Karolina miała delikatną, brzoskwiniową skórę, szerokie zielone oczy i szczupłe dłonie. Wśród naszych krewnych, pełnych samotnych ciotek i zgarbionych wdów, wyróżniała się młodzieńczym wdziękiem i smukłą sylwetką. Patrzyłam, jak dorasta ta moja bratanica, zastanawiając się, co z niej wyrośnie. Zawsze miała wokół siebie chłopców, ale krytykowała ich wszystkich bez wyjątku. Żaden nie zdobył jej uwagi.
Żaden jej nie pasował
Nasza rodzina była zapracowana, więc spotykaliśmy się głównie podczas różnych uroczystości. Na każdym ślubie, chrzcinach czy pogrzebach Karolina pojawiała się z jakimś chłopakiem, ale zawsze był to inny facet. Pięć lat temu, na jednym z takich spotkań, odciągnęłam ją na bok i zapytałam:
– Karolcia, masz w swoim życiu kogoś bliskiego?
– Nie, ciociu, same marne wybory... – odpowiedziała z lekkim wzruszeniem ramion.
Jej matka, Zofia, później przyznała mi, że martwi się o córkę.
– Nie mogę już patrzeć, jak Karolina „więdnie” jako stara panna – mówiła. – Jest taka ładna, inteligentna, ma dobre serduszko, a jednak nie potrafi znaleźć odpowiedniego mężczyzny. Przekroczyła już trzydziestkę, a zegar biologiczny tyka coraz głośniej. Kiedy wreszcie zdecyduje się na zostanie matką? Przed czterdziestymi urodzinami? – westchnęła moja siostra.
Choć Zofia przejmowała się losem Karoliny, nie ingerowała w jej życie. Ja również nie miałam odwagi, by się wtrącać.
Zobaczyłam ją i byłam w szoku
Jakiś czas później, gdy zobaczyłam Karolinę spacerującą po parku z małym chłopcem, może trzyletnim, byłam zaskoczona. Miała na sobie kurtkę i dżinsy, a jej włosy rozwiewał wiatr. Wyglądała inaczej niż na spotkaniach rodzinnych.
„Kim jest ten malec? Czy to możliwe, że to jej syn?”– pomyślałam.
Podeszłam do niej, a ona serdecznie mnie powitała.
– To Staś – powiedziała, zauważając moje zdziwienie. – Wyszedł z choroby i wyskoczyliśmy na spacer, żeby nakarmić kaczki.
– Pomagasz przyjaciółce? – zapytałam.
– Nie, przyjacielowi – zaśmiała się. – Marcin nie mógł zabrać syna na spacer, więc powiedziałam, że ja to z chęcią zrobię.
– Ale przecież ty zawsze mówiłaś, że nienawidzisz spacerów – zauważyłam. – Zawsze narzekałaś, że to najnudniejsze zajęcie na świecie. Naprawdę, nie poznaję cię!
– Ja siebie również – odparła z szerokim uśmiechem.
To było w czerwcu. Potem wyjechałam do pracy za granicę i przez rok opiekowałam się schorowaną kobietą. Z najbliższą rodziną kontaktowałam się tylko przez internet. Pewnego dnia zadzwoniła Zofia.
– Nie uwierzysz, co się u nas wydarzyło – zaczęła z podnieceniem.
– Co się stało? Ktoś zachorował? – zapytałam zaniepokojona.
– Nie, absolutnie nie! Chodzi o Karolinę. Jest w ciąży!
– Co mówisz? – zapytałam zaskoczona. – To chyba dobra informacja...
– Martwię się trochę o nią – wyznała Zofia. – Związała się z lekarzem, którego żona zmarła na nowotwór dwa lata temu. Zostawiła synka, którym Karolina się opiekuje. Karolina twierdzi, że wszystko się jakoś ułoży, ale ja nie mogę spać po nocach...
Pocieszałam ją i obiecałam, że porozmawiam z Karoliną.
Miała dość pustki w swoim życiu
Zadzwoniłam do niej trzy dni później.
– Karola, co ty wyprawiasz? Mama jest przerażona – powiedziałam.
– Ciociu, wiem, że mama się zamartwia, ale jestem przekonana, że wszystko się dobrze ułoży – spokojnie odpowiedziała Karolina. – Moje życie się odmieniło i chcę, żebyś to zrozumiała. Przez ostatnie lata czułam pustkę. Miałam dobrą pracę, zarabiałam dobrze, ale życie towarzyskie zanikło. Przyjaciółki powychodziły za mąż, urodziły dzieci, a ja zostałam sama. Mężczyźni, z którymi się spotykałam, byli problematyczni – albo pili, albo brali narkotyki. Wolałam być sama.
Marcin przyszedł do ich agencji załatwić sprawy służbowe. Rozmawiali krótko, a potem wrócił, żeby dokończyć sprawy, gdy Karolina była chora. Powiedział jej później, że musiał z kimś porozmawiać i czuł, że ona będzie w stanie go wysłuchać. Tak to się wtedy zaczęło... Później poznała Stasia.
– Ale zawsze byłaś taka ostrożna, a teraz nagle ciąża – zauważyłam.
– To nie stało się przecież od razu, ciociu – odparła Karolina z uśmiechem. – Pewnie, że bałam się tej nowej sytuacji, obawiałam się, co powiedzą teściowie Marcina, którzy wciąż pomagają opiekować się Stasiem. Ale zaskoczyli mnie pozytywnie. Powiedzieli, że ich zięć był wspaniałym mężem i zasługuje na szczęście. Powiedzieli też, że pragną, byśmy my byli ze sobą szczęśliwi. Niedługo bierzemy ślub.
Pół roku później, po powrocie do Polski, spotkałam się z Karoliną w parku. Pchała wózek z małą dziewczynką, Celinką, a obok wózka szedł dumny Staś.
– Witaj, ciociu! – przywitała mnie Karolina z uśmiechem. – Pamiętasz, jak kiedyś mówiłam, że spacery są nudne? Teraz bardzo je doceniam, zwłaszcza z moimi kochanymi dziećmi. – Bardzo się cieszę, że postanowiłaś zmienić zdanie – odpowiedziałam z czułością.
Barbara, 61 lat
Czytaj także:
„Żona pragnęła kolejnego dziecka i wpadła w furię. Ja wychowywałem już dwie latorośle i myśl o bobasie mnie przerażała”
„Chciałem zaskoczyć żonę i wcześniej wróciłem z emigracji. Przywitał mnie jej kochanek ubrany w moje bokserki”
„Łudziłam się, że dzieci docenią moje poświęcenie i pomogą mi na stare lata. A one wolały się mnie pozbyć”