcie auta, zamawianie słodkości i głównego tortu, ustalanie dekoracji w sali weselnej oraz świątyni z florystką, finalne przymiarki i korekty kreacji ślubnej. W czwartkowy poranek przed najważniejszym dniem wszystko było zapięte na przysłowiowy ostatni guzik.

Jednak zamiast odczuwać radość, ja z każdą chwilą coraz bardziej się denerwowałam. Im szybciej zbliżała się ta doniosła chwila, tym silniejsza ogarniała mnie trwoga. Zupełnie jakby działała na mnie jakaś nielogiczna moc, która pragnęła za wszelką cenę odwieść mnie od tego, co musiało nastąpić.

Grzesiu był wręcz nieskazitelny. Wprost szalał z radości. Pomagał mi, jak tylko potrafił – wyręczał w różnych sprawach. Moja rodzicielka, zachwycona, truła mi nad uchem, że mam niewiarygodny wręcz fart, bo trafiłam na takiego kandydata, podczas gdy tyle panienek na świecie jest samych jak palec i przygnębionych.

Pod wieczór, padnięta po całym dniu latania w kółko, rozsiadłam się samotnie w swoim królestwie. Zapaliłam małą lampę, nalałam sobie drinka, odpaliłam komputer i starałam się chociaż odrobinę odprężyć, surfując po Internecie.

Dosłownie mnie zatkało

Gdy zerknęłam na skrzynkę mailową, dosłownie mnie zatkało. W komunikatorze na Facebooku widniała wiadomość od Tomka! Znalazł mnie, mając tylko te skrawki informacji, którymi podzieliłam się z nim przy naszym pierwszym spotkaniu…

Żołądek ścisnął mi się w supeł. W mgnieniu oka wpisałam login i hasło na portalu.

Zdaję sobie sprawę, że ułożyłaś sobie wszystko po swojemu i masz plany na przyszłość. Ale gdybym teraz tego nie zrobił, do końca moich dni bym tego żałował… Jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiego przypływu emocji przy pierwszym spotkaniu. Takiej pewności, że jesteś dokładnie tą jedyną, tą wymarzoną, na którą wyczekiwałem całe życie. Możesz wpaść do mnie prosto spod ołtarza, w sukni ślubnej. Ja zawsze będę na Ciebie czekał”.

Nagle coś do mnie dotarło. Momentalnie zdałam sobie sprawę, że u boku Grześka nie czuję się spełniona. I że mam szansę na zupełnie inne życie, wystarczy tylko, że tego zechcę! Pobiegłam do kuchni. Jednym tchem oświadczyłam mamie, że rezygnuję ze ślubu. Nie mogła w to uwierzyć.

– Postradałaś rozum! – wrzeszczała. – Ośmieszysz przed wszystkimi całą naszą rodzinę! Wszystko dopięte na ostatni guzik, część weselników już zakwaterowana w hotelu!

Spodziewałam się, że tak to się potoczy. Zdawałam sobie sprawę, że będzie niezłe zamieszanie. Mimo to po raz pierwszy w swoim życiu miałam jasność co do swoich pragnień i tego, czego nie chcę robić.

Kolejnego poranka wyjawiłam Grześkowi całą prawdę. Mało brakowało, a dostałby ataku serca. Spakowałam swoje rzeczy do jednej walizki i udałam się na dworzec, gdzie czekał na mnie Tomek, a następnie zabrał mnie do siebie. Niedługo potem wzięliśmy ślub.

Dokładnie 3 lata temu totalnie straciłam rozum. Ale niczego nie żałuję. Jestem u boku faceta, do którego z każdym kolejnym dniem pałam coraz większym uczuciem. Niekiedy warto postawić na swoim, nie zważając na nikogo i na nic. Nie przejmować się tym, co pomyślą o nas inni ludzie i nie obawiać się, że nie będzie odwrotu. Mamy tylko jedno życie i nie wolno go zaprzepaścić.

Marlena, 33 lata 

Czytaj także:
„Zawróciłam byłego faceta sprzed ołtarza w ostatnim momencie. Przecież to mnie obiecywał białą suknię i welon”
„Marzyłam o dziecku, ale nie o niańczeniu faceta. Postawiłam na numerek z nieznajomym i nie żałuję swojej decyzji”
„35-letni syn ciągle u nas mieszka. Mamuśka pierze jego rzeczy, gotuje, daje pieniądze, a on palcem nie kiwnie w domu”

Redakcja poleca

REKLAMA