„Gdy miałem 16 lat, matka wyrzuciła mnie z domu. Zaczęła wychowywać mnie ulica, a ja musiałem sobie jakoś radzić”

młody chłopak na ławce fot. Getty Images, alvaro gonzalez
„Próbowałem zachować resztki godności. Jednak potem było już coraz gorzej. Pieniądze się skończyły, a ja chodziłem głodny, brudny i piekielnie zmęczony. Dodatkowo kilka razy zostałem pobity”.
/ 12.06.2024 08:30
młody chłopak na ławce fot. Getty Images, alvaro gonzalez

Nigdy nie byłem grzecznym i ułożonym dzieckiem. Ale nie mogło być inaczej, gdyż moje wzorce rodzinne były dalekie od ideału. Ojciec agresywny alkoholik, matka zastraszona alkoholiczka i starszy brat zgrywający osiedlowego gangstera. Co mogło ze mnie wyrosnąć?

Nie miałem wzoru do naśladowania

Dlatego nawet się nie zdziwiłem, gdy pewnego dnia matka wyrzuciła mnie z domu. Trafiłem na ulicę i chcąc nie chcąc musiałem sobie jakoś radzić. Jednak chyba ktoś nade mną czuwał, bo jakimś cudem nie stoczyłem się na dno i wyrosłem na przyzwoitego człowieka.

Tego dnia kolejny raz wdałem się w bójkę z osiedlowymi chuliganami. Ale tak było zawsze — oni wyśmiewali moich rodziców, a ja w śmiesznym i całkowicie bezsensowym proteście próbowałem ratować ich dobre imię. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że tak naprawdę nie ma czego ratować.

Odkąd pamiętam rodzice dzień w dzień byli pijani, a agresywny ojciec wyładowywał swoją złość i frustrację na cichej i wiecznie zbolałej matce. A potem razem otwierali butelkę wódki i zaczynali swój wieczorny koncert krzyków i przekleństw. I w tym wszystkim byłem ja.

Kiedy mój starszy brat wyprowadzał się z domu, to poprosiłem go, żeby zabrał mnie ze sobą. Ale on się nie zgodził.

Nie chcę, żebyś skończył tak jak ja — powtarzał mi.

Nie rozumiałem, o co mu chodzi. Dopiero po kilku latach dowiedziałem się, że Tomek pracuje dla lokalnego gangstera. Faktycznie miał rację — nie chciałem tak skończyć. Chociaż, pochodząc z takiej rodziny, nie miałem żadnych innych perspektyw.

Kazała mi się wynosić

Gdy tego dnia wróciłem do domu z podbitym okiem, to rodzice nawet się nie zainteresowali tym, co mi się stało. Ojciec zareagował dopiero wtedy, gdy sięgnąłem po butelkę stojącą na stole.

— Zostaw to! — krzyknął.

Chyba przestraszył się, że chcę pozbawić go jego ulubionego trunku. A tymczasem ja chciałem tylko wykorzystać alkohol do przemycia rany na twarzy. Zerwał się z kanapy i próbował wyrwać mi butelkę z ręki. Niestety to mu się nie udało, a jedyne co osiągnął to zrzucenie jej na podłogę.

— I co zrobiłeś gnojku?! — wrzasnął.

Rzucił się na podłogę w rozpaczliwej próbie ratowania resztki alkoholu. Wykrzykiwał przy tym mnóstwo obelg pod moim adresem.

— Co się stało? — matka wpadła do kuchni. Podobnie jak ojciec była już pijana. Spojrzała na rozbitą butelkę, a w jej oczach pojawiła się wściekłość.

— Ty to zrobiłeś? — zapytała. Próbowałem zaprzeczać, ale wiedziałem, że to na nic.

— Nie, to nie ja — powiedziałem mimo to. — To ojciec.

Ojciec zerwał się na równe nogi i zaczął mnie szarpać.

Ty kłamczuchu! — krzyczał. Już nie próbowałem zaprzeczać. Spojrzałem tylko na matkę ciekaw jej reakcji. A ona — mimo że wiedziałem, że nie weźmie mojej strony — i tak mnie zaskoczyła.

— Wynoś się z mojego domu — powiedziała. — Wynoś się i nie wracaj nigdy więcej!

Początkowo myślałem, że powiedziała te słowa w złości, ale tak naprawdę wcale tak nie myślała. Jednak jeden rzut oka na jej twarz dobitnie przekonał mnie, że wcale nie żartowała.

— Głuchy jesteś? — zapytała. — Masz się wynieść i nigdy więcej nie pokazywać mi się na oczy.

Zamieszkałem na ulicy

I tak oto w wieku 16 lat zostałem bezdomnym. Rodzice wyrzucili mnie z domu i mieli gdzieś czy będę miał co jeść i czy będę miał gdzie spać. Nie interesowało ich także to czy będę uczęszczać do szkoły i czy nie skończę tak jak oni — niewykształceni i żyjący na zasiłkach alkoholicy. Tak naprawdę nie interesowało ich nic, co było związane z moją osobą. Dla nich najważniejsza była wódka i to, aby każdego dnia mieli jej zapas.

Spakowałem swoje rzeczy w jeden plecak. I tak jak stałem, tak wyszedłem z mieszkania, w którym spędziłem całe swoje życie. „I co ja teraz mam zrobić?” — pomyślałem. Niewiele brakowało, abym się rozbeczał jak jakiś mazgaj. W ostatniej chwili się opamiętałem i zacząłem przekonywać sam siebie, że muszę być twardy. Jednak powiedzieć to jedno, a zrobić to zupełnie coś innego.

W pierwszej chwili chciałem się zwrócić o pomoc do brata. „On na pewno mi pomoże” — myślałem z nadzieją. Jednak nie miałem pojęcia, co robi i gdzie przebywa. Ostatni numer telefonu, jaki do niego posiadałem, był poza zasięgiem. Wypytywanie na ulicy też nic nie dało. Nikt nic nie widział, nie słyszał i nie chciał wiedzieć. Zostałem zupełnie sam.

Było coraz gorzej

Na szczęście wiosna była dosyć ciepła, więc nie musiałem obawiać się o to, że zamarznę. Usiadłem na ławce niedaleko swojego bloku i tak zamierzałem przeczekać noc. Wtedy chyba jeszcze miałem nadzieję na to, że rano rodzice — zwłaszcza matka — opamiętają się na tyle, że cofną swoją decyzję. Nic z tego. Rano matka przeszła obok ławki, na której siedziałem, i nawet się nie odezwała. A przecież wiedziała, że to ja. Wtedy właśnie zrozumiałem, że mój los jest już przesądzony.

Pierwsze dni na ulicy nie były jeszcze takie straszne. Miałem trochę pieniędzy, za które mogłem kupić sobie jedzenie. I jakoś sobie radziłem — spałem na ławkach lub w poczekalniach dworcowych, kupowałem najtańsze jedzenie i próbowałem zachować resztki godności. Jednak potem było już coraz gorzej. Pieniądze się skończyły, a ja chodziłem głodny, brudny i piekielnie zmęczony. Dodatkowo kilka razy zostałem pobity, bo uznano mnie za konkurencyjnego dealera.

— Wynoś się stąd albo nie przeżyjesz kolejnej nocy — usłyszałem groźbę od chłopaka, który handlował podejrzanym towarem.

Co miałem robić? Zwiałem stamtąd i próbowałem znaleźć sobie inną miejscówkę. Ale w lepszych dzielnicach nasyłano na mnie policję, a w tych gorszych traktowano mnie jak konkurencję, która chce przejąć rejon. Za każdym razem kończyło się to dla mnie niezbyt dobrze.

Potrzebowałem pieniędzy

Pewnego dnia podszedł do mnie młody chłopak, którego widziałem już kilka razy wcześniej

— Chcesz zarobić? — zapytał nonszalanckim tonem. Spojrzałem na niego i zobaczyłem gościa, który jest ubrany w markowe ciuchy, ma najnowszego smartfona i sprawia wrażenie, jakby niczego mu nie brakowało.

— Pewnie, że chcę — odpowiedziałem.

Zresztą nie miałem innego wyjścia. Od dwóch dni nic nie jadłem, bo nic nie wyżebrałem ani nie przytrafiła się żadna okazja, aby coś ukraść.

— To chodź ze mną — powiedział i obrócił się na pięcie.

Adam — bo tak miał na imię mój nowy znajomy — zaprowadził mnie do jakiegoś lokum, w którym dowiedziałem się, na czym ma polegać moja praca. Okazało się, że mam zostać zwykłym złodziejaszkiem. Miałem kraść wszystko — perfumy w galerii, alkohol i papierosy w monopolowym czy gotówkę od ludzi w komunikacji miejskiej.

Zwijasz wszystko to, co można sprzedać — powiedział Adam. — Im więcej przyniesiesz, tym większy procent będziesz miał — dodał.

Zostałem złodziejem

Początkowo się zawahałem. Owszem, byłem zwykłym osiedlowym łobuzem, ale kradzieże to już wyższy stopień przestępczości. Ale zaraz potem przyszła refleksja. „Chłopie, przecież ty już jesteś złodziejem” — pomyślałem. Wprawdzie do tej pory kradłem głównie jedzenie i czasami gotówkę, to jednak w świetle prawa byłem przestępcą.

Od tego czasu rozpoczęła się moja złodziejska kariera. I muszę przyznać, że szło mi całkiem dobrze. Każdego tygodnia przynosiłem coraz więcej łupów, dzięki czemu było mnie stać na jedzenie, ubranie i podnajęcie pokoju u znajomego Adama. Nie było źle.

Ale niezbyt dobrze czułem się z tym co robię. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej chciałem skończyć szkołę, znaleźć pracę i wynieść się z domu. I chociaż z domu zostałem wyrzucony, to reszta planów legła w gruzach. Zostałem zwykłym złodziejaszkiem.

To była moja szansa

Przez wiele miesięcy udoskonalałem swój fach. I pewnie dzięki temu nigdy nie zostałem nakryty bądź złapany. Ale do czasu. Pewnego dnia zobaczyłem starszego pana, który stał na przystanku autobusowym. Z tylnej kieszeni wystawał mu portfel, który wydawał się być całkowicie niepilnowany przez właściciela. Ale mam szczęście” — pomyślałem i od razu założyłem, że to będzie mój dzisiejszy łup. Bardzo się pomyliłem.

Gdy próbowałem sięgnąć do tylnej kieszeni spodni swojej ofiary i wyciągnąć z niej portfel, to nagle jego właściciel się obrócił i złapał mnie za rękę. I zrobił to z prędkością światła.

— Nie wstyd ci? — usłyszałem.

Początkowo chciałem zaprzeczyć, ale zrozumiałem, że nie ma to sensu. Facet złapał mnie na gorącym uczynku i na pewno zamierzał coś z tym zrobić.

— Jesteś młody i głupi — powiedział. — I o krok od zmarnowania sobie życia — dodał.

Nie wdawałem się w nim rozmowę. Wiedziałem, że zadzwoni na policję, która wsadzi mnie do aresztu. Starszy pan jednak mnie zaskoczył.

— Nie zadzwonię na policję — powiedział, jakby czytał w moich myślach.

— Nie? — zapytałem zdziwiony.

— Nie — usłyszałem. A potem powiedział coś, co zaskoczyło mnie jeszcze bardziej.

— Proponuję ci pracę — usłyszałem. — Mam plantację owoców i potrzebuję pracowników. I może nie zarobisz tam takich pieniędzy jak z kradzieży, ale będziesz mógł wyjść na prostą i rozpocząć nowe życie.

Wyszedłem na prostą

Spojrzałem na niego zaskoczony.

— To nie żart? — zapytałem. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego obcy facet wyciąga do mnie rękę.

— Nie — powiedział z uśmiechem. — I kiedyś ci opowiem, dlaczego to robię.

Zgodziłem się. Zamieszkałem u pana Henryka i rozpocząłem pracę na jego plantacji. Harowałem od świtu do nocy za marne pieniądze, ale nie narzekałem. Miałem gdzie spać i co jeść. Dodatkowo zyskałem prawdziwego przyjaciela.

— Kiedyś byłem taki jak ty — usłyszałem pewnego wieczoru.

Okazało się, że pan Henryk przez wiele lat żył na ulicy. Potem trafił na wybawiciela, który pomógł mu wrócić na właściwie tory. A teraz on sam pomaga takim jak ja.

Pracowałem u pana Henryka przez kilka kolejnych lat. W tym czasie skończyłem szkołę i założyłem warsztat samochody. Wciąż mieszkam u swojego wybawiciela, ale teraz bardziej jako przyjaciel, a nie jako pracownik. I wiem jedno — gdyby nie on, to skończyłbym na dnie.

Krzysztof, 25 lat

Czytaj także:
„Po Komunii syna kuzynka zgłosiła nas do skarbówki. Według niej dorobiliśmy się za dużo, wykorzystując własne dziecko”
„Żona pojechała na urlop do przyjaciółki. Nie wiedziałem, że jej były facet już grzeje im łóżko”
„Dałem się wkręcić wnukowi w trudny biznes. Wyłożyłem 30 tysięcy i nie wiedziałem, czy jeszcze zobaczę kasę”

Redakcja poleca

REKLAMA