Noc spowiła miasto całunem ciszy, przerywana tylko sporadycznie warkotem przejeżdżających aut, których reflektory na moment rozjaśniają wnętrze pokoju. Na rozłożonym tapczanie, pogrążona we śnie, spoczywa moja mała Zosia. Czasem cicho wzdycha przez sen, zapewne przeszkadza jej blask z zewnątrz. Mam nadzieję, że w nadchodzących tygodniach uda mi się zaoszczędzić trochę grosza na nowe rolety. Obecne żaluzje pamiętają lepsze czasy – powyginane od częstego czyszczenia, nie stanowią już skutecznej ochrony przed miejskim oświetleniem nocnym.
Zaczynam śmielej patrzeć w przyszłość i stopniowo wyłaniam się ze swojej skorupy. Być może pewnego dnia uda mi się zrealizować swoje pragnienia i wystrzelę z niej niczym barwny motyl. Póki co, jestem jedynie ćmą, która niepewnie, trochę po omacku, dąży do światła. Poraniona, zagubiona – takie jest właśnie moje życie. Przyszło mi do głowy, że wszystko to mogłoby posłużyć za temat do powieści, tyle się w nim działo. Szkoda tylko, że przeważają w nim raczej te mroczniejsze i smutne rozdziały...
Moje dzieciństwo nie było szczęśliwe
Wspomnienia z czasów, gdy byłam małą dziewczynką, są dla mnie dość mgliste. Tata zostawił rodzinę, kiedy miałam zaledwie parę lat. Mam w pamięci rozmyte obrazy, jak chodzimy razem na lody albo na stadion. Śmiertelnie się tam nudziłam, a krzyki kibiców wprawiały mnie w przerażenie, ale i tak rozpierała mnie duma, że mogę spędzać czas z tatą. Potem życie moich rodziców potoczyło się inaczej. Ojciec ożenił się po raz drugi i wyniósł się z naszej miejscowości. Właściwie straciliśmy ze sobą kontakt. Mama i jej nowy facet też niespecjalnie się mną przejmowali. Miałam całkowitą swobodę i mogłam robić, na co tylko miałam ochotę.
Zabłądziłam na niewłaściwej ścieżce życiowej. Opuszczanie lekcji, fajki, alkohol. Całe szczęście szybko mi się to znudziło, ale dało mi pewność siebie. Nauczyciele w szkole twierdzili, że jestem bezczelna i nieokrzesana. Uczyłam się raz lepiej, raz gorzej, ale z zachowania zawsze dostawałam nagany. Kiedy skończyłam podstawówkę, mamę rzucił drugi facet, czyli mój przyszywany ojciec. Znalazł sobie młodszą, sama to widziałam. Mama strasznie to odchorowała. Wtedy zaczęła zaglądać do kieliszka. Na początku nie widziałam w tym nic złego. Mama zresztą robiła wszystko, żeby to ukryć przede mną.
W tamtym okresie moje serce przepełniała miłość, a każdą wolną chwilę spędzałam u boku o trzy lata starszego Sylwka. Miałam wtedy zaledwie 15 Lat, a on był już pełnoletni. Po raz pierwszy od lat poczułam się dojrzała i wiedziałam, że ktoś mnie kocha. Irytowało mnie jego przeklinanie praktycznie na każdym kroku, upodobanie do muzyki disco polo i nadmierna potliwość, ale cóż mogłam począć. Nasz związek nie trwał długo, gdyż Sylwka wezwano do odbycia służby wojskowej, a uczucie podtrzymywane listownie nie przetrwało nawet jednego miesiąca. Być może powodem był fakt, iż nigdy nie zgodziłam się na nic ponad „macanie”, jak to z niezadowoleniem określał Sylwek.
Musiałam radzić sobie sama
Kobietą stałam się za sprawą kochanka mojej mamy. Bez mojej zgody. Tamtego wieczora poczułam obrzydzenie do wszelkiego fizycznego dotyku. W tamtym okresie moja mama nierzadko i sporo piła, odwiedzana przez przeróżnych mężczyzn, rzecz jasna, aby wspólnie się napić. Nie bardzo wiedziałam, gdzie się podziać. Po roku przeniosłam się do placówki z internatem, opłacanym przez tatę. Niestety, na każdy weekend byliśmy zmuszeni go opuszczać i przyjeżdżać do rodzinnego domu.
Z oporem kierowałam kroki w stronę domu. Mama, kiedy nie piła, była czuła i dbała o mnie, jednak podczas ciągu alkoholowego zapominała o wszystkim dookoła. Ludzie uświadomili mi, że to choroba, z której przeważnie nie da się wygrać. Gdyby tylko zechciała podjąć terapię. Gdybym potrafiła mocniej naciskać. Pocieszenie odnalazłam w pani wychowawczyni. Ona przekonywała, żebym się nie poddawała. Mówiła, że i tak nie zdołam wesprzeć mamy, że powinnam skupić się na sobie i własnej przyszłości.
Udało mi się wreszcie ukończyć liceum, choć z przeciętnymi ocenami, ale w końcu trzymałam w dłoni upragniony dokument. Z tym, że niestety nie miałam z kim podzielić się tą radosną nowiną. Mama jak zwykle spała pijana w łóżku, a tata przebywał gdzieś daleko i ograniczał nasze relacje do sporadycznych telefonów. Gdy zostałam absolwentką, przestał dawać pieniądze na moje potrzeby. Postanowiłam, że nie postawię więcej stopy w rodzinnym domu. Wynajęłam pokój u pewnej starszej pani, która udostępniała lokum młodym studentkom, więc zmyślałam, że wciąż się uczę.
To była walka o przeżycie
Znalezienie zatrudnienia graniczyło z cudem, dlatego na początku opiekowałam się dziećmi i sprzątałam po ludziach. Bez umowy. Dostawałam nędzne wynagrodzenie, ledwo starczające na pokój i żywność. Wtedy niewielu decydowało się na emigrację. Szkoda, że przyszłam na świat za wcześnie. Gdyby było inaczej, pewnie pojechałabym do Irlandii i tyle by mnie widzieli.
Zawsze miałam wokół siebie jakieś męskie towarzystwo, ale jednak nigdy nie potrafiłam się zdecydować na nic poważniejszego. Nawet jeśli któryś z nich przypadł mi do gustu, to myśl o zbliżeniu fizycznym napawała mnie obrzydzeniem. Na moje szczęście w mieście zaczęły wyrastać sklepy wielkopowierzchniowe niczym grzyby po deszczu, więc bez problemu znalazłam zatrudnienie w jednym z nich. Razem z poznaną w pracy dziewczyną postanowiłyśmy wynająć duży, ładnie urządzony pokój. Cenowo wychodziło to znacznie korzystniej, ale nasze wspólne mieszkanie nie trwało długo.
Marek, chłopak Joli, bywał u nas dość często. Trochę mi przeszkadzało, że przy mnie się obściskują i słodzą sobie, ale jakoś to znosiłam. Jednak prawdziwy koszmar zaczął się mniej więcej miesiąc po tym. Każda z nas pracowała w innych godzinach, a kiedy Jolka szła do pracy, jej facet zaczął mnie podrywać. Dobrze, że dzięki pracy przy noszeniu pudeł i paczek byłam dość silna. Bez problemu posłałam Marka na glebę, spakowałam się i wyniosłam z mieszkania koleżanki.
Zostałam całkiem sama
Kiedy moja mama zmarła, poczułam, że zostałam kompletnie sama. Umarła przez alkohol, który odebrał jej życie, niestety była nałogową alkoholiczką. Długo dręczyło mnie poczucie winy, że może mogłam jakoś temu zaradzić, że powinnam była zostać i jej pomóc, a nie uciekać... Mama nic po sobie nie zostawiła. Miała zaległości w opłacaniu czynszu za mieszkanie, dlatego wyrzucili ją do baraków na peryferiach miasta. W naszym dawnym lokum mieszkały teraz jakieś obce osoby. Tata nie przyszedł nawet na pogrzeb mamy, nie mam pojęcia, czy w ogóle wiedział, że nie żyje. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale bez skutku. Potem dowiedziałam się, że znów zmienił miejsce zamieszkania, ale nie znałam adresu. Pewnie próbował wymazać ślady przeszłości. Po pewnym czasie dotarła do mnie informacja, że tata zmarł na atak serca.
W moim życiu nastała całkowita pustka. Do tej pory nie miałam z tym problemu. Wystarczało mi poczucie, że tata gdzieś się znajduje i pamięta o mnie. Obecnie osamotnienie daje mi się we znaki. Nie mam zbyt dużo przyjaciół, a z Jolką nie potrafię już dojść do porozumienia, poza tym wzięła ślub z Markiem, więc nie ciągnie mnie do spotkań z nimi.
Faceci wciąż mnie nie pociągają, trauma pozostała we mnie odciśnięta na zawsze. Z resztą panów w moim otoczeniu było coraz mniej. Byłam postrzegana jako niedostępna dziwaczka. Stara panna – chociaż to określenie jest dziś rzadko używane. Nie miałam nic przeciwko temu. Czas leciał. Z biegiem lat ogarnęło mnie przygnębienie. Czułam się zagubiona, moje życie zdawało się jałowe, pozbawione emocji i jakiegokolwiek celu.
W głowie zakiełkował mi pewien pomysł, jak odmienić swoje życie. Moje plany udało się zrealizować dosyć szybko. Z tatą Zosi nie znaliśmy się zbyt długo ani za dobrze. Samotny facet po czterdziestce, pracował w urzędzie i często robił zakupy akurat w mojej kasie sklepowej. Pewnego razu zdobył się na odwagę i zaprosił mnie do siebie na kolację. Kiedy wylądowaliśmy razem w łóżku, nie oponowałam. Ostatecznie wszystko potoczyło się zgodnie z moim planem... Okropnie się bałam, ale nie było aż tak źle. Być może po wypiciu dwóch kieliszków wina lęk zelżał, a może Mirek faktycznie różnił się od tamtego faceta. Być może niesłusznie nie dałam mu szansy.
Nasze dziecko to moja nadzieja
Kiedy dowiedziałam się o swojej ciąży, postanowiłam wyjechać. Na szczęście miałam odłożone trochę oszczędności. Uśmiechnęło się do mnie szczęście, gdyż udało mi się wynająć na rok mieszkanie za niewygórowaną kwotę od osób przebywających poza granicami kraju. Co więcej, znalazłam zatrudnienie, z czego bardzo się ucieszyłam, ponieważ w przyszłości mogłam liczyć na urlop macierzyński.
Przez 3 miesiące pracowałam w gastronomii, a potem trafiłam na L4. Kiedy urodziłam Zosię, byłam przepełniona radością. Pielęgniarki w szpitalu były trochę zaskoczone, że do mnie nikt nie zagląda, ale powiedziałam im, że tatuś jest za granicą i to ucięło spekulacje. Jak skończyłam liceum, to dorabiałam jako niania, więc mniej więcej ogarniałam, co i jak z małymi dziećmi. W dodatku doczytałam sporo i kierowałam się własnym instynktem macierzyńskim.
Przyznaję, bywało bardzo ciężko. Czasami brakowało mi siły – samotna kobieta w nieznanym mieście. Na początku mogłam liczyć tylko na siebie. Parę fajnych kobiet spotkałam, kiedy spacerowałam z maluchem. Jedna z nich poleciła mi następne mieszkanie, inna zachęciła, żebym zapisała się na dobre szkolenie z manicure. Dwa lata temu rozpoczęłam prowadzenie własnego biznesu. Potrzebowałam pracy, która da mi możliwość spędzania jak najwięcej czasu z córeczką. I udało się. Mam nadzieję, że w przyszłości nasze życie będzie jeszcze wspanialsze.
Sylwia, 33 lata
Czytaj także:
„Nie mogłam zajść w ciążę, więc zaszalałam na wiejskiej dyskotece. Nie spojrzę ludziom w oczy, ale mam, czego chciałam”
„Siostra organizowała nasze wesele, wybrała imię dla dziecka i meble. Mojemu mężowi chyba ciężko zrozumieć naszą więź”
„Matka tłukła mi do głowy, że ciąża zmarnowała mi życie. Uwierzyłabym jej, gdyby nie to jedno zdanie mojej córki”