„35-letni syn ciągle u nas mieszka. Mamuśka pierze jego rzeczy, gotuje, daje pieniądze, a on palcem nie kiwnie w domu”

zdenerwowany tata fot. Adobe Stock, Kawee
„Najbardziej irytowało mnie to, że małżonka kompletnie nie dostrzegała żadnego problemu w tej sytuacji. Miałem serdecznie dosyć faktu, że Mareczek nieustannie panoszył się w naszym mieszkaniu”.
/ 02.10.2024 07:15
zdenerwowany tata fot. Adobe Stock, Kawee

– Zastanawiam się, ile czasu on jeszcze planuje tu mieszkać?! Czy to w ogóle można nazwać życiem?! Dla mnie to kompletnie niezrozumiałe! – darłem się na cały głos.

– Spokojnie, kochanie – próbowała mnie udobruchać małżonka. – Przestań być aż tak krytyczny wobec naszego Mareczka.

– Nie mów na niego Mareczek, bo to było dawno temu! – podniosłem głos. – Teraz to dorosły facet Marek, który powinien już dawno założyć własną rodzinę, a nie ciągle siedzieć rodzicom na głowie! Wiesz w ogóle, ile on już ma lat?

– Wcale nie jest taki stary…

Czekało na niego mieszkanie

– Skończył trzydziestkę pięć lat temu! Ile według ciebie musi mieć, żebyś w końcu stwierdziła, że najwyższy czas, aby zaczął żyć na własny rachunek? Od dawna czeka na niego mieszkanie po moich rodzicach, może tam się przenieść choćby od zaraz! Ale on woli mieszkać z nami i mieć wszystko podane pod nos!

– Nie podnoś na mnie głosu. Nie zamierzam z tobą dyskutować, gdy się tak do mnie odzywasz! – oświadczyła Zosia z wyrzutem, po czym opuściła pokój.

Moja frustracja rosła z każdą chwilą. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że żadne pokrzykiwanie tego nie zmieni. Od pięciu długich lat denerwowałem się w ten sam sposób, ale bez najmniejszego efektu.

Nasz ukochany Mareczek ani myślał wyprowadzić się z domu. Był przeszczęśliwy, że mama usługuje mu na każdym kroku, a od czasu do czasu nawet wciśnie parę groszy na drobne wydatki. Dzięki takiemu układowi mógł sobie pozwolić na pracę za marne grosze w jakiejś fundacji, która podobno pomagała w ratowaniu zwierzaków. Oczywiście na pół etatu, żeby starczyło mu czasu na czytanie, chodzenie do kina i inne takie atrakcje.

Najbardziej irytowało mnie to, że moja małżonka kompletnie nie dostrzegała powagi zaistniałej sytuacji. Co więcej, wręcz była szczęśliwa, że „jesteśmy w stanie zapewnić naszemu synowi odpowiednie warunki mieszkaniowe”. Rzecz jasna, moje zdanie w tej kwestii było zgoła odmienne.

Uważałem, że nasz Mareczek to zwykły pasożyt, który bez skrupułów wykorzystuje własną matkę i za nic ma podejmowanie jakichkolwiek poważnych zobowiązań. Miałem serdecznie dosyć tego, że Mareczek non stop panoszy się po całym domu. Po pierwsze dlatego, że dorosły facet nie powinien tak postępować. A po drugie, sam czułem się przez to jak obywatel drugiej kategorii.

Sprawy zaszły za daleko 

Dla Zosi najważniejszy był tylko on. Kupowała produkty spożywcze pod jego gusta, a dania przygotowywała tak, by smakowały jej synowi. Ponieważ nasz syn był jaroszem, ja również rzadko jadałem potrawy mięsne. Co więcej, Mareczek mocno troszczył się o swoją urodę i potrafił spędzać w łazience całe wieki. W telewizorze oglądał wyłącznie swoje ulubione program.

Kiedy marzyłem o obejrzeniu jakiegoś meczu piłkarskiego, musiałem zadowolić się malutkim odbiornikiem w kuchni, bo syn akurat oglądał następny przyrodniczy dokument!

Dotąd tolerowałem tę sytuację, licząc na to, że Marek w końcu osiągnie wystarczającą dojrzałość, by podjąć decyzję o wyprowadzeniu się i rozpoczęciu samodzielnego życia. Jednak z upływem czasu mój optymizm stopniowo malał. Niedługo miałem przejść na emeryturę, co oznaczało nie tylko zmniejszenie moich dochodów i przeznaczanie jeszcze większej ich części na utrzymanie syna, ale także konieczność częstszego znoszenia jego uciążliwej obecności we własnym domu. W związku z tym doszedłem do wniosku, że nadszedł czas na zdecydowane kroki. Sięgnąłem do szafy po walizkę i zacząłem się pakować.

– Co ty robisz? – dociekała Zosia.

– Pakuję manatki i wynoszę się stąd.

– Jak to? dlaczego? Co się stało? – nie mogła wyjść ze zdumienia.

– W tym domu jest zbyt wielu facetów… A raczej nie, tak naprawdę jest tu tylko jeden prawdziwy facet… I lada moment opuści to miejsce!

– O czym ty mówisz? Pleciesz od rzeczy! – osunęła się na krzesło. – Mareczek już dorósł, to dojrzały mężczyzna. O co ci właściwie chodzi?

– O to, że nadszedł czas, by zakończyć nasze małżeństwo. I albo zrobisz to ze mną, albo ze swoim drogim syneczkiem! – wycedziłem przez zęby.

– To jakieś głupie, dziecinne zachowanie!

– Dziecinne jest to, że on nadal tu z nami mieszka! – odciąłem się.

Moja ukochana małżonka postąpiła zgodnie z moimi podejrzeniami poczuła się urażona moim zachowaniem.

– Rób co uważasz – odparła wyniosłym tonem. – Nie zamierzam poddawać się żadnym naciskom z twojej strony.

Nagle poczułem ulgę

No i stało się! Jeszcze przed zmrokiem przeniosłem swoje rzeczy do mieszkania odziedziczonego po moich rodzicach i... poczułem ulgę! Nareszcie byłem na swoim. Chociaż nigdy nie miałem takiego zwyczaju, spędziłem dobrą godzinę kąpiąc się w wannie. Resztę wieczoru przesiedziałem wpatrzony w ogromny ekran TV, oglądając mecze kosza i hokeja. Na kolację wpakowałem w siebie to, co uwielbiam najbardziej. Czyli górę tłustego, niezdrowego mięsa, od którego mojego syna na samą myśl mdliło.

Kiedy minęło kilka dni, w tym czasie cieszyłem się wyjątkową swobodą, poczułem, że robi mi się odrobinę nudno. Już nie czerpałem tak ogromnej radości z rzeczy, na które nie miałem czasu przez ostatnie lata. Mimo to, wciąż byłem zadowolony ze swojego wyboru i nie zamierzałem niczego zmieniać.

Z niecierpliwością liczyłem dni dzielące mnie od przejścia na emeryturę, kiedy wreszcie będę mógł w pełni rozkoszować się wolnością. Jakieś dwa tygodnie po tym, jak się wyprowadziłem, dostałem telefon od Zosi. Ciągle była na mnie zła.

– Powiedz, jak długo będziesz jeszcze to ciągnął? – spytała.

– Dopóki nie osiągnę celu.

Moja małżonka parsknęła pogardliwie.

– Nie masz co na to liczyć. Ja i Marek radzimy sobie tu doskonale. Jeżeli ci to nie pasuje, to już twoja broszka – odcięła się.

– To znaczy, że dzwonisz mi to wszystko oznajmić? – zapytałem ironicznym tonem.

– Ależ nie, chciałam ci jedynie zwrócić uwagę na to, że wbrew temu co się wydarzyło, ciągle masz dom, w którym mieszkają twoja małżonka i twój syn– odrzekła. – Powinieneś zatem czuć się w obowiązku zatroszczyć o pewne sprawy.

Byłem w totalnym szoku

– Niby o co takiego?

– Kran w toalecie znowu przecieka, z pewnością przetarła się uszczelka. Chyba też zapchał się filtr od pralki. Do tego roleta balkonowa się zablokowała. Nie jestem w stanie jej zasunąć, a dobrze wiesz, jak bardzo przeszkadza mi światło z ulicznej latarni, gdy próbuję zasnąć. Aha… Przepaliły się również dwie żarówki, jedna w pokoju Mareczka, a druga w kuchni.

– Ha, zadania idealne dla faceta, jak w sam raz! – parsknąłem śmiechem. – Z tego, co mi wiadomo, to aktualnie jeden taki z tobą mieszka, więc raczej nie muszę się pchać i wam pomagać.

– Coś ty powiedział?! – zareagowała z oburzeniem. – Przecież wiesz doskonale, że Marek kompletnie się do tego nie nadaje!

Faktycznie. Marek się nie nadaje, to jasne jak słońce. Byłem w totalnym szoku, że mojej żonie tak trudno to dostrzec i zaakceptować.

– Ależ do tego wcale nie potrzeba jakichś specjalnych zdolności – odpowiedziałem opanowanym tonem. – Sam z zawodu jestem księgowym, a nie jakimś fachowcem od hydrauliki, elektryki czy montażu rolet. Mimo to daje radę naprawić najważniejsze rzeczy, bo każdy facet z krwi i kości powinien to potrafić. Najwyższy czas, żeby on również się tego nauczył. Ale jeśli twoim zdaniem to go przerasta, to poszukaj sobie innego prawdziwego mężczyzny do pomocy! – to powiedziawszy, zakończyłem rozmowę.

Później miałem do siebie pretensje, że chyba potraktowałem małżonkę zbyt surowo. Byłem przecież świadomy jej ogromnego lęku przed porażeniem prądem elektrycznym. Z tego powodu nigdy nie zmieniła nawet zwykłej żarówki, a podłączając cokolwiek do gniazdka, zawsze zakładała gumowe rękawiczki dla bezpieczeństwa. Zapewne sam uporałbym się ze wszystkimi naprawami w ciągu niecałej godziny. Doszedłem jednak do wniosku, że takie podejście niczego by nie zmieniło. Nadszedł w końcu czas, by moja żona zrozumiała, że nasz dorastający syn powinien zacząć radzić sobie sam w życiu.

Zablokowałem jej telefon

Pewnego wieczora, po upływie mniej więcej miesiąca, usłyszałem delikatne stukanie do moich drzwi. Po ich uchyleniu, moim oczom ukazała się wyczerpana twarz mojej żony Zosi.

– Błagam cię, pomóż mi! – powiedziała zrozpaczonym tonem.

Okazało się, że w naszym mieszkaniu nie świeci już prawie żadna lampka, zepsuł się piekarnik, żaluzje zatrzasnęły się w połowie na amen, a dopływ wody do kranu w toalecie trzeba było zwyczajnie zakręcić. Marek odkręcał kurek tylko wtedy, gdy sam się kąpał. Żarówki pozmieniał jedynie u siebie w pokoju, bo nigdy nie mógł znaleźć chwili, aby to zrobić w pozostałych pokojach.

Pralka nie chodziła, więc nasz syn pożyczał od mamy kasę na pranie swoich ciuchów w pralni. O matce to nawet nie pomyślał. Ostatnią czarą goryczy było to, że Mareczek przez zepsutą kuchenkę zaczął zamawiać jedzenie z dowozem, za które musiała, naturalnie, płacić moja małżonka.

– Heńku, błagam cię o pomoc! – szlochała.

– Jeżeli myślisz o tym, abym znów zamieszkał z tobą i był na każde twoje zawołanie, to wybij to sobie z głowy!

– Chcesz dalej patrzeć jak się katuje?! – zapytała przez łzy.

– Nie. Po prostu przeprowadź się do mnie.

Na początku Zośka nie chciała nawet rozważyć tego pomysłu. Ale że byłem nieustępliwy, to w ostateczności nie miała wyboru i przystała na tę propozycję. Kolejnego poranka, kiedy nasz syn przebywał w fundacji, w której pracował, przewieźliśmy większość jej rzeczy do mojego mieszkania.

Na dodatek zablokowałem jej telefon komórkowy, żeby nie kusiło jej go odebrać, gdyby nasz syn próbował się skontaktować. A byłem przekonany, że zrobi to ekspresowo. Ledwo wybiła szesnasta, a mój smartfon już dzwonił.

– Tato, mama zwiała z chaty! – z przerażeniem w głosie wykrzyknął mój syn przez telefon.

– Możesz być spokojny, jest ze mną.

– Ale... – zaczął, lecz urwał w pół słowa, jakby się wahał, czy coś dodać, po czym kontynuował: – Za chwilę przywiezie mi obiad ten gość z knajpy, a ja nie mam ani grosza przy duszy!

Głęboko odetchnąłem. Co za przykra sytuacja! Jak to możliwe, że tak wychowałem własne dziecko?

– Po prostu pójdź do bankomatu na dole i wypłać kasę – odparłem opanowanym głosem. – Na pewno dostałeś parę groszy od tej swojej fundacji. A jeśli to za mało, to w końcu znajdź jakąś sensowną pracę.

– Tata chyba żartuje?! Nigdy nie widziałeś, jak wiele robię dla naszego świata...

– Zrobiłeś już dość. Teraz zajmij się sobą – stwierdziłem. – Mama do ciebie nie wróci. Zostajemy w tym mieszkaniu. A ty, Marek, w końcu naucz się samodzielności.

Henryk, 61 lat

Czytaj także:
„Mój mąż to stary grzyb. Zamiast korzystać z emeryckiego życia, woli grzać stary fotel i gapić się w pudło”
„By uciec przed starością, związałam się z młodszym facetem. Szybko się okazało, że za nim nie nadążam”
„Zakochałam się w facecie w wieku własnego ojca. Na dodatek okazało się, że to jego dawny przyjaciel”

Redakcja poleca

REKLAMA