„Wrobiłam koleżankę z pracy w kradzież, bo miałam dość jej zachowania. Jest mi wstyd, ale dobrze, że się jej pozbyłam”

Wrogie relacje w pracy fot. Adobe Stock
Tak naprawdę to człowiek do końca nie wie, kim jest i na co go stać, dopóki życie go nie przetestuje.
/ 30.11.2020 16:02
Wrogie relacje w pracy fot. Adobe Stock

Nigdy nie byłam ani lizusem ani skarżypytą. Bez trudności przychodziło mi respektowanie dziewiątego i dziesiątego przykazania. Zdarzyło się, że kiedyś przez kilka dni szukałam właściciela znalezionego portfela, chociaż kwota, która w nim była, umiliłaby mi urlop. Gdy wreszcie oddałam zgubę, poczułam się… lepsza. To miłe uczucie. Jakby ktoś pogłaskał z uznaniem moje sumienie.

Jakiś autor napisał, że altruizm jest tylko odmianą egoizmu. I czasem bardziej niebezpieczną, bo daje poczucie świętości. A kiedy ktoś uwierzy, że jest bez skazy, może nie dostrzec, że właśnie pobrudził sobie ręce. Tak jak mnie się to zdarzyło.
– To pani Jagoda – powiedział pewnego dnia szef, poklepując po ojcowsku niewysoką młodą kobietę. – Będzie pracować na stanowisku Tomasza.

Tomasz przeszedł przed kilkoma tygodniami na emeryturę, a my modliliśmy się, by jak najszybciej znalazł się ktoś na jego miejsce, bo coraz trudniej było nam podołać zwiększonym obowiązkom. Przyjęliśmy więc Jagodę z otwartymi ramionami, starając się miękko wprowadzić ją w obowiązki i sprawić, by poczuła się swobodnie. Może nie byliśmy w naszej firmie jedną wielką rodziną, ale nie byliśmy też stadem sępów czyhających na to, które z nas się poślizgnie, by dopaść go i rozszarpać.
To akurat okazało się ulubioną rozrywką Jagody.

Była podstępna i nielojalna

Z początku wydawało się, że to kobieta – jak to się mówi – z sercem na dłoni. Przyniosła ciasto, uśmiechała się przymilnie, chętnie pomagała. Miła, otwarta… Traktowaliśmy ją jak swoją, co oznaczało również, że nie przestawaliśmy plotkować i narzekać, gdy wchodziła do pokoju czy kuchni.

Pierwszy sygnał, że coś się w firmie psuje, pojawił się wraz z ponurą miną szefa, który zwołał wszystkich na zebranie do sali konferencyjnej.
– Słyszałem, że nie podoba się wam nasza coraz większa liczba klientów – powiedział, patrząc ponuro. – Podobno niektórzy odgrażają się, że albo dam podwyżkę, albo poszukają sobie nowej pracy.

Popatrzyliśmy po sobie ze zdziwieniem i niepokojem. Marudzenie na nawał obowiązków i puste zapewnienia, że jak nie będzie podwyżki, to rozejrzymy się za nową posadą, były u nas na porządku dziennym od lat. Traktowaliśmy to jako bezpieczne upuszczanie pary. Ludzie sobie ponarzekali, poczuli wsparcie towarzyszy w biedzie i od razu czuli się lepiej. Przecież nikt z nas nie był idiotą. Skoro szef ściąga nowych klientów, to znaczy, że pozycja firmy jest bezpieczna, a my razem z nią.

Oczywiście staraliśmy się zatrzymać nasze narzekania w gronie kolegów, ale coś gdzieś musiało przeciec. Szef był wkurzony jak rzadko kiedy.
– Jeśli komuś się nie podoba ta praca, nie będę zatrzymywał – powiedział zimno. – I żebym już więcej nie słyszał, że pomstujecie po kątach.
Ktoś mu doniósł! To było pewne. Kto? No cóż… była tylko jedna nowa pracownica. Jagoda. Doszliśmy do tego wniosku podczas przerwy na papierosa i postanowiliśmy być ostrożni.

To był dopiero początek. Nagle na jaw wyszedł romans między sekretarką szefa a prawnikiem Jackiem. Ktoś zadzwonił do jego żony, po czym ta wpadła pewnego dnia do biura jak burza i urządziła karczemną awanturę. Kiedy echa tego piekła ucichły, szef zarządził kontrolę komputerów i materiałów biurowych, bo uznał, że ktoś sobie tu robi prywatę i uzupełnia domowe zapasy kosztem firmy. Potem dwie największe kumpelki pokłóciły się na śmierć i życie, gdy każda znalazła w swoim biurku anonimowy list opisujący dokładnie, co jedna mówi o drugiej za jej plecami.

Jak można być aż tak wrednym?

Atmosfera w firmie robiła się coraz zimniejsza, zapanowała chorobliwa wręcz podejrzliwość. Aż się nie chciało rano wstawać i iść do pracy. No chyba że z ciekawości, co tym razem wypłynie na wierzch. Najgorsze było to, że wiedzieliśmy, kto za tym stoi – Jagoda. Niby taka cicha. Niby taka łagodna, przyjacielska. Gdy Danka oskarżyła ją, że to ona mąci w firmie, patrzyła wielkimi niewinnymi oczętami, udając wielkie zaskoczenie.

Chcieliśmy się jej pozbyć, ale nie wiedzieliśmy jak. Okazało się, że jest córką przyjaciela szefa, czyli – jak to mówią – była nie do ruszenia. W biurze zrobiło się jeszcze nieprzyjemniej. I wtedy gruchnęła wieść, że szef zastanawia się nad zwolnieniem Magdy – jednej z księgowych prowadzących najważniejsze sprawy – i zaoferowania jej miejsca Jagodzie. Był to awans wiążący się nie tylko z większą odpowiedzialnością, ale i lepszymi zarobkami. Pamiętam, jak po pracy siedziałyśmy we trzy – ja, Magda i Teresa – przy kawie w pobliskiej kawiarni.

– Skończy się na plotkach, zobaczysz – Teresa próbowała pocieszyć Magdę.
– To jej sprawka – powiedziała Magda, siąkając w chusteczkę. – Ona mataczy i kombinuje. Tylko dlaczego akurat ja? Mam dwójkę dzieci na utrzymaniu, a nie tak łatwo teraz o pracę. Serce mi się ścisnęło. Koleżanka była trzy lata po rozwodzie. Jej mąż znalazł sobie inną – cóż, historia jakich wiele. Wyjechał za granicę i przepadł, więc alimenty diabli wzięli. W nocy zastanawiałam się, co można zrobić, by Jagoda zniknęła z naszego życia. Dumałam, dumałam, aż wymyśliłam... A gdyby tak pupilka szefa okazała się kleptomanką?

Nie pomogły łzy ani znajomości

Przez kilka następnych dni zebrałam niezły plon – dwie komórki, portfel, skórzane rękawiczki i obrączkę Teresy, którą przez nieuwagę zostawiła w łazience. W biurze huczało jak w ulu. Zaczęliśmy zamykać torby w szafkach. W końcu zrobiłam ostatni ruch. Podniosłam lament, że ktoś zakosił mi cenną złotą broszkę po babci.

– Położyłam ją na biurku, bo ułamała się szpila – rozpaczałam, po czym udałam się do szefa, żądając, by coś zrobił. – Plaga kradzieży przekracza już wszelkie granice – wyrzekałam. Stary był zaskoczony, ale gdy i inne ofiary rzekomego kleptomana mnie poparły, nie mógł odmówić. Postanowił, że każdy przeszuka biurko i rzeczy sąsiada. Wszyscy byli przekonani o swojej niewinności, nikt zatem nie protestował – oprócz Wacława, starszego księgowego.
– Przecież to niezgodne z prawem – tłumaczył nieśmiało, lecz wszyscy pozostali go zakrzyczeli, więc tylko wzruszył ramionami.

Broszkę, zawiniętą w papierową chusteczkę, znalazła jedna z sekretarek w kieszeni płaszcza Jagody. Resztę skradzionych przedmiotów odkryto w pudle schowanym w magazynku z materiałami biurowymi.
Jagoda płakała i zaklinała się, że to nie ona kradła. Że została wrobiona, bo nikt jej tu nie lubi. Szef, milczący i czerwony na twarzy – bałam się, że dostanie apopleksji – ani myślał jej słuchać. Zwolnił ją z miejsca. Przypuszczam, że nie wezwał policji tylko dlatego, że była córką jego przyjaciela.
Tego dnia wróciłam do domu zadowolona z siebie, jakbym w pojedynkę pokonała armię Hunów. Pomogłam koleżance. Pozbyłam się z pracy żmii.

W nocy obudziłam się ze ściśniętym sercem. Nagle dotarło do mnie, co naprawdę zrobiłam. Kim naprawdę się stałam – intrygującą gadziną, odbiciem Jagody. A przecież wydawało się, że jestem taką dobrą kobietą. Mimo tego, że się wstydzę, postąpiłabym drugi raz tak samo.

Więcej prawdziwych historii:
„Mąż zabiera mi całą pensję i wydziela 100 zł miesięcznie. Nie mam nawet za co kupił kurtki na zimę”
„Jestem nieuleczalnie chora i nie wiem, ile mi zostało. Nie chcę zmarnować życia mężowi, dlatego wolę, by mnie zostawił”
„Mój mąż latami ukrywał przede mną swój majątek. Gdy prawda w końcu wyszła na jaw, powiedział mi, że to i tak tylko jego pieniądze”
„Wzięłam rozwód w wieku 20 lat. Po 10 latach kobieta, która ukradła mi męża, poprosiła mnie, bym się nim zaopiekowała”

Redakcja poleca

REKLAMA