„Wróciliśmy z wakacji i nie możemy na siebie patrzeć. Mąż zamiast w greckiego boga, zamienił się w marudnego grzyba”

kobieta w grecji fot. Getty Images, imageBROKER/Unai Huizi
„Jego zachowanie sprawiało, iż zamiast radości czułam tylko coraz większą złość. Niejednokrotnie podczas tych kilku dni przyszła mi do głowy myśl, że już lepiej byłoby zostać w domu niż cały czas wysłuchiwać pretensji i narzekań swojego męża”.
/ 03.10.2024 08:30
kobieta w grecji fot. Getty Images, imageBROKER/Unai Huizi

Wakacje w Grecji od zawsze były moim marzeniem. Jednak przez wiele lat nie udało mi się tam pojechać. Powody były różne – brak czasu, brak wolnej gotówki czy dziesiątki innych spraw na głowie. Aż w końcu przyszła ta chwila, kiedy razem z mężem zarezerwowaliśmy urlop na jednej z greckich wysp. Jednak ten wyjazd okazał się katastrofą. Gdybym wiedziała, że tak to się wszystko skończy, to pewnie trzy razy zastanowiłabym się przed spełnianiem swoich marzeń.

Greckie wakacje były moim marzeniem

Właśnie szykowałam obiad, gdy zadzwoniła do mnie siostra.

– Przypilnujesz moich kwiatków? – zapytała od razu. „Oho, pewnie szykują się jakieś zagraniczne wakacje” – pomyślałam. I od razu poczułam lekkie uczucie zazdrości. Moja młodsza siostra już od kilku lat każdy urlop spędzała w ciepłych krajach. A ja? Podczas urlopu zazwyczaj nadrabiałam zaległości w czytaniu książek i oglądaniu seriali. Na inne przyjemności nie mogłam sobie pozwolić.

– A gdzie się wybierasz? – zapytałam. I szybko tego pożałowałam. Okazało się, że Baśka leci do Grecji, czyli tam gdzie ja zawsze chciałam się znaleźć. A gdy zaczęła opowiadać o planie tej wycieczki, to tylko ogarnęła mnie złość. Co tu dużo mówić – po prostu jej zazdrościłam.

– To podrzuć klucze – powiedziałam ze złością. I szybko zakończyłam rozmowę, aby nie słuchać jej zachwytów nad miejscem, w którym znajdzie się za kilka dni. A gdy wieczorem do domu wrócił mój mąż, to zupełnie nieświadomie przelałam na niego swoją frustrację.

– A coś ty taka zła? – zapytał, gdy niemal rzuciłam talerzem o stół.

– Ech, szkoda gadać – westchnęłam. A potem wylałam swoje wszystkie żale związane z brakiem wakacji.

– Nigdy nie mówiłaś, że marzysz o Grecji – powiedział Wiktor, czym zdenerwował mnie jeszcze bardziej. Szybko sprzątnęłam ze stołu i do końca wieczoru nie odzywałam się do niego. Po części to jego obwiniałam za niespełnione marzenia. Dla Wiktora wycieczki i wyjazdy nigdy nie były priorytetem. On zawsze uważał, że na takie wymysły szkoda pieniędzy, a odpocząć można także w domu. A ja przez wiele lat nie potrafiłam postawić na swoim.

Mąż zrobił mi niespodziankę

Przez kolejne dni nie mogłam pozbyć się złości, że w tym roku znowu nie wyjadę na urlop.

– A ty gdzie się wybierasz? – zapytała mnie koleżanka z pracy, gdy do mojego urlopu zostało już tylko kilka dni.

– Jeszcze nie wiem – wzruszyłam ramionami. Ale przecież doskonale znałam swoje plany na dwutygodniowy wypoczynek. Były takie same od wielu lat.

– Bo my z mężem lecimy do Włoch – pochwaliła się. Ale zanim zaczęła opowiadać o planach urlopowych, to szybko jej przerwałam.

– Muszę dokończyć sporo rzeczy – powiedziałam jej. I od razu zabrałam się do roboty. Najzwyczajniej w świecie nie chciałam słuchać o wycieczce, na którą ja nigdy nie będę mogła sobie pozwolić

A jednak bardzo się myliłam. Gdy tylko wróciłam do domu, to zastałam męża uśmiechniętego od ucha do ucha.

– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział od progu. A potem wyciągnął błyszczący folder biura podróży i oznajmił mi, że lecimy na zagraniczne wakacje.

– To Grecja – powiedziałam, patrząc na zdjęcie Akropolu. Do mojej głowy wciąż nie docierała myśl, że patrzę na miejsce, w którym spędzę swój urlop.

– Tak jak chciałaś – powiedział Wiktor. I dopiero wtedy to wszystko do mnie dotarło. „Lecę do Grecji” – pomyślałam. Dokładnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że spełnię jedno ze swoich największych marzeń.

Zachowywał się jakby poleciał za karę

Już kilka dni przed wylotem ogarnęła mnie tak wielka ekscytacja, że nie mogłam na niczym się skupić.

– Jesteś strasznie rozkojarzona – zauważył Wiktor. A gdy przyznałam, że jest to związane z naszym zagranicznym urlopem, to zaczął się śmiać. – Przecież to tylko wakacje – powiedział.

Pewnie, dla większości to byłby tylko zwykły urlop. Ale dla mnie było to spełnienie moich marzeń.

– Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za ten wyjazd – powiedziałam mężowi.

Jednak on tylko się skrzywił. Już tego samego dnia, w którym poinformował mnie o wycieczce, to nie omieszkał zauważyć, że będzie to bardzo duży wydatek. A potem przypominał mi o tym niemal codziennie. Czasami miałam nawet wrażenie, że liczy na to, że jednak zrezygnuję z tej wycieczki. Ale ja nie zamierzałam tego robić.

– Nie przesadzaj. Raz na rok możemy sobie pozwolić na taki wydatek – mówiłam, gdy tylko zaczynał wyliczenia kosztów.

Mój mąż od razu się krzywił, ale faktycznie kończył temat wydatków. A ja miałam nadzieję, że gdy tylko wyląduje na greckiej wyspie, to od razu poprawi mu się humor. Bardzo się myliłam. Mój mąż od początku urlopu okazywał swoje niezadowolenie. Wszystko mu się nie podobało – było za gorąco, jedzenie nie spełniało jego oczekiwań, atrakcje były nudne, a przewodnicy nie znali się na swojej robocie. A już najgorsze było to, że wszystko kosztowało tak dużo.

– Mam zapłacić dodatkowo za rejs statkiem? – oburzał się, gdy nasza opiekunka poinformowała nas, że jest to usługa, która nie wchodzi w zakres naszego pakietu. – Przecież to zdzierstwo – fuknął. I oczywiście zrezygnował z tej dodatkowej rozrywki.

I tak było za każdym razem. Wiktor nie chciał płacić za nic więcej, co było w podstawowym pakiecie. A każdego dnia okazywało się, że nie było tego zbyt wiele. Mój mąż ze swojej wrodzonej oszczędności wykupił najtańszą opcję, która nie zawierała zbyt wiele atrakcji. A i tak cały czas marudził, że jest za drogo.

– To po co w ogóle decydowałeś się na ten wyjazd? – zapytałam go ze złością, gdy kolejny raz krytykował wszystko.

– Zrobiłem to dla ciebie – powiedział. Ale zrobił to takim tonem, jakby ta decyzja okazała się jego największym błędem. – Powinnaś być mi wdzięczna – dodał jeszcze.

I owszem, byłam. Ale to jego zachowanie sprawiało, iż zamiast radości czułam tylko coraz większą złość. Niejednokrotnie podczas tych kilku dni przyszła mi do głowy myśl, że już lepiej byłoby zostać w domu niż cały czas wysłuchiwać pretensji i narzekań swojego męża. Doszło nawet do tego, iż pod koniec urlopu czułam się bardziej zmęczona niż wtedy gdy go rozpoczynałam. A zamiast wielkiej radości i satysfakcji z tego, że poleciałam w swoje wymarzone miejsce, czułam tylko złość i rozczarowanie.

Po powrocie zamienił się w malkontenta

Podczas ostatnich godzin na greckiej wyspie marzyłam już tylko o tym, aby wrócić do domu. Miałam dosyć wakacyjnej wersji swojego męża, która okazała się zupełnym niewypałem. Miałam nadzieję, że w domu Wiktor wreszcie się opamięta.

Nic z tego. Gdy tylko przekroczyliśmy próg naszego mieszkania, to niemal od razu zaczęła się litania pretensji.

– Długo mam czekać na obiad? – zapytał kilka godzin po tym, jak wylądowaliśmy w Polsce. – Dlaczego tu jest tak brudno? – usłyszałam w momencie, gdy zamiast za sprzątanie zabrałam się za przygotowywanie posiłku.

Tu jest tak samo ciepło jak w Grecji, nie trzeba było lecieć na drugi koniec Europy – podsumował, gdy temperatura przekroczyła trzydzieści stopni.

I tak było codziennie. Każdego dnia Wiktor znajdował sobie coś, na co mógł ponarzekać. A najwięcej lamentów było, gdy musiał zapłacić kolejną ratę na nasze wakacje.

– Te wakacje były stanowczo za drogie – mówił. I od razu zaznaczał, że więcej nie da się namówić na coś takiego. I na nic zdawały się moje tłumaczenia, w których próbowałam go przekonać, że każdemu potrzebny jest urlop.

– Mogliśmy go spędzić w domu – mruknął z niechęcią. – Ja nie potrzebuję słońca, morza i niezbyt dobrego jedzenia, aby odpocząć. Wystarczy mi telewizor i dobra książka – dodawał.

A ja za każdym razem patrzyłam na niego i zastanawiałam się, po co mi to było. Greckie wakacje uwypukliły wszystkie najgorsze cechy mojego męża. A ja nie tylko na nich nie odpoczęłam, ale także uświadomiłam sobie, że mój mąż jest skąpcem, nudziarzem i wiecznie niezadowolonym maruderem. Może faktycznie lepiej było zostać w domu? A tak mam za swoje. Liczyłam na to, że mój mąż okaże się greckim bogiem. Niestety okazało się, że jest zwykłym marudnym grzybem. Ale teraz przynajmniej wiem jedno – nigdy więcej nie wybiorę się z nim na zagraniczne wakacje.

Hanna, 48 lat

Czytaj także:
„Bratanek miał tyle zajęć dodatkowych, że nie miał kiedy iść do toalety. Mój brat zrobił z niego projekt superdziecka”
„Randka w ciemno zmieniła się w dziką awanturę. Raz na zawsze wyleczyłam się z poznawania przypadkowych facetów”
„Muszę mierzyć się z podejrzliwymi spojrzeniami, bo jestem samotnym ojcem. Ludzie myślą, że nie umiem zająć się córką”

Redakcja poleca

REKLAMA