W moim życiu nie było miejsca na macierzyństwo. Nie widziałam siebie jako matki, bo nie czułam instynktu macierzyńskiego. Los jednak zadecydował inaczej i musiałam się odnaleźć w nowej rzeczywistości.
Miałam poukładane życie
Mam trzydzieści trzy lata. Robota nieźle się układa, kariera małymi kroczkami idzie do przodu. Udało mi się nawet zakupić własne mieszkanie i to bez brania kredytu, jestem z tego dumna. W życiu uczuciowym bywało różnie, jedne związki wychodziły lepiej, inne gorzej. Kumpele czasem wyciągną mnie na jakąś bibkę, ale bez jakichś szaleństw. No i jeżdżę całkiem fajnym samochodem.
Czego chcieć więcej? Trzeba korzystać z życia, póki jeszcze można, no nie? Też tak sądziłam. Do pełni szczęścia nic więcej mi nie brakowało. Każdy dzień mijał podobnie, raz czułam zmęczenie, innym razem radość. Tylko ja i nikt inny. Aż tu nagle nadszedł ten pamiętny dzień.
Była to sobota. Obudziłam się około godziny ósmej rano. Napiłam się trochę wody i uruchomiłam ekspres do kawy. Wtedy nagle poczułam tak silne mdłości, że ledwie zdążyłam dobiec do toalety. Przez kilka minut targały mną gwałtowne torsje. Gdy wszystko ustało, zerknęłam w lustro. Moja twarz była blada, a pod oczami widniały cienie.
„Ojej, ale musiałam wczoraj zaszaleć" – przeszło mi przez myśl. No bo rzeczywiście, w weekend wyskoczyłyśmy z dziewczynami na imprezę do jednego z klubów. Całkiem niezły wieczór, chociaż szczerze mówiąc, to nie za bardzo pamiętam, jak dotarłam z powrotem do mieszkania. Jedno wiem na pewno – miałam pełne prawo, żeby następnego dnia męczyć się z gigantycznym kacem.
Jakoś dałam radę przeżyć tę niedzielę. Potem jeszcze jeden dzień i nadszedł poniedziałek, więc standardowo poszłam do pracy. Wiadomo, kancelaria prawna – więc klienci, dyskusje, trudne tematy, takie tam. W pewnym momencie poszłam do łazienki. Zerknęłam w lustro.
– Co, ciężki weekend? – doszedł mnie głos Małgosi, kumpeli z pracy i przyjaciółki ze starych czasów.
– No wiesz, trochę zaszalałyśmy, nie ma co ukrywać – parsknęłam śmiechem. – Aż tak to widać?
– Cóż, jesteś trochę bledsza niż zwykle.
– Z braku snu i podkładu – puściłam do niej oko.
Czułam się coraz gorzej
No cóż, mając na uwadze to, co powiedziała, przyjrzałam się sobie dokładnie, zarówno na miejscu, jak i później w domu. Musiałam przyznać jej rację prezentowałam się koszmarnie. Dodatkowo to dziwne samopoczucie. Raz pełna energii, a raz totalnie bez sił. Momentami dreszcze, a innym razem fala gorąca. O matko, chyba jeszcze za wcześnie na menopauzę.
W końcu poczułam się na tyle kiepsko, że zdecydowałam się iść do lekarza. Kazał zrobić podstawowe badania, ale wszystko wyszło w porządku. Mimo to nadal czułam się strasznie. Aż pewnego dnia coś mnie tchnęło.
Kiedy ja ostatnio miałam miesiączkę?
Czuję, że to było chyba z parę tygodni temu, kiedy ostatni raz miałam okres. A może jeszcze dawniej? Sama już nie wiem. Wstałam i sprawdziłam szuflady. Pełno w nich podpasek i tamponów, ani jednego nie brakuje. No to co jest grane? Nie czekając ani chwili dłużej, zadzwoniłam do przychodni i zapisałam się do ginekologa. Ledwo zdążył mnie przebadać, a już słyszę:
– Mam świetną nowinę! Spodziewa się pani dziecka, gratulacje!
Słucham? Gdyby nie to, że jestem przykuta do tego przeklętego siedzenia, to chyba bym z niego zleciała. Doktor raczej dostrzegł, że dzieje się coś niedobrego, ponieważ podniósł mnie, podał szklankę wody i tym razem usadowił na leżance.
– To absurd… – wycharczałam.
– Pani Emilio, wiem, ale taka jest prawda. Spodziewa się pani dziecka. To 10 tydzień. Sądziłem, że to dobra nowina…
– Jaka dobra? – wrzasnęłam, zrywając się na równe nogi. – To jest jakaś przeklęta apokalipsa!
Nie chciałam mieć dziecka
Szybko się ubrałam, wypadłam z gabinetu lekarskiego i znalazłam się na dworze. Ciąża? Dziecko? Jakim cudem? W głowie miałam totalny chaos. Zaszyłam się w mieszkaniu, przestałam odbierać komórkę, a w pracy zgłosiłam nagły urlop. I tak egzystowałam. Jak długo? Dwie, trzy doby? Tydzień? Nie mam pojęcia.
Pewnego dnia zadzwonił telefon. Olałam to. Potem ktoś zaczął walić do drzwi. Raz, drugi, trzeci, coraz bardziej upierdliwie. Niechętnie zwlokłam tyłek z wyrka i zerknęłam przez judasza. Gośka. Kompletnie nie miałam ochoty na gości, ale ponieważ dzwonek uporczywie dzwonił, w końcu otworzyłam.
– Emilka, strasznie się o ciebie bałam – rzuciła od progu i wparowała do środka. – Co się z tobą działo? Tyle czasu cię nie było i… – zacięła się, widząc bałagan w domu.
W pokoju panował totalny syf. Powykręcana pościel, koce, a na podłodze poniewierały się zużyte pudełka po jedzeniu na dowóz. Jednym słowem syf, kiła i mogiła, jak zwykł mawiać mój dziadek.
– Możesz mi powiedzieć, co się stało? – zapytała delikatnie.
– A co tu gadać… – rzuciłam się na fotel. – Wszystko się rozpadło w drobny mak, a ja kompletnie nie mam pojęcia, co dalej – zasłoniłam rękami twarz i po prostu zalałam się łzami.
Gośka zbliżyła się bez słowa i objęła mnie ramionami. Łkając w jej objęciach, starałam się cokolwiek powiedzieć, aż w końcu wyznałam jej całą prawdę.
– I co w tym takiego przerażającego? – spytała.
– A jak ci się wydaje? – westchnęłam ciężko. – Mój świat stanął na głowie. I na dodatek zostałam z tym sama…
– Nie musisz być sama – zasugerowała łagodnie.
– Nie no oczywiście. Chwycę za telefon i poinformuję gościa, że zostanie ojcem, mimo że spotkaliśmy się i pogadaliśmy raptem parę razy.
– Taaa, wasze spotkania raczej nie kończyły się na gadaniu – parsknęła śmiechem. – Ale facet powinien wiedzieć o dziecku. Poza tym, kto wie, może będziesz potrzebować od niego wsparcia…
– Od kolesia, którego w sumie nie znam?
– Życie bywa nieprzewidywalne, skarbie. No ale leć teraz pod prysznic, a ja tu ogarnę ten burdel. Potem na spokojnie pomyślisz co robić dalej i podejmiesz decyzję.
Z ciężkim sercem ruszyłam pod ten durny prysznic. Małgosia ogarnęła prawie cały bałagan, mocno mnie przytuliła i opuściła mieszkanie. Zostałam sama.
Uciekł, gdy się dowiedział
Wystukałam wiadomość do Adriana z informacją, że musimy pogadać. Zgadaliśmy się na późniejszą porę w tym samym lokalu, gdzie pierwszy raz wpadliśmy na siebie.
– Nigdy nie sądziłem, że usłyszę twój głos przez telefon ponownie – przywitał się ze mną.
– Również się tego nie spodziewałam – przysiadłam.
– Próbowałem się kontaktować, wysyłałem wiadomości, zależało mi na tym, aby nasza relacja przetrwała, ale ty...
– No tak, zdaję sobie z tego sprawę... – odetchnęłam głęboko. – Lecz okoliczności uległy zmianie.
Jak mu wspomniałam, skąd wziął się ten pomysł na spotkanie po tylu tygodniach, zrobił się blady jak ściana. Dłonie zaczęły mu drżeć. Jednym haustem opróżnił kubek z kawą, zaczął coś mamrotać pod nosem i... dał nogę. Siedziałam tam jak kołek. Miałam ochotę ryczeć i śmiać się w tym samym momencie. Ponoć to normalne, gdy hormony szaleją w tym cudownym okresie.
Minęło kilka dni. Gosia wydzwaniała prawie każdego dnia, zadając ten sam zestaw pytań. Co u mnie słychać? Czy mam jakieś potrzeby? A może Adrian się odezwał? Nie, nie dawał znaku życia. Ale wcale mnie to nie zdziwiło. Gdybym była na jego miejscu, też bym dała nogę. Przelotna relacja, która zaowocowała takim oto zaskoczeniem. Kasza dla niemowlaków, pampersy?
Ja zupełnie nie jestem do tego stworzona! Całe dnie spędzałam na rozmyślaniach, jak to wszystko będzie. Jak teraz będzie wyglądała moja codzienność? Żadnych imprez, domówek, koleżanek? Rozmowy o mleku, o pieluchach. Czytanie książek? Oglądanie filmów? Zapomnij. Od teraz liczy się tylko mleczko, kupki, zupki...
Nie zostawił mnie samej
Minął kolejny miesiąc. Postanowiłam iść do lekarza na kontrolę. Jak tylko weszłam do poczekalki, gdzie siedziały przyszłe mamy z brzuchami w różnych rozmiarach, dostrzegłam mężczyznę. Czy to w ogóle możliwe?
– A co ty tutaj robisz? – zagadnęłam, zbliżając się do niego.
– Małgosia dała mi znać – odparł. – Pogadaliśmy przez fejsa, wspomniała, że przydałaby ci się pomoc i…
– I co, tak nagle postanowiłeś się tu pojawić? Że ot tak wkroczysz w moje życie? Że… – aż gotowałam się w środku.
– Proszę wejść – słowa pielęgniarki przerwały moją awanturę – Tatuś rzecz jasna również – posłała uśmiech i pokazała drzwi do gabinetu.
Postanowiłam nie wszczynać afery i podążyłam jej tropem. Adrian też. Lekarz zaczął zadawać serię pytań, aż w końcu kazał mi się położyć na leżance i przyłożył mi do brzucha lodowaty czujnik czy jakiś inny sprzęt, nie znam się na tym.
– Voilà, oto i ona – to było wszystko, co z siebie wydusił.
– Zaraz, ale... – próbowałam coś z siebie wykrztusić.
Słowa utknęły mi w gardle, gdy wpatrywałam się w ekran. Wśród skomplikowanego wzoru linii i plamek dostrzegłam zarys malutkiej istotki. Dało się też dosłyszeć rytmiczne, szybkie bicie maleńkiego serca.
– Ale... – tylko tyle zdołałam znowu powiedzieć.
– To wasza córeczka. Drobniutka, ale w świetnej kondycji, śliczna i już gotowa, by podbić świat – zaśmiał się doktor. – Za kilka miesięcy da wam nieźle w kość. O, a tutaj widać jej twarzyczkę.
Coś pogrzebał chwilę przy sprzęcie, aż w końcu na monitorze pojawił się pomarańczowy obraz. Drobniutki nosek, powieki ściśle przylegające do oczek, palec wsunięty do malutkich ust. O rany, to był po prostu miniaturowy człowieczek! Nie jakiś obiekt, tylko maleńka osóbka. Kiedy opuściliśmy poradnię lekarską, zalałam się łzami. Adrian po prostu mnie objął.
– Wiesz co, nie mam pojęcia, jak to wszystko się potoczy – odezwał się. – Ale jakoś udało nam się stworzyć ten mały cud. Dajmy z siebie wszystko, żeby tego nie popsuć, co ty na to? A co będzie dalej, to się okaże.
Po namyśle postanowiliśmy właśnie tak postąpić. Nie zamieszkał ze mną ani nie oświadczył się, po prostu był w pobliżu, trochę jak przyjaciel. To mi w zupełności wystarczało. Gdy minęły cztery miesiące, mogłam już tulić ją w ramionach. Taka drobniutka, czerwoniutka i cała w fałdkach. Z pozoru może i niezbyt urodziwa, ale dla mnie najcudowniejsza na świecie. No i zdrowa, i pełna wigoru.
Pochyliłam się nad tym małym zawiniątkiem i wyszeptałam: „Jak mogłam cię nie chciec, słoneczko ty moje?”. Od dziś zaczynam nowe życie. Stanę się innym człowiekiem. Zrobię to dla ciebie, kochanie. Adrian trzymał się dzielnie, choć było widać, że jest wyczerpany. Nie wiem, czy coś z tego będzie, ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Liczy się tylko to, że ją mam. Ona jest teraz całym moim światem. Najcudowniejszym światem.
Emilia, 33 lata
Czytaj także:
„Byłam królową drogerii i hurtowo kupowałam podkłady do twarzy. Dlatego, by ukryć ślady po ciężkiej ręce męża”
„Chciałam mieć córkę pod ręką, a ona uciekła na drugi koniec świata. Mam wnuka, ale nie dane jest mi go poznać”
„Była żona chciała, abyśmy po rozwodzie zostali przyjaciółmi. A ja marzyłem o tym, by zniknęła mi z oczu raz na zawsze”